Rytm serca (39)
Przez pewien czas jechali w milczeniu, w gęstej mgle. Jej drobinki osiadały na twarzy księżniczki i na brodzie Henryka, w postaci maleńkich kropelek. Dzień już wstał i choć słońce kryło się za chmurami i tą całą bielą, Fiore czuła, że odbiera jej siły. Po krwi poczuła się lepiej, nadal jednak była chora i niewyspana, do tego dręczyły ją myśli. Nie miała pojęcia, co powiedzieć ojcu. Przemknęło jej przez głowę, że wolałaby już umrzeć w samotności w opuszczonej wsi, niż spojrzeć mu w oczy. Zaraz jednak to sobie wyobraziła i zdjęła ją trwoga. Umieranie w samotności wydawało się straszliwe. Znacznie gorsze, niż gdyby miał ją rozszarpać wilkorz. A potem pomyślała, że chciałaby raz jeszcze zobaczyć Reinmara. Poczuć, że żałuje, że ją zostawił, że wyrzuca sobie, że to przez niego.
To głupie. I niesprawiedliwe, wybrzmiało w jej głowie.
Przecież to wszystko nie było jego winą. To był jej los. Jej brzemię. Nie mogła go winić za to, że nie chciał jej kochać, skoro to oznaczało cierpienie.
– Możesz się położyć, księżniczko – powiedział Henryk rozczulająco i uśmiechnął się ładnie. Nadal nie była pewna, czy jej uwierzył, czy tylko trochę się z nią droczył. – Helena kazała dobrze wyścielić wóz i dać ci się przespać.
– Nie trzeba – uśmiechnęła się Fiore. – Wasza córka... zraniłam ją...
– Tak. Dosyć paskudnie, choć... wilkry mają dużą zdolność samoleczenia. Najlepiej, jak przechodzą przemianę, ale nasza córka... ma z tym problem.
– Problem? – zaciekawiła się Fiore.
– Utknęła w wilczym ciele.
– Nie zmienia się w dziewczynę?
– Nie. Helena nie wie, dlaczego. Nie potrafi jej pomóc. Czasem... – Henryk zapatrzył się przed siebie. Wyjeżdżali wyżej i mgła nieco zrzedła. – Czasem myślę, że to przez to, co zrobiłem. Że ciąży nade mną klątwa – uśmiechnął się smutno. – Ale Helena mówi, że to skutek naszych wyborów. Napięcia, nagromadzenia emocji. I że ona jest po prostu inna. Bardziej wrażliwa. Że wyczuwa, że... – urwał i dostrzegła na jego twarzy zmieszanie. – Że jest problemem. I że tak jest lepiej. Bezpieczniej. Kto wie, może... może rzeczywiście – posłał jej niepewny uśmiech. – Ona... myślę, że nie chciała cię skrzywdzić.
– Wyciągnęłam miecz – odparła Fiore. – Ze strachu.
Henryk uśmiechnął się na widok jej zamykających się powiek i pogładził ją po głowie.
– Nie walcz ze sobą, dziewczyno. Nie trzeba zawsze być dzielną.
Podobały jej się te jego czułe gesty. Było w nich wiele troski.
– Mądry z ciebie człowiek, Henryku – odpowiedziała i zerknęła za siebie, na wóz.
Na słomie leżał duży pled i bukłak. Westchnęła, raz jeszcze uśmiechnęła się do Henryka i dała susa na tył. Wzięła jeszcze parę łyków, po czym zagrzebała się w słomie i przykryła twarz pledem. Wyczuwała zapach owiec i Heleny. Morza i ryb. Tak mocno, jak jeszcze nigdy. Zdała sobie sprawę, że w zasadzie nie powinna tego wszystkiego czuć. I uśmiechnęła się do siebie. A potem zapadła w sen.
*
Ocknęła się wśród świec. Ich ogień migotał lekko, a w pomieszczeniu czuć było chłód. Pachniało świeżymi kwiatami i jakimś kadzidłem. Znowu dręczyło ją pragnienie. Chciała potrzeć twarz dłońmi i zorientowała się, że ma na sobie długie rękawiczki i czarną, bogato zdobioną suknię. Usiadła, zdjęta niepokojem, a gdy rozpoznała znajome wnętrze, zamarła. Była w rodowej krypcie. Świece dogasały jedna po drugiej i robiło się coraz ciemniej. Zeskoczyła z przykrytego atłasem podwyższenia i podbiegła do drzwi. Spróbowała w nie zapukać, ale materiał rękawiczki przeszkadzał. Zdjęła ją więc i zobaczyła, że jej palce są... sine. Niemal granatowe. Załopotała pięścią w drzwi, ale nie usłyszała żadnych kroków. Odwróciła się za siebie i właśnie wtedy ostatnie świece zgasły.
*
Obudziła się z krzykiem, zakopana w słomie, pod grubym pledem. Usiadła gwałtownie i światło poraziło jej oczy. Szczypały. Henryk popatrzył na nią z uśmiechem i dopiero wtedy w pełni zdała sobie sprawę, gdzie jest i co się dzieje. Odszukała bukłak i osuszyła go do końca. Zrobiło jej się odrobinę lepiej. Naciągnęła z powrotem kaptur, który zsunął się we śnie i wróciła do swojego towarzysza. Nieopodal widziała już znajome, opuszczone chaty.
– Udało ci się pospać – stwierdził Henryk.
Fiore pokiwała głową, jednak wyciągnęła szyję i próbowała nasłuchiwać. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że zostawiła tu tego mądrego konia, który próbował ją przestrzec przed niebezpieczeństwem. Stąd jednak nie była w stanie jeszcze usłyszeć niczego.
– Damy koniom trochę odpocząć i wyruszymy dalej po zmroku. Helena mówi, że...
– My? – zdziwiła się Fiore.
– Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci jechać samej. W takim stanie. – Posłał jej znaczące spojrzenie.
Księżniczka poczuła przypływ czułości. Zwłaszcza, że Henryk chyba nadal nie za bardzo wierzył w to jej gadanie o byciu jego przyszłą królową. Przynajmniej nie zdradzało tego jego zachowanie.
– Dziękuję, Henryku – uśmiechnęła się ładnie, a on skinął głową.
Gdy wjechali między chaty, natychmiast wypatrzyła konia. Stał dokładnie tam, gdzie go zostawiła, ale nim zdołała się z tego ucieszyć, poczuła uderzenie gorąca. Obok niego, bez ogłowia i siodła, stał koń, którego rozpoznałaby wszędzie, choćby w środku nocy.
– Freya – wyszeptała.
Jej serce zabiło mocniej i poczuła przypływ szczęścia. Zaraz jednak przypomniała sobie o ojcu. Jaki będzie rozczarowany.
Skąd wiedział?, zastanawiała się. I kogo wysłał? Dlaczego tylko jednego i na Freyi?
Poczuła ścisk w piersi i wstrzymała oddech, gdy przyszło jej do głowy, że tylko jedna osoba mogła domyślić się, że należy jej szukać właśnie tu. Ktoś, kto sam jej o tym miejscu powiedział.
Gdy tylko wóz się zatrzymał, Fiore zeskoczyła i pobiegła się przywitać ze swoją klaczą, a ta ruszyła ku niej radośnie, ale gdy księżniczka rzuciła się jej na szyję, klacz się spłoszyła i odskoczyła.
Zapach, pomyślała Fiore. Pachnę śmiercią.
Jakby na potwierdzenie, konik zrobiła jeszcze parę kroków w tył i powęszyła ostrożnie.
– Wszystko dobrze – powiedziała cicho księżniczka. – Może... nie wszystko, ale... to nadal ja.
Stały tak przez chwilę. Freya ze swoim niepokojem, Fiore z frustracją i żalem. Jej ukochana klacz już zaczynała się jej bać. To nie wróżyło nic dobrego. Drugi koń też patrzył na nią z ostrożnością.
– Dobrze. Wrócimy do tego potem – zdecydowała, patrząc w stronę chaty.
Skoro nikt jeszcze nie stanął w jej progu, oznaczało to jedno. Że nikogo tu nie było.
A jeśli nikogo nie było tu, musiał być lesie.
*
Irytowały go wszystkie dźwięki lasu, w których nie dało się słyszeć bicia jej serca. Stłumione kroki zwierząt, trzaskające gałązki, szum morza. I wiele, wiele serc, tylko nie to jedno.
Gdy zobaczył rankiem samotnego konia wśród chat, od razu wiedział, że to musi być ona. A potem wyczuł jej zapach w jednej z chat. Właściwie był to tylko cień jej zapachu, co oznaczało, że musiała opuścić to miejsce co najmniej poprzedniego dnia. To nie wróżyło niczego dobrego. Rozsiodłał Freyę i zostawił ją luzem. Poprosił, by na niego zaczekała. Zawsze gadał do zwierzaków i choć dziewczyny w szkole magii zawsze się z niego z tego powodu śmiały, on miał wrażenie, że zwierzęta go rozumieją. Freya spojrzała na niego z ogromnym smutkiem. Obiecał jej, że wróci.
Nie zdołał wydusić, że przyprowadzi jej panią.
Irytował go też cały ten hałas, który robił sam. Dyszał ze zmęczenia i ciążył mu miecz, który dostał od króla tamtego dnia, gdy nakazał mu jej szukać. Reinmar nigdy wcześniej nie widział tak pięknego miecza. Miał wygięty łukowato jelec, a na głowicy bardzo starannie wyrzeźbiono krakena. Najbardziej jednak siły odbierała mu jej nieobecność.
Las szeptał do niego o rzeczach, których nie chciał czuć. O lęku, bólu, rozpaczy i śmierci. A może po prostu właśnie te rzeczy wyłapywał jego przerażony umysł. Żałował, że jej odmówił. Tak strasznie żałował. Przyjechaliby do tej wsi, trochę by ją postraszył i spędziliby noc w chacie. Król pewnie znowu zamknąłby go za to w lochu, ale przynajmniej ona wróciłaby stąd cała. A teraz, im głośniejszy stawał się szum morza, las głośniej szeptał o lęku. To uczucie stawało się gęste i lepkie, a on nie był już pewny, czy to jego własny lęk, czy coś, co przychodzi z zewnątrz.
I właśnie wtedy, gdy myślał, że dłużej tego nie zniesie, usłyszał rytm serca.
----------------------------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top