Jak klacz na bazarze (16)


– Chcę, żebyś zapomniał, że jestem księżniczką.


Król czekał na nią w swoim gabinecie. Wparowała do niego jak burza i od progu rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Być może w innych okolicznościach przyszłaby tu się pokajać i jakoś go udobruchać, ale tym razem wściekła się nie na żarty.

Ojciec popatrzył na nią tym wiecznie zmęczonym wzrokiem. Stał przy oknie, a światło poranka demaskowało cienie pod oczami. Zdały jej się teraz głębsze niż zwykle.

– Witaj, ojcze – przywitała go formalnie, podchodząc do okna. – Kiepsko spałeś? – zapytała, nie kryjąc satysfakcji.

Nie odpowiedział. Trwali tak w milczeniu, gapiąc się na siebie.

– Nic nie powiesz? – zapytała jadowicie.

– Może ty masz mi coś do powiedzenia?

– Że chyba ktoś ci się przypadkiem zaplątał w lochu.

Król zmrużył oczy.

– Jeśli już miałbyś kogoś tam wtrącać, to raczej człowieka, przed którym mnie obronił – mówiła dalej, a on wciąż na nią patrzył.

Był ledwie po czterdziestce, jednak jego włosy od dawna znaczyła siwizna, a stalowe oczy były bez wyrazu. Postarzała go też wieczna żałoba.

– Najwyższy czas, żebyś przyjęła kandydatów – powiedział chłodno.

Księżniczka zmartwiała.

– W Nadrenii i Koranie już przebierają nogami, a książę Ryzji właśnie skończył udowadniać męskość na dalekiej północy i aż się pali, żeby cię poznać.

Fiore rozchyliła usta w zdumieniu.

– Dlaczego rozmawiamy o tym teraz? – zapytała.

– Sądzę, że już najwyższy czas – odparł beznamiętnie i zapatrzył się za okno.

– Bo w moim życiu ktoś się pojawił?

W jej gardle zrobiło się tak sucho, że ledwo mogła wydobyć głos. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

– Zaraz kończysz osiemnaście lat – odparł wymijająco.

– Nie wierzę, że to jest powód.

Spojrzał na nią przelotnie.

– Jest wiele powodów, Fiore.

Znowu zamilkł, a w niej zawrzało.

– Jakich? – nie ustępowała.

– Choć zdajesz się tego nie przyjmować, byłem kiedyś w twoim wieku – podjął, nadal na nią nie patrząc. – I też nie chciałem, żeby matka śledziła każdy mój krok... – urwał i się zamyślił. – Dałem ci dużo swobody. I niezależności. Ale chodzenie do Dziewczyn Havrana i włóczenie się po nocach z obcym mężczyzną o... pewnej reputacji, to nie są rzeczy, o których powinna gadać straż.

Wbił w nią spojrzenie, a ona zdębiała.

– Zresztą, nie chodzi tylko o plotki – dodał, widząc jej minę. – Wcześniej byłaś dzieckiem, teraz jesteś już kobietą. Zwracasz uwagę. I będziesz przyciągać innego rodzaju niebezpieczeństwa.

– Z nim jestem bezpieczna – zaprotestowała Fiore.

– Ten chłopak ma wielu wrogów.

Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć.

– O co ci chodzi? Tak naprawdę – nachmurzyła się.

– Zostaniesz królową i już czas, żebyś zaczęła to brać pod uwagę.

Popatrzyła w te jego zmęczone oczy i pomyślała, że historia zatacza koło.

– Nie obchodzi mnie to królestwo – wyszeptała. – Dobrze o tym wiesz.

– Pewnego dnia będzie musiało zacząć. – W jego słowach czaiła się brutalna nieuchronność. – I wiesz, że to może się stać szybciej, niż będziesz gotowa.

Tak. Wiedziała. Korona i wszystkie sprawy królestwa spadły na jej ojca, gdy był zaledwie kilka lat starszy od niej. W dodatku nie on miał dźwigać to brzemię. Miał starszą siostrę i to ona od dziecka była przygotowywana do przejęcia korony, ale w dniu tragicznej śmierci babki po prostu zniknęła. Zostawiła list, że przeprasza, ale to ponad jej siły. Fiore nade wszystko marzyła, żeby mieć młodszego brata, któremu kiedyś też mogłaby zostawić taki list, ale po śmierci jej matki, ojciec nie chciał słyszeć o innych kobietach. I żaden braciszek ani żadna siostrzyczka nie przyszli na świat, by wyzwolić Fiore od tego ciężaru.

– Skazałeś mnie na ten los – powiedziała z wyrzutem.

– Jeśli to dla ciebie takie przekleństwo, wybierz mężczyznę, który zechce to robić za ciebie. Ci, którzy się zgłosili...

– Zgłosili się! – wybuchła. – Traktujesz mnie jak klacz na bazarze! Kto da więcej? Kto da więcej?!

W jej oczach pojawiły się łzy. Dygotała i zrobiła się czerwona.

– Nie mam potrzeby pytać, kto da więcej, bo doskonale wiem, kto to zrobi! – On także podniósł głos. – Gdybym się z tobą nie liczył, bez wahania wybrałbym Ryzyjczyka, bo to najlepszy sojusz w obliczu zagrożenia ze strony Halsundu. – Jego twarz stężała i patrzył na nią teraz z surowością. – Jednak wyobraź sobie, że chciałem cię potraktować poważnie. Jako przyszłą królową Wysp Syrenich, mającą prawo wyboru.

Poczuła, że teraz naprawdę się zirytował.

– Ale trudno traktować poważnie kogoś, kto gniewa się na ciebie za to, że świat jest taki, jaki jest. Myślisz, że to ja stawiam wymagania, Fiore? Nie chciałaś się rodzić jako księżniczka? Byłoby lepiej, gdybyś przyszła na świat jako chłopka?

Natychmiast pomyślała o dziewczynie z jeziora i tych wszystkich, które widziała we wsi Brzegi. Tych, które nie miały do gadania absolutnie nic.

– Wspaniale jest urodzić się wysoko i nic nie musieć – mówił dalej. – Ale ani mnie, ani tobie tak się nie udało. Zresztą, prawda jest taka, że zawsze coś trzeba. Ty przynajmniej możesz zdecydować.

– Ty zdecydowałeś wbrew swojej matce – przypomniała mu.

– Sądzisz, że ten mężczyzna wziąłby sprawy królestwa na swoje barki, żebyś ty nie musiała? – zapytał uszczypliwie.

Fiore spuściła wzrok.

– Dlaczego go zatrzymałeś?

– To moja rzecz – odrzekł zbywająco.

Zerknęła na ojca.

– Wypuścisz go – powiedziała już znacznie spokojniej, znowu spuszczając wzrok i powiodła palcem po krawędzi parapetu. – I pozwolisz mi go widywać... – urwała, bo to, co zamierzała powiedzieć, przychodziło jej z dużym trudem. – A ja... przyjmę tych kandydatów.

*

Reinmar leżał w całkowitej ciemności. Co i raz trącało go coś ciepłego i puchatego. Nie walczył z tym. Wiedział, że nie ma sensu. Szczury przychodziły co jakiś czas, żeby się upewnić, czy nie wszedł oby w posiadanie czegoś do jedzenia. I za każdym razem odchodziły rozczarowane. Tak, ich emocje też wyczuwał.

Żołądek ssał boleśnie i po tym, ile razy zaszczycili go swoją obecnością strażnicy sądził, że musiały minąć trzy dni. Reinmara dziwiło, że nie ma tu nikogo poza nim. Słyszał czyjeś krzyki i jęki, ale dochodziły z oddali. Musiał trafić do jakiejś izolatki. Obiecał sobie, że nie będzie sypał i miał nadzieję, że wytrwa w tym postanowieniu nawet, jeśli rzeczywiście zaczną go torturować. Pomyślał, że jeśli tu zdechnie to lepiej. Zasłużył. Zaczął się nawet zastanawiać, czy gdyby wyznał, że zabił człowieka i przyczynił się do śmierci drugiego, to skazaliby go na śmierć.

Nie chciał myśleć o Fiore. A im bardziej nie chciał, tym bardziej natrętne stawały się jego myśli. Jakby i jego własną głowę bawiły tortury. Jakby nie było dość, że śnił wciąż ten paskudny sen. Mimo że się na nią złościł, dręczyło go, czy upiór na pewno opuścił jej ciało. Za to również się obwiniał. Przecież wiedział, że tam pojedzie. Wiedział od razu, jak tylko pokazała mu tę torbę.

Odpłynął myślami tak bardzo, że usłyszał strażników dopiero, gdy szczęknął zamek i w korytarzu zapłonęło światło. Reinmar rozpoznawał ich już po chodzie. Pierwszy szedł ten wygadany, za nim ten, co się łatwo ekscytował. Dziś, wydawał się wyjątkowo podniecony.

– Co tam, szczurku? – zagaił pierwszy, otwierając drzwi celi. – Skruszałeś nieco?

Reinmar jak zwykle milczał.

– Zbieraj swoją chudą. – Kiwnął, żeby wstał. – Dzisiaj pogadasz sobie z kimś, do kogo lepiej, żebyś gębę otworzył. Łapy. – Wskazał gestem na jego ręce, a gdy Reinmar wyciągnął je przed siebie, mężczyzna związał je ciasno i dosyć brutalnie.

Poprowadzili go korytarzem i po schodach w dół, skąd dobiegały jęki i czyjeś głosy. Z każdym stopniem coraz mocniej śmierdziało krwią i fekaliami. Reinmar wyczuwał też strach, żal i wstyd. Udzieliła mu się ta atmosfera, więc zamknął się w sobie. W głębi duszy zaczął się już nastawiać na długie godziny cierpienia.

Wprowadzili go do sali, w której stężenie wszystkich tych doznań było nie do zniesienia. Poczuł, że zaraz, ku uciesze strażników, zacznie się dławić odruchem wymiotnym. Nawet nie musiał się rozglądać po zmyślnych narzędziach, które zdobiły ściany, zwisały z sufitu, czy leżały na cuchnącym krwią stole. To pomieszczenie szeptało do niego o wszystkich krzywdach, jakich zaznali tu nieszczęśnicy przed nim. Przez całe dziesięciolecia, a może i setki lat.

Strażnik wskazał mu krzesło, stojące pośrodku sali. Reinmar nie protestował. Słyszał jeszcze czyjeś kroki na schodach. Ludzi było kilku, ale do sali wszedł tylko jeden, ten, którego obcasy stukały najgłośniej. Strażnicy przynieśli jeszcze jedno krzesło i ustawili je dalej, poza kręgiem światła.

Mężczyzna przeszedł za jego plecami i okrążył go łukiem. Reinmar nawet na niego nie spojrzał, za to spróbował węszyć. W tym wszędobylskim odorze było to niezwykle trudne, jednak wytężył się mocno i złowił bijący od mężczyzny zapach morza i kobiety. Dopiero teraz podniósł wzrok.

Obcy był wysoki i szczupły, dobrze odziany. Kiwnął głową komuś za plecami Reinmara, a gdy drzwi do sali się zamknęły, zostali sami. Mężczyzna popatrzył na niego z intrygującą mieszanką uczuć. Była w tym złość, pogarda, ale i ciekawość. Rozsiadł się na krześle tak, że na granicy światła znajdowały się jego buty, reszta ginęła w mroku.

– Masz coś do powiedzenia? – zapytał chłodno.

Reinmar milczał.

– Lepiej, żebyś odpowiedział.

W jego głosie dało się wyczuć zmęczenie i zniechęcenie.

– Nie usłyszałem żadnego pytania – odparł Reinmar.

Mężczyzna wydał pomruk.

– Co robiłeś tamtej nocy z księżniczką?

– Moja i księżniczki sprawa – odrzekł, a mężczyzna zaśmiał się pod nosem.

Wciąż słyszał strażników za drzwiami. Tylko czekali na sygnał.

– Możesz stąd wyjść jeszcze dziś... – Obcy podjął spokojnie. – Król zapomni o sprawie. Albo... – urwał, budując napięcie – chłopaki urządzą cię tak, że wypłyniesz kratkami do ścieku.

Reinmar popatrzył w ciemność tam, gdzie majaczyła twarz mężczyzny i posłał mu wredny uśmiech.

– Wydaje ci się, że jesteś twardy? – zapytał obcy.

– Nie wystąpię przeciwko niej.

Mężczyzna zamilkł i coś się w nim zmieniło.

– Mogę wycisnąć z ciebie wszystko...

– A jednak tego nie robisz. Słucham tylko gróźb.

Obcy parsknął i był wyraźnie rozbawiony.

– Wiem, kim jesteś... – powiedział znacznie ciszej. – I nie, nie mam na myśli tego całego Cudotwórcy. Wiem, kim jesteś naprawdę.

Reinmar poczuł mocny ścisk żołądka i zalała go fala gorąca, choć starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo go to poruszyło.

– A zatem? – uśmiechnął się mężczyzna. – Co robiłeś tamtej nocy z moją córką?

Reinmar drgnął i raz jeszcze wbił wzrok w ciemność.

Zawahał się. W ciszy, która zapanowała, do jego uszu docierały odległe jęki więźniów i szepty strażników.

– Czegokolwiek bym z nią nie robił... nie zamierzam ci o tym mówić, królu – zdecydował w końcu. – Ani tobie, ani żadnym zbirom, których tu przyślesz.

Mężczyzna się zaśmiał.

– Obyś nigdy nie musiał tego udowadniać, dzieciaku – powiedział już poważniej, niemal ze smutkiem.

Reinmar miał na końcu języka, że król powinien bardziej strzec swojej jedynej latorośli, żeby ktoś nie musiał tej roboty odwalać za niego, ale zaniechał. To zapewne przypieczętowałoby jego los.

– Wiedziałeś, kim ona jest?

Reinmar pokręcił głową, a król się uśmiechnął.

– Los bywa suką, co?

Nie odpowiedział.

– Domyślasz się, że nie spotkaliśmy się tu, bo to jedyne spokojne miejsce w zamku – podjął mężczyzna, a Reinmar spojrzał na swoje związane dłonie. – Naprawdę korci mnie, żeby cię sprawdzić...

Król wstał, podszedł niespiesznie do śmierdzącego stołu i przesunął palcem po narzędziach. Reinmar wsłuchiwał się w stukot jego butów i próbował uspokoić rozbiegane myśli. Wreszcie mężczyzna podszedł, ujął go pod brodę i zmusił, by popatrzył mu w oczy.

– Jeśli ją skrzywdzisz... – powiedział cicho. – W jakikolwiek sposób... – W spojrzeniu króla kryły się żal, troska i bezsilność. – Obiecała, że jeśli cię wypuszczę, wybierze wreszcie kandydata na męża.

Reinmar poczuł ukłucie w brzuchu.

To głód. To tylko głód, wmawiał sobie.

– Nie będę jej zabraniał – dodał król. – Myślę, że skuteczniej zniechęcisz ją sam. Nieprawdaż?


-------------------------------

Like it? Rate it!

Pssst! Jeśli jesteś już tu (congrats! :)) i chcesz mi trochę pomóc na przyszłość, powiedz co do tej pory było w top 3 najciekawszych i w top 3 najnudniejszych rzeczy? Co naprawdę mogłabym sobie darować, a na co czekasz z uniesioną brewką?

Pssst 2! Specjalne pozdrowienia dla Livrary! :)

Pssst 3! I dla Dopalacz12! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top