Bardziej podnieca mnie strach (12)


– Sądzę, że już czas.


Gdy opuszczali wieś, Antek odwracał się co chwilę i spoglądał spłoszony na twarze wieśniaków, którzy odprowadzali ich wzrokiem. Chłopaki rozmawiali z tą dziewką, co ich wiodła nad jezioro, ale on jej nie ufał. Bał się, ale to akurat nie było niczym nowym. Od tamtej pory ani razu nie był nad jeziorem i nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Nie było więc wyboru.

*

Stefkowi ani trochę się nie podobało, że za robotę zabrała się ta dziewka. Po prawdzie to wcale babom nie ufał. Głupie to i humorzaste, a jak nie głupie, to niebezpiecznie cwane. A ta mu na cwaną patrzyła. Po stokroć by wolał, żeby się wziął do rzeczy ten chłop z mieczem, co go tu we wsi zostawiła. Ale może i racja, że na upiory to raczej sól i rytuały niż żelazo. Nic to. Może wie, co gada, jak ją król przysłał. No i jakby kombinować co próbowała, to chłopcy sobie z dziewuchą poradzą.

*

Fiore zabrała skórzaną torbę zielarki i pogłaskała Freyę po czole. Wyszeptała coś do niej i klaczka z ociąganiem ruszyła do lasu. Dwa razy się obejrzała, niepewna, co robić, ale księżniczka przegoniła ją gestem i odwróciła się do młodych mężczyzn, którzy przyglądali się jej niepewnie.

– Nie będzie tu potrzebna – uśmiechnęła się do nich ładnie.

Po drodze opowiedziała im parę historyjek o upiorach, klątwach i urokach, które przeczytała w ostatnich dniach, mając nadzieję, że zwiększy w ten sposób swoją wiarygodność. Poza tym, gadanie pomagało jej się trochę uspokoić i ukryć, jak bardzo jest przejęta. Starała się nie być nadmiernie przymilna, by nie zwęszyli podstępu. Czarny zdawał się jednak mieć między uszami coś, co nie grzechotało jak maleńki orzeszek uwięziony w wielkim wazonie.

Szczęśliwie nad jeziorem Fiore poczuła się swobodniej. Jakby to miejsce dodawało jej pewności.

– Wiadomo wam, co się stało z ciałem? – zapytała czujnie.

– M-my n-nie... – zaczął ten chudy i drobny.

– Jeśli się utopiła, to pomóc jej musiał ktoś inny – powiedział rudy.

– Pomerdać się jej musiało. – Czupryniasty znowu próbował żartować. – Myśmy jej tylko dogodzić chcieli – uśmiechnął się parszywie. – Może zatęskniła. – Mrugnął do niej.

Fiore widziała jednak, że nadrabia miną, a tak naprawdę jest przejęty. Odpowiedziała mu niezbyt uprzejmym uśmiechem.

– Po coście ją ruszali? Mało to chętnych dziewuch?

– Mało – powiedział rudy.

– Chętne nie są takie ciekawe – dodał czarnowłosy i spojrzał na nią tak, że znowu poczuła się nieswojo.

Posłała mu krzywy uśmiech, starając się ukryć obawy, jakie w niej budził.

– Cóż... Będziesz musiał zrobić wyjątek.

Fiore przeszła pomiędzy nimi, potrącając czarnego ramieniem i podeszła do brzegu.

– Jedynym sposobem na upiora jest rytuał, który odtwarza jego krzywdę, jednak tworząc nowe zakończenie. Zastępuje ją czymś przeciwnym – powiedziała głośniej, stojąc do nich tyłem. – Jeśli zadaliście jej ból, odkupieniem będzie przyjemność.

Odwróciła się do nich powoli, zbierając się na całą odwagę, na jaką potrafiła. Wszyscy przełknęli głośno ślinę. Poza czarnym. On stał niewzruszony i zaczynało ją to niepokoić.

– Przyjemność? – zapytał rudy, zupełnie zbity z tropu, a czupryniastemu zaświeciły się oczy.

– Niby jak mamy sprawić topielicy tę przyjemność – zaakcentował czarny, wyraźnie pokazując, że nie daje jej słowom wiary.

– Nie jej – powiedziała spokojnie, a pozostali rozdziawili gęby.

Czarny pokiwał głową i wydał pomruk.

– Rozpalcie ognisko – nakazała.

Chłopaki chwilę się ociągali, ale w końcu zabrali się do rzeczy.

*

Jak dziewucha chłopaków powiodła nad jezioro, to Stefko zwołał u siebie zgromadzenie wsi. Naradzali się dłuższą chwilę, bo zdania były podzielone. Jedni w dziewuchę wierzyli, inni nie. Jedni już byli gotowi na nią iść z widłami, inni starali się te zapędy studzić. Spór zrobił się burzliwy, ale ugadali w końcu, że trzeba iść i sprawdzić chociaż.

Przepili gorzałki dla ugody i trochę dla kurażu. Stefko poderwał się od stołu i jak tylko otworzył drzwi, zobaczył tego padalca. Stał pośrodku drogi. Stefko zamarł, bo przed nim, z mieczem przy szyi, stał jego najmłodszy syn, Januszek. Zasmarkany, zapłakany i bosy. Stefko powstrzymał chłopów gestem. Obcy uśmiechnął się parszywie. Kazał im wyleźć z chałupy i wszystkich ze wsi na drogę zwołać. A potem zamknął ich w starej, opuszczonej ziemiance.

Stłoczyli się tak, że ledwo można było palcem ruszyć i Stefko struchlał, że wkrótce zabraknie powietrza i się tu poduszą.

*

Nad jeziorem płonęło ognisko. Fiore nakazała chłopakom cofnąć się o kilka kroków i kucnęła przy ogniu. Wyciągnęła z torby zawiniątko, rozłożyła je na ziemi i zebrała dłonią garść suszonych ziół. Zasyczały w ogniu i strzeliły iskrami, a w powietrzu rozszedł się intensywny, przyjemny zapach.

Fiore wymamrotała coś pod nosem i rzuciła w ogień turkusową chustkę. Uniosła w górę torbę zielarki i zakrzyknęła kilka zaimprowizowanych sentencji z języka, którego kazano jej się uczyć, mimo jej protestów, że przecież w życiu jej się to nie przyda.

Errare humanum est! Melius est nocere quam pati, Dura lex, sed lex! Finis coronat opus! Amor vincit omnia!

Zadowolona z efektu, odłożyła torbę na ziemię. Wzięła jeszcze jedną dużą garść ziół i cisnęła je w ogień. Zasyczały i nadymiły okropnie, przenikając powietrze zapachem, który kąsał jak wszy. Podeszła do jeziora, obmyła w nim dłonie i odwróciła się do młodych mężczyzn.

Wyprostowała się i powolutku rozpięła kurtkę. Chudy i blady spróbował się ukryć za rudym, który gapił się na nią z otwartą buzią. W oczach czupryniastego pojawił się błysk. Dostrzegła go również u czarnego. Zsunęła kurtkę z ramion i wzięła się za koszulę. Śledzili każdy ruch jej dłoni i coraz szerzej otwierali usta. Przygryzła wargę i poczuła ulgę. Teraz miała ich w garści.

– Wy chyba też powinniście się rozebrać – uśmiechnęła się ładnie.

Sprawnym ruchem rozpięła klamrę spodni i przesunęła dłonią między udami.

– Jeśli zadaliście jej ból, odkupieniem będzie... przyjemność – powtórzyła, gładząc się po brzuchu.

Blady odwrócił wzrok. Rudy się zaślinił, blondyn zaczął zdejmować portki, a czarny podszedł bliżej.

– Potrafisz sprawić przyjemność? – spojrzała mu prosto w oczy.

W powietrzu wciąż unosił się dym. Gryzący, ale i przyjemny. Mężczyźni oddychali intensywnie.

– Nie lubisz chętnych kobiet? – rzuciła wyzywająco.

Rozejrzał się nieufnie i zasłuchał. Dało się jednak słyszeć tylko pykający cicho ogień i intensywne oddechy. Czarny dał krok nad ogniskiem i złapał ją mocno w talii, przyciągając brutalnie. Zadrżała. Był silny. Cholernie silny. Chwycił ją za włosy i podniósł zbliżając usta do jej twarzy.

– Bardziej podnieca mnie ich strach.

Poczuła jego cuchnący oddech. Próbowała się wyswobodzić, ale nie mogła się ruszyć.

– Ej, Damian, zostaw ją. Przecież chce nam pomóc – rzekł cicho i niepewnie blady.

– No, weź... Może być fajnie – usłyszała głos blondyna.

Rudy zakasłał niepewnie.

– Mój strach nie przepędzi twojej upiorzycy – wycedziła mu w twarz.

Rudemu do wtóru uderzył blady, a po chwili kaszlem zanosił się też blondyn. Któryś z chłopaków próbował coś powiedzieć, ale atak kaszlu nie ustawał.

– Chcesz nam pomóc, co? – rzekł czarny, wpatrując się w jej twarz z rozbawieniem.

Fiore już zamierzała się do kopniaka w jego krocze, które znalazło się właśnie w odpowiednim miejscu, gdy ją postawił i pchnął gwałtownie w kierunku ogniska. Trzymając ją mocno za włosy, opuścił jej głowę i zakrztusiła się dymem.

– Myślisz, laleczko, że nie umiem wstrzymywać powietrza?

Fiore wpadła w panikę. Zaczynało jej się kręcić w głowie. Wiedziała, że nie ma czasu. Musi coś zrobić natychmiast, zanim straci przytomność. Czarny szarpnął ją mocno w tył, więc spróbowała złapać powietrze. Reszta mężczyzn już się nie poruszała. Odlecieli.

– To jak, zabawimy się? – zapytał z rozbawieniem. – Wybacz, chłopaki nie pomogą, ale przysięgam, że mnie poczujesz po samo gardło – wyszczerzył się paskudnie.

Pchnął ją na ziemię z takim impetem, że coś chrupnęło jej w plecach. Poczuła silny ból w biodrze i łokciu. Zioła zaczynały działać, bo już kręciło jej się w głowie. Czarny szedł ku niej, rozpinając spodnie. Przetoczyła się na bok z trudem łapiąc oddech i zanosząc się od kaszlu wstała.

Czarny był już jednak przy niej. Znowu boleśnie złapał ją za włosy i oparł o drzewo. Mocował się ze spodniami, a ponieważ coś mu nie szło, zerknął w dół. Fiore wykorzystała ten moment by wyprowadzić cios i choć trafiła śpiewająco, poczuła tylko bardzo silny ból w ręce, ale to nie wyrządziło mu żadnej krzywdy. Zaklęła, a on podniecił się nie na żarty. Złapał ją za szyję i zdarł z niej spodnie. Próbowała kopać, ale jej bose stopy nie były tak groźne jak twardy but. Drapała go po twarzy, rwała mu z głowy włosy, ale zaczynała już tracić świadomość. Przywarł do niej i ręką namacał jej krocze, uśmiechając się paskudnie. W akcie desperacji zrobiła ostatnią rzecz, na jaką miała siłę, i która przyszła jej do głowy.

Wbiła mu palec w oko.

Tak głęboko, jak tylko zdołała.

Poczuła twarde zderzenie z ziemią i straciła przytomność.


------------------------------

Like it? Rate it!

Zrobiło się creepy?

Jak myślisz, co będzie dalej?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top