15. Leo Wszechzwierzęcy


Marmurowa posadzka Błyszczącej Sali niebezpiecznie szybko zbliżała się, ale strach znikł razem z motylami. Ktoś lub coś czuwało nad przeobrażeniem i nie mógł/mogło pozwolić, aby doszło do tragedii. Moja pewność siebie była uzasadniona. Nagle poczułam się lekka jak piórko. Powoli opadłam... wprost w czyjeś opiekuńcze ramiona. Para bursztynowych oczu wpatrywała się we mnie z lękiem. Wcześniejsza przenikliwość zniknęła, chociaż wciąż obawiałam się, że powróci i zwali mnie z nóg.

- Myślałem, że coś ci się stanie – powiedział szeptem w języku elfów, a ja go zrozumiałam.

- Wasza Książęca Mość zwątpił w duszki, które pomogły mi wzbić się do góry? – Odparłam także szeptem z zawadiackim uśmiechem. Mimo uprzedniego incydentu z księciem, czułam się w jego ramionach bezpiecznie jak motyl w kokonie.

- Chyba tak, ale ty najwyraźniej nie.

Delikatnie postawił mnie na ziemi i odszedł na swoje miejsce. Znów tkwiłam sama między tłumem elfów a władcami, ale tym razem byłam wśród swoich. Zostałam leśną elfką. Uśmiechnęłam się w duchu uświadamiając to sobie. Czułam się lżejsza zrzuciwszy z siebie ciężar niepewności i niedowiarstwa. A może to była lekkość przypisana do elfiego istnienia? Łucja wspominała przecież, że elfy ważą tyle co nic i mogą je unosić powietrzne pyłki. W sali unosiło się ich mnóstwo. Miałam ochotę od razu spróbować unieść się w górę i sprawdzić czy jako elfka nie będę miała już problemów z lądowaniem. Oprócz lekkich cząsteczek coś innego też zwróciło moją uwagę. Słyszałam przytłumione rozmowy elfów za swoimi plecami, słyszałam szelest sukien i przyspieszone bicie serc. Wdychałam delikatny zapach wiosny, który wydostawał się z ogrodów i otulał Matecznik jak mleczna mgła. Rozpierała mnie energia niesiona przez błękitną krew do każdej komórki ciała. Dosłownie czułam się jak nowo narodzona.

- Gloriando Benignus? – Usłyszałam wyraźniej niż przedtem głos królowej. Śpiewna nutka, która do tej pory mi umykała, wydawała mi się teraz tak naturalna i pasująca do Fenanpory.

- Słucham, Wasza Królewska Wysokość. – Ten głos na pewno należał do mnie? Brzmiałam dźwięcznie i pewnie. Wypełniłam słowami każdy zakamarek Błyszczącej Sali.

- Jesteś już leśną elfką z Matecznika. Proszę, to dla ciebie.

Wyciągnęła do mnie rękę z niewielką paczuszką. Rozchyliłam zielony papier i znalazłam w środku coś, co przypominało dowód osobisty lub legitymację: mała tekturka z moim portretem, pieczęć Królewskiej Pary i Królewskiej Rady Elfickich Wspaniałości, wypisane odręcznie moje nowe imię i nazwisko oraz nowe pochodzenie. Poza dowodem na papierze leżał maleńki kawałek bursztynu z zatopionym w środku płatkiem kwiatu – mój klucz. Łzy stanęły mi w oczach. Fenanpora wyczuła, że zaraz się rozkleję i dopełniła swoich obowiązków.

- Twój wygląd i twoje wnętrze zmieniły się. Nie zestarzejesz się jak człowiek, nie będziesz postrzegać świata jak nieświadome półelfy. Od dziś jesteś Gloriandą Benignus, leśną elfką z Matecznika i rozpoczynasz przygodę swojego życia. Pragnę jeszcze dodać, że jestem pod wrażeniem twojego przeobrażeniem. Było zachwycające! To bardzo dobrze wróży na twoje dalsze życie. Pozostał ostatni etap. Za moment pojawi się przy tobie kot – najwierniejszy kompan dla leśnych elfów.

Oczekiwaliśmy w milczeniu. Kot wskoczył do sali przez otwarte okno i od razu wzbudził zachwyt. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Ten kot był... lwem! A ściślej mówiąc, miniaturką lwa. Rozmiar przeciętnego kota bynajmniej mu nie przeszkadzał. Kroczył do mnie otoczony swoją królewskością. Jasnobrązowa grzywa lekko drgała przy każdym kroku, a biały pyszczek uśmiechał się do mnie. Błękitne oczy uważnie badały otoczenie.

- Wygląda na to, Gloriando, że społeczność kotów swobodnych wytypowała dla ciebie najbardziej niezwykłego kota w całej Elfickiej Krainie – powiedziała królowa. – Lew wszechzwierzęcy będzie towarzyszył ci w dalszym życiu. Nie rozumie jeszcze polskiego, więc zwróć się do niego w języku elfów.

- Nie potrafię – odparłam cicho, lecz i tak przez salę przebiegł przytłumiony śmiech.

- Ależ potrafisz! Masz to we krwi. Musisz tylko wytężyć umysł i uwierzyć we własne możliwości.

Spojrzałam na lwa siedzącego przede mną. Rozumiał, że nie jest mi łatwo. Ukucnęłam i spróbowałam wypowiedzieć pierwsze słowa w języku elfów.

- Jak ci na imię?

Błyszcząca Sala wypełniła się radosnym okrzykiem połączonym z brawami.

- Jestem Leo, lew wszechzwierzęcy z Klanu Skrzydlatych Felisów.

Królowa ze zdumienia zakryła usta dłonią. Nie uszło to mojej uwadze.

- To dla mnie zaszczyt – mówił dalej Leo – móc być częścią twojego życia, Gloriando. Poznasz ze mną Matecznik szybkiej niż ci się wydaje. Odkryję przed tobą sekrety...

- Leo – przerwała mu Fenanpora – po uroczystości będziesz miał mnóstwo czasu na rozmowy z Gloriandą. Proszę, pożegnaj się, ponieważ musimy rozpocząć kolejny punkt wieczoru.

- Kiedy tylko chcesz, wypowiedz moje imię, a ja natychmiast pojawię się przy tobie. Do zobaczenia, szlachetna Gloriando! - Wyskoczył przez okno.

- Oficjalna część przeobrażenia już za nami – poinformowała królowa. – Zapraszam teraz na ucztę. Cieszmy się razem z Gloriandą!

Po obu stronach sali pojawiły się rzędy suto zastawionych stołów za sprawą sprawnie działających elfów, wykorzystujących elfi lot. Goście mogli nareszcie swobodnie porozmawiać i wymienić uwagi na temat przeobrażenia. Ich głosy układały się w subtelną melodię.

- Gloriando! – Za moimi plecami odezwał się znajomy głos. Nie zorientowałam się od razu, że to o mnie chodzi.

- Liliam!

- Moje gratulacje! Rytuał był wyjątkowy. Elfy są tobą zachwycone. Tak się cieszę, że jesteś już jedną z nas.

- Dziękuję. Dziękuję za przygotowanie, za wsparcie i za to, że ze mną wytrzymałaś.

- Tak łatwo się nie poddaję. Chodźmy zasiąść do stołu.

Zanim dotarłyśmy na swoje miejsca, musiałyśmy odwzajemnić pokłony napotkanych elfów. Dziękowałam na miłe słowa i wyszukane komplementy.

Usiadłyśmy przy królewskim stoliku. Obok mnie umiejscowiono Anastriannę. Naprzeciwko miałam Hottę. Dziękowałam losowi, że nie trafiłam na księcia. Teraz jednak bardziej interesowała go jego towarzyszka niż ja. Gwar nieco ucichł. Elfy oczekiwały aż król rozpocznie jedzenie. Wymagało to niemałej siły woli, bo zapachy potraw sprawiały, że ciekła mi ślinka. Najróżniej przyrządzone warzywa i owoce gęsto zastawiły stoły. Było w czym wybierać i czego smakować. Król sięgnął po półmisek z faszerowanymi paprykami. Nałożył najpierw żonie, a potem sobie. Gdy włożył pierwszy kęs do ust, rozbrzmiał szczęk sztućców i zachwyt nad królewska ucztą. Wybrałam jakieś wielowarzywne danie, które poleciła mi Liliam.

Podczas posiłku książę w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Co prawda o to mi chodziło, bo wzbudzał we mnie lęk, ale moja ciekawość chyba była większa. Dlaczego w maleńkiej komnacie tak silnie na mnie wpłynął? Może z polecenia króla sprawdzał mnie, używając nieznanej mi mocy? Stanowił dla mnie zagadkę, którą bardzo chciałam rozwiązać, jednocześnie obawiając się kolejnej podobnej reakcji z jego strony. Buzowały we mnie skrajnie uczucia. Miała też świadomość tego, iż ze względu na jego pozycję, nie będzie nam dane dłużej porozmawiać, a co dopiero bliżej się poznać. Zagadka więc pozostanie nierozwiązana.

- Książę Frill wspaniale zachował się podczas rytuału właściwego – zagadnęła mnie Anastrianna. – Chociaż nie musiał ingerować. Ja byłam o ciebie spokojna.

- Książę zaniepokoił się o mnie, za co jestem mu wdzięczna – odpowiedziałam grzecznie.

- Frill troszczy się o każdego leśnego elfa, nawet jeżeli nie daje tego po sobie poznać.

- Takie zachowanie charakteryzuje chyba dobrych władców, prawda?

- Oczywiście, lecz Frill jeszcze nie jest władcą – trafnie stwierdziła.

Książę prowadził ożywioną rozmowę z Hottą i z królową, więc mimo niewielkiego stolika, przy którym siedzieliśmy, nie słyszał naszej wymiany zdań.

- Odzyskałaś już spokój? – Anastrianna nagle zmieniła temat. – Masz wreszcie pewność, że Matecznik i elfy są prawdziwe.

- Wciąż trudni mi w to uwierzyć, ale zmysły mnie nie oszukują. Jestem w kraju elfów. Przebywam wśród elfów. I jestem jedną z nich. Kto by pomyślał?

- Antinua bardzo chciała, żebyś była częścią Matecznika. Bez jej historycznego wyczynu byłoby to niemożliwe. Oddała swoje życie nie tylko za królestwo, ale też za twoje przeobrażenie.

- Skąd wiesz, że chciała, żebym została elfką? – Zainteresowała mnie ta kwestia. Nikt inny mi o tym nie wspominał.

- Wiem to od elfów, którzy trzymali się blisko twojej rodziny.

- Myślisz, że mogłabym spotkać się z którymś z nich? – Zapytałam nieśmiało.

- Zobaczę, co da się zrobić – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Goście ucztowali dopóki wszystkie półmiski nie zostały opróżnione. Zważywszy na elfią posturę, potrafili pochłonąć zadziwiające ilości jedzenia. Fenanpora dostrzegła, że należy rozpocząć ostatnią zaplanowaną na dziś atrakcję.

- Wspaniali goście! Zapraszam na tańce! Bal na cześć młodziutkiej elfki, Gloriandy Benignus, zakończy tą osobliwą uroczystość. Jak zwykle grać i śpiewać będą dla nas Niebiańscy Śpiewacy.

Nieopodal królewskich tronów rozłożył się kilkuosobowy zespół. Jeden z elfów pomachał do królowej i powiedział donośnie:

- Witam was serdecznie na niezwykłym święcie, w którym możemy uczestniczyć dzięki Gloriandzie. Szczególnym powitaniem darzymy sprawiedliwą Królewską Parę, dzielnego księcia Frilla, mądrą królewnę Liliam i oczywiście ciebie, godna Gloriando Benignus . Pamiętaj, że ta noc należy do ciebie. Pierwszy utwór dedykujemy tobie.

Zaczęli grać skoczną melodię. Wszystkie pary ruszyły na parkiet. I co z tego, że grali dla mnie piosenkę, skoro nie miałam partnera do tańca? Ledwo o tym pomyślałam, a wyrósł przede mną Frill. Rozwichrzone włosy wystawały spod korony dodając mu młodzieńczego uroku. Mamił mnie swoją urodą i sprawił, że zapominałam o tamtym incydencie.

- Mogę prosić? – Wyciągnął do mnie dłoń.

Postawił mnie pod ścianą. Domyślałam się, że nie mogę mu odmówić. Obawiałam się jednak jego bliskości. Poza tym przybył na uroczystość z Hottą. Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie.

- Narzeczona Jego Książęcej Mości nie będzie miała nic przeciwko?

Przewrócił oczami i przecząco pokręcił głową.

- Hotta nie jest moją narzeczoną – obwieścił. – Na takim doniosłym święcie nie mogę pokazywać się samotnie. Ojciec zasugerował, żebym zaprosił Hottę. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Teraz ze mną zatańczysz?

Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie niż pytanie. Zdaje się, że nie nawykł do odmowy. No cóż, pewnie mało jest elfek, które mogą mu odmówić. Albo chcą. Położyłam rękę na jego wyciągniętej dłoni. Jej szorstkość mnie zaskoczyła. Widocznie książęta mają też inne zajęcia oprócz przesiadywania na tronie, pokazywania się na państwowych uroczystościach i robienia tego, co dusza zapragnie. W podziękowaniu musnął moją dłoń ustami. Dostałam gęstej skórki na całym ciele. Spojrzał mi głęboko w oczy.

- Widzę, że się obawiasz, Gloriando. Zapewniam cię, że przy mnie zostaniesz gwiazdą balu.

Ściskając moją rękę, doprowadził mnie na parkiet, gdzie zabawa trwała na całego. Tańczące elfy wyglądały jak gałęzie na wietrze, które bezwładnie poddają się podmuchom wiatru. Oni tak samo dawali się ponieść muzyce. Działała na nas jak wiatr. Wystarczyło ulec podmuchom muzyki.

Frill położył sobie moją dłoń na swoim ramieniu. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Zrobił pierwszy krok. Poszłam w jego ślady i poczułam się tak lekko jak wtedy, gdy opadłam w jego ramiona po rytuale właściwym. Może dziwnie to zabrzmi, ale nie zwracałam uwagi na księcia. Przenikała mnie melodia i moją głowę zaprzątały tylko nuty. Cudowne uczucie! Czułam jednak na sobie książęcy wzrok. Czyżby dostrzegł coś czego nikt inny jeszcze nie zauważył? Onieśmielał mnie i przerażał jednocześnie. Za tym przejmującym spojrzeniem musiało kryć się coś jeszcze. Chciałam się przekonać co to było. Zebrałam się na odwagę i spojrzałam w bursztynowe oczy Frilla. W tym samym momencie Niebiańscy Śpiewacy zwolnili melodię, a książę zbliżył się jeszcze bardziej. Wdychałam zapach jego ciała. Lawenda i cedr zawróciły mi w głowie. Przechylił głowę i szepnął mi do ucha:

- Gloriando. – Jego oddech spłynął po mojej szyi.

- Słucham, Wasza Książęca Mość.

- Zauważyłaś, że twoja wyjątkowość od razu na mnie zadziałała? Gdy tylko pojawiłaś się w maleńkiej komnacie coś mnie do ciebie przyciągnęło, a podczas dialogu z królową zaimponowałaś mi walecznością i delikatnością. Och, Gloriando... - Przesunął wargami po moim płatku usznym. Zapomniał się? Mimowolnie zadrżałam. Nie mogłam odsunąć się od niego, bo zbyt stanowczo mnie obejmował. – Jesteś niezwykle świeża, nieskażona nieprawdziwymi opowieściami i taka... zagubiona. Pragnę, abyś odnalazła się wśród elfów. Pomogę ci poczuć się elfką. Pokażę ci swój ogród, pozwolę zajrzeć do każdej komnaty w pałacu, nauczę cię jeździć konno. – Odsunął się ode mnie, by móc na mnie spojrzeć. Przejął nade mną kontrolę. Naprawdę powinnam trzymać się od niego z daleka. – W twoich oczach nie dostrzegam już obawy. Widzę wyłaniające się powoli piękno, które skrywało się za zasłoną człowieczeństwa. Przyozdabia je mnóstwo pozytywnych uczuć. Od dziś możesz nimi obdarzać również elfy.

Nieznacznie zbliżył swoją twarz do mojej. Wiedziałam, co chciał zrobić i byłam w równym stopniu zachwycona, co skołowana i zawstydzona. Zamknęłam oczy.

- Frill.

- Tak, Hotto?

- Zatańczymy?

Spojrzeliśmy na nią z wyrzutem. Nadal mnie obejmował niezrażony obecnością Hotty.

- Tak – zgodził się książę. – Przepraszam, Gloriando. Obiecuję, że zatańczymy jeszcze tej nocy. – Oddalił się z Hottą, a mnie pozostał taniec z jej wcześniejszym partnerem.

Tańczyłam z nim tylko do jednej piosenki. Nie czułam się swobodnie, a taniec nie sprawiał mi takiej radości. Przyszło mi do głowy, że książę rzucił na mnie jakiś urok. Nie widziałam innego rozwiązania. Powinnam cieszyć się i tańczyć z kim tylko zechcę, a wypatrywałam w tłumie księcia. Po chwili dosiadły się do mnie Liliam i Fenanpora.

- Dobrze się bawisz? – Zapytała mnie królewna.

- Oczywiście. – Nawet nie próbowałam udawać dobrego humoru.

- Nie widać tego po tobie.

Frill wciąż tańczył z Hottą. Patrząc na nich, nie odnosiłam wrażenia, że nic ich nie łączy. Elfka co rusz szeptała mu coś na ucho, a książę kwitował jej uwagi śmiechem.

- Wspaniale tańczą, prawda? – Włączyła się do rozmowy królowa.

- Tak, Wasza Królewska Wysokość. Szkoda, że ja nie mam elfa do pary – dodałam bardziej do siebie, ale Fenanpora wyłapała to.

- Och! Gloriando, to przecież twoja noc. Nie możesz tak siedzieć i się smucić. Zaraz rozwiążę twój problem.

- Proszę nie robić sobie kłopotu, Wasza Królewska Wysokość. – Nie miałam najmniejszej ochoty bawić się w towarzystwie innego elfa niż książę.

- To żaden kłopot. Nie mogę pozwolić, żebyś miała złe wspomnienia ze swojego przeobrażenia.

Zniknęła w tłumie wirujących elfów. Zerknęłam wymownie na Liliam, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Wróciłam do obserwowania tańczących. Frilla i Hotty nigdzie nie było widać. Po jakimś czasie zaczęłam grzebać widelcem w niedojedzonych warzywach. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

- Problem rozwiązany – usłyszałam głos królowej. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo w towarzystwie Matikiego wróciła na parkiet.

Po drugiej stronie stolika usiadł książę. Bez Hotty.

- Jak mija ci noc, Gloriando? – Znikąd pojawił się obok mnie Hermes.

- Znakomicie. – Tym razem wysiliłam się na uśmiech.

- Niezmiernie mnie to cieszy. Mogę prosić Waszą Królewską Mość do tańca? – Zwrócił się do Liliam.

Zrobiła przepraszającą minę i odeszła z Hermesem. Zostałam sama z Frillem. Nie wiedziałam czy wypada mi zapytać go, gdzie podziała się Hotta. Czekałam więc na gest z jego strony.

- Nie pogratulowałem ci jeszcze przeobrażenia – odezwał się wreszcie – więc, Gloriando, przyjmij moje gratulacje. Rytuał właściwy w twoim wydaniu był godny podziwu.

- Dziękuję, Wasza Książęca Mość. Zdaje się, że nie podziękowałam Waszej Książęcej Mości za troskę okazaną mi podczas przeobrażenia. Wasza Książęca Mość nie pozwolił, bym upadła na ziemię.

- Nie zrobiłabyś tego, bo przecież nie zwątpiłaś w dobre duszki, które cię uniosły. Wiesz, że spodziewaliśmy się twojego przeobrażenia dopiero wiosną? Narobiłaś sporo zamieszania w królestwie, nawet nie będąc jeszcze elfką.

- Wiem o tym doskonale. Liliam wystarczająco dobrze mi to wyłożyła. Nie wiedziałam, co mogła spowodować moja dociekliwość. Chciałam tylko jak najszybciej pozbyć się wrażenia, że... zwariowałam.

- Naprawdę nachodziły cię takie myśli?

- Spróbuj, Wasza Książęca Mość, postawić się na moim miejscu. Ni stąd, ni zowąd zaczynasz mieć sny o pięknej kobiecie, która nie dość, że zapewnia cię, że to nie sen, to jeszcze mówi o mojej mamie, która poległa na wojnie w jakimś nieznanym mi kraju, zostawia mi jej portret i każe rozwiązywać zagadki. Na dodatek w realnym świecie pojawia się ktoś, kto w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób przyciąga mnie do siebie, intryguje swoją osobą, bo uśpione dotąd zakamarki mojego umysłu podpowiadają mi, że jesteśmy do siebie podobne. Byłam tym wszystkim przerażona, Wasza Książęca Mość.

Książę szczerze roześmiał się. W pierwszym momencie byłam na niego zła o taką reakcję, ale tym razem to ja postawiłam się na jego miejscu i rzeczywiście, z jego perspektywy mogło to być komiczne. Zaraził mnie tym swoim pięknym, jasnym śmiechem i już po chwili chichotaliśmy razem.

- Gloriando, wspaniale opowiadasz – powiedział nie przestając się uśmiechać.

- Po pierwszym spotkaniu z Anastrianną nie było mi do śmiechu – zapewniłam go.

- Chętnie posłuchałbym dalszej części, ale nie wypada, abyś siedziała za stołem podczas balu na twoją cześć. Zatańczymy?

- Nie wypadami mi odmówić Waszej Książęcej Mości.

Znów poprowadził mnie na parkiet. Znów pod wpływem jego dotyku miałam ciarki na całym ciele. Znów czułam się tak, jakby jego ramiona były całym światem. Skutecznie wykorzystywał swoje książęce „czary". Muzyka kołysała nami delikatnie, więc bez przeszkód mogliśmy porozmawiać.

- Świetnie poradziłaś sobie z pytaniami króla – pochwalił mnie Frill. – Choć on uważa, że pozwoliłaś sobie na zbyt wiele.

- A ty?

- A ja? – Zaskoczyłam go tym pytaniem. Od razu pojęłam o co mu chodzi.

- Przepraszam Waszą Książęcą Mość. Nie powinnam...

- Nie przejmuj się – przerwał mi. – Elfy często z przesadnym szacunkiem zwracają się do rodziny królewskiej. Drażni mnie to znacznie bardziej niż zwracanie się do władców „per ty". Zdziwiłem się po prostu, że chcesz poznać moją opinię.

- Dlaczego tak to dziwi Waszą Książęcą Mość?

- Ponieważ ilekroć wypowiadam się w imieniu ojca, rozmówcy nigdy nie pytają mnie o własne zdanie. Ty jednak to zrobiłaś. – Powiedział to w taki sposób, jakby naprawdę jego poglądy nie obchodziły nikogo w Mateczniku. – Chętnie podzielę się z tobą swoimi uwagami na temat twojego dialogu. Ojciec wyraźnie próbował sprowokować cię, czego nie powinien robić. Niemniej doskonale dałaś sobie radę z jego przebiegłymi zagraniami. Utarłaś mu nosa i to go najbardziej boli. Zgubiła go pewność ciebie, której pozbawiłaś go ostatecznie, mówiąc o posunięciach Królewskiej Pary mogących uprzykrzyć życie poddanym. Uważam, że posłużyłaś się tym przykładem, żeby jasno dać do zrozumienia, iż zawsze będziesz po stronie słabszych i mniej wpływowych. Nie zamierzałaś obrażać Królewskiej Pary. Zgadza się?

- Nie mogłabym wyrazić tego jaśniej.

Niebiańscy Śpiewacy zmienili melodię na szybszą. Frill porwał mnie w tan. Poddawałam się i muzyce buzującej w mojej krwi, i radosnej energii Frilla. Okręcał mnie i podnosił, przechylał do podłogi i gwałtownie przyciągał do siebie, nic nie mówił, ale patrzył mi w oczy. Mimo coraz intensywniejszego tańca, nie czułam zmęczenia. Mogłabym spędzić z księciem na parkiecie całą noc i kolejny dzień. Elfy z zespołu musiały jednak zrobić krótką przerwę na przepłukanie gardeł, jak to nazwali. Tancerze leniwie kierowali się do stołów.

- Gloriando?

- Tak?

Spojrzał na mnie w taki sam sposób jak w maleńkiej komnacie. Czułam, że moje tajemnice nie są już dla niego tajemnicami.

- Twoja dusza rozkwita jak niezwykłej urody kwiat. Rozkwita radością, szczęściem, błogim spokojem i nieśmiałą miłością. Bardzo chcesz komuś ją ofiarować, ale sądzisz, że jeszcze nie spotkałaś właściwej osoby. Zapewniam cię, że... Gloriando?

Bursztynowe oczy zahipnotyzowały mnie. Nie potrafiłam się od nich oderwać. Książę patrzył na mnie z taką siłą, że wręcz mogłam poczuć przyciąganie między nami. Nie wytrzymałam tego napięcia. Osunęłam się w jego ramiona.

- Gloriando? – Powtórzył, gdy nie odpowiadałam.

- Musze wyjść na świeże powietrze.

- Zaprowadzę cię.

Wolałabym pójść sama niż z nim, lecz pewnie runęłabym jak długa na środku Błyszczącej Sali. Podtrzymując mnie, doprowadził do jednego z wysokich okien. Przekręcił zabezpieczenie i część szyby uchyliła się. Wyszliśmy na niewielki balkon. Właściwie lepszym określeniem byłby obszerniejszy parapet, bo był tak wąski, że ledwo obydwoje mieściliśmy się tam.

- Lepiej ci już? – Wciąż mnie obejmował obawiając się, że mogę stracić przytomność.

- Nie powinna Wasza Książęca Mość poszukać lordówny Hotty? – Odparłam ze złością. Miałam dość jego fałszerstwa. Najpierw doprowadza mnie do skraju wytrzymałości, a później martwi się o mnie.

- Hotta musiała wyjść. Jutro rano odwiedza nas książęca para morskich elfów i Hotta musi przygotować stroje dla królowej. Myślałem, że pójdę razem z nią, bo ostatnimi czasy nie przepadam za tego typu uroczystościami, ale...

- Ale co? – Wpadłam mu w słowo. Spojrzałam na niego wyzywająco.

- Ale mama poprosił mnie, żebym został do końca.

W ten sposób królowa rozwiązała mój problem? Odesłała Hottę, żebym mogła spędzić bal z księciem?

- Wygląda na to – mówił dalej – że ani ja, ani ty nie mamy nikogo do pary. Chciałabyś przetańczyć resztę balu ze mną?

Książęca dłoń zaczęła przesuwać się po mojej talii. Odsunęłam się od niego tak daleko jak było to możliwe na tym mikroskopijnym balkonie.

- Dlaczego jesteś wobec mnie taki agresywny? – Postanowiłam iść na żywioł i wygarnąć mu wszystko. Przy okazji zrezygnowałam z oficjalnych zwrotów. – Dlaczego doprowadzasz mnie niemal do utraty przytomności? Dlaczego czuję, że nie mogę niczego przed tobą ukryć?

- Uspokój się, Gloriando.

Zanim zdążyłam zareagować, był już przy mnie i lustrował mnie wzrokiem. Trwało to może kilka sekund, lecz i tak poczułam się słabiej.

- Przestań to robić! – Wykrzyknęłam i chciałam wrócić na salę, ale mocno przytrzymał mnie za ramię.

- Ty się mnie boisz – stwierdził spokojnie. Zerknął na swoją rękę, którą mnie ściskał jakby nie należała do niego. – Przepraszam. – Puścił mnie.

- Za co właściwie mnie przepraszasz?

- Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Nie chciałem cię przestraszyć. Przepraszam za... Za każdy gest, którym cię obraziłem.

- Dlaczego tak na mnie działasz? – Nie dawałam za wygraną.

Teraz to on odszedł ode mnie. Zwrócił się do ciemności rozlewającej się wokół pałacu. Długo zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Wiem, że robisz to celowo – dodałam, gdy nie doczekałam odzewu z jego strony. – To jakieś czary, urok, umiejętność?

Wzdrygnął się usłyszawszy moje pytanie. Zdaje się, że trafiłam w sedno, ale książę znów migał się od odpowiedzi.

- Boisz się tego, co dzieje się z tobą, gdy jesteś obok mnie, ale z drugiej strony fascynuje cię moja osoba, chcesz ze mną przebywać i dowiedzieć się dlaczego tak reagujesz.

- Skąd niby możesz to wiedzieć? – Żachnęłam się.

- W przeciwnym razie nie wypatrywałabyś mnie wśród tańczących poddanych, nie tańczyłabyś ze mną z taką swobodą, nie chciałabyś wysłuchiwać moich opinii.

No tak. To się zgadzało. W tym przypadku czary okazały się zbędne. Wystarczyło uważnie mnie obserwować. I Frill robił to.

- Uznam twoje milczenie za przyznanie mi racji – rzekł z satysfakcją zarezerwowaną tylko dla koronowanych głów. – Zaryzykujesz, spędzając w moim towarzystwie resztę nocy?

- Pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Przestaniesz stosować na mnie te swoje czary.

Uśmiechnął się szeroko. Jak mogłam w ogóle stawiać mu warunki? Powinnam dziękować za taką szansę, a nie narażać się na jego odmowę.

- Dobrze, Gloriando. Przestanę. A teraz wracajmy na parkiet.

Dalsza część balu upłynęła nam na istnym tanecznym szaleństwie. Niewiele ze sobą rozmawialiśmy, ale nie przeszkadzało nam to. Jedna poważna konwersacja nam wystarczyła. Nawet podczas wolniejszych utworów nie próbowaliśmy zamienić kilku zdań. Przykładając swój policzek do jego czułam subtelną błogość, która nie potrzebowała dodatku słów. Frill albo to rozumiał, albo obawiał się, że podczas rozmowy nie uniknie tematu swoich magicznych umiejętności, a wyraźnie nie odczuwał potrzeby wyjaśnienia mi tej kwestii. Biorąc pod uwagę, że w przyszłości raczej nie będziemy często się widywać, uszanowałam jego decyzję. Niech ma swoje sekrety. Najważniejsze, że dotrzymał obietnicy i nie dobierał się do mnie przenikliwym wzrokiem.

Choć czas w Mateczniku płynął znacznie wolnej niż na Ziemi, nadszedł moment powrotu. Goście powoli rozchodzili się, bal dobiegał końca, a za oknami unosiły się już poranne mgły. Rodzina królewska, Liliam i ja zebraliśmy się przy wyjściu.

- Bardzo nam miło, że przyjęłaś zaszczyt przeobrażenia – mówiła królowa. – Cieszę się, że królestwo nie straci córki tak wspaniałej elfki jaką była Antinua. Zaglądaj często do Matecznika.

- Dziękuję, Wasza Królewska Wysokość za to, co zrobiłaś dla mnie tej nocy. Dziękuję za przeobrażenie i za... wszystko inne.

- Jako mistrzyni ceremonii miałam obowiązek o ciebie zadbać. Liliam, koniecznie zajrzyj jutro do mnie.

- Na pewno przyjdę, Wasza Królewska Wysokość. Jeszcze raz dziękujemy za wyrażenie zgody na przeobrażenie Mai.

- Frill odprowadzi was na dziedziniec.

- Chciałbym zamienić jeszcze słówko z Gloriandą – rzekł król i oddalił się od pozostałych. Popatrzyłam na Frilla. Skinął głową na znak, że nie czeka mnie nic złego. Nie miałam tej pewności. Dołączyłam do króla.

- Słucham Waszej Królewskiej Wysokości.

- Z uwagą przysłuchiwałem się twoim odpowiedziom udzielanym podczas przeobrażenia. Muszę przyznać, że były... szokujące. Odważne i niebanalne, ale jednocześnie zuchwałe oraz bezczelne. Oczywiście mogłaś sobie pozwolić na taki ton, ponieważ byłaś wtedy półelfką, której nie obowiązywał bezwzględny szacunek wobec Królewskiej Pary i bezgraniczna wierność władcom tego królestwa. Teraz obrażanie króla i królowej jest niedopuszczalne. Dobrze to sobie zapamiętaj. A jakikolwiek publiczny sprzeciw wobec mojej polityki, strategii, planu i każdej decyzji zostanie dotkliwie ukarany. Powtórz jeszcze raz to, co powiedziałaś w trakcie dialogu, a pożegnasz się z możliwością odwiedzania Matecznika. Zrozumieliśmy się?

- Tak, Wasza Królewska Wysokość.

- Znakomicie. Życzę podejmowania tylko przemyślanych decyzji w nowym życiu.

Z zadowoloną miną wrócił do czekających elfów. Otrząsnęłam się z szoku i podążyłam za królem. Wymieniliśmy miedzy sobą ukłony i w towarzystwie Frilla opuściłyśmy pałac.

- Dziękujemy, książę – odezwała się Liliam. – Możesz już wracać.

- Chciałbym pożegnać się z Gloriandą. Dasz nam chwilę?

Odeszła parę kroków, żeby nam nie przeszkadzać. Książę zerkał na mnie delikatnie tak jak powinien to robić.

- To była cudowna noc – powiedział. – Ogromnie cieszę się, że mieliśmy możliwość spędzić ją w swoim towarzystwie. Wiem, że przez jakiś czas możesz czuć cię w Mateczniku nieswojo, więc służę radą i pomocą. Chciałbym kontynuować naszą znajomość i poznać cię bliżej.

Zatkało mnie. Nie mam pojęcia jak długo trwałam tak jak słup soli. Wystarczająco długo, żeby książę poprosił tęsknym głosem:

- Obiecaj mi następne spotkanie.

Mimo tych negatywnych odczuć, które mi zafundował, również miałam ochotę poznać go bliżej, ale stawało nam na drodze moje życie wśród ludzi. Nie chciałam robić sobie kłopotów i uciekać, żeby spotkać się z księciem. Chociaż...

- To nie jest takie proste, Wasza Książęca Mość. – Zachowałam chłodny umysł.

- Ale nie niemożliwe, prawda?

- Prawda. Tylko, że... - Jak miała mu to wytłumaczyć nie rezygnując ostatecznie ze spotkania? – Mam swoje obowiązki na Ziemi. Gdybym zniknęła w ciągu dnia, ludzie zauważyliby moją nieobecność.

- Nie musisz odwiedzać mnie za dnia. Będę czekał na ciebie również w nocy.

Pokłonił się na pożegnanie tak nisko jak w maleńkiej komnacie. Patrzyłam jak odchodzi. Odwrócił się do mnie i posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. Ten, kiedy w jego oczach mogłam dostrzec zabawne iskierki.

- Gotowa? – Zapytała Liliam.

- Nie ma Leo – zauważyłam.

- Wypowiedz jego imię, a zjawi się. Igi!

- Leo!

Kocury pojawiły się w mgnieniu oka. Minie wiele czasu zanim przyzwyczaję się do lwiego wyglądu Leo. Ten kot był doprawdy fantastyczny! Wzięłam go na ręce, a on mocno wczepił się we mnie pazurami.

- Teraz powinno pójść szybciej, bo możesz już sama wytworzyć bramę – powiedziała Liliam. – Skup się intensywnie na swoim ziemskim domu.

Niespodziewane szarpnięcie pchnęło nas na drogę teleportacyjną. Znowu przeżyłam liczne zawirowania, turbulencje, silne i zimne powiewy. Było chyba jeszcze bardziej niespokojnie niż za pierwszym razem, ale przynajmniej, gdy wylądowaliśmy w gabinecie Liliam, nie czułam się tak beznadziejnie jak po teleportacji do Matecznika.

- Zmykaj do siebie. Suknię zostaw tutaj. Pośpiesz się – gorączkowała się Łucja.

- Zabiorę Leo na spacer po okolicy – wtrącił Igi.

- Myślałam, że porozmawiamy – odezwałam się zawiedziona.

- Pozwól mu – poleciła Liliam. – Dobrze zrobi ci teraz kilka godzin snu. Leo na pewno zjawi się zanim się obudzisz.

- Pogadamy rano – potwierdził Leo i wymknął się za Igim przez uchylone okno.

- Liliam, serdecznie dziękuję ci za dzisiejszą noc – uścisnęłam ją mocno.

- Nie mnie powinnaś dziękować. No, idź już do siebie. Dobranoc!

Tej nocy zrobiłam jeszcze jedną rzecz. Znalazłam na korkowej tablicy w korytarzu szpilkę i nakłułam nią opuszek kciuka. Z ranki popłynęła błękitna krew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top