21. Bójka
Nie poczułam się lepiej lądując na Ziemi. Już gryzły mnie wyrzuty sumienia i rozsadzały emocje. Musiałam dać im upust, bo inaczej nie zasnęłabym. Leo domyślał się, co się wydarzyło, lecz nie miał sposobności dopytać mnie o szczegóły, bo od razu po podróży odszukałam Nilada i poprosiłam go o kilka dodatkowych minut. Wymknęłam się za placówkę, gdzie pod osłoną nocy i marnego żywopłotu rozpędziłam się ile sił w nogach. Uniosłam się z zadziwiającą łatwością. Wbiłam się wcześniej niż przypuszczałam i wciąż nabierałam prędkości. Szybko mnie to zgubiło. Przy pierwszej próbie przyhamowania, spadłam jak kamień. Leo z obawą przyglądał się moim wyczynom.
- Gloriando, może dobrze byłoby, gdybyś poprosiła kogoś o radę w kwestii elfiego lotu? – Zasugerował.
- Poradzę sobie – wycedziłam przed zęby.
Wprost z podłoża wybiłam się w powietrze. Zbyt wysoko. Drobinki co prawda krążyły wokół mnie, ale nie potrafiłam znaleźć na nich oparcia. Przebierając chaotycznie nogami tylko pogorszyłam sprawę. Upadłam na żywopłot.
- Rozumiem, że jesteś rozgoryczona po wizycie u księcia, ale lepiej będzie, gdy znajdziesz inny sposób na wyrzucenie z siebie negatywnych uczuć – skomentował znów lew. Nic nie odpowiedziałam.
Tym razem zaczęłam delikatnym truchtem. Raz po raz traciłam twardy grunt pod stopami. Prawie umknęło mojej uwadze to, że podnoszę pułap lotu i jego szybkość. Zerknęłam na dół i znów spanikowałam. Trochę zwolniłam, lecz to nie uchroniło mnie przed ślizgiem i kilkukrotnym przeturlaniem się po kamienistym podłożu.
- Skończ z tym – zalecił Leo. – Zrobisz sobie krzywdę. Nie otarłaś sobie skóry? Wiesz, że ludzie nie mogą zobaczyć twojej błękitnej krwi.
Szybko obmacałam ciało w poszukiwaniu ran. Nic nie wyczułam. Kolejny raz nie mogłam ryzykować.
- Jestem cała. Gorzej z moją suknią.
Szerokie i długie od pasa do krawędzi rozdarcie ukazywało moje udo. Poza tym naderwałam ramiączko i postrzępiłam cieniutki, fiołkowy materiał.
- To da się naprawić – zauważył kocur. – Nie musisz nawet czekać z tym na Lilliam. Poproś Nilada o przysługę.
Tak też zrobiłam. Wślizgnęłam się do gabinetu Liliam, przebrałam się, a podartą suknię wręczyłam Niladowi. Nie zdążyłam dojść do pokoju, a elf był z powrotem.
- Już naprawiona? – Zdziwiłam się.
- Nie. Książę Frill czekał przed moim domem. Powiedział, że czegoś zapomniałaś i kazał ci to przekazać. – Podał mi pakunek z sukniami, którymi zostałam obdarowana.
***
Spałam bardzo niespokojnie. Ciągle na nowo analizowałam swoje zachowanie. Wcześniej podejrzewałam, że napięcia, które były niedawno między nami gdzieś uleciały i nie wrócą. Myliłam się. Kumulowały się w nas, żeby wystrzelić ze zdwojoną siłą. Zrzuciłam z siebie część ciężaru, mówiąc Leo co się wydarzyło. Już na początku rozpłakałam się jak dziecko. Zrobiłam coś okropnego i niegodnego każdego leśnego elfa: obraziłam królewskiego syna. Zżerał mnie wstyd. Leo pocieszał mnie, tłumaczył i znów pocieszał. Na próżno. Powoli kończyły mu się pomysły jak do mnie dotrzeć, bo co rusz wypowiadałam się w innym tonie. Z jednej strony wciąż rozsadzała mnie złość na Frilla, a z drugiej wstyd nie dawał mi spokoju i pragnęłam go przeprosić.
- Nie możesz tego zrobić – kocur zaprotestował niemal od razu. – Książę nie powinien zachowywać się w ten sposób. Obraził cię. I to nie jeden raz. Oczywiście nie pozostałaś mu dłużna, ale musisz wbić sobie do głowy, że to elf jako pierwszy wyciąga rękę na zgodę, nie elfka. Dobrze byłoby, gdybyś dzisiaj nie odwiedzała Matecznika. Daj sobie czas na uspokojenie emocji.
Serce ścisnęło mi się, gdy usłyszałam jego słowa. Po całym dniu z ludźmi nawet nocy nie mogłam spędzić wśród swoich.
- A co jeśli mnie nie przeprosi?
Chyba nie chciałam poznawać odpowiedzi na to pytanie.
- Jestem pewny, że przeprosi. A jeżeli się mylę, co jednak jest niemożliwe, to nie masz czego żałować. Książę okazałby się tchórzem, gburem i prostakiem, a ty pewnie nie chcesz zadawać się z takim elfem. Moja lwia intuicja podpowiada mi jednak szczęśliwe zakończenie.
- Nie musisz więcej mnie pocieszać.
Chciał dodać coś jeszcze, ale z dołu odezwała się Julia:
- Dzień dobry, Maju.
- Dzień dobry.
- Maju, śpisz?
- Gloriando, mówisz po elficku – przypomniał mi Leo.
- Upss... Dzień dobry – przywitałam się drugi raz.
- Obudziłam cię?
- Nie, nie. Zamyśliłam się tylko – gładko skłamałam.
Julia wstała szybciej, bo zamierzała wstąpić jeszcze do biblioteki. Śniadanie zjadłam w towarzystwie Leo.
- Co zjesz, kotku? – Zapytałam go w języku elfów.
- Jedynie plasterek żółtego sera. Dobrze ci radzę, nie rozmawiaj tutaj ze mną. Wszyscy widzą ruch twoich ust. – Uciekł pod stolik, bo upuściłam kawałek sera.
- Cześć, Maja. – Ktoś zawołał za moimi plecami.
- Cześć, Arek! Miło cię widzieć. Bartek jeszcze śpi?
- Tak, wczoraj długo nie mógł zasnąć. Mogę się przysiąść?
- Jasne.
Odsunął sobie akurat to krzesło, na które przed chwilą wskoczył kot. Cudem uniknął zgniecenia.
- Jaką masz pierwszą lekcję?
- Hmm... Zdaje się, że angielski. A ty?
- Matematykę. A o której kończysz?
- O czternastej dwadzieścia.
- Ja też! – Ucieszył się. – To może poczekam na ciebie przed szkołą i razem wrócimy?
- Chętnie.
- Pójdę zobaczyć czy Bartek już się nie obudził. Do zobaczenia!
Gdy tylko oddalił się, Leo zaśmiał się na swój koci sposób. Nie miałam pojęcia co go tak rozbawiło.
- Ale rozmowa! Arek coś się nie stara. W Mateczniku na takie teksty nie nabiera się żadna elfka. Ludzie są jednak strasznie prymitywni. Jak mogłaś się z nim umówić na popołudnie? Zanudzi cię na śmierć – paplał korzystając z okazji, że nie mogłam odpowiedzieć, bo po jadalni kręciło się sporo dzieciaków.
Bądź co bądź, Arek zachował się jakoś tak sztywnie. Wcześniej mu się to nie zdarzało, lecz za krótko go znałam, żeby ocenić czy tamten luz był udawany, a dzisiejsze spięcie to jego prawdziwa reakcja. Pewnie był po prosty niewyspany. Podejrzewałam, że zetknę się z nim w ciągu dnia, więc miałam szasnę na dokładnie przyjrzenie się jego zachowaniu jeszcze przed naszym spotkaniem. Wchodząc do szatni, rozważałam czy powinnam go śledzić na przerwach. Nie podjęłam decyzji, bo zastałam tam Darię i jej koleżanki. Nie mogła się powstrzymać, żeby mnie nie zaczepić.
- Patrzcie, dziewczyny, kto przyszedł – rozpoczęła swój popis. – Nasz specjalistka od doskonałego makijażu. Może pożyczysz nam trochę swojego różu? O ile jeszcze ci go zostało.
Chórek zarechotał jak na zawołanie.
- Albo nie. Mam lepszy pomysł. Zrób nam taki cudny makijaż, co?
- Tak! – Podchwyciła inna. – Na pewno będzie mi do twarzy w różu na policzkach, nosie, czole, uszach, szyi...
- Perfum nie musisz nam pożyczać. Śmierdzisz jak ciuchy w lumpeksie. Chodźcie, nie będziemy przesiadywać w towarzystwie tego podrzutka.
Nie dały mi dojść do słowa. Całe szczęście, że do szatni weszła Julia, bo inaczej rozkleiłabym się.
- Minęłam po drodze Darię – poinformowała mnie. – Po twojej minie wnioskuję, że przed chwilą stąd wyszła.
- Była tu, ale nie zamierzam się nią przejmować. Chodźmy pod klasę.
Julia nie drążyła więcej, co było do niej niepodobne. W pewnej odległości od reszty czekałyśmy na pierwszą lekcję. Może naprawdę wyglądałam tak jakbym nieumiejętnie użyła różu i śmierdziałam starymi ciuchami? To wyjaśniałoby, dlaczego większość koleżanek i kolegów z klasy trzymała się na dystans. Arek rozwiał moje wątpliwości. Czekał pod klasą obok rozmawiając z kilkoma chłopakami. Na chwilę odwrócił wzrok i zauważył, że mu się przypatruję. A niech to! Nie tak miało być. Puścił mi oczko i pomachał do mnie. Nie zareagowałam, bo nauczycielka już wpuszczała nas do klasy.
Z trudem przetrawiałam kolejne lekcje. Nudziły mnie jak nigdy wcześniej. Każde zagadnienie pojmowałam w lot i wałkowanie w kółko tego samego przez czterdzieści pięć minut skutecznie mnie usypiało. Czasem udało się któremuś nauczycielowi przyłapać mnie na lekkiej niedyspozycji i, w ramach kary, zadać mi niewygodne pytanie. Niczym nie potrafili mnie zagiąć.
Na długiej przerwie znalazłam ciche miejsce na uboczu, gdzie moje myśli mogły odlecieć do Matecznika. Do Frilla.
- Taka smutna minka do ciebie nie pasuje. Co się stało?
Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Dlaczego przypominał mi głos księcia? Mógłby mnie tu w ogóle odnaleźć? Mógłby wyjaśnić nasze nieporozumienie? Umysł płatał mi już figle. Co się ze mną działo?
- Nic się nie stało, Arek. A właściwie stało się, ale nie chcę o tym rozmawiać. Sama muszę sobie z tym poradzić – stwierdziłam pewnie.
- Gdybyś powiedziała mi z czym się zmagasz, razem na pewno coś zaradzilibyśmy, ale skoro nie chcesz rozmawiać... Pójdę już.
- Nie! – Szybko zaprotestowałam. – Zostać, proszę. Chciałabym ci powiedzieć wszystko, ale nie mogę.
- Ktoś cię szantażuje? Zastrasza?
- Ależ skąd! – No i wkopałam się po same uszy. – Zostawmy to już. Lepiej wytłumacz mi kilka zadań z chemii.
- No dobrze.
Udawałam jak najlepiej potrafiłam swoje zainteresowanie jego objaśnieniami, ale chyba domyślił się, że nie są mi potrzebne. Jeśli pomyślał sobie, że zrobiłam to tylko dlatego, żeby zatrzymać go przy sobie to... dobrze myślał. Przy Arku nie oddalałam się do Matecznika. Miałam już dość ciągłych rozterek niedających mi spokoju. Arek trochę je zagłuszył, ale to Miki, kolega z jego klasy, zepchnął je na najdalszy plan. Obwieścił nam, że na dolnym korytarzu jest niezła zadyma. Drugoklasiści tak zażarcie się kłócą, że za moment dojdzie do rękoczynów.
- To ktoś z twojej klasy? – Zapytał mnie Arek w drodze na dół.
- Nie, na pewno nie. Chłopaki z mojej klasy nie są skorzy do bójek. – Byłam pewna tego, co mówię.
Tymczasem na dolnym korytarzu tuż przy szatniach pięściami okładali się Wojtek i Janek z mojej klasy. Tłum uczniów ustawił się wokół nich i dopingował raz jednego, raz drugiego. Nikt nie pofatygował się, żeby ich rozdzielić. Sama nie dałabym rady.
- Arek, zrób coś! – Próbowałam jakoś zareagować. – Przecież oni się pozabijają!
- Mam wejść między nich? – Zrobił wielkie oczy.
- A co? Będziesz gapił się jak inni?! Chyba nie chcesz być takim palantem!
Arek nie chciał być palantem. Przecisnął się przez rozbawiony tłum, a potem wtargnął między Wojtka a Janka. Ktoś inny przytrzymał Wojtka. Bójka skończyła się.
- Koniec przedstawienia! – Oznajmił Arek. Uczniowie zaczęli się rozchodzić. – Ej! Wy zostajecie – zwrócił się do dwójki bokserów. – Maja pewnie chciałaby z wami pogadać.
- Nowy, nie rządź się tak! – Odburknął Wojtek.
- Ledwo przyszedł, a już się panoszy – dodał Janek.
- Chłopaki, przestańcie – skarciłam ich. – Nie przypuszczałam, że możecie się tak zachowywać! Okładaliście się pięściami jakbyście byli na ringu. Czy dorośli ludzie w ten sposób rozwiązują problemy? O co poszło?
Długo zwlekali z odpowiedzią zerkając jeden na drugiego. W końcu Janek odpowiedział:
- O ciebie, Maju.
Tym razem to ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia, a uśmieszek Arka zdawał się mówić: nie dziwię się.
- Zostawię was w takim razie – powiedział i ulotnił się.
- Arek już poszedł, więc możecie powiedzieć o co poszło tak naprawdę. – Miałam nadzieję na usłyszenie innej odpowiedzi.
- Majka, poszło o ciebie – powtórzył za Jankiem Wojtek.
- Jakoś nie mieści mi się to w głowie. Może trochę więcej szczegółów?
Siedzieli na ławce ze spuszczonymi głowami. Ukrywali swój wstyd i siniaki na twarzy. Nie byli skorzy do rozmowy. Stałam nad nimi jak surowa nauczycielka, próbując poznać prawdę. Wzięłam krzesło i usiadłam naprzeciwko nich. Teraz mogliśmy pogadać po koleżeńsku.
- To może ja wyjaśnię – wyrwał się Janek.
- Tylko nie zapomnij przeprosić, zasrańcu – obraził go Wojtek.
- Wojtek! – Powoli traciłam do nich cierpliwość. – Mów, Janek.
- Podszedłem do mojego kuzyna z II f i do jego kolegów. Rozmawiali o tobie. Mówili okropne rzeczy. Wyobrażali sobie...
- Nie waż się tego jej powtarzać! – Warknął Wojtek.
- W każdym razie to, co mówili było obleśne – ciągnął Janek. – Powtórzyłem wszystko chłopakom z naszej klasy, a Wojtek stanął w twojej obronie. Przepraszam cię, Maju. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Kuzyn ma chyba na mnie zły wpływ.
- Nie tłumacz się tą gnidą! – Wojtek znów się wtrącił.
- Tak, nie powinienem. Przepraszam, Majka. To już się nie powtórzy. Przepraszam.
Przeraziło mnie to. Było „obleśne"? Co oni o mnie wygadywali? Powinnam zacząć się bać? Na razie moja złość była silniejsza od strachu.
- Jak mogłeś mi to zrobić? – Zapytałam Janka. – Myślałam, że równy z ciebie gość. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo się nie pomyliłam.
- To ja się pomyliłem. Przepraszam.
- Przestań już przepraszać! – Ryknęłam na niego. – Wojtek, po tobie też się tego nie spodziewałam. Od kiedy rozwiązujesz problemy pięściami? Ach! Idźcie już.
Pewnie powinnam podziękować Wojtkowi za to, co dla mnie zrobił. Porozmawiam z nim jutro. Przerwa dobiegała końca, więc poszłam za nimi. Wciąż byłam tak przejęta, że nie zauważyłam pojawiania się Arka.
- Naprawdę bili się o ciebie?
Spojrzałam na niego z wyrzutem i potwierdziłam.
- Nie pochwaliłaś się, że jesteś taka popularna.
- Przestań! Nie mam nastroju do żartów. Nie dość, że oni... Jeszcze ty... - Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. – Na razie. – Pobiegłam na górę, bo dzwonek obwieścił już koniec przerwy.
Do końca zajęć unikałam Janka i Wojtka, a oni mnie. Nie chcieliśmy kolejnej konfrontacji. Z ulgą opuściłam szkolne mury. Na chodniku czekał na mnie Arek. Po tych wszystkich zawirowaniach zapomniałam, że się z nim umówiłam. A na dodatek nie wiedziałam, co mu powiedzieć po tym jak potraktowałam go na dużej przerwie. Nie był niczemu winien. Ani temu, że wczorajsze spotkanie z księciem Frillem nie należało do przyjemnych, ani temu, co narobili chłopaki z mojej klasy. Był pod ręką, więc wyładowałam na nim trochę złości. Nie zraziłam go tym, bo wypatrywał mnie wśród licealistów. Wreszcie mnie zauważył. Podszedł i nic nie mówił. Nagle jednocześnie wypowiedzieliśmy: przepraszam i obojgu nam zrobiło się lżej na sercu.
W drodze powrotnej poruszaliśmy głównie temat bijatyki. Powtórzyłam Arkowi to, co usłyszałam od chłopaków.
- Wojtek zachował się jak trzeba – przyznał. – Też stanąłbym w twojej obronie.
- Sądzisz, że przemoc rozwiązałaby sprawę? – Zapytałam kąśliwie.
- W tym przypadku tak. Jankowi odechciałoby się rozpowiadać o tobie nieprzyzwoite rzeczy.
- Poszedł po rozum do głowy. Jestem pewna, że drugi raz tego nie zrobi.
- Bo dostał po mordzie.
- Dziwię się, że akurat ty pochwalasz takie postępowanie.
- Dlaczego?
Spojrzałam na niego znacząco. Niedawno opowiadał mi, że ojciec go bił. Wiedział więc doskonale jak to jest być ofiarą. Czyżby zamierzał stanąć po drugiej stronie, chcąc coś sobie udowodnić? Przedłużałam milczenie, a Arek czerwienił się coraz bardziej. Dotarło do niego.
- Nie jestem taki jak mój ojciec – przemówił. Zatrzymał się przed bramą placówki.
- Jasne, że nie jesteś taki jak on – podniosłam go na duchu. Przejął się moją aluzją chyba bardziej niż przypuszczałam.
- Nie chcę popełniać jego błędów i skończyć na dnie. Nigdy więcej o nim nie wspominaj. – Odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samą.
- Pokłóciłaś się z nim? – Julia właśnie dotarła ze szkoły.
- Nie. Chyba nie. Tak naprawdę to nie wiem...
- Jak możesz tego nie wiedzieć? Chodź, wyjaśnisz mi to przy obiedzie.
Jadalnia świeciła pustkami. Zdaje się, że Arek poszedł prosto do swojego pokoju. Julia domagała się szczegółów odnośnie mojej rozmowy z nim, ale nic jej nie powiedziałam. Nie chciałby, żebym rozpowiadała na prawo i lewo o jego rodzinnych sprawach. Wolałam zrelacjonować jej wydarzenia z długiej przerwy. Julia nie była świadkiem bójki, bo przerwę spędziła na świeżym powietrzu, więc łykała moje słowa. Przestrzegła mnie przed chłopakami z II f. Uważała ich za niezrównoważonych i zdolnych do wszystkiego. Grubo przesadzała. Dla mnie to tylko zwykłe popisy, ale nie zaszkodzi, gdy w ich obecności zwiększę czujność.
***
Wczesnym wieczorem wraz z Leo udałam się do Liliam.
- Cześć. Możemy czy pochłaniają cię ziemskie obowiązki?
- Możecie. W zasadzie to już nie powinnam tu być. Pewnie chcesz mi wyjaśnić skąd wzięły się w mojej szafie nowe elfie sukienki. – Otworzyłam usta, żeby to zrobić, ale elfka podniosła dłoń uciszając mnie. – Frill ci je podarował. Rozmawiałam o tobie z Fenanporą i przyznała się, że pomagała mu wybrać wzór, krój, kolor i zdobienia. Wiem też, że całkiem sporo czasu spędzasz w pałacu.
- Czy to źle?
- Nie, ale... Frill ma ostatnio trochę więcej obowiązków na głowie i nie powinnaś odwiedzać go każdej nocy.
- Nic mi nie mówił.
- Chyba nie oczekiwałaś, że wyprosi cię z pałacu. Książę ma swoją klasę.
Którą wczoraj mi pokazał. Zachował chyba resztki tej klasy nie mówiąc o nawale pracy.
- Masz rację. Nie mógłby czegoś takiego powiedzieć. – Ledwo przeszło mi to przez gardło. – A jakie to książę Frill ma teraz obowiązki?
Liczyłam na to, że dowiem się o nim znów czegoś nowego, czego sam być może tak łatwo by mi nie zdradził.
- Na granicy z Ziemią Chaosu doszło do kilku incydentów. Demony stały się bardziej aktywne, co nie wróży niczego dobrego. Niedawno nasze królestwo spustoszyła wojna i nikt nie chce przeżywać tego kolejny raz.
- Frill jako żołnierz chroni granice? – Dopytałam, ale już domyślałam się, że chodzi o jego poselstwo. Ciekawiło mnie, czy Liliam powie mi coś więcej niż Leo.
- W sumie można to tak określić. Książę tuż po Wielkiej Wojnie zobowiązał się do ustalenia warunków traktatu pokojowego między demonami a leśnymi elfami i choć został już podpisany, Frill nadal pełni rolę posła łagodząc napięcia rodzące się od czasu do czasu między naszymi państwami.
Leo dał mi znak, żebym nie zdradzała się z informacjami, które sam mi przekazał. Zdumiała mnie jego podzielność uwagi. Nie uczestniczył w naszej wymianie zdań. Gawędził z Igim, a jednak cały czas zachowywał czujność i wyławiał najważniejsze wątki.
- Skoro książę ma za sobą ciężkie dni, rzeczywiście w nocy należy mu się odpoczynek – zgodziłam się z Liliam.
- Oj, coś mi tu nie gra – zwietrzyła podstęp. – Taka szybko rezygnacja do ciebie nie pasuje.
Podzieliłam się z nią tym, co stało się między mną a Frillem. Jak miło zaczęło się nasze spotkanie, jak piliśmy herbatę i opowiadał o wojnie, jak wykrzyczeliśmy to, co leżało nam na sercach. Kiedy skończyłam użalać się nad sobą, Łucja wysłowiła się bardzo krótko:
- Trochę się pokomplikowało.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Lepiej mów, co mam robić.
- Książę Frill jest do bólu honorowy i nie wiem czy zdobędzie się na przeprosiny, skoro ty obraziłaś go pierwsza. Powiem więcej, obraziłaś księcia Matecznika, następcę tronu, jednego z najważniejszych elfów w naszym kraju. On za to uraził córkę Antinui, więc pośrednio także i samą Antinuę. Może to dobrze, że wyrzuciliście z siebie wszystkie żale? Nie będzie już między wami niedomówień.
- O ile któreś z nas schowa dumę do kieszeni i pierwsze przeprosi – wycedziłam. – Leo twierdzi, że mam czekać na gest księcia.
- Jest w tym trochę racji. Prościej byłoby, gdybyś pokłóciła się z kimś spoza rodziny królewskiej, ale ty od razu musiałaś obrażać Jego Książęcą Mość.
- Proszę, nie dobijaj mnie.
- Mam coś na poprawę humoru. Pewnie pamiętasz, że jedziemy jutro do alergologa? Spędzimy razem pół dnia w Mateczniku. Oprowadzę cię po Dolinie leżącej u stóp Pałacowego Wzgórza. Zobaczysz jak na co dzień żyją elfy. Udało mi się odnaleźć przyjaciółkę twojej matki. Przyjedzie jutro, żeby się z tobą zobaczyć.
Rzuciłam się jej na szyję z takim impetem, że o mały włos nie zepchnęłabym jej na podłogę. Nareszcie miałam szansę poznać mamę z perspektywy kogoś, kto myślał o niej nie tylko jak o bohaterce wojennej. Liliam kolejny raz zrobiła dla mnie coś niewyobrażalnie ważnego. Nawet uratowanie jej życia przed krwiożerczymi demonami nie wyrównałaby mojego długu. Musiałabym chyba zrobić to kilkakrotnie, a i tak szukałabym innych możliwości na okazanie mojej wdzięczności.
- Teraz mogę podziękować ci jedynie moimi słowami, ale chcę, żebyś widziała, iż jestem w stanie zrobić dla ciebie więcej niż dla Królewskiej Pary i księcia Frilla.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top