Pierwsza krew (38)
– Jeśli ona umrze...
– To będzie moja wina...
Dręczyły ją myśli. O tym szczególnym świecie, na który obraziła się jako dziecko, a który jednak istniał, lecz ukrywał się przed nią, bo była człowiekiem. Trudno jej było uwierzyć, że ktoś taki jak wilkra, może bać się istot tak słabych, jak ona. A jednak, gdy myślała o tym dłużej – ludzie zawsze wydawali wyrok na to, co budziło ich strach. Smoki. Gdy tylko pojawił się cień szansy, że prawdziwy smok zawitał na Wyspy Syrenie, już pojawiło się kilku chętnych, żeby go uśmiercić.
Z drugiej strony – było się przecież czego bać. Widziała ją. Gdyby nie Henryk, nie byłoby jej tu. O niej też myślała. Młoda wilkra musiała mieć teraz kilkanaście lat. Fiore była ciekawa, czy w końcu zamieszka wśród ludzi, czy będzie umiała z nimi żyć, czy na zawsze pozostanie siejącym strach potworem. Czy Helena też pozostawała tak długo w wilczej postaci, zanim poznała Henryka? Chciała wiedzieć to wszystko, a jednak gdzieś w głębi czaiła się nieufność. Ocalił ją, ale skoro przez tyle lat nie powiedział o swojej tajemnicy nikomu, fakt, że wyjawił to właśnie jej, budził niepokój. Co miałabym z tym zrobić, jako przyszła królowa?, pomyślała.
To też nie dawało jej spokoju. Myśli o ojcu, o jego nadziejach z nią związanych, o tym, dokąd zaprowadził ją ten cały bunt. O tym, jak bardzo się od siebie odsunęli, choć przecież tak go kochała. I że gdyby nie skazał jej na ten los, nie musiałaby z nim walczyć, nie miałaby potrzeby się buntować.
Los tańczy na mogiłach buntowników.
Myślała też o ciotce, która nigdy nie dała znaku życia. Fiore przez całe lata stawiała ją sobie za wzór, ale ani razu nie pomyślała, że jej historia mogła skończyć się tragicznie. Teraz, po wszystkich rzeczach, które zobaczyła na własne oczy i czego sama doświadczyła, odkąd opuściła zamek, to wydawało się oczywiste.
Zastanawiała się, dlaczego tak bardzo bała się swojego losu. Skąd brało się to pragnienie wolności. Przecież bycie u władzy też nią jest. Nie trzeba wykonywać rozkazów innych, samemu stanowi się prawo. I choć, oczywiście, trzeba się do wielu rzeczy dostosować, to jednak jej głos miał być w przyszłości decydujący. Ihor Romanov nie wydawał się karą od losu. Był przecież tylko chłopakiem, który uciekał przed swoimi demonami. I chciał z nią rozmawiać, dogadać się. Stworzyć sojusz. Reinmar był jak syreni śpiew. Nęcił, przyciągał, a jednak zwiodło ją to na manowce. Gdyby się nie pojawił, nie odważyłaby się na to wszystko. Nie szukałaby smoka, bo zwyczajnie nie uwierzyłaby w te bujdy kupców. Nie pojechałaby do wsi Brzegi, a już na pewno nie wróciłaby nad to jezioro. Nie poszłaby do burdelu i na pewno nie porwałaby się na tę całą Wilczą Knieję. Chodziłaby patrzeć na morze i marzyła o innym życiu, ale wiedziałaby, że to niemożliwe. I może nawet zakochałaby się w Romanovie.
Zapadła w krótki, nerwowy sen, pełen koszmarów, a gdy się obudziła była zlana potem i spragniona tak strasznie, że czuła się jak kupka dobrze wysuszonego chrustu. Wstała z wysiłkiem, niemal słysząc jak jej ciało trzeszczy. Na zewnątrz było już szarawo. Wzięła kubek i po raz kolejny zanurzyła go w wiadrze z wodą. Zabrzęczał o dno, a Fiore zaklęła i złowiła to, co się dało, po czym przyssała się do naczynia.
– Nie ugasisz tym pragnienia – rozległo się za nią.
Odwróciła się gwałtownie i upuściła kubek. Helena siedziała przy stole, tak blisko, a jednocześnie była tak cicha, że Fiore nie zorientowała się, że jest tu ktokolwiek, prócz niej. Wilkra przesunęła w jej stronę kubek, który stał przed nią. Księżniczka popatrzyła na niego nieufnie.
– Co to jest?
Kobieta milczała, wciąż się w nią wpatrując tym beznamiętnym spojrzeniem. Księżniczka wzięła kubek i powąchała ostrożnie, ale jej węch był przytępiony chorobą. Spojrzała więc Helenie w oczy i upiła niewielki łyk. Jej ciało zareagowało samo. Dłonie zacisnęły się wokół naczynia, a usta wessały się w ciecz, pochłaniając ją łapczywie. A gdy zniknęła ostatnia kropla, Fiore zaczęła wycierać resztki palcami. Poczuła odrobinę ukojenia i drżenie dłoni. Jej ciało pragnęło więcej. Niezależnie czym była ta ciesz, sprawiała, że w jej zdrewniałym ciele na powrót krążyły soki, a ból głowy zelżał.
– Co to jest? – powtórzyła, czując jak przyspiesza jej serce.
Helena patrzyła na nią wciąż w ten sam sposób.
– Krew.
Gdy dotarł do niej sens tego słowa, żołądek ścisnął się boleśnie i zadławiła się odruchem wymiotnym. Upuściła naczynie i wybiegła z chaty. Uderzył ją chłód poranka. Chałupy tonęły w mlecznej mgle. Przez chwilę miała wrażenie, że to tylko kolejny, mroczny sen, ale potem bolesny skurcz przywrócił jej poczucie realności. Zwymiotowała. Ciecz była bordowa i miała słonawy, metaliczny posmak. Krew uderzyła księżniczce do głowy. W uszach huczało, serce pompowało wściekle, a płuca próbowały łapać powietrze.
Zimne powietrze odrobinę ją ocuciło. Zebrała się w sobie i wróciła do chaty. Helena wciąż siedziała w tym samym miejscu.
– Co to ma znaczyć?
– Że masz pecha – odparła spokojnie.
Fiore uderzyła fala gorąca. Pragnienie wracało, a wraz z nim ból głowy. Zebrała się w sobie i usiadła przy stole, po czym wbiła spojrzenie w Helenę.
– Sądzę, że trafiłaś na pomornika.
– Masz na myśli tego... nietoperza? – jęknęła. – Przecież... przecież to...
– Posłańcy losu bywają niepozorni.
– Ale on... ledwie mnie musnął... Podrapał tylko! Może dziabnął, ale... – w głosie księżniczki pojawiła się nuta paniki.
– Obawiam się, że to wystarczyło.
– Wystarczyło?
– Zaraza rozprzestrzenia się powoli... ale nieubłaganie.
Fiore przełknęła ślinę. Wodziła po izbie rozbieganym wzrokiem, wstała i zaczęła krążyć nerwowo, próbując układać sobie to wszystko w głowie.
– Co teraz? – pytała. – Co teraz?
– Los zdecyduje.
– Umrę? – pisnęła przez zaciśnięte gardło.
– To... prawdopodobne. Pachniesz śmiercią.
Księżniczka struchlała i zaczęła krążyć szybciej.
– Ale gdy byłam mała, poznałam człowieka, który pachniał tak samo. Krew pomagała mu przeżyć. Dzień wysysał siły z jego ciała, noc pozwalała mu oddychać.
– Co się z nim stało? – zapytała Fiore, zatrzymując się gwałtownie.
– Nie wiem. Był u nas tylko przejazdem. Szukał lekarstwa. A moja babka była dobrą znachorką i znała się na rzadkich przypadłościach. Takich, o których ludzie bali się głośno mówić, żeby nie narazić się na strach. Bo jak ludzie się boją, sięgają po widły – uśmiechnęła się smutno.
– Co ze mną będzie?!
– Nie wiem, dziewczyno. Tamten mężczyzna żył z tym wiele lat. Babka mówiła, że ma szczęście, bo zwykle chorzy nie przeżywają maligny, która przychodzi w kilka dni po ukąszeniu. Myślę, że istotą jest krew. Że ci nieszczęśnicy umierali z pragnienia.
Fiore opadła na ławę, w bezsilnej rozpaczy, a Helena zasłuchała się w coś, przechyliwszy głowę.
– Henryk zaprzągł już konie.
– Heleno... – wyszeptała. – Co mam robić?
– Chyba jedynym, co możesz zrobić, jest przyjąć swój los.
– Ale... – zaprotestowała Fiore. – Jak? Jestem...
Księżniczką. Moim losem jest przyjąć tę koronę i wyjść za Romanova.
– Chora – dokończyła za nią Helena.
Księżniczka otworzyła usta, żeby powiedzieć coś więcej, ale nie znalazła słów. Helena miała rację. Tak, była chora. Czuła to w każdym zakamarku ciała. Głowa znowu zaczynała boleć i wróciło pragnienie. Zwróciła praktycznie wszystko, co wypiła.
– Stanę się... Potworem? – wydusiła.
– Jeśli tak chcesz o tym myśleć.
– Kimś, kto ukrywa się przed światłem dnia i żywi krwią?
– O ile dane ci będzie przeżyć – uśmiechnęła się cierpko.
To ani trochę nie pomogło księżniczce. Przełknęła ślinę i wsłuchała się w kroki na zewnątrz.
– Masz kogoś, komu możesz zaufać? Kto się o ciebie zatroszczy? – zapytała Helena.
Natychmiast pomyślała o Reinmarze, zaraz jednak przegoniła tę myśl.
– Mój ojciec.
Helena odwzajemniła jej uśmiech. Po raz pierwszy było w nim ciepło. Henryk wszedł do izby i skinął jej głową, a potem podszedł do żony, pogładził jej włosy i ucałował w czubek głowy.
– Możemy ruszać – powiedział.
Fiore przebrała się w swoją koszulę. Zupełnie o niej wczoraj zapomniała, ale Helena zatroszczyła się o to, żeby ją uprać i rozwiesić przy piecu, żeby wyschła do rana. Dała jej również dwa wypełnione obficie bukłaki, o których zawartości Fiore nie za bardzo chciała myśleć, choć całe jej ciało krzyczało, by dobrała się do nich natychmiast.
– Dziękuję – wyszeptała księżniczka. – Nie zapomnę o waszej dobroci...
Helena obdarzyła ją oszczędnym uśmiechem, ale nic nie powiedziała. Zresztą nie było słów, które mogłyby cokolwiek zmienić. Fiore miała przed sobą wielką niewiadomą i niemal słyszała cichy syk piasku, przesypującego się przez klepsydrę.
---------------------------------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top