Rytuał cz. 2 (11a)
Pssst! Idąc za sugestią wiernego czytelnika, dokonałam zmiany w tym rozdziale, wyjaśniając co nieco o upiorach, a że wpłynęło to znacząco na jego długość - podzieliłam na dwa. Jeśli czytasz to na świeżo - zignoruj :) Jeśli już masz ten rozdział za sobą - sorry za zamieszanie. Zmiana jest w pierwszej części rozdziału i mam nadzieję, że jest tego zamieszania warta ;)
Przez kilka następnych dni dusiła w sobie potrzebę spotkania. Uznała, że zgodnie z tym, czego uczyła ją Maryla, pierwszy ruch musi należeć do niego. Codziennie chodziła do szkoły miecza z nadzieją, że będzie na nią czekał list. Jednak Thorin tylko rozkładał ręce i kręcił głową.
Przesiadywała w bibliotece, czytając o smokach i upiorach, nie wykręcała się z żadnych lekcji dyplomacji i dyskusji o zarządzaniu państwem, a nocami śniły jej się koszmary. Dziewczyna pokazywała jej już nie tylko tę noc, gdy ją zgwałcili i gdy odebrała sobie życie, ale też obrazki z wcześniejszego, przerwanego brutalnie życia, co budziło w księżniczce jeszcze więcej trudnych emocji.
I wreszcie, gdy uznała, że już dłużej nie wytrzyma i po prostu musi się spotkać z Reinmarem, Thorin uśmiechnął się i podał jej złożoną na pół karteczkę.
Mam pomysł. Przyjdziesz? R.
*
Mieszkańcy wsi Brzegi wylegli z chałup i zgromadzili się wokół Reinmara. Kobiety, mniej widać śmiałe, zostały przy płotach, a z całej czwórki winowajców, jak zwykle tylko ten z jasną czupryną i brakami w uzębieniu zdecydował się podejść bliżej.
– O tej dziewczynie, co mieszkała za jeziorem, co powiecie? – zapytał Reinmar, rozglądając się po zgromadzonych.
Ludzie popatrzyli po sobie, a wąsaty zmierzył wzrokiem chuderlawego.
– Trzymała się zawsze na uboczu – powiedział. – Płochliwe to to jak sarna. Nie znalim jej. Stara ją wzięła do terminu lat temu parę, ale jak kto tam szedł, to się z ukrycia gapiła, a jakeś popatrzał, to się odwracała, jakby jej straszno było, że ktoś urok jaki rzuci.
Reinmar czekał na dalszy ciąg, ale chłop powiedział już najwyraźniej wszystko. Spojrzał więc na Fiore, a ona wskazała mu brodą czupryniastego.
– Ty – kiwnął na niego. – Poznałeś ją bliżej.
Chłopak uśmiechnął się paskudnie i Fiore była pewna, że zacznie łgać.
– A bliżej, to jak niby? – zapytał, udając rozbawienie.
Rozejrzał się przy tym, szukając aprobaty wśród swojej społeczności.
– Całkiem blisko.
Reinmar zmierzył go zimnym spojrzeniem i chłopak stracił trochę rezonu.
Fiore skupiła się na ciemnowłosym, ale on nawet nie drgnął. Pozostali dwaj pobledli.
– Próbowaliśmy co nie co... – przyznał niechętnie, wciąż próbując udawać luz. – Ale nie chciała z nami gadać.
– Toście nie gadali. – Tym razem to Reinmar uśmiechnął się paskudnie i wbił w niego świdrujące spojrzenie.
Po grupce chłopów przetoczył się pomruk. Chudy, niski i blady, który trzymał się z tyłu i próbował zajmować jak najmniej miejsca, skurczył się jeszcze bardziej, a rudy i piegowaty rozglądał się nerwowo. Fiore była pewna, że nie miałby szans na bliższy kontakt z dziewczyną, gdyby jego koledzy najpierw jej nie obezwładnili.
Czupryniasty wciąż miał na gębie ten irytujący uśmieszek, ale po raz pierwszy nie wybronił się głupkowatym żartem. Czarnowłosy milczał, a po jego twarzy było widać aż nadto, że coś kombinuje i to się Fiore bardzo nie spodobało.
– Twierdzisz pan... – zaczął wąsaty, biorąc się pod boki, ale Reinmar uciszył go gestem. – Którzy to? – Skierował pytanie do niej, dokładnie tak, jak się umówili.
Fiore wbiła wzrok w ciemnowłosego i uśmiechnęła się mrużąc oczy, po czym kiwnęła w jego stronę brodą. Potem przeniosła wzrok na każdego z pozostałych. Drobny i rudy wycofali się odruchowo i popatrzyli to po sobie, to po zgromadzonych, jakby szukali ratunku. Czupryniasty zamierzał iść w zaparte.
– Udawać nie ma po co – przestrzegł ich Reinmar. – To wiedźma. – Kiwnął na Fiore. – Nic się przed jej wzrokiem nie ukryje – zapewnił.
Powietrze osiągnęło konsystencję smoły.
– I co to ma do rzeczy? – zapytał czarny, patrząc na Reinmara z pogardą.
– Bardzo wiele – odparł spokojnie. – Bo nie tylko nie chciała z wami gadać, prawda?
Dwie kobiety złapały swoje dzieci i mimo protestów pociągnęły je do chałup. Smarkający gówniarz dostał w ucho od swojego ojca, który wymownym gestem wskazał mu drzwi. Starucha od miotły cmoknęła głośno, a jakiś ziemisty chłop, którego Fiore myliła jak dotąd z elementem płotu, czknął, zatoczył się i zakrzyknął:
– Babia dupa nie z cukru, od pochędóżki się nie rozpuści!
Ludziska spojrzeli na niego zdezorientowani, niepewni, co robić.
– No właśnie! – zawtórował mu ojciec smarkacza. – Gdzie by ją tam jaki znalazł na tym zadupiu!
Podobna do miotły kobieta, sprzedała mu kuksańca w bok i zakrzyknęła:
– Uschłaby jej i pomarszczała!
Zapanował gwar, w którym dało się słyszeć mieszaninę niepewności i nerwowego rozbawienia.
Ktoś krzyknął, że przynajmniej dziewczynina trochę rozrywki miała, bo trzymała ją ta stara miotła pod spódnicą, a ktoś inny dodał, że sama się prosiła. Ktoś złapał się za spodnie i wykonał parę ruchów biodrami.
Fiore nie koncentrowała się już na tym, co kto ma do powiedzenia. Zacisnęła usta. Oczami wyobraźni widziała płonące strzechy, grzebiące we śnie wszystkie te rozbawione gęby. Wystarczy zaryglować drzwi i podłożyć ogień, pomyślało się samo. Reakcje plebsu były dla niej ciosem. Zwłaszcza tej jego części, która miała spódnice i wszystko, co się pod tymi spódnicami kryło. Tylko dwie czy trzy twarze, w tym jedna męska, były tą sytuacją zażenowane.
Popatrzyli z Reinmarem po sobie, czekając aż wrzawa ucichnie.
Wreszcie śmiechy zamieniły się w pomruk, a gesty zrobiły najpierw jakby mniej wesołe, po czym ustąpiły miejsca milczącemu wyczekiwaniu.
– Myślisz pan, że upiorzyca szuka zemsty na naszych chłopakach? – zapytał strapiony wąsaty, który przemilczał cały ten wybuch wesołości z nastroszonymi wąsami. – Za to, że jej zajrzeli pod spódnicę?
– Zajrzeli pod spódnicę to chyba niezbyt adekwatne słowo – powiedział powoli.
Chłop wyglądał, jakby próbował pojąć, co właściwie oznacza to "adekwatne".
– Zajrzeć pod taflę jeziora też ktoś jej pomógł?
Nie zaśpiewał żaden ptak. Nie zabrzęczała żadna mucha.
– N... n...n-nni... n-nieee... My... my n-nieee... – wyjąkał ten chudy i blady.
– Zajedno – włączyła się Fiore.
Wszystkie oczy zwróciły się ku niej.
– Upiór chce zemsty i nie spocznie do końca świata. I prędzej czy później... znajdzie sposób – zawiesiła głos i spojrzała czarnemu w oczy.
Na jego twarzy zagościł ledwo widoczny uśmiech.
– Widziałam w wizji stos trupów – powiedziała, rozglądając się po tłumku. – Muchy, składające jaja w waszych ślepiach, ustach i uszach... – Zmrużyła oczy.
Czerpała ogromną przyjemność z ich rozdziawionych gęb. Nawet czupryniasty nie chował się już za swoją fasadą.
– To co robić, pani! Co robić? – zaskomlała starucha, podpierająca miotłę.
– Istnieje pewien rytuał... Ale muszą w nim wziąć udział ci, którzy zawinili. – Znowu spojrzała na ciemnowłosego. – Macie odwagę?
------------------------------------------
Like it? Rate it!
W następnym odcinku poleje się trochę mroku...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top