3. Portret

Ze snu wyrwał ją dźwięk budzika. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy tego dnia to to, że nie chce się budzić. Chce znów zasnąć i przenieść się do tego świata ze snu. Tylko co w nim takiego było, że Majkę tak do niego ciągnęło? Wiosenny, ciepły powiew pachnący tulipanami i fiołkami, który otulał ja od stóp do głów? Był zarazem znajomy i całkiem nowy. Ale we śnie pojawiło się jeszcze coś. Ktoś – Anastrianna. Gdy Maja przypomniała sobie o tym spotkaniu, myśli lotem błyskawicy, jedna za drugą, przelatywały jej przez głowę. Przekonam się kim tak naprawdę jestem. Mama była dzielna i gotowa do poświęceń. Była, bo nie żyje. Kochała i mnie, i tatę, ale musiała od nas odejść. Powiedziała dlaczego? Złote serduszko z portretem rodziców... Wyskoczyła z łóżka jak oparzona nie zważając na to, czy obudzi Olimpię i Edytę. W porę obejrzała się na nie, ale Edyty nie było, a Olimpia leżała odwrócona twarzą do ściany. Serduszko na łańcuszku kryło się w błękitnym pudełeczku, które jak gdyby nigdy nic leżało na jej biurku. Majka chwyciła je drżącymi dłońmi. Łzy nieco zmazały jej obraz. Szybko pozbyła się ich. Już miała otworzyć złote serce, ale usłyszała rozlegające się na korytarzu kroki. Szybko zamknęła pudełko.

- Potrzebne ci zaproszenie na śniadanie? Dyra czeka na ciebie już od pół godziny! – Wrzeszczała na nią Edyta.

- Po co tak na mnie krzyczysz?! – Odgryzła się ze złością.

Edyta zepsuła piękny poranek. Serduszko z portretem musiało zaczekać.

Dyrektorka czekała na progu stołówki.

- Dzień dobry. Przepraszam, że tak długo pani czekała, ale dopiero przed chwilą wstałam – usprawiedliwiała się.

- Dzień dobry, kochana! Czekałam? Na ciebie?

- A nie chciała mnie pani widzieć? – Spytała zawiedziona.

- Nie, kochana. Kto ci naopowiadał takich bzdur?

- Edyta.

- Och! Ona lubi czasami robić takie kawały – zaśmiała się Danuta. – Idź już na śniadanie. Miłego dnia!

- Wzajemnie.

Olimpia i Edyta rzeczywiście lubiły robić psikusy. Ich pomysły wcale nie były śmieszne, a już na pewno nie dla ich ofiar. Nagle Majka coś sobie uświadomiła: a jeśli to serduszko to ich kolejny durny pomysł? A jeśli tylko czekają na to aż je otworzy i znajdzie tam... Tak daleko wyobraźnia Mai nie sięgała. Miała stuprocentową pewność, że w środku będzie portret jej rodziców. Nie wiedziała skąd wzięło się takie mocne przekonanie. Przecież nie stąd, że przyśniła się jej dziwna kobieta mówiąca dziwne rzeczy i obiecująca jeszcze dziwniejsze wydarzenia. To był TYLKO sen. Tylko sen? W takim razie jak ta błyskotka znalazła się w jej pokoju? Podłożyły ją Olimpia i Edyta. Skąd niby miały wziąć taką cenną biżuterię? Pewnie ukradły. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Rozum Majki miał na wszystko odpowiedź, ale serce wierzyło w Anastriannę i w jej słowa. Wierzyło w rodziców na portrecie. Wierzyło nie dlatego, że sen pobudził w niej coś, co zawsze w niej było, ale przeważnie starała się to ukrywać przed ludźmi i nie dlatego, że powiew wiosny został z nią aż do tej pory, lecz dlatego że miała nadzieję, iż jej życie wreszcie się odmieni i otrzyma od losu to, o czym marzyła od zawsze: rodzinę. Może tam, gdzie musiała udać się jej matka mieszkała jakaś rodzina Majki i dlatego Anastrianna ją odwiedziła? Tylko dlaczego odwiedziła ją podczas snu? Maja w końcu doszła do wniosku, że zwariowała. To przekonanie towarzyszyło jej przed cały dzień, bo rano nie zdążyła przecież zajrzeć do wnętrza serduszka. Schowała je wśród rzeczy przygotowanych do prasowania, które Olimpia i Edyta zawsze omijały szerokim łukiem.

Lekcje ciągnęły się niesamowicie długo. Głowę Mai zaprzątały tysiące myśli, a żadna nie dotyczyła omawianych w szkole zagadnień. Przez swoje rozkojarzenie zgarnęła dwóję z historii i ostrą reprymendę od wuefistki, której nie znosiła, choć sport uwielbiała.

Nareszcie ostatnia lekcja dobiegła końca. Odległość dzielącą szkołę i placówkę pokonała jak na skrzydłach. Musiała zdążyć przed współlokatorkami. Błękitne pudełko znalazła tam, gdzie je zostawiła. Nie rozmyślając wiele otworzyła wisiorek i natychmiast coś ścisnęło jej gardło. Para na portrecie bez wątpienia była rodzicami Mai. Kobieta miała wręcz identyczne długie blond włosy, jasne oczy i nieskazitelną cerę, a mężczyzna uśmiechał się tak samo jak ona. Chyba naprawdę oszalałam – pomyślała. – To tylko mi się wydaje. Niemożliwe, żeby...

Przez dłuższą chwilę nie mogła się poruszyć. Wpatrywała się w portret. Podświadomie wyobrażała sobie, że zaraz ktoś wejdzie do pokoju i zapyta się co robi. Po co stoi przy stercie wygniecionych ciuchów i zaklina je wzrokiem? Oczywiście nie zauważyłby złotego serduszka, bo ono nie istnieje. Majka wymyśliła to wszystko. To nic, że wydaje się takie realne. To tylko moja zbyt wybujała wyobraźnia – powtarzała w duchu. Otrząsnęła się z odrętwienia i wrzuciła pudełko do plecaka. Wtedy zobaczyła wystającą kopertę z podręcznika od historii. Szok, który rano przeżyła sprawił, że zapomniała po drodze do szkoły wstąpić na pocztę. Pobiegła natychmiast. Na obiad oczywiście nie zdążyła, ale nie zawiodła Julii tak jak zrobiła to Weronika. Z czystym sumieniem mogła pójść ją odwiedzić.

- Hej. Jak samopoczucie? – Zapytała z troską.

- Nijak. Ciągle męczy mnie kaszel – odpowiedziała lekceważąco.

- Jeśli nie czujesz się dobrze, to mogę przyjść do ciebie później – zaproponowała Majka.

- Wolę teraz przepisać lekcje. Co tam przyniosłaś?

Maja podała jej zeszyty, a Julia w ciszy zaczęła przepisywać notatki. O nic nie dopytywała. Traktowała Maję jak powietrze i Majka rzeczywiście tak się czuła. Miała ochotę wyjść, skoro i tak na nic się nie przydaje, ale Julia jakby to przeczuwając wreszcie odezwała się:

- Wysłałaś?

O to więc chodziło.

- Wysłałam – odparła lakonicznie. Czekała aż Julia wytłumaczy swoje zachowanie stresem związanym z listem, niepewnością odpowiedzi itp., itd., ale nic takiego się nie stało. Po przepisaniu lekcji podziękowała i pożegnały się. Maja postanowiła, że nie będzie ciągnęła jej za język. Jeśli będzie chciała powiedzieć o swoich odczuciach, na pewno to zrobi.

Wróciła do pustego pokoju. Z trudem powstrzymywała się od spojrzenia na rodziców. Usiłowała wybić sobie z głowy to, co się wydarzyło i po prostu zapomnieć, ale wisiorek, dowód, jak go określiła Anastrianna, nie ułatwiał tego. Rzuciła plecak w kąt i poszła wziąć kąpiel.

Wracając zamierzała wstąpić do dyrektorki i zwierzyć się jej ze swoich przywidzeń, ale mimo później pory ktoś u niej był. Nie przejęłaby się tym zbytnio, gdyby niechcący nie usłyszała fragmentu rozmowy:

- Ile? – Zapytała Danuta.

- Oferujemy sto tysięcy złotych – odpowiedział męski głos.

- No nie wiem...

- Czego nie wiesz?! – Krzyknął mężczyzna. – Nie znajdziesz tylu pieniędzy na ulicy, a remont tej rudery bardzo by się przydał.

- Ale...

- Żadnego ale – przerwał ten sam głos. – Powoli domykamy wszystkie formalności. Brakuje tylko kilku dokumentów i twoich podpisów.

- Zastanowię się jeszcze.

- Nie masz nad czym się zastanawiać. Wiesz co się stanie, jeśli mi odmówisz? Skoro chcesz rozmawiać w ten sposób to proszę bardzo.

- Nie chcę z tobą w ogóle rozmawiać – oznajmiła ostro dyrektorka. – Żegnam.

- A ja mówię: do widzenia.

Do Majki doszły odgłosy zbliżających się kroków. Szybko weszła pod płaszcze powieszone na wieszaku. Odsunęła jeden z rękawów i jej oczom ukazało się małżeństwo po trzydziestce. Mężczyzna wysoki i pulchny, kobieta niska i drobna. Jego widziała już wcześniej kilka razy.

- Nie jestem pewna czy dobrze postępujemy – odezwała się kobieta. – Pewnie istnieje inny sposób. Ten jest przecież...

- Cicho! Porozmawiamy w domu – groźnie ofuknął żonę.

Maja zdążyła uciec zanim dyrektorka wyszła z gabinetu. Co tu się właściwie stało? Taka kwota pieniędzy może oznaczać tylko wielką sprawę, która dodatkowo wiąże się z szantażem. Nie wyglądało to dobrze. Pierwszy raz była świadkiem, gdy ktoś górował na Danutą, nie pozwalał jej dojść do głosu i ewidentnie ją zastraszał. Nigdy sobie na to nie pozwalała, nawet wtedy, gdy była na przegranej pozycji. Tutaj musiało chodzić o coś innego niż zwykle.

- Widziałaś co on dzisiaj chciał zrobić? A ona potem...

- ...zrobiła mu awanturę na środku korytarza!

Olimpia i Edyta roześmiały się zgodnym chórem. Krzątały się po pokoju i pakowały torby na wyjazd do Łeby. Również one potraktowały Majkę jak powietrze, ale tym akurat nie przejmowała się. Zajrzała do Filipka i dokładnie okryła go kołderką. Odwracając się nie zauważyła przechodzącej obok Olimpii i zderzyła się z nią.

- Uważaj, gdzie leziesz, sieroto! – Naskoczyła na nią. – Tak, masz rację. Wskakuj do siebie tchórzu.

Majka nie chciała jeszcze bardziej prowokować Olimpiii od razu weszła do łóżka na piętrze. Sama przed sobą nie przyznawała się, żeod rana marzyła tylko o tym, żeby nastał późny wieczór, który pozwoli jej nasen. Ale w nocy nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top