Rozdział 10: Mandaloranie z Qenedalu
Niszczyciel na niebie nie wróżył nic dobrego.
- Chyba jednak nie do końca jest bezpiecznie w okolicy Qenedalu - stwierdziła Enrica.
- Co ty nie powiesz...? - Mówił Kasdann wyłączając zasilanie.
- Myślisz, że to zadziała? - Spytała trzynastolatka wątpiąc w sukces.
- Spójrz - powiedział mężczyzna wskazując palcem na inne statki. - One są porzucone. Mamy pewien kamuflaż. Poczekamy, aż Imperium się stąd zmyje i polecimy na Qenedal.
Minęło kilka minut. Imperialny niszczyciel poleciał.
- Widzisz? - Powiedział. - Wystarczy tylko spryt i optymizm.
Kasdann wleciał w atmosferę planety, a później wylądował. Wraz z Enricą wyszedł ze statku. Znajdowali się w pobliżu jeziora. Było cicho. Planeta wydawała się spokojna. Enrica usłyszała szelest, więc wzięła w dłonie miecz świetlny.
- Tak zwrócisz na siebie jeszcze większą uwagę - upomniał jej Kasdann. - Ale i tak tu nikogo nie ma.
Wtedy zza drzewa wyskoczył jakiś gatunek kota. Nastolatka ze strachu podskoczyła i z rąk wypadł jej miecz. Później kot nadepnął na niego i niechcący go włączył. Wtedy z przerażenia uciekł.
- Nie ma tu nikogo. Prócz kotów - oznajmiła Enrica i schyliła się po miecz. Później usłyszała jakiś dźwięk. Brzmiał, jak uruchomienie miecza świetlnego, ale dźwięk był nieco niższy. Nastolatka schowała miecz do plecaka. Później spojrzała przed siebie. Stała przed nią grupa osób w fioletowych oraz mandaloriańskich zbrojach. Niektóre osoby unosiły się w powietrzu. Na ich czele stał Mandalorianin z mieczem, który wyglądał na miecz świetlny, ale jego klinga przypominała raczej energię elektryczną o żółto pomarańczowej barwie i lekko iskrzyła.
- Ani kroku - powiedział Mandalorianin z mieczem dając reszcie grupy znak, by okrążyli Kasdanna i Enricę. Później kontynuował - Ta planeta jest nasza, a wy wkroczyliście na jej terytorium. Czemu tu przybyliście?
- Spokojnie, przyjaciółka nas tu przysłała - odpowiedział Kasdann, po czym grupka Mandalorian wyciągnęła blastery.
- Aha... Przyjaciółka... Ale to i tak nic nie zmienia! - Stwierdził Mandalorianin z mieczem. - Kim jesteś? Jak się nazywasz?
- Jestem tylko zwykłym człowiekiem.
- Widziałem, że posiadasz miecz świetlny. Co jeśli, mamy doczynienia z Jedi. Albo też jego padawanem?
- Nie broń czyni kogoś z człowieka.
- Jak się nazywasz?
- Co cię to obchodzi?
Mandalorianin wyciągnął miecz tuż przed głowę Kasdanna. Następnie ponownił pytanie:
- Jak się nazywasz?
- Kasdann - powiedział prawie szeptem.
- Pełne nazwisko.
- Kasdann Rivia.
Mandalorianie wokół wymierzyli broń w stronę mężczyzny.
- To Rivia! - Krzyknęła jedna z nich. - Jedi z twojej rodziny zabili nam wielu przodków i rodziców, braci, siostry.
- Moja rodzina nie włada Mocą! - Krzyknął do nich Kasdann.
- Ale i tak niektórzy pomagali Jedi - dodała inna Mandalorianka. - Przykładem jest twój brat, którego opuściłeś wiele lat temu. Temu chyba nie zaprzeczysz, że był po stronie pewnej Jedi. Dobrze, że on jak i ta Jedi zginęli.
- Wiecie kto go podobno zabił? Imperium - rzekł Kasdann.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszyliśmy, gdy doszły nas słuchy, że Kenerr Rivia i Skylar Veniss nie żyją - mówił dumnie inny Mandalorianin.
Enrice nie spodobała się satysfakcja innych ze śmierci Jedi. Zezłościła się na Mandalorian, włączyła miecz świetlny i pobiegła do Mandalorianina, który miał miecz. Wtedy dwóch Mandalorian wyciągnęło przed siebie ręce i zatrzymali Mocą Enricę.
- Oni mają Moc - zdziwił się Kasdann. - To klan Unna!
Następnie zwrócił się do grupki:
- Zostawcie ją! W gruncie rzeczy jesteśmy po jednej stronie. Jeśli mnie wysłuchacie, może się dogadamy.
Mandalorianie posłuchali mężczyzny. Następnie złożyli broń.
- Z naszej planety tylko nasz klan został po stronie Mandalory. Reszta klanów poszła za Imperium. Jeszcze jest jeden klan poza naszym, z którego tylko nieliczni nie zdradzili Mandalory. Klan Valora. Nasi przyjaciele - opowiadał przywódca klanu.
- Moja rodzina i klan Valora nigdy się nie lubili, ale jedna z klanu to nasza przyjaciółka, Nicrum Valora - powiedział Kasdann.
- Nicrum Valora. Miałaby ten miecz w ręku od wielu lat, gdyby nie opuściła planety. Nikt z jej klanu go nie chciał, więc wziąłem go ja. No dobrze, pogadajmy w naszym obozie.
Ruszyli tam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top