20. Kłótnia

Teleportacja i lądowanie w Mateczniku przychodziły mi z coraz większą łatwością. Od razu wysłałam Leo do Nilada, a sama weszłam na pałacowy dziedziniec. Ławka, na której wczoraj siedział Frill świeciła pustką. Na szczęście już z daleka dojrzałam stojącego na schodach Hermesa.

- Gloriando! Witam po raz kolejny w skromnych progach Pałacu Królewskiej Pary. W czym mogę pomóc?

Otworzyłam usta, żeby zapytać go o księcia, ale moją uwagę pochłonął kot, który wyłonił się zza nóg Hermesa. Czarny jak węgiel, z półdługim włosem i jasnobłękitnymi oczami, w których błyszczała pierwotna dzikość.

- Poznaj mojego kocura. – Hermes zareagował na pojawienie się zwierzaka. – Norf, kot północny z Klanu Porwistych.

Przykucnęłam, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Jego postawa mnie onieśmielała.

- Miło mi cię poznać, Norf. Jestem Glorianda Benignus.

- Córka Antinui. Kto by pomyślał... Tak, mnie też jest miło. – Odwrócił się z podniesionym w górę ogonem i odszedł od nas.

- Ma charakterek, ale gdzieś tam w środku dobre z niego kocisko – usprawiedliwił go elf. – Z czym do nas przychodzisz?

- Chcę odwiedzić księcia Frilla.

Naraz Hermes stracił zainteresowanie moją osobą. Coś zaciekawiło go za moimi plecami. Odwróciłam się i od razu rozpoznałam książęcą parę morskich elfów. Niebieskawa skóra, małe i opływowe nosy i uszy, szmaragdowe włosy oraz błony pławne między palcami nie pozostawiały wątpliwości z kim mam do czynienia. Księżną ciasno oplatał ciemnozielony kostium. W pasie przewiązała sobie subtelną, haftowaną szatę. Książę ubrał się bardziej dystyngowanie. Góra jego stroju przypominała długim, rozciętym wykończeniem z tyłu frak, lecz z przodu włókna przeplatały się i tworzyły coś, co bardziej przypominało kamizelkę. Krótkie spodnie i ochraniacze na łydki nie zakrywały bladoniebieskich książęcych kolan.

- Nie spodziewaliśmy się, że zastaniemy tutaj tak późno kogoś oprócz ciebie, Hermesie – skonstatował książę Litus.

- Książęca paro, pozwólcie, że przedstawię wam Gloriandę Benignus, córkę Antinui, bohaterki wojennej narodu leśnych elfów – zaanonsował mnie królewski posłaniec.

Ukłoniliśmy się sobie równocześnie. Książę wyciągnął do mnie dłoń.

- Twoja matka była niebywale dzielną elfką – orzekł Litus. – Gdyby nie ona poległoby jeszcze wiele elfów różnych ras, a wojna ciągnęłaby się z pewnością długie miesiące. W imieniu narodu morskich elfów mogę zapewnić cię, Gloriando, że twoje odnalezienie sprawiło, iż poczuliśmy się bezpieczniej. Doprawdy, nie wiem dlaczego nie zaproszono cię na spotkanie z nami. W końcu walczyliśmy w Wielkiej Wojnie jako sojusznicy leśnych elfów i twoja matka wybawiła tak samo twój naród, jak i mój. Z wielką przyjemnością opowiedziałbym ci o moim królestwie. – Podniósł moją dłoń do swoich ust, ale nie zdążył złożyć na niej pocałunku.

- Litus, musimy zażyć kąpieli – przemówiła Baltika. – Czuję, że tracę oddech.

- Już idziemy, najdroższa. – Objął swoją żonę i skinął na pożegnanie. Po uścisku księcia Litusa moja dłoń pozostała wilgotna i pachnąca solą.

- Zawarliśmy z nimi umowę? – Zapytałam Hermesa, gdy nie mogli nas już dosłyszeć.

- Tak. I to korzystną dla obu stron. Nie zauważyłaś w jakich byli świetnych humorach?

- Szczególnie książę Litus. Zaprowadzisz mnie teraz do księcia Frilla? Jak postoję tu jeszcze chwilę dłużej, przemarznę do szpiku kości.

Z ochotą wykonał moje życzenie. Prowadził mnie przez długie korytarze, niewielkie przejścia i komnaty. Wnętrze oświetlało tylko skromne światło i niestety niewiele mogłam zobaczyć. Przez panujący półmrok prawie na niego weszłam, gdy niespodziewanie zatrzymał się w korytarzyku z jedną parą drzwi.

- Tu znajduje się komnata księcia Frilla. Życzę miłej nocy!

Usłyszałam trzepot skrzydełek przy jego sandałach i już go nie było. Nawet nie zdążyłam mu podziękować.

Cicho podeszłam do drzwi. Zapukałam. Z wnętrza odpowiedział mi głos:

- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać. Czekam na kogoś ważnego. – I dodał dopiero po chwili: - Kto tam jest?

- Glorianda Benignus. Jeśli przeszkadzam Waszej Książęcej Mości, to przyjdę kiedy indziej.

- Glorianda? – Do moich uszu dobiegł szmer. Drzwi w ułamku sekundy otworzyły się. Za progiem stał Frill. – Gloriando! Czekałem na ciebie. Proszę, wejdź.

- Ten ważny ktoś...

- ...to ty – dokończył za mnie. – Nie mogłem doczekać się ciebie na zewnątrz, wiec wróciłem do pałacu. Chyba nie masz mi tego za złe?

- Oczywiście, że nie. Jak tu przytulnie!

Rozejrzałam się dokładnie. Duża, przestronna komnata. Na ścianie na przeciwko mnie znajdowało się kilka sporych okien, co jeszcze bardziej podkreślało przestrzeń. Z doniczek zawieszonych wokół nich wychylały się rośliny z marmurkowymi liśćmi. Układały się w cudowną, żywą ramę dla pejzażu Doliny, który mogłam stąd podziwiać. Na podłodze nie leżał ani marmur, ani drogie drewno, lecz miękki dywan w kolorze młodej trawy Przywoływał na myśl wiosenne trawniki. W oczy rzucał się zdecydowanie najokazalszy i najozdobniejszy mebel w komnacie: umiejętnie rzeźbione książęce łoże, w którym zmieściłyby się co najmniej cztery elfy. Przy łóżku stał wiklinowy kosz, a w nim swoje futerko czyścił średniej wielkości kot. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Moją uwagę przykuły też skrzypce odłożone na mały stoliczek. Dookoła rozrzucono mnóstwo zapisków nutowych na pięcioliniach. Jednak najbardziej niezwykły był widok zegara z leniwie przesuwającymi się wskazówkami.

- Dziękuję za miłe słowo i od razu przepraszam za ten bałagan. – Zaczął zbierać nuty. – Dałem krótki występ dla Litusa i Baltiki. Po koncercie postanowiłem co nieco zmienić w kompozycjach i stąd... to.

- Gdy będą gotowe z przyjemnością ich posłucham – zapowiedziałam. Nie przyznałam się, że nie jestem fanką skrzypiec i że nigdy w życiu nie słyszałam ich muzyki na żywo.

- A ja z przyjemnością zagram je dla ciebie – zapewnił mnie książę. – Ale najpierw chcę ci kogoś przedstawić.

Gestem wskazał na kota, który nieprzerwanie zajmował się nocną toaletą. Uszy zakończone pokaźnymi pędzelkami i śnieżnobiałe futerko pasowały mi do jakiegoś arystokratycznego kociego rodu.

- Gloriando, to Wenus, kotka pierzasta z Klanu Jasnopiórych.

Niespiesznie podniosła się ze swojego legowiska i z gracją usiadła na zielonym dywanie. Zarzuciła bieluśki ogon na przednie łapy i powiedziała łagodnym głosem:

- Bardzo mi miło, Gloriando Benignus.

Uważnie badała mnie wzrokiem tak jak bada się przybysza z innej planety.

- Mnie również jest miło. Masz piękne, delikatne i puszyste futerko. – Uznałam, że komplement nie zaszkodzi.

- Dziękuję – odpowiedziała wyniośle. – Frill, będę w twoim ogrodzie. – Wyszła przez uchylone okno balkonowe.

- Trochę się pokłóciliśmy, dlatego taka jest – wyjaśnił książę. – Tak naprawdę Wenus to wspaniała kotka. Zawsze wie, czego mi trzeba. Z czasem na pewno dogadanie się. A teraz... Chodź za mną – tajemniczo uśmiechnął się i poprowadził do... swojej garderoby.

W dość wąskim i długim pomieszczeniu przylegającym do komnaty w równych rzędach powieszono ubrania księcia. Na podłodze poukładane były buty. Na wąskiej ścianie, w odległej części garderoby swoje miejsce miały korona i galowy mundur wojskowy w kolorze matecznych lasów. Zamiast pagonów – podłużne liście. Zamiast zwykłych guzików – takie o kształcie kwiatów. Ornament z ozdobnych gałęzi uzupełniony srebrną nitką wił się wzdłuż krawędzi.

- Tak, jestem żołnierzem – powiedział, gdy przyglądałam się mundurowi. – Tu mam coś lepszego.

Tuż obok nas wisiały trzy elfie suknie. Zachwycająco piękne. Urzekające. Jedna wspanialsza od drugiej. Trzy różne kolory: fiołkowy, seledynowy oraz odcień księżycowego pyłu. Odmienne kroje i długości, a każda tak samo elfio zwiewna i subtelna.

- Nie rozumiem, Wasza Książęca Mość.

Chciał poradzić się mnie, w którym stroju powinna wystąpić Hotta na kolejnym balu czy może która z nich najlepiej nadawałaby się na prezent dla niej?

- Rozumiesz, ale nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli – odkrył Frill. – Te suknie są dla ciebie. Prezent ode mnie. Włożysz jedną z nich i pokażesz mi się w niej?

Udało mu się zaskoczyć mnie. Nieśmiało dotknęłam fiołkowej sukni. Kilkanaście warstw cieniutkiego materiału przeleciało mi przez palce. Skinęłam twierdząco głową na znak, że spełnię jego prośbę. Wyszedł z komnaty. Słyszałam jak porządkuje nuty. Chwyciłam pierwszą suknię. Tą fiołkową. Zsunęłam z siebie strój przygotowany specjalnie na przeobrażenie. Ubrałam całkiem nowy. Suknia miała trochę szersze ramiączka ozdobione koronką i głębszy, ale niezbyt duży, okrągły dekolt. Sięgała za kolana. Liczne warstwy dopasowały się do mojej sylwetki. Problem stanowiło tylko kilka guziczków na plecach, których w żaden sposób sama nie mogłam zapiąć.

- Wasza Książęca Mość, czy możesz mi pomóc? – Zawołałam.

- Jak najbardziej.

Ustawiłam się tyłem do wejścia, więc od razu domyślił się o co mi chodzi. Sprawnie zapinał guziki. Dopiero przy ostatnim musnął skórę na moich plecach. Odwróciłam się do niego.

- Wyglądasz wyjątkowo powabnie. Ten kolor idealnie współgra z odcieniem twojej skóry. Zmieniłbym tylko jedną rzecz.

- Jaką?

- Elfki uwielbiają eksponować swoje włosy. – Zrobił krok do przodu, przełożył ręce z tyłu mojej głowy i położył palce na moim kucyku. – Mogę?

- Chyba tak – odparłam niepewnie.

Z delikatnością, z którą nigdy wcześniej nie miałam do czynienia, ściągnął gumkę z moich włosów. Potem przeczesał je palcami.

- Teraz jest perfekcyjnie. Twoja dusza też to wyraża. Elfie piękno z dnia na dzień wypełnia całą ciebie. Jeszcze nie jesteś tego świadoma i właśnie to w tobie jest takie urocze.

Bardzo uważał, żeby nie przeholować z używaniem swojego talentu, choć wciąż nie czułam się komfortowo, gdy to robił. Miał wtedy nade mną pełną władzę i trochę mnie to przerażało.

- Dziękuję Waszej Książęcej Mości za te przepiękne suknie. Nie wiem jak się za nie odwdzięczę.

- A ja wiem. Męczy mnie już wysłuchiwanie z twoich ust tego oficjalnego zwrotu. Proszę, mów mi po imieniu.

- Jak sobie życzysz, Wasza...

Podniósł brew na znak dezaprobaty.

- Jak sobie życzysz, Frill – poprawiłam się.

- Od razu lepiej. Wczoraj byłem trochę niegościnny, bo nie zaproponowałem ci nic do jedzenia i picia. Na co masz ochotę?

- Napiłabym się czegoś, ale nie wiem nawet co pije się w Mateczniku.

- Proponuję najlepszą w królestwie herbatę z płatków róży Królewskiej Pary. Smakuje wybornie. Zawiadomię kuchnię.

Wyszedł na moment. Zawołał kogoś na korytarzu i przekazał nasze zamówienie. Przez tą jedną chwilę mogłam podelektować się ciszą, która rzadko gościła w domu dziecka. Każdą sekundę wypełniał wesoły gwar maluchów, pokrzykiwania wychowawców, dźwięki telewizora i radia.

- Cisza w Mateczniku jest idealna – przyznałam, gdy Frill pojawił się z powrotem.

- Och, tak. Też ją uwielbiam. Na Ziemi nie masz tego luksusu.

- Niestety nie. Ludzie są wręcz uzależnieni od źródeł hałasu: samochodów, samolotów, internetu. Gdyby teraz im to zabrać, świat pogrążyłby się w chaosie.

- Za to elfy są wolne. Życie w Mateczniku nie zależy od dostaw prądu, połączenia z internetem czy naładowanej komórki. Mamy na nie swoje, niezawodne zamienniki. Kiedyś żył elf, który intensywnie postulował wprowadzenie do królestwa wynalazków ludzi. Uznano go za szalonego. Tłumaczono mu, że zniszczyłby w ten sposób nasze spokojne, tradycyjne życie, ale do niego to nie docierało. Jakimś cudem udało mu się teleportować razem z samochodem. Wiesz co się stało? Rozpędził się na jednej z naszych wąskich dróg i zabił elfiątko. Królewska Para skazała go na śmierć. Tak to bywa, gdy na siłę ktoś chce zmienić coś, co jest doskonałe. A samochody i samoloty zastępują nam pegazy. Są naszym najszybszym środkiem transportu.

- Pegazy? – Powtórzyłam jak echo.

- Kiedyś ci je pokażę. Może nawet zrobimy sobie małą wycieczkę? Powiedz tylko jedno słowo, a zabiorę cię dokąd chcesz.

Lustrował mnie wzrokiem, szukając w mojej duszy pragnienia podróży. Jeśli coś zobaczył, to jedynie te ziemskie, bo geografia Vivien wciąż była dla mnie obca.

- Poza Matecznikiem słyszałam tylko o Ziemiach Chaosu i Królestwie Karmazynowej Zatoki.

- No tak. Masz braki w elfiej nauce, ale skoro już wspomniałaś o kraju morskich elfów, to muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem twojego zaangażowania w doprowadzenie do zawarcia z nimi umowy. Dzięki tobie mogłem dołączyć do obrad i wynegocjować korzystne warunki.

- Król wie, że maczałam w tym palce? – Przeraziłam się jak nigdy. Gdyby Matiki dowiedział się, że to ja podpuściłam Liliam, to... Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić.

- Nie wie. Liliam powiedziała mi o tym w zaufaniu po skończonych obradach.

- Chciałabym utrzymać to w tajemnicy.

- Jeśli taka jest twoja wola, to oczywiście twój udział pozostanie sekretem. Szkoda tylko, że Litus i Baltika nie dowiedzą się o tym. Dopytywali o ciebie.

- Spotkałam ich, zanim weszłam do pałacu. Skądś wracali, a ja rozmawiałam z Hermesem. Osobliwa z nich para.

Frill chciał coś dodać, ale rozległo się pukanie do drzwi. Szybko otworzył, wziął od kogoś tacę i podziękował.

- Proszę bardzo. Najsmaczniejsza herbata w królestwie. Pij póki gorąca.

Nie przyznałam się, że już kiedyś piłam ją w gabinecie Łucji.

- Miałaś rację na przeobrażeniu – przemówił książę, gdy z kubkiem herbaty wygodnie umościł się w fotelu. – Obiecałaś, odpowiadając na jedno z pytań mojego ojca, że postarasz się zadbać o kraj elfów. Robisz to już teraz. Gdyby nie ty, król nie wyraziłby zgody na moje uczestnictwo w naradzie i morskie elfy z pewnością zerwałyby negocjacje.

- Dziękuję, że zauważasz mój wkład w rozwój królestwa, ale zapominasz, że znalazłeś się na sali obrad przede wszystkim dzięki elfom biorącym udział w spotkaniu. Gdyby oni nie uważali, że jesteś wartościowy i że potrafisz wyprowadzić ich z tej pogarszającej się sytuacji, to nie poprosiliby króla, żeby przychylił się do ich prośby.

- Trudno się z tobą nie zgodzić, choć i tak wszystko zaczęło się od ciebie – obstawał przy swoim Frill.

Zamilkliśmy. Książę chyba nadal dumał nad swoim wkładem w dzisiejsze spotkanie z morskimi elfami, a ja zastanawiałam się jak mam go podejść, aby choć trochę powiedział mi o sobie. Obawiałam się, że gdy zapytam wprost, zamknie się przede mną i niczego z niego nie wydobędę. Wpadłam na pewien pomysł.

- Wiesz, myślałam, że jako książę możesz robić, co tylko chcesz, że jest ci dużo łatwiej w życiu niż elfom bez szlacheckiego tytułu, a tymczasem okazuje się, że musisz znosić pewne niedogodności.

- Pewnie niedogodności... Gdybyś wiedziała, Gloriando...

- Powiedz mi. – W moim głosie dało się słyszeć rozkazujący ton.

Frill nie mówił dłuższą chwilę. Wybierał co może mi o sobie powiedzieć, a co lepiej przemilczeć? Cierpliwie czekałam.

- Królewska etykieta obowiązuje mnie praktycznie przez cały czas. Nieważne czy idę pałacowym korytarzem, czy jestem w gronie innych koronowanych głów, bo i tak muszę uśmiechać się, powiedzieć dobre słowo, trzymać w ryzach emocje i tak dalej. Przez tyle lat powinienem się do tego przyzwyczaić, ale wciąż męczy mnie to. Może dlatego, że rzadko mam czas na odpoczynek.

- Kończą się książęcej obowiązki, a wzywają te żołnierskie – zauważyłam.

- Dokładnie tak. Czasem lepiej czuję wśród żołnierzy. W wojsku obowiązuje inna hierarchia. Traktują mnie tam jak całą resztę żołnierzy z tym samym stopniem, na który musiałem uczciwie zapracować.

- Wielka Wojna przyspieszyła twoją karierę w wojsku? – Właśnie o to zapytałabym, gdybym nie znała wojennej historii Frilla. Chyba... Może raczej podświadomie chciałam nakłonić go do zwierzeń odnoście wojny i Kalatei.

- Można powiedzieć, że tak było – odpowiedział ze spuszczonym wzrokiem. – Po wojnie przyznano mi stopień podpułkownika.

- Awans uzyskałeś pewnie za poświęcenie na froncie – ciągnęłam udając, że nie wiem o jego dezercji. I jednocześnie błagałam los, żeby moja dusza nie powiedziała Frillowi, co o nim wiem.

- Walki były ciężkie, a bitwy długie i zacięte – odrzekł wymijająco. – Co w ogóle wiesz o Wielkiej Wojnie?

- Tak na dobrą sprawę to nic. Znam jedynie jej zakończenie.

- W takim razie nie wypuszczę cię stąd dopóki nie wysłuchasz tego, co mam o niej do powiedzenia. Zaczniemy od pięciu największych i najbardziej decydujących bitew.

Książę opowiadał z żołnierską dokładnością i reporterską rzetelnością. Miałam wrażenie, że sam uczestniczył w tych pięciu bitwach, bo tak precyzyjne opisywał ustawienie wojska, ataki demonów, śmierć elfów i niespodziewane problemy wypływające w ogniu walk. Jego ekscytacja kazała myśleć, że doświadczył tego na własnej skórze. Aż zaczęłam wątpić, że Leo powiedział mi prawdę. Obserwując emocje Frilla doszłam do wniosku, że przeżywa wojnę jeszcze raz wracając do osobistych wspomnień. Co prawda nie mówił bezpośrednio o sobie. Nawet nie zająknął się na temat swojej roli podczas walk, ale po jego opowieści trudno było mi uwierzyć, że mógłby spokojnie przesiedzieć całą wojnę z Kalateyą gdzieś w ukryciu. I jeszcze potem awansować na podpułkownika.

Na koniec zaprowadził mnie na balkon. Razem podziwialiśmy nocną panoramę Doliny. Niezmiennie zachwycająca mozaika. Księżyc zawieszony tuż nad czubkami miasteczkowych drzew patrzył prosto na nas.

- O to walczyły leśne elfy, Gloriando – wskazał na chatki w dole. – O takie spokojne życie.

- Moja cywilizacja chyba nigdy nie zazna spokoju. Zawsze trawią ją jakieś wojny.

- To jest przecież twoja cywilizacja! – Książę niespodziewanie podniósł głos. Od razu odgadł, co mam na myśli. – Jak możesz nadal utożsamiać się z ludźmi?! Wygląda na to, że zawsze pozostanie w tobie coś z człowieka – dodał cicho.

Zabolały mnie jego słowa. W moich oczach zebrały się łzy. Spoglądał wprost na nie, ale ich nie widział. Zaglądał głębiej.

- W twojej duszy...

- Nie rób tego! – Udzieliło mi się jego uniesienie i również krzyknęłam. – Pewnie nawet nie pomyślałeś, że mogę nie życzyć sobie, abyś poznawał mnie w ten sposób. Gdy wkradasz się do mojej duszy, ogarnia mnie niepewność. Możesz wtedy zrobić ze mną, co tylko chcesz. Nie mam na nic wpływu.

- No wiesz?! Jak śmiesz insynuować takie rzeczy księciu Matecznika?!

- A ty jak śmiesz obezwładniać i obrażać córkę Antinui?! Zraniłeś mnie twierdząc, że wciąż jestem taka jak ludzie.

- Och! A ty sądzisz, że mnie było miło, gdy wczoraj powiedziałaś, że wyglądam jak człowiek? Nie wiesz, co to znaczy porównać elfa do człowieka! Ludzie są prymitywni, widzą tylko to, co chcą widzieć i nie czują tak intensywnie jak elfy. Ale co ty możesz wiedzieć o elfach, skoro sama jesteś uczłowieczona.

Tego było już za wiele.

- Leo! Wracamy.

- Gloriando... - Zbyt późno opanował się.

- Wasza Książęca Mość – zadbałam o sarkastyczny wydźwięk moich słów – nasza dalsza znajomość nie ma sensu. Rozważę spotkanie z Waszą Książęcą Mością, gdy będę stuprocentową elfką, skoro teraz w oczach Waszej Książęcej Mości nią nie jestem.

Nie okazałam mu szacunku w postaci ukłonu. Po prostu razem z Leo zniknęłam mu z oczu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top