Dobrowolnie lub siłą (14)
– Los bywa suką, co?
Noc była piękna. Księżyc świecił jasno, a w jego świetle jaśniała linia drogi. Jechali w milczeniu wśród kołyszących się na wietrze traw. Łokieć i biodro wciąż bolały po upadku, spuchł też nadgarstek w ręce, którą wymierzyła czarnemu cios, a kciuk, który wbiła w jego oko wciąż był zakrwawiony.
Fiore czuła chłód, tym razem jednak inny. Nie przenikał jej do głębi i choć nadal czuła się nieswojo, powoli docierało do niej, że to zimno jest tylko zwyczajnym chłodem wieczoru. Lato ustępowało już miejsca jesieni i znać to było nie tylko po czerwieniejących liściach drzew.
Nie dawało jej spokoju, że tak naprawdę nie wie, jak zakończy się ta historia. Gdyby usłyszała krzyk czarnowłosego, czułaby się spokojniej. Po wszystkim, co pokazała jej dziewczyna i czego sama od niego zaznała, nie potrafiła go żałować. Był bestią w ludzkiej skórze. Do samego końca. Jednak Fiore niepokoiło co innego. Przez głowę, jak chmury po niebie, płynęły różne scenariusze. Wyobraziła sobie, że dziewczyna wniknęła w jego ciało i że wkrótce do zamku dotrą wieści o tym, że ktoś wymordował wszystkich mieszkańców wsi Brzegi. Nie mogła mieć pewności, że tak się nie stanie.
Zastanawiała się, jak długo upiór może sprawować władzę nad czyimś ciałem. Czy może żyć jego życiem? I co, jeśli to był okrutnik? Wzdrygnęła się na myśl, do czego mogłaby doprowadzić taka fuzja. Jednak najbardziej obawiała się czegoś innego.
Fiore zatrzymała konia. Czarny ogier Reinmara stanął przy niej i parsknął, wyrywając go tym z zamyślenia. Wzdrygnął się. Popatrzyli po sobie. Ich twarze były blade, jakby to oni spędzili ostatnie parę miesięcy na dnie tego jeziora.
– Reinmarze... Dobrze się czujesz? – zapytała niepewnie, a on zaprzeczył. – Chcesz się zatrzymać?
Pokiwał głową. Zeskoczył z konia i powiódł go w kierunku powalonego, starego drzewa, które leżało nieopodal drogi. Fiore odprowadziła go wzrokiem i gdy usiadł na pniu, zdecydowała się do niego dołączyć. Usiadła i przypatrzyła się mu ostrożnie, po czym dotknęła jego dłoni, jakby chciała się upewnić, że nie jest lodowata. Spojrzał więc na nią i się uśmiechnął.
– W porządku, Fiore. Jesteśmy tu sami. Po prostu... trochę tego dużo.
– Poczułeś ich przerażenie – zgadywała.
– To była tylko wisienka na torcie – uśmiechnął się kwaśno i spojrzał w dal.
– Przepraszam, że cię w to wciągnęłam.
Popatrzył na nią przelotnie.
– Ja ciągle pakuję się w rzeczy, w które nie powinienem.
Posmutniała, biorąc te słowa bardzo osobiście.
– O mało go nie zabiłem... Powstrzymałem się... jakimś cudem.
Księżniczka czekała aż powie coś więcej, ale on zamilkł.
– Uratowałeś mnie. Znowu.
– Wiesz, co jest najtrudniejsze? – zapytał, jakby w ogóle jej nie usłyszał. – Że to nigdy nie jest czarno-białe. Praktycznie nigdy nie jest tak, że ktoś jest do szpiku kości zły, że jest tylko oprawcą. Za fasadami pogardy i nienawiści zawsze kryje się jakieś cierpienie. Krzywda. Ból. Poniżenie. I chcesz kogoś nienawidzić, ale nie możesz. Nie możesz tak do końca... – urwał, a ona patrzyła na jego zamyślone oblicze i zastanawiała się, o czym mówi tak naprawdę.
– Zobaczyłeś w nim coś ludzkiego... – zgadła.
– W ludziach zawsze jest coś ludzkiego – uśmiechnął się smutno.
– I to nie pomaga.
– Nie pomaga.
Zrozumiała, co miał na myśli, gdy mówił, że taki dar jest przekleństwem. Wcześniej wydawało jej się to nadmiernym dramatyzmem i utyskiwaniami w stylu majętnego człowieka, który biada jak to strasznie mieć taki majątek i nie wiedzieć, na co go trwonić. Teraz jednak wyglądało to zupełnie inaczej.
– Powiedziała coś... – przypomniała sobie Fiore. – Że... wiesz jak to jest.
– Tak – przyznał i popatrzył na swoje dłonie. One też nosiły ślady krwi.
– O czym mówiła?
Reinmar namyślał się przez jakiś czas.
– O zabijaniu.
– Skąd wiesz?
– Bo to zobaczyłem.
Fiore zmartwiała.
– Zobaczyłeś... tego człowieka na trakcie?
– Było ich kilku. Ale widok tego jednego wywołał lęk. Pachniał śmiercią.
– Zobaczyłeś jak...? – urwała.
Pokręcił głową.
– Zatrzymałem tę wizję. Ale ona już wiedziała, że jestem do tego zdolny.
– Mimo to, nie wykorzystała cię – zauważyła Fiore, a on się uśmiechnął i popatrzył jej w oczy.
– Chyba ujął ją twój dziewczyński gest.
Przez chwilę zastanawiała się o czym mówi.
– Tylko dziewczyna może wymyślić coś takiego. – Pokręcił głową z niedowierzaniem, a jego uśmiech zrobił się bardziej pogodny. – I chyba tylko upiór, który był kiedyś dziewczyną może coś takiego docenić.
– Och... – pojęła, że o co chodzi i się zawstydziła.
– Chyba w życiu nie widziała takiej sukienki...
– To... koszula nocna.
Reinmar wybuchnął szczerym śmiechem.
– No co?! – oburzyła się Fiore. – Była całkiem naga! Po tym wszystkim, co przeszła... – urwała, bo patrzył na nią z mieszaniną politowania i czułości. – To wcale nie jest śmieszne – zaprotestowała.
– Nie jest... – przyznał. – Zwłaszcza, że naprawdę to na nią podziałało.
Spojrzała na niego z ukosa, wciąż trochę naburmuszona, a on położył dłoń na jej udzie. Drgnęła i zrobiło się jej gorąco.
– To wtedy podjęła decyzję, żeby wypuścić pozostałych – zaskoczył ją. – Przejęłaś się jej losem, byłaś dla niej dobra, więc usłuchała twojej prośby.
– Poczułeś to?
– Usłyszałem.
Popatrzyła na swój nadgarstek. Wciąż miała na nim czerwonawy ślad, w miejscu, za które złapała ją dziewczyna. Wyglądał jak odmrożenie.
– Zajrzała we mnie. Próbowałam jej pokazać to, co chciałam, żeby zobaczyła.
– A ona zobaczyła znacznie więcej – uśmiechnął się.
Fiore pokiwała głową.
– Jesteś naprawdę niezwykła, szlachcianeczko. – Zapatrzył się w jej oczy, bardzo ją tym onieśmielając. – Jednocześnie całkowicie przewidywalna i nieprzewidywalna.
Jej mina stężała. Uniosła brodę i znowu poczuła się odrobinę urażona, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Przysunął się bliżej, objął ją ramieniem i wsunął nos w jej włosy.
Zalała ją fala gorąca i się usztywniła, a gdy pocałował ją w skroń, zaparło jej dech.
– Przepraszam, że się spóźniłem – wyszeptał. – Zostaniesz dziś ze mną?
Puchaty królik poruszył się w jej brzuchu i zakręciło jej się w głowie. Reinmar odnalazł jej spojrzenie i doskonale wiedząc, co się w niej dzieje, uśmiechnął się z satysfakcją.
– No wiesz... Żeby sprawdzić, czy upiór nie zawładnął twoją duszyczką, pani.
Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Skąd mam mieć pewność, że nie zawładnął twoją?
– Moja dusza już od dawna jest potępiona – odpowiedział i zapatrzył się na jej usta. – A tobie zdaje się to nie przeszkadzać...
A nawet podobać..., pomyślała.
Reinmar ujął ją pod brodę i pocałował, a ona poczuła mieszaninę lęku i błogości. Choć nadal było więcej pytań niż odpowiedzi, teraz czuła wyraźnie, że w jej życiu zaczyna się nowy rozdział.
*
Reinmar usłyszał jeźdźców z daleka. Znajdowali się już całkiem blisko Solvang, a tętent kopyt dochodził z kierunku przeciwnego niż stolica. Zatem mieli kogoś za plecami. Fiore zapytała, co go niepokoi, a on odpowiedział, że z nocnych spotkań na trakcie rzadko wychodzi coś dobrego, zwłaszcza, jeśli konnych jest wielu, a ich tylko dwoje. Udało mu się wzbudzić w niej niepokój.
– Na wszelki wypadek, gdyby cokolwiek zaczęło się dziać... – zaczął i spojrzał jej w oczy. – Po prostu nie daj się złapać, w porządku?
Tym razem struchlała nie na żarty. Zarzuciła kaptur, wyprostowała się w siodle i ściągnęła wodze. I właśnie wtedy, gdy zaczynała już czuć się bezpiecznie, zza bramy wyjechała jeszcze jedna grupa jeźdźców, a Fiore rozpoznała w niej ludzi swojego ojca. Zmartwiała, bo to oznaczało jedno. Że będzie okropnie zły, a ona dostanie zakaz opuszczania zamku. Ani przez chwilę jednak nie spodziewała się, co to będzie oznaczało dla Reinmara.
– Stać, w imieniu króla! – zakrzyknął ten na przedzie, niskim, gardłowym głosem.
Ściągnęli wodze i konie zatańczyły, gdy jeźdźcy ich otoczyli. Reinmar zerknął na nią i uśmiechnął się nerwowo, a ona właśnie przypomniała sobie o jego zakrwawionych rękach. Mężczyźni, wszyscy poza tym, co gadał, mierzyli do niego z kuszy, a Fiore nie rozumiała, co się dzieje. Dowódca kiwnął na kogoś z tyłu grupy, kto trzymał w ręce lampę.
– Kaptur – zarządził.
Jej serce waliło tak, że z pewnością dało się je słyszeć w całej okolicy. Zebrała się jednak w sobie, zadarła brodę i odsłoniła głowę, patrząc na mężczyznę z wyższością. Ten drugi zbliżył lampę do jej twarzy, a dowódca pokiwał głową.
– Król odchodzi od zmysłów, Wasza Wysokość.
Serce Fiore zamarło.
– Wasza Wysokość? – wyrzucił z niedowierzaniem Reinmar.
Księżniczka popatrzyła na niego przepraszająco, a on rozchylił usta i pokręcił głową.
– Ty – mężczyzna zwrócił się do jej towarzysza. – Z konia.
Reinmar zaśmiał się pod nosem, wciąż w szoku.
– Puśćcie go wolno – powiedziała Fiore najbardziej stanowczym i władczym głosem, na jaki potrafiła się zdobyć, mimo drżenia. – Ten człowiek stał się moim przypadkowym towarzyszem podróży i zatroszczył się, żebym bezpiecznie dotarła do miasta.
– Wybacz, Wasza Wysokość, jednak jesteśmy pod rozkazami twego ojca – odparł mężczyzna stanowczym, zimnym tonem.
Reinmar zeskoczył z konia, a inny z mężczyzn podjechał do Fiore, złapał Freyę za wodze i przypiął ją do swojego wierzchowca. Klacz szarpnęła się nerwowo, a księżniczka przybrała już groźny wyraz twarzy, gdy dowódca powiedział:
– Dobrowolnie lub siłą, Wasza Wysokość. Bardzo proszę, pani, pójdź po dobroci.
--------------------------------------------------
Like it? Rate it!
I co teraz? Co teraz będzie?
Pssst! Cześć, Dopalacz12 ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top