Zadośćuczynienie (13)


– Wiem, kim jesteś. Wiem, kim jesteś naprawdę.


Coś głośno stuknęło w drzwi. Rozległ się chrobot, jakby ktoś przesuwał coś ciężkiego, a po chwili do ziemianki wpadło trochę światła i świeżego powietrza. W szparze błysnęło jasne oko Januszka.

Obcy związał chłopakowi ręce i zostawił przy drodze, ale dzieciak niegłupi to i drogę odnalazł i ręce o kosę oswobodził, a potem drzwi od zewnątrz odblokował. Porwał go Stefko w objęcia i czuprynę wytarmosił.

Opętani furią chłopi rozbiegli się po wsi łapać za widły, ale skurwiel zadał sobie trud, żeby widełki znaleźć i gdzieś im schować. Złapali co bądź i zgromadzili się na drodze. Jeden z motyką, inny z kijem, jeszcze inny z miotłą. Kij jednakowoż ani miotła, grabie czy motyka groźnie nie wyglądały. A gdy stara Maciejowa zatrzęsła się od rechotu na ich widok, stwierdzili, że jednak widełek trzeba poszukać.

Szukali i szukali, a tymczasem słońce opadło niebezpiecznie nisko.

*

Niebo zaczynało już robić się fioletowe, więc słońce musiało być albo bardzo nisko nad horyzontem, albo już się za niego schować. Fiore ocknęła się i poczuła silny ból w ręce i biodrze. Ubranie było jakieś krzywe i niewygodne, a gardło piekło ją okrutnie, zdarte od kaszlu. Bolały też nos i oczy. Usiadła i zamrugała kilka razy, próbując złapać ostrość.

Tuż nad brzegiem jeziora, w gasnącym świetle dnia dostrzegła coś, co przypominało wielkiego pająka. Gdy ostrość wróciła, zobaczyła, że pająk ma cztery głowy i wiele odnóży. Siedzieli nago, plecami do siebie, związani porwanymi szmatami i sznurkiem. Każdy z nich miał też związane ręce i nogi oraz zakneblowane usta. Oni też już odzyskiwali przytomność i próbowali się wyswobodzić z pęt. Wypatrzyła czarnego, a jej żołądek ścisnął się boleśnie.

Zsunęła płaszcz, którym była przykryta i wstała, chwiejąc się na nogach. Wciąż kręciło się jej w głowie. Utykając podeszła do związanych mężczyzn. Twarz czarnego była zmasakrowana. Zalana krwią, z dużym rozcięciem ponad lewym łukiem brwiowym, zapuchniętym okiem i rozkwaszonymi wargami. Pewnie poharatany był też język, bo knebel, który sterczał mu z gęby był przesiąknięty czerwienią.

Ktoś tu musiał się naprawdę wkurzyć, pojawiło się w jej głowie.

Natychmiast pomyślała o Reinmarze. Wyglądało na to, że znowu pojawił się w samą porę, by ją ocalić. Wzdrygnęła się na myśl, co by się z nią stało, gdyby choć trochę się spóźnił. Popatrzyła na fioletowe niebo i zdała sobie sprawę, że zaczyna się ta część, z którą musi poradzić sobie sama.

Kucnęła przy czarnym, złapała go za włosy, zmuszając, żeby popatrzył jej w oczy.

– Próbowałam dać ci szansę... – powiedziała cicho. – Naprawdę.

Patrzył na nią beznamiętnie. On, jako jedyny nie drżał, nie jęczał ani się nie szamotał.

– Spodziewałam się innego rodzaju rozkoszy – dodała z upiornym uśmiechem. – Ale twoje cierpienie też sprawi mi przyjemność. – Pogładziła go po twarzy. – I myślę, że jej też.

*

Lód krystalizował już na brzegu, posrebrzał trawy, tataraki i ścinał roślinne dywany.

Białe palce wynurzyły się spod wody. Za nimi dłoń, nadgarstek, przedramię i łokieć.

Zapanowała zupełna cisza. Nikt nie jęknął nie sapnął, ani się nie poruszył.

Dłoń znalazła oparcie na tafli lodu, a spod wody wynurzyła się głowa.

*

Stefko uniósł widły . Jak dorwą tego skurwiela to mu żaden chędożony miecz nie pomoże. Odsunął od oczu pochodnię i dostrzegł łunę, która świeciła coraz jaśniej. Chłopi zamruczeli niespokojnie.

*

Postać na środku jeziora oparła kolano o taflę lodu.

Fiore patrzyła na nią jak zahipnotyzowana.

– T-tt... t-tt... t-tt... T-to....t-to – wyjąkał blady.

Spojrzała na niego i poczuła żal. Jego, jednego było jej szkoda.

Czarny siedział nieruchomo, zapatrzony w środek jeziora.

Dziewczyna odgarnęła włosy, odsłaniając upiornie niebieskie oczy.

Nieludzki, przytłumiony kneblem skowyt potoczył się po tafli jeziora i odbił echem.

*

Stefko zamarł.

– Co... Co robimy ch-chłop-ppaki? – zapytał, próbując opanować drżenie.

Nastawił uszu. Niebieska łuna biła po oczach oślepiającym blaskiem. Obejrzał się i zobaczył wiele przerażonych twarzy. Spojrzeli po sobie. Stefko jeszcze raz zwrócił się w stronę jeziora. Za jego plecami trzasnęły gałęzie, a gdy znowu zerknął za siebie, zobaczył tylko umykające w popłochu plecy.

*

Na białej twarzy wykwitł szeroki i bardzo zły uśmiech. Wszyscy poza czarnym wierzgali w popłochu rękami i nogami. Fiore zadrżała. Straciła całą pewność siebie. I słysząc to dramatyczne wycie bladego, po raz pierwszy naprawdę poczuła, że nie powinna się była w to mieszać. Bo jakie miała prawo decydować o czyimś życiu?

Biała postać o upiornej twarzy popatrzyła na związanych mężczyzn i wbiła wzrok w księżniczkę. Wszystko w ciele Fiore rwało się do ucieczki, ale wiedziała, że to nie ma sensu. Musi wytrwać i doprowadzić to do końca.

Usłyszała czyjeś kroki. Ktoś biegł w stronę jeziora, przedzierając się przez las.

Upiorzyca zmrużyła oczy i spojrzała w tamtą stronę, a księżniczka zamarła. Pomyślała, że jeśli to ktoś ze wsi, on również zginie. Jakaś część jej duszy, pragnęła, żeby to był Reinmar, choć przecież powiedział jej, że na samym końcu będzie musiał ją zostawić. Zupełnie inna część, chciała, żeby trzymał się stąd jak najdalej. Jak najdalej od tego przeklętego jeziora i od dziewczyny, która właśnie przekręciła z zaciekawieniem głowę.

Serce Fiore zabiło mocniej, gdy wypadł z kniei i popatrzył na nią zdyszany.

Uśmiechnął się bezsilnie i wzruszył ramionami, po czym podszedł i złapał jej dłoń.

Upiorzyca patrzyła na nich z zaciekawieniem. Nie wyglądała na skrzywdzoną istotę. Zmrużone oczy i szyderczy uśmiech czyniły jej twarz makabryczną.

– Przyprowadziłam ci tych, którzy... zawinili – wydusiła Fiore. – I proszę, żebyś... żebyś poniechała zemsty na reszcie wsi.

Głos jej drżał, a kolana się trzęsły.

– Chcę cię też prosić... – Zachrypła i musiała odchrząknąć. – Chcę cię też prosić o ocalenie tego, który żałuje. Wiem, że cierpiałaś, ale... To tylko głupi dzieciak... – Wyrzuciła i głos odmówił jej posłuszeństwa.

Dziewczyna spięła usta w wąską kreskę i spojrzała na Reinmara. W bardzo naiwnym geście, Fiore zasłoniła go swoim ciałem, jakby mogła go w ten sposób ochronić. Upiorzyca prychnęła i pokręciła głową, nie odrywała jednak wzroku od niego.

– Chcemy ci pomóc... – wyrzuciła Fiore. – Uwolnić!

Upiorzyca wyciągnęła dłoń w ich stronę i księżniczka poczuła uderzenie zimna. Spojrzała na twarz swojego towarzysza, który wpatrywał się w oblicze dziewczyny z jeziora. Fiore struchlała. Pierwszy raz dopuściła, że tych czterech to może być dla pochłoniętej żądzą zemsty upiorzycy zbyt mało. I że być może właśnie sięgała po oręż, którym zamierzała wymierzyć swoją sprawiedliwość.

– Proszę... – powiedziała błagalnie, lecz topielica nie zareagowała.

– Ty wiesszszsz... – Głos dziewczyny wibrował w powietrzu. – Wieszszsz jak to jessst...

– Reinmarze, jesteś tu ze mną? – zapytała Fiore, przerażona jego nieobecnym spojrzeniem.

Pokiwał głową, lecz wciąż wpatrywał się w upiorzycę.

– Pozwól nam odejść – powiedział cicho.

– Ale wróciłeśśśś... – zasyczała dziewczyna.

– Pozwól odejść chociaż jej... – poprosił, a Fiore zalała fala gorąca.

– Nie! – krzyknęła. – Nie!

Wyrwała dłoń z uścisku Reinmara, złapała za torbę, która należała kiedyś do dziewczyny i na trzęsących się nogach wbiegła na lód.

– Byłaś kiedyś zielarką! Pamiętasz?! – krzyknęła, łamiącym się głosem. – Spokojną, nieśmiałą dziewczyną! Troszczyłaś się o swoje kury! I kozę!

Upiorzyca popatrzyła na nią i nie było to miłe spojrzenie.

– Przyprowadziliśmy tych, którzy zadali ci ból – dodała z naciskiem Fiore. – Tych, którzy cię upokorzyli. Zrób z nimi, co zechcesz. To twoja dusza. Jeśli chcesz zemsty... Twoja rzecz. Masz cztery narzędzia – dodała, pociągając nosem. – Wątpię jednak, żebyś zaznała w ten sposób spokoju. A już na pewno, jeśli skrzywdzisz ludzi, którzy chcą ci pomóc. Będziesz takim samym potworem, jak on. – Wskazała na czarnego.

Dziewczyna przeniosła na niego spojrzenie i rozważała coś przez chwilę. Zerknęła na swoją zielarską torbę i wyciągnęła po nią dłoń. A gdy Fiore jej ją podała, upiorzyca złapała ją za nadgarstek.

Świat zawirował i przez głowę Fiore przetoczyły się wszystkie zdarzenia, emocje i myśli z ostatnich dni. Lęk, fascynacja, żal, nienawiść. Drwiny wieśniaków, słowa blondyna, spojrzenie czarnego, to, jak mocno trzymał ją za włosy, jaki był brutalny. To pragnienie zemsty, które poczuła, gdy spojrzała na jego zmasakrowaną twarz i rozkosz na myśl, że będzie cierpiał. Jakaś głęboka część jej świadomości pojęła, że dziewczyna zanurza się w jej doświadczeniu tak, jak ona wcześniej zanurzyła się w jej. Skupiła więc całą siłę woli, by przejąć kontrolę nad tą wizją i pomyślała o chłopakach, którzy próbowali dziś powstrzymać czarnego. O tym przerażonym, jąkającym się dzieciaku i że gdy zobaczyła zmasakrowaną twarz czarnego, pomyślała o tym, że Reinmar ją ochronił.

Upiorzyca sięgnęła jednak znacznie głębiej. Do wszystkich lęków, pragnień i tęsknot. Najgłębiej skrywanych myśli. I do tego zawstydzającego momentu, dzisiejszego ranka, w którym Fiore spakowała do torby coś jeszcze. Koszulę nocną z cieniutkiego materiału, z ramiączkami o pozłacanej nitce.

I wtedy wszystko ustało. Fiore znowu znalazła się pośrodku jeziora, a upiorzyca popatrzyła na nią w trudny do zrozumienia sposób.

– To dla mnie – zgadła.

Fiore pokiwała głową.

Straszliwie wstydziła się, że przyszło jej do głowy coś tak głupiego. Dziewczyna jednak wyjęła koszulę z torby i pogładziła materiał opuszkami zbielałych, pozbawionych paznokci palców. A potem założyła ją na mokre, blade ciało.

Znowu popatrzyła na Reinmara, a gdy Fiore podążyła za jej spojrzeniem, zobaczyła, jak jej towarzysz wyciąga z pochwy nóż. Jej serce zamarło, gdy podszedł do związanych mężczyzn. Głos uwiązł jej w gardle, więc wydała tylko cichy jęk i złapała się za usta, pewna, że zaraz zobaczy coś straszliwego. On jednak wziął się do przecinania więzów na nogach i rękach wszystkich trzech poza czarnym. Wreszcie przeciął też ten, który trzymał ich razem.

Wyswobodzeni chłopcy popatrzyli na niego żałośnie, a gdy kiwnął im brodą, spojrzeli na upiorzycę, a potem rzucili się do ucieczki. Blady i chudy zatrzymał się jeszcze, odwrócił i załkał. A potem pobiegł za resztą.

Gdy zniknęli, Reinmar kucnął przy czarnym. Przypatrzył mu się, ale jego twarz wciąż była zacięta.

– Ona nie jest już bezsilną zielarką, wiesz? – powiedział, szukając w wyrazie jego twarzy czegokolwiek, co byłoby ludzkie. – Chyba będzie się jej podobało, jak będziesz się bał. A będziesz się bał na pewno.

Rozciął mu pęta na nogach, ale ręce zostawił związane.

– Ty też dostałeś szansę – powiedział, uśmiechając się smutno. – Uciekaj, jeśli zdołasz.

Czarny wstał, lecz nie rzucił się do ucieczki jak pozostali. Zmierzył Reinmara wzrokiem, potem popatrzył na Fiore, wreszcie na upiorzycę. Uśmiechnął się cierpko i splunął. Po czym ruszył w las.

– Przejęłaś się moim losem – rzekła dziewczyna po dłuższej chwili.

Wyglądała teraz znacznie bardziej ludzko.

– Przykro mi... – powiedziała Fiore cicho. – Przykro mi, że nie miał cię kto ochronić.

Z oczu pociekły jej łzy.

– Mam nadzieję, że zaznasz ukojenia.

Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i spojrzała w stronę lasu.

Przyłożyła dłoń do ust i dmuchnęła, a na powierzchni jeziora zatańczyły kryształki lodu. Poderwały się do lotu i zniknęły w gęstwinie.

– Na was już czas – powiedziała spokojnie, nie patrząc na nią.

Fiore chciała zapytać o wiele rzeczy, lecz gdy spojrzała na Reinmara, ten pokręcił głową i wyciągnął w jej stronę rękę. Poszła, choć z ociąganiem, a gdy ujął jej dłoń i pociągnął w stronę, z której przybyli, księżniczka raz jeszcze się obejrzała i dostrzegła wyłaniającą się z lasu postać o zmasakrowanej twarzy. Zaczekała chwilę, lecz nie słyszała już niczyich kroków. Odetchnęła z ulgą i pozwoliła się pociągnąć w gęstwinę.


-----------------------------------

Like it? Rate it!

Psssst! To jeszcze nie koniec wydarzeń tego wieczoru ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top