8. Dobra energia
Majka chciała zapomnieć o Łucji i o Anastriannie, a przede wszystkim o ich historyjkach wyssanych z palca. Z całych sił próbowała usunąć związane z nimi myśli, ale nie potrafiła. Wracały do niej ze zdwojoną siłą. Nakładała się na nie zagadka Eumira, której wcale nie zamierzała rozwiązywać. Nieświadomie wciąż przyspieszała kroku jakby bieg miał jej pomóc w oczyszczeniu umysłu. W końcu znalazła się przy skraju lasu. Drzewa wciąż dzielnie opierały się nadchodzącej jesieni, choć liście brzóz już powoli żółkły, a zapach grzybów unosił się nawet poza granicą lasu. Kilkakrotnie głęboko zaciągnęła się leśną wonią i opanował ją spokój. Zawsze gdy czuła się źle, przychodziła w to miejsce i zawsze las jej pomagał. Była z nim na swój sposób związana, choć nie zdawała sobie sprawy jaka szczególna jest to więź. Po prostu lubiła chodzić po lesie i nie upatrywała w tym niczego niezwykłego. Zdumiewające było natomiast to, że po powrocie z zagajnika wstępowała w nią nowa energia, dzięki której łatwiej jej było przezwyciężyć chandrę. Jakby drzewa przekazywały jej swoją energię. Kiedyś przeczytała gdzieś, że każdy gatunek drzewa ma inne działanie lecznicze. I nie chodziło wcale o picie naparów z ich kory czy liści, ale właśnie o ich energię. Wystarczyło przytulić się do drzewa, a ono wywierało konkretny wpływ na organizm. Nie wierzyła, dopóki sama tego nie wypróbowała. Gdy miała kilka lat, pewnie małżeństwo chciało ją adoptować. Wreszcie wzięli ją do siebie na kilka dni, ale odstawili ją do placówki przed upływem tego czasu. Do dziś nie wie co takiego zrobiła, że ją oddali. Była załamana. Wymknęła się potajemnie do lasu i niewiele myśląc przytuliła się do rosnącego w pobliżu lasu kasztanowca. Mimo że była kilkuletnim, żywiołowym dzieckiem, trwała tak dopóki jej nie znaleziono. Posłusznie wróciła do placówki, bo już wierzyła, że każdy człowiek zasługuje na miłość i na pewno sama również jej doświadczy. Niekoniecznie od ludzi, którzy ją oddali. Przydrożny kasztanowiec przewrócił się kilka lat temu podczas wichury. Majka zdążyła jednak zasadzić jego nasiono na podwórku placówki. Wykiełkowało i młode drzewko nadal pięknie rośnie.
Przechadzała się po lesie chłonąc jego zapachy i życiodajną energię. Zawędrowała aż na przeciwległy skraj. Rosła tam jarzębina, której czerwone owoce tak bardzo kojarzyły się z jesienią. Drzewo było już stare, miała wyjątkowo gruby pień, a nisko rosnące gałęzie nie wydawały już masy owoców. Chłodny wiatr poruszył liśćmi. Jarząb zaprosił Maję do siebie. Nie odmówiła. Objęła pień i zamknęła oczy. Woń rośliny otoczyła ją od stóp do głów. Dojrzała oczami duszy to, co dla innych pozostawało niedostrzegalne. Przypomniała sobie jak dawno temu, gdy biegła ze szkoły do placówki, po raz pierwszy uniosła się w powietrze. Trwało to najwyżej kilka sekund, ale wyraźnie poczuła, że jej nogi młócą powietrze. Zaskoczona upadła jak długa. Spróbowała potem powtórzyć ten wyczyn w lesie. Pobiegła najszybciej jak potrafiła i znów poszybowała. Nie obyło się bez upadku. Przewracała się za każdym razem, a mimo to pędziła co sił w nogach, by znów poczuć, że jest wolna. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała, a Łucja od razu wyczuła, że jest coś, co zataja przed innymi. Jak domyśliła się, że posiada w sobie coś takiego, co nawet dla niej samej było niewytłumaczalne? Łucja mogłaby to wytłumaczyć. Nagle stało się to dla Majki jasne i takie... wiarygodne. Skoro pojawił się w jej życiu ktoś, kto pomoże jej zapanować nad niekontrolowanym lataniem, kto odkryje przed nią inne, wspaniałe światy i sprawi, że stanie się kimś lepszym, to dlaczego nie miałaby z tego nie skorzystać?
Piękne jak kwiaty.
Chwila długa jak wieczność.
Waleczni i mężni.
Nie mieszkają tam, gdzie śnieg.
Podobni do ludzi.
Łucja jest smuklejsza niż inni ludzi, ma śpiewny głos, porusza się z lekkością i gracją. Towarzyszy jej majowy powiew wiatru niosący woń konwalii i bzów. Właśnie te cechy tak bardzo przyciągały do niej Majkę. Widziała w niej lepszą wersję samej siebie. Piękniejszą, bystrzejszą, lepiej rozumiejącą to, co ją otacza. Chociaż refleks obie miały równie dobry. Refleks godny łucznika. W jej umyśle zrodziło się rozwiązanie zagadki. Jarząb najwyraźniej umiał czytać w myślach, bo jak na zawołanie zaszumiał gałązkami. Maja wyszeptała mu słowo, które już zawsze miało jej towarzyszyć:
- Elf.
Od Autorki: Przepraszam za jednodniowy poślizg. Dziękuję najwytrwalszym Czytelnikom. Od tego rozdziału fabuła z kopyta ruszy do przodu :).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top