Czego się boisz? (18)


– Odzyskałabym wolność!
– I co byś z nią zrobiła, córeczko?


Gdy dotarła na górę, jej serce waliło jak oszalałe. Była pewna, że Reinmar to słyszy i będzie wiedział, że wspinaczka po stromych schodach ma z tym tylko odrobinę wspólnego. I rzeczywiście, otworzył jej, choć nie zapukała.

– Witaj, Reinmarze – powiedziała, próbując ukryć zakłopotanie, a on przyjrzał się jej strojowi i uśmiechnął się cierpko.

– Witaj, Wasza Wysokość.

Otworzył drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka.

Pomieszczenie rozświetlały nieliczne świece i płonący pod kuchnią ogień. Pachniało kwiatami i cytrusami, a w stojącym na płycie garnku coś bulgotało cicho.

– Nie chciałam ściągać ciekawskich oczu... – powiedziała, gdy po raz kolejny spojrzał z zaciekawieniem na jej ubiór. – Pomożesz mi z tym?

Kiwnął głową. Zrzuciła płaszcz, a on rozpiął klamry pancerza i przytrzymał go, żeby mogła się wyswobodzić. Przyglądał się, jak ściąga za duże buty i spodnie, pod którymi miała drugie, swoje. Poprawiła włosy i obciągnęła koszulę.

– Jesteś głodna? – zapytał, a ona pokręciła głową. – Wina?

Przełknęła ślinę i potaknęła.

Reinmar wziął puchar i napełnił go do połowy. Światło świec migotało na jego twarzy, rzucając łagodne cienie i odbijało się blaskiem w oczach. Podał jej naczynie i wskazał krzesło, a sam nalał sobie czegoś z tego bulgoczącego garnka i popatrzył niepewnie na leżące na stole składniki.

– Nie skończyłeś jeszcze? – zapytała ostrożnie.

– Nie. Ale... to może poczekać – uznał i przystawił sobie krzesło.

– Ty nie pijesz? – zdziwiła się. – Ach... kontrola...

Posłał jej nieznaczny uśmiech. Siedzieli w milczeniu i było okropnie sztywno.

– Zrobili ci krzywdę? – podjęła, żeby przełamać tę niezręczną ciszę.

– Nie.

Zaczekała, czy powie coś jeszcze, ale się na to nie zanosiło.

– Wystraszyli... – zgadywała.

– Nie chodzi o strach.

Zapatrzył się w parujący napój i pogładził kciukiem powierzchnię kubka.

– W takim razie, o co?

Znowu nie odpowiedział. Fiore westchnęła i wzięła łyk wina. Smakowało cierpko.

– Wtedy... gdy wracaliśmy, chciałeś, żebym spędziła z tobą noc – powiedziała z trudem i popatrzyła na jego reakcję.

Dostrzegła, jak spięła mu się szczęka. Ledwo zauważalnie, ale jednak.

– Niedługo będziesz miała swojego księcia.

Zamurowało ją.

Więc... o to chodzi?

Czyżby właśnie przyznawał się jej do zazdrości?

– Chciałeś raczej powiedzieć, że zostanę sprzedana jakiemuś paniczykowi od siedmiu boleści i wszyscy zaczną ode mnie oczekiwać rzeczy, których nawet nie chcę sobie wyobrażać... – Ona też spuściła wzrok.

– Taka kolej losu – odparł, a ją to bardzo dotknęło.

– Nic nie rozumiesz...

– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje.

Wziął łyk i wciąż na nią nie patrzył.

– Akurat – nachmurzyła się.

Zaczynała żałować, że przyszła. Spodziewała się, że będzie inaczej, że to dzisiejsze, przypadkowe spotkanie skruszyło mur, którym się odgrodził, tymczasem on znowu był zimny, obcy, niedostępny. Jeszcze bardziej niż na początku.

– Te chłopaki, wśród których będziesz sobie szukać męża, też nie mają nic do gadania, zwłaszcza, że to będą raczej drudzy i kolejni synowie. – Zerknął na nią przelotnie i wstał, żeby dorzucić drewna. – Typowa księżniczka zachowuje się, jakby połknęła kij, a od byle ziarnka grochu pod siennikiem robią jej się na tyłku siniaki, co jest jej największym życiowym dramatem. – Wrzucił drewno, a spod kuchni wystrzeliło kilka iskier. – I jeszcze, gdy ona siedzi zamknięta w swojej wieży i marzy o wielkiej miłości, książę ma się użerać z jej królestwem. – Spojrzał na nią sugestywnie i wrócił na swoje miejsce, nie zamykając drzwiczek. Fiore patrzyła na niego z rozdziawioną buzią. – I nie ma nic do gadania, bo wsadzili go tylko po to, żebyś był marionetką ojca, a potem starszego brata, który obejmie rodzinny tron.

Wziął spory łyk naparu i zagapił się w ogień.

– Zdajesz się sporo o tym wiedzieć... – zauważyła.

– To nie jest jakaś tajemna wiedza...

Posmutniała jeszcze bardziej. Dopiła wino i w pucharze zajaśniało dno. Reinmar znowu wstał i spodziewała się, że zrobi jej dolewkę, ale on nalał jej naparu. Spojrzała na niego pytająco, a on uśmiechnął się gorzko i powiedział:

– Lepiej będzie, jak wrócisz do domu trzeźwa.

– I ty się nie boisz mojego ojca... – prychnęła i pokręciła głową.

– Dziwny człowiek, ten twój ojciec... – odparł, jakby jej nie usłyszał. – Albo jest bardzo naiwny albo naprawdę szanuje twoje zdanie, skoro pozwala jedynej córce szwendać się samej po mieście i jeździć w takie miejsca, jak to jezioro.

– Potrafię sobie radzić sama – nachmurzyła się.

– Jasne – parsknął i pokręcił głową. – Naiwność to chyba wasza rodzinna cecha.

– Niepotrzebne złośliwości.

Podsunęła kubek pod nos. Napar pachniał cytrusami i cynamonem.

– Wiesz już, kto to będzie? – Reinmar zmienił temat.

– Ktoś od Romanowów, z Nadrenii i Koranu. Nie mam pojęcia, czy ktoś jeszcze się zgłosi – zaakcentowała, nie kryjąc, co o tym sądzi.

– Pewnie któryś z nich będzie w porządku.

– Może... Ale nie chodzi o to, jaki on będzie.

– A o co? – zapytał, tym razem spoglądając na nią z ukosa.

– Naprawdę widzisz mnie u boku księcia?

Uśmiechnął się. Po raz pierwszy tego wieczoru całkiem szczerze.

– Biedaczek, nie ma pojęcia, w co się pakuje...

– Że niby co? – zapytała, mrużąc oczy.

– Że niezłe z ciebie ziółko, Fiorentine.

Posłał jej krzywy uśmiech, ale jej nie było do śmiechu.

– Łatwo ci mówić, bo jesteś wolny – powiedziała poważnie, ignorując tę wstawkę botaniczną.

– Wolny... – prychnął. – Mieszkam w zamtuzie, polują na mnie niezadowoleni mężowie moich klientek i jeden wkurzony król... Naprawdę mi zazdrościsz?

Pomarańczowy blask rozświetlał mu połowę twarzy, druga kryła się w cieniu.

– Możesz stąd odejść i wszędzie sobie poradzisz – powiedziała cicho. – Masz fach. I możesz kochać kogo chcesz.

Spoważniał.

– Tak, mam fach i mogę odejść, ale nigdzie nie przynależę i nie mam prawdziwego domu. A z tym kochaniem... – zawahał się i znowu spojrzał w kubek. – Widzisz jakąś szczęśliwą kobietę u mojego boku?

Jego słowa sprawiły jej przykrość.

– Trudno mieć przy sobie kogoś, gdy samemu się tego nie chce... – zauważyła.

Blask ognia odbijał się w jego oczach.

– Zawsze wybieram kogoś, kogo nie powinienem.

– Mówisz o tej swojej wiedźmie?

– Nie – odpowiedział natychmiast i zapanowała cisza.

Tym razem nie odwrócił wzroku, ale zupełnie nie rozumiała jego spojrzenia. Wino zaczęło działać, bo zrobiło jej się ciepło i zaszumiało w głowie.

– Chciałeś, żebym tu przyszła, a teraz... – urwała i przełknęła ślinę. – A teraz trzymasz mnie na dystans.

– Czego chcesz ode mnie, księżniczko? – zapytał, patrząc jej w oczy.

– Żebyś zapomniał, że jestem księżniczką.

– Zapomniał...

– Żebyś mi pokazał jak to jest, gdy... nie jest się księżniczką.

Dostrzegła drobny tik na jego twarzy. Nigdy wcześniej go nie widziała. Pojawił się też mimowolny ruch nozdrzy i widziała, że Reinmar próbuje się opanować, ale przychodzi mu to z trudem. Uśmiechnął się krzywo.

– Chcesz... się oddać byle zielarzowi?

– Chyba źle mnie zrozumiałeś... – zaprotestowała zmieszana.

– W burdelu? – dodał z rozbawieniem, zupełnie ignorując jej słowa.

Fiore ściągnęła brwi i spięła usta. 

Co za dupek, pomyślała. Dlaczego wszystko psuje?

– Jesteś aż tak zdesperowana?

Zatkało ją. Miała chęć wylać na niego resztę naparu. Wciąż był gorący. Zamiast tego odstawiła kubek i wstała, chcąc zabrać swoje rzeczy i wyjść, ale chwycił ją za rękę i pociągnął. Potknęła się o krzesło i wylądowała u niego na kolanach. Odwróciła wzrok, a on się uśmiechnął i trzymał ją tak, że mimo iż wierzgała, nie była w stanie się wyswobodzić.

No dobrze. Może i była w stanie, ale nie próbowała szczególnie skutecznie. Zbliżył usta do jej ucha i powiedział:

– Dopiero co chciałaś, żebym cię traktował, jakbyś...

– Jeśli tak traktujesz wszystkie dziewczyny, to nie dziwię się, że ci nie idzie! – zawołała z oburzeniem i spróbowała go zdzielić łokciem.

Zaśmiał się i zacieśnił chwyt.

– Przyzwyczaj się, bo właśnie tak traktuję te, na których mi zależy – powiedział, ściszając poufnie głos, więc zamilkła i przestała wierzgać.

Odchylił się tak, żeby popatrzeć jej w oczy. Ostentacyjnie się odwróciła.

– Rumienisz się, szlachcianeczko.

– A ty jesteś złośliwym paskudnikiem!

– Tak, jestem – przyznał i puścił ją wolno, ale nie zeszła z jego kolan. – Wybacz... Nigdy nie robiłem tego z dziewczyną, dla której to byłby pierwszy raz.

– Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy! – podniosła głos w bezsilności.

– Bo cały czas o tym mówisz.

Otworzyła usta, ale zupełnie ją zatkało. Studiował jej twarz w ciszy, a w jej głowie huczały myśli. Wreszcie zdołała wydusić:

– Nie powiedziałam ani słowa! 

– Za to twoje wielkie źrenice, przyspieszony oddech i serce, co tłucze się jak blaszane wiadro spadające ze schodów, wrzeszczą o tym cały czas.

Otworzyła usta jeszcze szerzej i wstrzymała oddech, a potem porządnie się wkurzyła.

– Możesz, do cholery, tak we mnie nie czytać?!

Jej oczy ciskały błyskawice i tym razem to on zaniemówił. A zaraz potem uśmiechnął się z politowaniem i aż opadły mu ramiona.

– Wierz mi, że bardzo bym chciał – odparł i to zamknęło jej usta.

Siedzieli w ciszy. Ona gapiła się w ogień, on dręczył jakąś nitkę, wystającą jej ze spodni.

– Ten twój cały sarkazm to tylko maska – powiedziała cicho.

Posmutniał. Sądziła już, że to by było na tyle, jeśli chodzi o przyjemny wieczór we dwoje, ale właśnie wtedy westchnął, zebrał się w sobie i zabrał ją do łóżka. Położył się przy niej i patrzył w oczy, szukając odpowiedzi na niezadane pytania. Obserwowała wszystkie drobne tiki, które nie pojawiały się wcześniej. Ruch smukłego mięśnia szyi, ust, brody, nozdrzy. Spięcie szczęki. W jego źrenicach było coś zwierzęcego. Poczuła, jakby walczył z czymś większym, o czym nie miała pojęcia. Podobało jej się to.

– To po prostu głupi lęk – wyszeptał.

– Czego się boisz?

Zapatrzył się na kosmyk jej jasnych włosów, opadający na policzek. Odgarnął go i uśmiechnął się smutno.

– Wszystkiego.

Powoli przesunął wierzchem palca po materiale jej bluzki, sięgnął do guzika, rozpiął go bez pośpiechu i dotknął jej skóry.

– Nie jestem wolny, Fiore... – powiedział, zapatrzywszy się na jej usta. – Ja po prostu uciekam przez całe życie. To żadna wolność. A co do tego, że mogę kochać, kogo zechcę... Co z tego, jeśli nie mogę z tą osobą być?

Jej serce zabiło mocniej i natychmiast się tego zawstydziła. Nie znosiła tego jego przeklętego daru, przed którym niczego nie dało się ukryć. Spojrzał jej w oczy i się uśmiechnął. Sięgnął po jej dłoń i położył ją sobie na piersi, jakby zrozumiał, jak bardzo ją frustruje to, że on wie o niej wszystko, a ona o nim nic. Jego serce też biło szybciej, choć i tak znacznie wolniej niż jej.

– Pomilczymy sobie? – zapytał cicho, a ona kiwnęła głową.

Przyłożył więc czoło do jej czoła i zamknął oczy. Leżeli tak w ciszy, wsłuchując się w siebie. Fiore zastanawiała się, o czym myśli Reinmar i próbowała pojąć znaczenie jego słów. Miała go za kogoś innego. Wyglądało jednak na to, że dziś po raz pierwszy postanowił odsłonić przed nią kawałek prawdziwego siebie. Jego wewnętrzne demony po raz pierwszy dały jej się głaskać i drapać za uszami. I choć nie wyłoniły się jeszcze z ciemności, zdały jej się bardzo bliskie.   


-------------------------------------------

Like it? Rate it!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top