Łakomy kąsek (26)
– U menja jest dla ciebie skazka. Legienda.
– No dobrze. Ale potem sobie pójdziesz?
– Jeśli po skazke jeszcze będzie chciała, żeby poszedł...
Reinmar zaśmiał się i pokręcił głową, gdy już przebrana, przejmowała tacę z przekąskami od jednej z zamtuzowych służących.
Weszła do mieszkania wraz z dwiema innymi dziewczynami i od razu poczuła przyjemny zapach kadzidełek i usłyszała rozbawione głosy. Mieszkanie urządzono bardzo wytwornie. Po obu stronach znajdowały się przestronne komnaty, których ściany obite były materiałem, a sufity zdobiły malowidła frywolnych rusałek i pięknych mężczyzn, poddających się pieszczotom. Z tej najodleglejszej dobiegał śmiech dziewcząt i melodyjny język rozbawionych mężczyzn. Zachowywali się głośno i frywolnie, jak na młodych arystokratów przystało. Gdy tylko stanęły w szeroko otwartych drzwiach, jeden z nich zakrzyknął głośne:
– Zawtrak!
Roznegliżowani od pasa w górę, siedzieli rozwaleni na wielkich sofach, w towarzystwie całkiem nagich, wdzięczących się do nich prostytutek. Targały ich włosy, gładziły po torsach i brzuchach, a także dawały się bezwstydnie klepać i obmacywać.
Fiore starała się upodobnić do pozostałych służących i nie zwracać na siebie uwagi, a jednocześnie rozejrzeć dyskretnie, żeby wypatrzyć tego o ładnej buzi, dołeczkach i kasztanowej, gęstej czuprynie.
Na stolikach leżały resztki zasuszonego jedzenia i stało całe morze butelek, więc jedna ze służących zaczęła je zbierać, żeby zrobić miejsce na tace ze śniadaniem. Fiore wykorzystała ten moment i powiodła spojrzeniem po chłopakach. A gdy jej oczy spotkały się z oczami jednego z nich, natychmiast zrozumiała, że to ten. Gapił się na nią bezwstydnie, mimo że cycata piękność wsysała się właśnie w jego szyję, gładząc rozporek.
Ładna buzia. Kasztanowe, kręcące się włosy. Dołeczki. Zrobiło jej się gorąco.
Chłopak posłał jej szeroki uśmiech i przywołał ją skinieniem. Fiore podeszła do niego z tacą, na której piętrzyły się apetyczne maślane bułeczki. Dygnęła skromnie, postawiła ją na oparciu sofy, w zasięgu jego rąk, i zabrała pusty talerz ze zwiędłą sałatą i kilkoma winogronami. Właściciel dołeczków nie odrywał od niej wzroku, a pozostali zaczęli się śmiać i pokrzykiwać coś, czego nie rozumiała. Czuła jednak, że chodzi o nią. Pomyślała, że tutejsze służące muszą być do tego przyzwyczajone. Odwracała się już, by sięgnąć po następną, gdy ktoś chwycił ją za nadgarstek i pociągnął. Zachwiała się i wpadła na młodego księcia, upuszczając tacę i jej zawartość. Spróbowała się wyswobodzić, ale jej nie pozwolił. Uśmiechnął się do czarująco i zapytał:
– Wot takije kusoćki nam ostawili na zawtrak?
Pozostali mężczyźni zarechotali zgodnie, a Fiore obdarzyła chłopaka wyniosłym spojrzeniem, co chyba trochę go zaskoczyło.
– Smacznego, panie – rzekła i spuściła wzrok.
Ujął ją pod brodę i spojrzał na nią lubieżnie, a ją przeszedł dreszcz.
– Chcesz ty zarobić, dziewuszka? – zaśmiał się siedzący obok młody mężczyzna.
Fiore, uśmiechnęła się z zakłopotaniem i spróbowała wyswobodzić.
Ten, którego podejrzewała o bycie Romanovem, wsunął palce za jej dekolt i uniósł figlarnie brew.
Zatrzymała jego dłoń, co wzbudziło kolejną salwę śmiechu i okrzyki.
– Taka niedostępna – wyszeptał jej do ucha, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Spojrzała mu w oczy wśród okrzyków tych dzikusów i mimo woli zmrużyła gniewnie powieki, co tylko go rozbawiło. Wykorzystała moment, w którym siedząca po drugiej stronie prostytutka ukąsiła go w ucho, i wywinęła się z jego objęć.
Odpuścił, choć Fiore przez cały czas czuła na sobie jego wzrok, gdy przyklęknęła i rozedrgana zbierała rozrzuconą na ziemi sałatę. To spotkanie poruszyło ją znacznie bardziej, niż się spodziewała, ani niżby sobie życzyła. Teraz naprawdę dobitnie poczuła jak to jest, gdy nie jest się księżniczką, tylko potencjałem przyjemności. Zebrała jeszcze kilka tac, posłała chłopakowi nieśmiały uśmiech, a on puścił do niej oko.
Zeszła na dół, wciąż bardzo przejęta, ale znacznie bardziej poruszyło ją to, jak po tej wizycie patrzył na nią Reinmar. Była w tym ciekawość, odrobina złości, niepewności i pogardy. Nie, zdała sobie sprawę, gdy przyciągnął ją do siebie i popatrzył na nią z góry. To... zazdrość. Był o nią zazdrosny.
*
Mimo zarwanej nocy, Fiore czuła tak silną ekscytację, że po powrocie do zamku nie zmrużyła oka. Nie mogła się doczekać spotkania z cwanym księciem i tego momentu, gdy rozpozna w niej swój poranny, łakomy kąsek.
Maryla patrzyła na nią jak na jakieś szczególnie rzadko spotykane zjawisko przyrodnicze, gdy księżniczka stroiła się z entuzjazmem w śliczną, kremową suknię, a nawet nuciła coś pod nosem. Nałożyła na policzki róż i dała sobie upiąć włosy, założyła nawet ten piekielny diadem, którego szczerze nie znosiła. W końcu przyjrzała się sobie w lustrze, całkiem zadowolona z efektu, a gdy Maryla rozdziawiła buzię, księżniczka roześmiała się i posłała jej porozumiewawcze mrugnięcie.
Zeszła na dół i udała się do komnaty, w której król podejmował gości poczęstunkiem, po oficjalnym spotkaniu w sali tronowej. Zerknęła przez otwarte szeroko drzwi i dostrzegła ojca w towarzystwie dwóch poważnych mężczyzn i kilku młodszych, z którymi miała okazję widzieć się tego ranka. Wyprostowała się i z iście lisim wyrazem twarzy, weszła do środka, zwracając uwagę wszystkich.
Zapanowało milczenie.
– Ach, jesteś – ucieszył się ojciec. – Panowie, moja córka, księżniczka Fiorentine.
Wszyscy goście pokłonili się przed nią, ale ją interesował tylko jeden. Ten o ładnej buzi, orzechowych oczach i kasztanowej, gęstej czuprynie.
Fiore bez pośpiechu podeszła do ojca, odpowiadając na pokłony, i ucałowała go w policzek, po czym przeniosła spojrzenie na chłopaka i uśmiechnęła się wyjątkowo chytrze. Drgnął, jak rażony piorunem i zupełnie zaniemówił.
– Fiore, to książę Ihor z Ryzji – powiedział król.
Młody Romanov zamrugał i uśmiechnął się z zakłopotaniem, gdy podała mu dłoń do ucałowania. Ujął jej palce i schylił się nisko, nie odrywając od niej wzroku. Cóż. Zdecydowanie nauczono go etykiety. Przynajmniej w oficjalnych sytuacjach. Zastanowiła się, czego tej nocy dotykały jego usta i stłumiła śmiech.
Musiała przyznać, że naprawdę ładniutki był z niego mężczyzna i być może, gdyby nie Reinmar i gdyby nie dowiedziała się o jego nocnych swawolach, dałaby mu cień szansy.
– Witaj, szlachetna pani – rzekł i Fiore pomyślała, że ma uroczy akcent. Brzmiało to bardziej jak "ślachietna panje".
– Witaj, słodki książę – obdarzyła go jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów i poczuła, że ojciec się spiął tą nadmierną poufałością. – Jak znajdujesz Solvang?
– Och, to wielce pijękne miesto – odparł, odwzajemniając jej uśmiech. – Z bardzo krasiwymi kobijetami – dodał, skłaniając się lekko.
– Och, a zatem miałeś już okazję pozwiedzać – zaszczebiotała słodko.
Ojciec chrząknął, wyraźnie zakłopotany. Przeniosła na niego spojrzenie jasno szarych oczu i zapytała:
– Pozwolisz, że pokażę Jego Wysokości widoki z murów jeszcze przed kolacją?
*
Zbliżał się wieczór, a dzień był wyjątkowo pogodny. Gdzieś daleko na horyzoncie było widać chmury i spływające z nich strugi deszczu, tworzące ciemniejsze smugi. Światło było jednak miękkie i łagodnie pomarańczowe.
Po drodze Fiore zapytała uprzejmie jak minęła księciu podróż, jaka panuje obecnie pogoda w Ryzji, jak również o wszystkie inne rzeczy, o które się pyta, podtrzymując kulturalną konwersację o niczym. Jednak gdy tylko wyszli na mury zamilkła i uśmiechnęła się triumfalnie, wbijając w niego spojrzenie. Zaśmiał się z odrobiną zakłopotania, jak chłopiec przyłapany na figlach i spuścił wzrok, zaraz jednak spojrzał na nią znów i zapytał:
– Co tam robila, księżniczka?
– Przechodziłam akurat – rzekła, unosząc brew, odwróciła się i podjęła niespieszny marsz.
Dogonił ją i patrzył intensywnie. Zauważyła, że ma ładne, orzechowe oczy. Mieszało się w nich zakłopotanie z rozbawieniem.
– Nie będę pytała, co ty tam robiłeś, bo doskonale wiem – zaśmiała się. – Zastanawiam się jednak, co robisz tutaj, drogi książę. Dlaczego odpowiedziałeś na zaproszenie mego ojca i co takiego cię urzekło w Wyspach Syrenich, poza usługami naszych prostytutek. Bo żywię nadzieję, że zostałeś obsłużony po królewsku.
– Och... – zaśmiał się. – Tak, dziękuję. Wasza gościnność nie zna granic...
– Zatem, dlaczego książę wielkiego Królestwa Ryzji interesuje się małym wyspiarskim państewkiem na końcu świata? I proszę, darujmy sobie już kurtuazję i dyplomację. – Posłała mu jeszcze jeden przesłodzony uśmiech.
– Ja drugi syn i chciałby żyć w miłym miestie z dala ot otca – przyznał rozbrajająco uczciwie i Fiore nie potrafiła się nie roześmiać. – Slyszal, szto u was tak spakojna... Wojny z dawna niet. Mnie kak raz. – Wzruszył ramionami. – Nu tylko księżniczka za umnaja. Bystra – zaśmiał się.
Uznała to za komplement.
– Chyba rzeczywiście, drogi książę. Z pewnością znajdziesz jakąś miłą i głupiutką dziewczynę, która oszaleje na punkcie twojego uśmiechu.
– Nu... chociaż można popróbowat... Ja dobry w te sprawy – błysnął zębami.
– Jeśli sądzisz tak na podstawie zadowolenia prostytutek, to muszę cię zmartwić, że one zwykle udają, żeby takim jak ty było miło i żeby więcej płacili – rzekła z wielką satysfakcją, że może się przed nim popisać tą wiedzą i przy okazji utrzeć mu trochę nosa.
– Mnoga trenirował... – powiedział niezrażony. – Może sprawdzić sama.
– Och, w to nie wątpię ani trochę... Nie dostajesz czasem od tego wysypki we wstydliwym miejscu? – Spojrzała mu głęboko w oczy, a on spoważniał odrobinę, co rozbawiło ją jeszcze bardziej.
– Dla mnie wsiegda same luczszyje dziewuszki – obruszył się trochę, ale Fiore miała wrażenie, że dobrze wie, o jakiej wysypce mówi. – My wsje takije, inszego mużcziny nie najdiosz – rzekł, posyłając jej wymowne spojrzenie.
– Mnie się nie spieszy. Mogę trochę poszukać – stwierdziła. – To co, opowiesz mi o życiu, od którego tak bardzo chcesz uciec?
----------------------------------------------------------
Like it? Rate it!
I jak Ci się podoba książę Ihor? Czy Fiore powinna dać mu szansę mimo że dziwkarz i cwaniaczek?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top