Początek
Optymista brzdąkał niewyraźnie na gitarze, czego nie było słychać z odległości ponad pół metra przez panujący w barze zgiełk. Przybyszowi nieswojo się zrobiło, że opuszcza przybytek w takim momencie, jednak nie było rady: cynk jest cynk. Nie tam żadna cyna, jak mawiał Poeta, który akurat pomachał wchodzącemu koledze. Przybysz odmachał, lecz nie dosiadł się. Obcy czekał na niego za bramą, a on się go bał. Żałował, że się wpakował w takie bagienko. Mówi się trudno, trzeba przeżyć.
- Hej, zagraj naszemu na odchodne! – wrzasnął wstawiony już kumpel sprzed lady.
Od ujrzenia środkowego palca uchroniło go wyłącznie lenistwo Optymisty.
- Spokojnie, jeszcze wrócę – odparł Przybysz, pakując butelkę za butelką do plecaka.
- To jest w tym najgorsze! – stwierdził tamten, na co paru stalkerów wyraziło swoje uznanie głośnym, szympansim okrzykiem.
Przybysz skrzywił się.
- Dobrej Zony! – zakończył podpity, wracając do kieliszka.
Niebo zaszło granatem. I to nie takim z zawleczką, tylko kolorem – swoją drogą wyjątkowo urokliwym jak na tę napromieniowaną część globu. Szli w milczeniu – jedynie wiatr opowiadał bajki między koronami wybrakowanych z liści drzew.
Na noc mieli zacumować w niedalekiej ruince szkoły. Przybysza dziwiło milczenie towarzysza, toteż domyślił się, iż naprawdę ma ucięty język. Pewnie przejawiał skłonności awanturnicze, więc go ukrócili. Teraz zostało jedynie zachowanie wskazujące na twardy, nieposkromiony charakter.
Celowo wyruszyli o zmierzchu – trasa obliczona była na dotarcie do ruin późnym wieczorem. Wypadki losowe wcisnęli czasowo w okres jednego dnia na zasadzie: „i tak nie przewidzimy wszystkiego".
Zaznaczony na PDA punkt docelowy tego fragmentu trasy przyniósł Przybyszowi niesamowitą ulgę. Do tej pory spięty niczym sprężyna karabinu, drżał o ewentualnych wrogów po drodze głównie dlatego, że nie widział sposobu komunikacji z obcym. Po chwili euforii uspokoił się – przecież nie doszli jeszcze na miejsce.
Weszli, spojrzeli po pomieszczeniu. Przybysz ruszył na piętro, wszedł do jednej z jaśniejszych klas. Chciał zapytać obcego o drwa na ognisko, ale gdy się odwrócił, nikogo nie zobaczył. Oblał go zimny pot. Nie znał nawet ksywy, a on wsadzi mu teraz nóż w plecy... względnie kulkę w łeb. Pożałował pójścia z nim. Zszedł na parter, przyczaił się po – w miarę możliwości - cichu przy framudze, skąd miał dobry widok na przedsionek i drzwi do stołówki. Czekał. I czekał. Serce waliło, jak młotem. Nagle adrenalina szumiąca w uszach przepuściła odgłos kroków. Obcy wszedł z naręczem patyków, począł wspinać się po schodach. Przybysz nie wierzył temu, co ledwo widział: nawet mu o niczym nie powiedział! Musiał mieć za sobą albo niesamowicie dużo wypraw, albo czytał w myślach.
- Czekaj! – krzyknął, gdy tamten zrzucił już chrust. Przybysz wbiegł, ile sił, prawie wpadł na towarzysza. – Skąd... skąd wiedziałeś? – wiedział, jak idiotyczne jest to pytanie, lecz był tak zdjęty strachem, że wszystko go dziwiło i przerażało.
W odpowiedzi wyczytał z jego PDA: „Idę po jeszcze". Przybysz pokręcił głową.
- Nie trzeba, dużo przyniosłeś jak na twoją posturę.
Zmarszczyła nos.
Gdy usnął, zdjęła z ulgą buty, ładownice, kamizelkę. Nie musiała się bać ani o promieniowanie – tło nie dość, że niskie, to jeszcze dziadek-handlarz załatwił jej naprawdę porządne wdzianko, które nosiła pod płaszczem – ani o zachowanie Przybysza. Wpatrywała się w tańczące języki ognia, słabsze niż te, które wirowały, gdy się kładła.
Ziewnęła.
Niedługo świt. Trzeba będzie znów się okuć i udawać niemowę. Postanowiła cieszyć się chwilą wolności od ciężkiego uzbrojenia. Przyglądnęła się otulonym czarnym, przeciwpromiennym body ramionom, brzuchowi, talii – tak rzadko je widywała... Kiedyś nosiła sukienki, podobała się w nich sobie. Jednak kiedy matka zmarła, a siostra zapadła na zdrowiu, nie było innego wyjścia: należało zamienić wygląd zadbanej panienki, za którą niejeden na ulicy się oglądał na spocone ciało okryte śmierdzącym kombinezonem. Dla niej nie istniała inna opcja, niż to, co robiła w imię zdrowia ukochanej, jedynej prócz ojca Aldony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top