1

Nie rozumiałem cię, ani tego dlaczego byłeś na mnie zły.

Często zdarzało mi się sypiać z laskami na imprezach i doskonale o tym widziałeś. Tym razem, kiedy dobierałem się do swojej jednorazowej panny w pokoju Kuroo, przyłapałeś nas ty, ale zaraz szybko zamknąłeś drzwi i znów zostawiłeś nas samych.

Następnego dnia w szkole nie gadaliśmy. Unikałeś mnie, jak cholera. Żałowałem, że muszę być starszy o rok i nie możemy być w tej samej klasie, bo wtedy dopadłbym cię na pewno i wyciągnął z ciebie wszystko.

Następnego dnia w szkole nie było cię w ogóle. Nie rozumiałem o co chodzi, przysięgam. Snułem teorie spiskowe z moim bro i braliśmy pod uwagę wszystko, a nawet kwestię zmiany moich perfum na inne. Może po prostu nie chciałeś mnie wąchać, kiedy pachniałem inaczej. Wszystko było możliwe, aczkolwiek ty nie obrażałeś się za byle co. Musiałbym cię naprawdę mocno skrzywdzić, żebyś był na mnie zły, a nie zrobiłem nic.

Chyba.

Kolejny dzień był jeszcze bardziej pusty od poprzedniego. Byłeś moim najlepszym kumplem, tak jak Kuroo, ale byłeś lepszy od Kuroo tym, że cię szanowałem bardziej. Właściwie najbardziej że wszystkich ludzi, jakich znałem. Szanowałem cię nawet bardziej, niż kobiety i kiedy tylko mogłem, to nawet otwierałem ci drzwi. Zawsze wydawałeś mi się takich kruchy i delikatny, i chciałem o ciebie dbać najbardziej, jak było to możliwe.

Ale denerwowało mnie to, że się do mnie nie odzywałeś.

Mijaliśmy się tak całe pięć dni roboczych, aż w końcu nadszedł weekend. Poszedłem do alkoholowego 24h z zamiarem zrobienia zapasów na kolejną, dwudniową imprezę. I zobaczyłem cię. Siedziałeś w kawiarni, niedaleko celu mojej wyprawy. Zobaczyłem się przez duże okno. Najgorsze było to, że rozmawiałeś z jakimś szatynem i było ci bardzo wesoło. Przy mnie chyba nigdy się tak nie śmiałeś.

Zabolało mnie serduszko.

Myślałem, że to ja jestem twoim najlepszym kumplem i przy mnie możesz być sobą, tymczasem chyba nigdy wcześniej nie widziałem tak szczerego uśmiechu na twojej buzi, jak wtedy przy tym chłopaku.

Mimo mojego wkurwienia lvl 25, nic z tym nie zrobiłem. Po prostu poszedłem tam, gdzie iść miałem, ale nie miałem już tak dobrego humoru do zabawy.

Kuroo przyjechał po mnie, pod mój dom, około dwudziestej. Uprzedziłem mamę, że będę za dwa dni i wyszedłem. Byłem naprawdę podminowany i miałem ochotę się wyżyć seksualnie.
Wrzuciłem zapasy alkoholu do bagażnika, bo było tego dość dużo, po czym znów obszedłem samochód, aby zająć miejsce obok zajebistego kierowcy.

- Co ty taki zły? - prychnął Kuroo, kiedy bez słowa wsiadłem do auta.

- Akaashi znalazł sobie innego. - ze złością zapiąłem pasy i sięgnąłem po paczkę Marlboro, leżąca obok ręcznego i odpaliłem jednego papierosa. - Akaashi już nie jest moim przyjacielem.

- Nie dramatyzuj. Kłótnie to normalna rzecz. Niedługo mu przejdzie. - odpalił samochód i ruszył w stronę domu Kenmy.

- Nigdy się nie kłóciliśmy. Był z jakimś typem na kawie. I śmiał się. Widziałeś, żeby Akaashi kiedyś się przy mnie śmiał? - kolejne dawki dymu, powoli mnie uspokajały.

- Z Oikawą, a nie jakimś typem. - poprawił mnie.

- Z kim? - zaciekawiłem się i przeniosłem wzrok na Kuroo.

- Taki gej. Kiedyś bzykał moją siostrzyczkę, a potem... No, a potem mnie, a raczej ja jego. - powiedział, jakby mówił o pogodzie i zaśmiał się głupawo na te wspomnienie.

Ja naprawdę nie wiem dlaczego przyjaźniliśmy się z Kuroo.

- To ten jeden jedyny raz z facetem, o którym mi opowiadałeś? - uniosłem brwi.

- Ta... Właśnie ten. - przytaknął i trochę się zmieszał.

- Ją pierdolę, stary... A skąd w ogóle o tym wiesz?

- Mam dni z Akaashim i właściwie wszystko mi wysyła. - prychnął rozbawiony. - Mówiłem ci, abyś w końcu zaczął używać snapa, to byś miał takie informacje.

- Dobra, dzisiaj robimy story, bro. Nagramy specjalnie dla Akaashiego, jak potrafimy świetnie się bez niego bawić.

- To zły pomysł, stary.

- To zajebisty pomysł! Niech zobaczy, że wcale go nie potrzebuje! - wyrzuciłem niedopałek za okno.

- Będziesz tego żałować. Zobaczysz, że niedługo się pogodzicie.

- I chuj! - próbowałem grać beztroskiego faceta, co nie szło mi zbyt dobrze i Kuroo to widział. - Ty lepiej mi powiedz wszystko o tym Oikawie!

Próbowałem grać beztroskiego faceta i udawać, że wcale cię nie potrzebuje. A tak nie było. Potrzebowałem cię jak cholera. Byłeś moim kumplem, kochałem cię, jak Kuroo, to logiczne. Przyjaźniliśmy się od gimnazjum i nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie. Jasne, że to co robiłeś mnie bolało. W końcu odtrącałeś mnie, a ja potrzebowałem ciebie, jak dziecko swojej matki.

***

Impreza była zajebista. Zaliczyłem, aż dwie laseczki w dwa dni i byłem z siebie dumny. Odreagowałem i nie byłem już tak na ciebie zły.

W poniedziałek nie mogłem pokazać się w szkole, bo miałem kaca mordercę, który naprawdę dążył do mojego końca. Nie mogłem podnieść się z łóżka i dwa razy rzygałem. Tym razem musiałem reanimować się sam. Wcześniej, w takich chwilach byłeś przy mnie ty i stawiałeś mnie na nogi, a nawet potrafiłeś wyciągnąć z domu i zawlec do szkoły. Teraz było inaczej.

Byłem na ciebie zły, a mimo to myślałem o tobie więcej i więcej, praktycznie non stop. Nie potrafiłem zaakceptować faktu, że teraz nie rozmawiamy.

Gdybym miał wybierać między tobą, a Kuroo, na pewno wybrał bym ciebie. Wiem, że Kuroo zawsze by mi wybaczył, a ciebie nie chciałbym skrzywdzić nigdy w życiu. Dlatego obwiniałem się coraz bardziej i coraz mniej potrafiłem żyć bez ciebie.

Resztkami sił zdołałem dopaść telefon, o mały włos nie spadając z podłogi.

- Stary, ja za nim tęsknię.

- Mam kaca, bro, kurwa, oszczędź.

- A jeżeli on przespał się z tym śmieciem?

- To ich sprawa, kurwa, Bokuto.

- Obiecałem sobie chronić jego dziewictwo.

- No to zjebałeś.

- Kurwa, bro, ja serio...

- Dobra, będę za pięć minut, ale skończ w końcu pierdolić, debilu.

Kuroo rozłączył się. Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo Kuroo nigdy mnie nie zawiódł i czułem w nim duże wspracie. Jednak to nie było to samo, co z tobą, moja mała, obrażalska głupoto.

- Tylko kup piwo i kurczaki, debilu. - powiedziałem sam do siebie z nadzieją, że Kuroo jakimś cudem odgadnie moje zachcianki, a raczej potrzeby, mimo że już kilka sekund temu skończyliśmy rozmawiać.

Cudem wstałem i wciągnąłem na biodra szare dresy adidasa. W samych gaciach gości bym nie przyjął, nawet Kuroo. Dopiero po fakcie mogłem się przy nim rozebrać. Kultura to kultura.

Dobra, po prostu śmierdziałem i chciałem choć w małym stopniu zamaskować ten smród z zeszłej nocy, a nie miałem ochoty się myć. Aby temu pomóc, popsikałem się perfumami Kuroo, które kiedyś u mnie zostawił. I już były moje. Nie używałem ich na co dzień, ale w takich przypadkach były bardzo przydatne. Moich było mi szkoda używać na tak mało okazjonalną okazję, jaką było spotkanie z tym debilem.

Kuroo przyszedł po dwudziestu, a nie pięciu minutach, co mogło oznaczać tylko jedno.

Jego spóźnienie, oczywiście.

Otworzyłem drzwi wejściowe, a kiedy zobaczyłem twarz przyjaciela i foliowe siatki w jego rękach z kurczakami i piwem, od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Wydąłem dolną wargę i rozłożyłem ramiona, chcąc uściskać mojego rycerza, ale bez konia.

- Bro... Jesteś najlepszy... Bro... - wzruszyłem się.

Zrobiłem krok w jego stronę i już chciałem go przytulić, ale on gwałtownie mnie odepchnął.

- Spierdalaj. Jebiesz. - wyminął mnie i wszedł do środka.

Przed Kuroo jednak nic się nie ukryje.

Rozłożyliśmy się na podłodze w moim pokoju. Taki mieliśmy zwyczaj, że mimo dostępnych miejsc, woleliśmy miękki dywan. Tak, ten dywan, Akaashi, na którym po raz pierwszy nadepnąłem ci na stopę.

Zjedliśmy kurczaki i wypiliśmy po dwa piwa. Kac praktycznie przeszedł, czułem się tylko dziwnie na żołądku, ale nic specjalnego. Jakby bańki mydlane z różnym jedzeniem w środku latały w moim brzuszku.

Ale ciągle myślałem o tobie. Totalnie ciągle. Żując kurczaka, połykając kurczaka, pijąc piwo, siedząc na podłodze, mrugając. Wszystko robiłem tak automatycznie i pusto, bo cholernie zamartwiałem się naszą przyjaźnią i tym, że mogę ciebie stracić, a tego chyba bym nie przeżył. Byłeś najlepszą osobą, jaką przyszło mi poznać, a przyjaźń z tobą była dla mnie najcenniejszym skarbem, jaki posiadałem. Byłem debilem i bałem się, że coś popsułem. Nie miałem pojęcia co, dlatego zamartwiałem się jeszcze bardziej.

- Kuroo, ja chyba serio coś zjebałem.

- Niby co? - ugryzł kurczaka i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

- No właśnie nie wiem, kuurnnaa! - jęknąłem, przeciągając głoski i położyłem głowę na łóżku, o które opierałem plecy.

Kuroo swoją drogą wyglądał śmiesznie. Miał dwudniowy zarost i włosy poczochrane gorzej, niż Kenma po przebudzeniu. Właściwie byłem w podobnym stanie, ale to on wyglądał śmiesznie, ją wręcz przeciwnie - jak poważny facet z problemami

- Może pogadaj z nim. - wzruszył ramionami. - To chyba jedyna rozsądna opcja, niż siedzieć i użalać się nad sobą.

- Chciałem z nim pogadać, to ciągle mnie unika i się mijamy. - westchnąłem i przeczesałem włosy do tyłu.

- Dobra, to ja z nim pogadam.

- I co to da? On ci nie ufa, tak jak mi i nic ci nie powie. - uniosłem głowę i spojrzałem na niego.

- Cokolwiek. Lepsze to, niż nic. - otworzył kolejne piwo i wziął kilka dużych łyków.

- W sumie racja, bro. Warto spróbować czegokolwiek. - mruknąłem zdecydowanie ciszej i znów położyłem głowę na łóżku, zamykając przy tym oczy.



--------

Hej! <33

Wpadam z nowym Bokuaka! Spoko, tym razem to ma jakąś przyszłość ahahhaha <33

W następnym rozdziale już będzie nasz kochany Akaashi, przysięgam <3

Mam nadzieję, że się podobało :3

A opis napiszę potem, bo... Bo nie mam jakoś pomysłu XD

Do nexta!

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top