• O wędrowaniu, prze-mijaniu i tkaniu więzi •


"Kiedy nadchodzi czas umierania, nie bądź jak ci, których serca wypełnia strach przed śmiercią i gdy nadejdzie ich koniec, płaczą i modlą się o trochę czasu, by przeżyć swoje życie raz jeszcze w inny sposób. Śpiewaj swoją pieśń śmierci i umieraj tak jak bohater, który wraca do domu". ~ Tecumseh (Shawsee)

💛

Dzień rozpoczął się mokro i mgliście. Powietrze było wilgotne i ciężkie, osiadało na dnie płuc jak łzy na rzęsach. Mimo tej niesprzyjającej aury Teresa nie zamierzała zrezygnować ze swojego postanowienia i zaraz po wstaniu oznajmiła je reszcie domowników, dzieląc się z nimi hiobowymi wieściami. Poruszona Rozalia natychmiast wyraziła chęć towarzyszenia mamie, ale Franek przekonał ją, że nie jest to dobry pomysł.

— To daleka droga i mama będzie potrzebować kogoś, kto ją zmieni, a ty nie masz prawa jazdy. Poza tym powinnaś teraz spędzić jeszcze trochę czasu z Su, zanim odjedzie.

Gdy spakowane bagaże załadowano do samochodu, a Teresa żegnała się z Ro i Henrym, Franciszek poleciał jeszcze do swojego pokoju. Otworzywszy drzwi, stanął jak wryty. Powodem jego zdumienia była Su, która siedziała na podłodze i przytulała policzek do rękawa chabrowej koszuli, w której nakładał koniom siano poprzedniego dnia. Uśmiechnął się uspokajająco do przerażonej dziewczyny, która zobaczywszy go, zerwała się na równe nogi.

— Wpadłem tylko zabrać płyty. Nie przeszkadzaj sobie — powiedział, filuternie mrugając okiem.
— Przepraszam — wymruczała speszona dziewczyna spomiędzy palców, którymi zasłoniła twarz — Po prostu jakoś tak mi smutno, że tak nagle wyjeżdżasz, że ja wyjeżdżam i znowu się nie będziemy wszyscy widzieć tyle czasu.

Nie namyślając się zbytnio nad racjonalnością tego, co robi, Franek podszedł do przyjaciółki swojej siostry, objął ją delikatnie ciepłymi ramionami i ucałował jej zroszony łzami policzek.

— Nie smuć się. Przyjadę tam do ciebie. To znaczy, odwiedzimy cię z Ro, jeśli będziesz chciała. Nigdy tam jeszcze nie byliśmy, zrobisz nam tour po mieście.
— Oczywiście, że będę chciała, głupku!

Po ósmej rano mama i syn jechali już, kolebiąc się w samochodzie na polnej drodze i modląc się do Boga Nieba, by wiatr i słońce rozproszyły gęstą jak mleko mgłę. Krótkowzroczna Teresa widziała przed sobą jedynie zwartą białą masę, ale na szczęście młode oczy Franka, zachowane od zgubnego wpływu nowoczesnych ekranów, jakoś dawały radę rozpoznawać zamazane kształty przed nimi. Dlatego to on kierował.

Po kilkudziesięciu minutach, ku wielkiej uldze obojga, ich prośby zostały wysłuchane; mgła się rozwiała, a powietrze znów stało się przejrzyste. Podniesiony odrobinę na duchu chłopak dla ocieplenia nastroju wsunął do odtwarzacza płytę All That You Can't Leave Behind U2. Na prośbę mamy przełączył od razu na jej ukochaną piosenkę Kite, a potem zapytał:

— Jaki on jest, ten Kukuniwi?

Teresa przetarła dłonią zmęczone oczy i odparła:

— Pamiętam go jako niezwykle mądrą, ciepłą osobę. Miał w sobie zawsze (to znaczy ma) taki głęboki spokój, jego towarzystwo było takie kojące, wzbudzał zaufanie. Dzieciaki, które uczył w szkole (którą pomagaliśmy remontować), bardzo go kochały. Opowiadałam wam przecież o tym, nie pamiętasz?

— Opowiadałaś — żachnął się lekko Franek — ale już jakiś czas temu i nie wszystko pamiętam dokładnie. Czego uczył?

— Historii i geografii. A, i oprócz tego prowadził kółko astronomiczne. Co prawda w czasach jego dzieciństwa podstawówka w rezerwacie była w opłakanym stanie i rodzice zdecydowali się uczyć go w domu, ale oboje mieli dużą wiedzę i myślę, że wyszło to Kukuniwi na dobre. Niesamowici byli. Przez lata oszczędzali zarobione pieniądze, by móc go wysłać do college'u z internatem. Dzięki temu, no i oczywiście dzięki swojej inteligencji i wysiłkowi zdobył wykształcenie, poszedł na studia i zyskał kwalifikacje, żeby móc uczyć. Świat stał przed nim otworem, proponowali mu pracę na uniwersytecie, ale postanowił wrócić i zająć się schorowanym ojcem, odciążyć mamę.

— To wtedy się poznaliście?

— Chyba tak, jakoś niedługo po jego powrocie.

Przez jakiś czas milczeli, wsłuchując się w żarliwy śpiew Paula Hewsona, i starali się mieć nadzieję, że nie przybędą za późno...

💛

Za oknami szpitala zapadał zmrok. Jego wnętrze wypełniło bladożółte, kłujące w oczy światło lamp, które zamiast rozchmurzać jak słońce szary smutek i ocieplać nadzieją, potęgowały nastrój bezradności i przygnębienia. Teresa załamywała ręce, widząc w całej okazałości nieprzytulność tego miejsca podczas wędrówki przez medyczne korytarze. Franciszek w sposób nieco bardziej zawoalowany okazywał swoją niechęć do podobnych placówek, zasłaniał sobie tylko od czasu do czasu nos, by uchronić go od ostrego zapachu środków czystości.

Po jakimś czasie kluczenia dotarli na oddział onkologiczny i zapytali w dyżurce, gdzie znajdą Kukuniwi. Jedną z kobiet okazała się być Rachel, która właśnie przyszła na moment odetchnąć i napić się kawy. Przybycie Morganów ogromnie ją ucieszyło, oznajmiła im jednak ze smutkiem, że stan pacjenta jest już bardzo ciężki.

— Jak dobrze, że przyjechaliście! — powiedziała serdecznie, prowadząc za sobą Teresę i Franka i odgarniając wpadające jej do podkrążonych oczu siwe kosmyki — na szczęście Kukuniwi jest jeszcze przytomny. Spotkanie z wami na pewno go ucieszy.

Teresie i Frankowi ścisnęły się serca, gdy wszedłszy do sali, zobaczyli, jak młody, przemęczony Indianin poi chorego wodą na łyżeczce.

— Vitek, co ty robisz? On się może zachłysnąć! Przecież ma kroplówkę — zawołała ze zgrozą Rachel, podchodząc do chłopaka i wręcz wyrywając mu narzędzie nie-winnej zbrodni.

— Tata chciał chociaż raz jeszcze poczuć w ustach smak wody — odparł z wyrzutem Vitas, zaciskając wargi i z trudem powstrzymując łzy gniewu i bezsilności, które zabłysły w jego bursztynowych oczach. Zauważywszy nowo przybyłych, przypomniał sobie o dobrych manierach i gestem zachęcił ich, żeby podeszli bliżej.

— Dziękuję, że przyjechaliście — powiedział, uśmiechając się ze smutkiem i ściskając podane mu dłonie, a następnie zwrócił się do taty, który odpoczywał z przymkniętymi powiekami:

— Tato, zobacz, przyjechali do ciebie Teresa i ... — tu urwał, patrząc pytająco na zbożowowłosego przybysza.

— Franek, jestem synem mojej mamy — dopowiedział młody Morgan z właściwym sobie dowcipem, którym próbował rozładować nieco grobową atmosferę.

W międzyczasie Kukuniwi otworzył z wysiłkiem oczy i spojrzał na przyjaciółkę z lat młodości, a jego wychudzona, przypominająca skorupkę orzecha twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Wzruszona Teresa przysiadła tuż przy nim i czule gładząc jego dłoń, powiedziała:

— Dobrze cię znów widzieć, kochany.

— Ciebie ... też. Dziękuję. Jesteś ... kochana — wyszeptał chrapliwie Kukuniwi, dzieląc wypowiedź na pojedyncze słowa i patrząc na kobietę tak, jakby odwiedził go anioł.

— Czy jest coś, co możemy dla pana zrobić? — zapytał Franek, który bardzo nie lubił sytuacji, kiedy nie mógł w żaden sposób komuś pomóc. Chciał się poczuć potrzebny.

Dowiedziawszy się od Vitka, że jego tatę od kilku dni mocno bolała głowę i leki przeciwbólowe niezbyt pomagały, Franek zapytał chorego, czy może spróbować coś na to zaradzić. Kukuniwi lekko skinął głową, wobec czego młodzieniec zajął miejsce przy wezgłowiu, położył mu dłoń na czole i zaczął delikatnie poluzowywać napięte tkanki.

— Jak się tego nauczyłeś? — zapytał Vitas, przypatrując im się z zaciekawieniem i rozczesując długie pasma swoich hebanowych włosów.

— Moja ciocia Agatka z Polski, fizjoterapeutka, pokazała mi w zeszłe wakacje, jak to się robi, żebym potrafił ulżyć mamie, gdy będzie miała migreny. Mówiła, że napięcie czepca ścięgnistego¹ często może powodować bóle głowy.

Przepełnione dobrymi chęciami zabiegi Franciszka przyniosły znaczną ulgę Kukuniwi. Spędzili wspólnie dobry, pełen spokoju i światła wieczór. Tuż przed świtem Kukuniwi wtulał się już w Objęcia Niebieskiego Ojca.

💛

¹ czepiec ścięgnisty ~ wspólne ścięgno dla mięśnia potyliczno-czołowego i mięśnia skroniowo-czołowego, które jest zrośnięte ściśle ze skórą głowy. Często miałam go poluzowywanego podczas rehabilitacji u mojej fizjoterapeutki i przyjaciółki ~ Pani Agatki.

Specjalne podziękowania składam Kamili [philokalia-] za polecenie mi piosenki Kite, która bardzo mi przypasowała do tego rozdziału.

Wybaczycie mi kiedyś, że uśmierciłam biednego Kukuniwi? Na pocieszenie zdradzę, że w poprzedniej wersji PP skończył gorzej, zamordowany przez żądnych złota rabusiów. xd Tym razem pozwoliłam mu przynajmniej spotkać się z naszymi przyjaciółmi z Wyoming.

Właśnie, co myślicie o relacji Su i Franka/ Franka z mamą?

Jakie wrażenie wywarł na Was Vitas?

Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam, tulę i przesyłam dużo siły i nadziei w tych porypanych czasach.

Dobrego tygodnia, trzymajmy się!

Ola

~ Zadanie dla chętnych ~

Proszę, posłuchajcie sobie (i poczytajcie teksty) piosenek ze wspomnianego w tym rozdziale albumu U2. Nie musicie wszystkich, ale przede wszystkim Beautiful Day, Stuck In The Moment You Can't Get Out Of, Peace On Earth oraz Grace. Kocham je.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top