• O rozdarciach, oddychaniu i nauce latania •

"Wody — uczy pragnienie.
Brzegu — morskie przestrzenie.
Ekstazy — ból tępy jak ćwiek.
Pokoju — o bitwach pamięć.
Miłości — nagrobny kamień.
Ptaków — śnieg". ~ wiersz Emily Dickinson, w przekładzie Stanisława Barańczaka

💛

Delikatne, łagodne promienie, jakby utkane z miodowych nici, spływały z Gwiazdy-Słońce na Ziemię, lawirując pomiędzy gęstymi jak mleko obłokami. Zdawać by się mogło, że chciały choć trochę ukoić smutek chłopca, który przycupnął na chłodnej ziemi przy kamiennym nagrobku, pogrążony w głębokiej zadumie. Jego długie włosy spływały smutno hebanowymi falami na czarną koszulę, której kieszenie skrywały chusteczki przemoczone od łez.

Serce duszy Vitasa pulsowało boleśnie w rytm piekącego żalu i nieutulonej tęsknoty. Chciało mu się płakać, ale już więcej nie mógł. Czuł się wypłukany, pusty jak wydmuszka, jakie co roku robili z tatą w Wigilię Paschalną, ozdabiając je na czejeńską modłę. Rozmawiali wtedy szczególnie o mamie, o tym, jaka była, co tam robi w górze, czy jest jej tam dobrze, czy myśli o nich i z kim z ludzi przeszłych zadzierzgnęła już więzi. Ale rozmawiali też o tym, jaki On jest:

"Wicherku mój, pamiętaj, cokolwiek by się nie działo w twoim życiu, że Yeszua też był człowiekiem. Ścieżki Jego życia pokryte były cierniami, potem i krwią. Doświadczył śmierci taty, kuzyna, przyjaciela. Śmierć złamała mu serce, zaparła mu dech i wyrwała ducha z Jego ciała, ale Jego Miłość była (i jest) silniejsza niż śmierć i pokonała ją. Bardzo cię proszę, synu, staraj się kochać Jego i ludzi, mimo wszystko, a niektórych raczej znosić w miłości. I pamiętaj, że On kocha ciebie. I choć z trudem mi to przechodzi przez gardło i wydaje mi się to nie-możliwe, to pewnie nieskończenie bardziej niż ja."

Na wspomnienie tych słów ojca, które wyświetliły się nagle na kliszy jego pamięci, Vitas poczuł się tak, jakby ktoś go ugodził w serce rozżarzonym mieczem. Łagodnie pogładził to miejsce swoją mlecznokawową dłonią i zaczerpnął głęboko powierza, a wraz z nim kilka kropli spokoju.

— Strasznie szkoda, że cię tu nie ma, wiesz? — odezwał się schrypniętym głosem, spoglądając zmęczonymi oczami na uśmiechniętą fotografię ojca, przytwierdzoną do nagrobnej tabliczki — i przez to, że ciebie tu nie ma, czuję się, jakby mnie też nie było. Ale obiecuję ci, że mimo wszystko będę starał się żyć ... dobrze. Żebyś, jeśli ... skoro ... jesteś gdzieś tam, mógł być ze mnie choć trochę dumny. Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia.

Umilkł i drżącymi palcami zapalił kremową świecę, a następnie umieścił ją w czarnej latarence, przy której blasku Kukuniwi lubił czytać wieczorami. Potem Vitas poprawił zdobiący kamienną płytę wieniec ciemnobordowych róż ze złocistymi wnętrzami i powrócił do czekających na niego Teresy i Franka. Z wdzięcznością uścisnął podane mu przez nich dłonie. Gdy szli już cmentarną alejką, powiedział poważnie:

— Przemyślałem waszą propozycję i jeśli to nie będzie stanowić dla was problemu, zamieszkałbym z wami w Peace of Land. Przynajmniej na jakiś czas. Będę pracować, nauczę się, czego będzie trzeba. Nie potrafiłbym chyba tam wrócić, po tym wszystkim.

— To całkowicie zrozumiałe, Vitek — odpowiedziała ciepło Teresa — i nie wygłupiaj się, nie będzie to dla nas żaden kłopot, tylko radość i honor, a Rozalia to już na pewno będzie przeszczęśliwa, jak cię pozna.

"Obawiam się, że nasz sąsiad może nie podzielać tej radości". ~ pomyślał Franciszek i gwizdnął w myślach.

💛

Odkąd Teresa oznajmiła Henry'emu przez telefon, że wieczorem powinien się ich spodziewać z powrotem i że Vitas przyjedzie z nimi, w Peace of Land zapanował lekki popłoch. Poprzedniego dnia jasnowłosy kowboj wpadł spontanicznie w odwiedziny do Bashów, razem z tatą Harry'ego troszeczkę przesadzili z ilością whisky i dość szybko zaczęli chrapać. Ich dzieci zaś, pozostawione same sobie, ochoczo wykorzystały okazję i spędziły wspólnie noc, milcząc, rozmawiając i tańcząc przy łagodnych melodiach (i śpiewie Georga, Paula i Johna) płynących z odtwarzacza.

Gdy tak sobie byli ze sobą, czuli się tak, jakby grawitacja przestała mieć nad nimi władzę, jakby wzlatywali lekko do migotliwej, tajemnej krainy. Wraz ze świtem jednak czar tej nocy prysł i zawstydzona tym, że mogło do czegoś dojść (i że chciałaby i nie chciałaby, żeby do czegoś doszło), Ro uciekła z domu sąsiadów, wlokąc ze sobą równie zawstydzonego ojca. Tak więc telefon Teresy obudził ich po kilku zaledwie godzinach snu, lecz mimo to zasłyszane wieści skuteczne postawiły ich na nogi.

W czasie gdy jej tata odkurzał i mył podłogi, Rosalie pozmywała naczynia i postanowiła, że spróbuje upiec zapiekankę na późny obiad. Przygotowując do pieczenia poszczególne składniki zajęta była także intensywnym monlogiem wewnętrznym, który co jakiś czas objawiał się poprzez mamrotanie do siebie bezładnych haseł. Niektóre miały charakter, nieco osobliwej, modlitwy: Dear Lord, jakie to wszystko porypane! inne lamentu: Biedny Vitek. Biedny Harry. I biedna ja! a jeszcze inne dramatycznego pytania retorycznego: Jak żyć?!)

Skutkiem jej monologów wewnętrznych i wysłowionych oraz związanego z nimi rozkojarzenia było to, że krojąc ziemniaki na plasterki, zacięła się w palec i klnąc pod nosem z bólu i niemożności znalezienia plastrów, musiała tamować krwawienie wacikiem. W końcu jednak udało jej się wsadzić warzywny misz-masz do piekarnika, a nawet upiec go bez całkowitego zwęglenia.

Zadowolona ze swojego kulinarnego wyczynu, zabrała się za ogarnianie pokoju gościnnego dla przyszłego przybysza. położyła świeżą pościel, starła kurz i przyniosła kwiaty kanny w doniczce z salonu, by dodać nieco barw do stonowanego wnętrza. Zdawało jej się, że odzyskała już odrobinę równowagi wewnętrznej, szybko jednak przekonała się, że było to złudne, gdy do jej uszu dobiegło ochocze wołanie Henry'ego:

— ROOSAA-LIE! HARRY DO CIEBIE!

💛


Szczególne podziękowania składam Kamili za polecenie (i przypomnienie) mi cudownego Iris oraz Something, które baardzo także Wam polecam(y)!

Jak wrażenia po tym rozdziale?
Któryś fragment szczególnie Wam się podobał/ wzbudził jakąś refleksję lub wspomnienie?

Dziękuję z głębi wdzięczności Kamili, Werci i Esterze za motywację do pisania i częstszego publikowania, w dużej mierze dzięki Wam ta karuzela śmiechu się jakoś kręci. <3

Tulę Was wszystkich i każdego z osobna i życzę Wam dobrego przedmajówkowego tygodnia!

Ola

24.04.2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top