Część 4

        Ktoś kto powiedział, że czas leczy rany powinien być bardziej precyzyjny. Dwa tygodnie od śmierci Marinette dłużyły się w nieskończoność, a każdy dzień był gorszy od poprzedniego. Adrien, Nino i Alya bardzo się ze sobą zbliżyli przez ten czas, ale wcale przez to nie było im lżej na duszy. Ataki ustały, ale każde z nich wcześniej nie wierząc, że kiedyś to powiedzą przyznawali, że pragnęliby znów ataków, byleby Biedronka mogła żyć.

Tymczasem mistrz Fu przeglądał wraz z Tikki zdjęcia osób, które były przemienione przez akumy.

- Może Lady WiFi? - zasugerowała Tikki - To przyjaciółka Marinette. Jest odważna i zawsze marzyła, aby być bohaterką. Poza tym podziwiła Biedronkę.

- Nie, nie mogę jej tego zrobić. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej byłaby świetną kandydatką na Miraculum Lisa, ale w tej sytuacji nie mogę dać jej kolczyków. Czułaby wielką presję musząc dorównać Biedronce, która zginęła w szlachetny sposób. Nie chciałaby zastępować miejsca swojej przyjaciółki, to by ją przybiło. Marzenie zostania bohaterką jest piękne, ale zniszczylibyśmy je, gdyby została nią czyimś kosztem i to kogoś tak drogiemu jej sercu. Ale ona... - wskazał zdjęcie jednej z dziewczyn.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Marinette nie przepadała za nią, uważała ją za samolubną.

- Za to ona pokazała, że ma wprawę w walce i mogłaby ją zastąpić. Tikki, nie raz opiekowałaś się kimś, kto nie był najsympatyczniejszą osobą, ale zawsze umiesz zmienić człowieka.

- Tylko, że... Boję się znów utracić kolejną Biedronkę. Co jeżeli to się powtórzy? Jeżeli znów ją stracę...

- Tikki, nie mów, że jeszcze ty się poddajesz. W was Kwami cała nadzieja ludzkości. Sama widzisz jakie spustoszenie sieje Kwami Ćmy w niewłaściwych rękach.

- Dobrze mistrzu Fu...

***

        Adrien szedł na cmentarz. Zawsze ilekroć się tam pojawiał miał łzy w oczach i bardzo często spotykał tam rodziców Marinette. Nie śmiał spojrzeć im w oczy, mimo iż nie mogli wiedzieć, że Kot i on to ta sama osoba. Teraz jak nigdy wcześniej bolało go to, że nikt nie mógł wiedzieć kim jest. Tak bardzo chciałby móc z kimś porozmawiać, wylać cały swój żal. Być może gdyby usłyszał od kogoś, że to nie jego wina byłoby mu nieco lżej na duszy. Żeby chociaż móc się komuś wyżalić, zrzucić ten ciężar z serca. Musiał sam dźwigać to na barkach. Zwłaszcza teraz gdy wszystko się na niego zwaliło.

- To ja powinienem był wtedy zginąć - powiedział cicho. - To we mnie były wymierzone te pazury... Biedronko... - stanął nad grobem ze spuszczoną głową. - Nie... Marinette. Przepraszam, że cię nie ocaliłem. Przepraszam, że nie zdołałem cię ochronić.

Po dłuższej chwili chłopak wzniósł głowę ku niebu i zamrugał kilka razu czując, że za chwilę znów się rozklei. Musiał wziąć się w garść. Wracając w pewnej chwili zauważył między alejkami cmentarza leżących ludzi. Wyglądali jak nieżywi. Chciał podbiec do nich, ale wtedy zauważył odwróconą tyłem postać na kolumnie z powiewająca czarną płachtą na wietrze. Schował się szybko za mauzoleum i wyjrzał ostrożnie. Postać odwróciła twarz w jego kierunku, ale nie dostrzegła go. Za to on dojrzał doskonale maskę w kształcie ćmy, podobną do tych, jaką miało wiele osób przemienionych przez akumy. Musiał działać.

- Plagg, wysuwaj pazury!

Przemieniony chłopak wyszedł zza mauzoleum.

- Kim jesteś?! - krzyknął

- Ja? - zakapturzona postać kobieca dopiero zauważyła jego obecność - Mam wiele imion. Jedni nazywają mnie Kostuchą, inni Ponurym Żniwiarzem, jeszcze jedni Macabrą, ale na pewno wszyscy najlepiej kojarzą mnie jako Śmierć.

- Ci ludzie, czy oni...

- Nie żyją? To tylko kwestia czasu. Na razie są nieprzytomni. Starczy, że kogoś dotknę, a pada na ziemię. Życie powoli z niego ulatuje.

- Czemu to robisz?!

- Och, to proste. Odkąd zginęła Biedronka wszyscy się nad nią użalają. Wygłaszają jaką to była bohaterką i jak to zginęła dla nas wszystkich. Nie mogłam tego słuchać! Moja mama... Była policjantką. Zawsze najważniejsze dla niej było bezpieczeństwo obywateli. Ona również nas chroniła, ale o takich bohaterach się nie mówi. O nich każdy zapomina, bo przecież żeby być „prawdziwym" bohaterem trzeba mieć głupią maskę. Rozbiła niebezpieczną grupę przestępczą. Niestety grupa policjantów pod jej dowodzeniem nie poradziła sobie z jednym z mężczyzn, który się im wyszarpał i wycelował bronią w kobietę, która pomogła policji w odkryciu ich. Moja mama osłoniła ją. Również zginęła przez to, że kogoś uratowała, ale czy po niej płakano? Czy cały czas mówiono o niej w telewizji? Czy wszyscy tylko o tym rozmawiali? Nie! Jedna głupia wzmianka w brukowcu, to wszystko. Nie mogę znieść tej niesprawiedliwości. Może wreszcie gdy zaczną ginąć ludzie wszyscy zdadzą sobie sprawę jak ważne jest życie każdego człowieka, a nie tylko pajacowatego bohatera paradującego w obcisłym stroju!

- Zaczekaj... rozumiem twój ból. Znam to cierpienie, takie samo wciąż jest żywe we mnie, ale nie widzisz, że właśnie zaprzeczasz ideałom swojej matki? Ona poświęciła życie dla niewinnego obywatela, a ty im je odbierasz!

- Guzik prawda, że wiesz co czuję, nie wiesz, bo ty nie utraciłeś kogoś o kim wszyscy zapomnieli jeszcze tego samego dnia! Nie wiesz co przeżywam, więc nie masz prawa mnie osądzać. I ty... Ty również zginiesz! - w dłoniach dziewczyny zmaterializowała się kosa.

Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że to co mówi dziewczyna jest nieracjonalne, ale tak naprawdę przemawiała przez nią akuma. Była opętana.

Dziewczyna zamachnęła się kosą i chłopak natychmiast się uchylił. Kosa świsnęła mu nad głową ścinając kosmyk włosów. Gdyby była tu Biedronka zapewne rzuciłby coś o tym, że jeszcze nie planował wizyty u fryzjera, lub, że popsuła mu fryzurę, ale bez niej nie miał ochoty na charakterystyczne dla niego żarty lub gierki słowne. Wybił się z ugiętych nóg i skoczył na Śmierć powalając ją z monumentu na którym stała. Lustrował ją wzrokiem rozpaczliwie szukając przeklętego przez akumę przedmiotu. Dziewczyna wykorzystując to, że chłopak jest nad nią zgięła nogi, naparła nimi na brzuch chłopaka wyprostowując je i przerzuciła go za siebie sprawiając, że upadł na plecy. Przeturlał się na bok w momencie, gdy kosa wbiła się w ziemię w miejscu w którym przed momentem była jego głowa. Gwałtownie się podniósł, a dziewczyna błyskawicznie znalazła się za nimi i pochylając głowę w stronę jego karku spytała szeptem:
- Czy już czujesz oddech śmierci na plecach?

Blondyn szybko się odwrócił i naciągnął kaptur dziewczyny na oczy przez co ta zachwiała się do przodu i prawie na niego upadła. Szybko uskoczyła do tyłu.

- Walka i tak nie była moim priorytetem. Lecę zająć się innymi, ci tutaj już i tak są jedną nogą w grobie.

Po tym skoczyła niewyobrażalnie wysoko w powietrze.

- Czekaj! - krzyknął Kot, ale było za późno. Gdyby Marinette tu była zaraz rzuciłaby yo-yo, oplotła nim kobietę i sprowadziła na ziemię. Zaraz też wiedziałby gdzie skryła się akuma. Czuł się bardziej bezradny niż kiedykolwiek wcześniej.

Kot wybiegł z cmentarza i zaraz zobaczył kolejnych nieprzytomnych. Nie wiedział ile dokładnie ma czasu, aż uleci z nich życie, ale czuł, że nie zostało go wiele. Musiał odnaleźć tę dziewczynę i zniszczyć akumę nim będzie za późno. Aby mieć lepszy widok wdrapał się na dach budynku obserwując ulice.

- Juhu, Czarny Kocie! - usłyszał obcy głos za plecami - To ja, twoja Biedronsia!

Od razu nie polubił tej beztroski, która biła z głosu tej osoby, oraz tego, że nazwała się "Biedronsią.".

-Nie... Ty nie jesteś Biedronką...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top