Rozdział 6
Wartość wspomnień
Na dworze wciąż panował półmrok, kiedy budzik Leo zadzwonił po raz dziewiąty tego poranka. Nie mogąc znaleźć w sobie wystarczającej motywacji, by wyjść spod ciepłej kołdry, chłopak naciągnął ją sobie mocniej na twarz i zniknął w odmętach własnego łóżka. W pełni świadom tego, że aby ze wszystkim zdążyć będzie musiał zrezygnować co najmniej ze śniadania, przepadł na kolejne dwadzieścia minut. Dopiero po tym czasie przeciągnął się leniwie i postawił bose stopy na szorstkim, szarym dywanie. Nieprzyjemny, zimny dreszcz przemknął po jego ciele, zmuszając do zarzucenia na siebie grubej bluzy. Chłopak zatonął w miękkim materiale i chwiejnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Kładąc dłoń na klamce, odwrócił się, obiecując sobie, że po raz ostatni spojrzy na wczorajszy obraz.
Licząca Owca Sile stała oparta o ścianę pod parapetem, tuż obok obrazu Veviny. Po wczorajszej wizycie Clive'a, Leo nie mógł zasnąć jeszcze przez długi czas. Myślał o tym, czego się dowiedział, a także o tym, czego dopiero się dowie, jeżeli rozmowa z Grace dojdzie do skutku. Z każdą minutą czuł rosnące podekscytowanie, jakie przeplatało się na zmianę z niewiedzą. Strach przed tym, że wspomnienia, które do niego powrócą, będą mogły zmienić jego sposób myślenia, uciskał go w sercu i sprawiał, że na samą myśl o tym ciężej mu było złapać powietrze. Przez ostatnie lata Leo wykształcił swój własny, unikatowy pogląd na świat, ale gdyby to wszystko zostało zastąpione przez osobę, jaką niegdyś był... tego by sobie nie darował.
— Co o tym myślisz, o mądra Sile? — zapytał, patrząc na płótno, z jakiego zapach świeżej farby nie zdążył jeszcze wywietrzeć.
Nie wiedział, czy gdy już sobie przypomni, nadal będzie chciał malować. Być może jego świadomość wymiesza się z kimś, kto podobną rozrywkę uważał za stratę czasu, a być może ten ktoś będzie miał znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż spędzanie kilku godzin z pędzlem w ręku. Może nie będzie umiał dostrzec piękna w granatowym niebie obsypanym gwiazdami, w srebrnej tarczy księżyca, która nieśmiało wygląda zza cienkiego, niemal niezauważalnego welonu szarych chmur... a w końcu nawet w zielonym wzgórzu, na którym stała Sile.
Licząca Owca posturą przypominała człowieka. Opierała się na wysokim kiju i spoglądała w górę z nigdy niegasnącą nadzieją. Brudna przepaska, której zadaniem było zasłonięcie szarych oczu, zsunęła się, pozwalając im podziwiać piękno gwiazdozbiorów. Wąskie usta pozostawały rozwarte, jakby sama Sile miała zaraz zacząć liczyć światełka, sprawdzając, czy od ostatniej nocy, w której stała na tym samym zielonym wzgórzu, nie zniknęła żadna z gwiazd. Po kościstych policzkach spływały krystaliczne łzy, gdy znów docierało do niej to, że nawet jeśli świat zamieszkuje tak wielu ludzi, to żadne z nich nawet nie zauważy, gdy na niebie coś ulegnie zmianie. I z tym Sile nie mogła się pogodzić, a więc liczyła. Liczyła każdej nocy i każdej nocy wspinała się na najwyższe wzgórze. Sprawdzała, czy liczba gwiazd się nie zmienia i zapamiętywała moment, w którym umierały. Chciała pamiętać narodziny i śmierć każdej z nich. Widziała początek, a także koniec ich drogi. Stała się obserwatorem oderwanym od rzeczywistości. Nie interesowała ją historia ziemi, po której stąpała, bo wszystko, co ziemskie, było ulotne jeszcze bardziej niż jej gwiazdy.
Leo nacisnął klamkę i wyszedł z pokoju, zastanawiając się, czy jego obecne życie jest równie nietrwałe i nieistotne. Być może jeszcze przed narodzinami stał się częścią czegoś większego, a jego wspomnienia pozwolą mu wreszcie zdjąć przepaskę ze swoich oczu... Ale do tego czasu zamierzał być sobą tak długo, jak tylko było to możliwe.
Chłopak wszedł do łazienki i obmył twarz. Spojrzał w lustro i ujrzał siebie. Drżącą dłonią przejechał po zimnej, szklanej tafli, mimowolnie zatruwając swój umysł kolejnymi wątpliwościami. Czy po tym, jak już sobie przypomni... czy codziennie rano będzie przeglądał się w lustrze, widząc twarz kogoś zupełnie obcego? Im dłużej o tym myślał, tym coraz trudniej było mu uwierzyć w to, że niegdyś Clive przechodził przez coś podobnego. Znali się niemalże od dziecka, a nawet mimo tego Leo nigdy nie zauważył, by jego najlepszy przyjaciel kiedykolwiek zachowywał się dziwnie. A przynajmniej dziwniej niż zwykle.
Patrząc na swoje rude, poplątane włosy, westchnął zrezygnowany i chwycił szczotkę, próbując jej rozczesać. Tej nocy spało mu się wyjątkowo dobrze. Gdy zamknął oczy, nie widział już Północnej Wiedźmy, a jedynie ciemność. Pochłonęła go zupełnie, dając ukojenie i spokój ducha, którego potrzebował. Na kilka godzin wszystkie problemy straciły na znaczeniu. Zapomniał o rzeczach, które go niepokoiły, a które wróciły z pierwszym budzikiem.
— To śmieszne, że wczoraj tak się ekscytowałeś swoimi wspomnieniami, a dzisiaj nagle wszystkiego się boisz — powiedział pod nosem, mając nadzieję, że głośne nazwanie jego lęków przed lustrem pomoże choć odrobinę. Nie czując żadnej różnicy, uderzył się w twarz, by do końca się rozbudzić. Następnie wyszedł z łazienki i udał się do kuchni, gdzie wypił niewielką kawę, wierząc, że bez niej reszta jego dnia posypałaby się niczym najprawdziwszy domek z kart. Dziesięć minut później opuścił dom i, tak jak się spodziewał, nie zdążył zjeść śniadania. Ale przynajmniej nie opuści kolejnych zajęć.
W drodze do szkoły Leo co chwilę poprawiał grzywkę, mając nadzieję, że z włosami, których ostatecznie nie udało mu się należycie rozczesać, nie wyglądał aż tak dziwacznie. Robiąc to, czuł niepokojące uczucie nostalgii. Zupełnie tak, jakby już kiedyś, dawno temu, nerwowo odgarniał z czoła niesforne kosmyki. Nie wiedział, czy to był nawyk, czy coś związanego z jednorazową sytuacją, ale świadomość tego pojawiła się tak nagle, iż nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie miał o tym żadnego pojęcia. Przestał dopiero wtedy, gdy poczuł, jak ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu.
— Co tak przypominasz zmartwionego nastolatka? — zapytał Clive, równając z nim krok. — Stało się coś?
— Cześć, Clive — odparł, odruchowo uśmiechając się na jego widok. — Myślałem o tym, co mi wczoraj powiedziałeś. O tym, że mogę oszaleć, jeżeli przypomnę sobie wszystko zbyt wcześnie i... już sam nie wiem. Może spotkanie się z Grace po szkole faktycznie będzie złym pomysłem.
— Najpierw nalegasz, a potem się wycofujesz?
— Wiem, jak to brzmi...
— Leo, spokojnie — mówił, patrząc mu prosto w oczy. — Grace wie najlepiej, jak niebezpieczne są nagłe powroty wspomnień. Nie powie ci nic, co mogłoby wywrócić twoje życie do góry nogami. Nie powie ci też nic z rzeczy, których byś nie chciał pamiętać. Myślałem nad tym i choć wcześniej nie byłem ku temu skłonny, uważam, że powinieneś się z nią spotkać. Dobrze będzie, jeżeli zrobisz to jak najszybciej. W przeciwieństwie do moich, wspomnienia Grace objawiały się losowo, niekiedy z opóźnieniem. Postrzępione i wymieszane sprawiały, że wielokrotnie błędnie rozumiała niektóre kwestie, wyciągając przy tym nieodpowiednie wnioski.
— Czyli co, chcesz powiedzieć, że nie wszyscy przypominają sobie w ten sam sposób? — zapytał ze zdziwieniem. — To jak było z tobą?
— Do mnie wracały chronologicznie. Były uporządkowane zupełnie tak, jakby ktoś nad nimi czuwał. Nieco zamglone wizje pozwoliły mi odróżniać to, co wydarzyło się w tym życiu, a co w poprzednim. Można powiedzieć, że miałem szczęście — zaśmiał się niemrawo, nie wiedząc, jak powinien zareagować. Faktycznie, jeżeli porównać jego przebudzenie z tym, którego doświadczyła Grace, Clive okazał się ogromnym szczęściarzem.
— Myślę, że do mnie wracają podświadomie. Ledwo zauważam, gdy w mojej głowie pojawiają się nowe obrazy, smaki i miejsca. Chociaż mam je gdzieś z tyłu głowy, nie potrafię ich wystarczająco dobrze zobrazować. Ale zdarzają się też takie, co są znacznie wyraźniejsze od innych. Niekiedy widzę zamek, mnóstwo komnat i gobelinów, młodego króla, który umiera w łóżku ze starości i jego żonę, która trzyma go za rękę... Służącego, który stoi obok i górę daleko na północy, na jakiej szaleje wieczna zamieć. Każde to wspomnienie sprawia, że czuję ból w sercu.
— Rozumiem — mówił, przyśpieszając kroku. — Jeżeli się nie pośpieszysz, zbędziesz mieć kolejne spóźnienie. W trakcie zajęć zastanów się, czy pójdziemy do Grace oraz spisz wszystko, o co chcesz ją zapytać. Na pewno nie odpowiemy na każde pytanie, jednak może niektóre zaspokoją twoją ciekawość choć na chwilę, póki nie przypomnisz sobie swojej tożsamości. Wiemy, że nie jesteś posiadaczem Veviny ani Sile, więc tych dwóch imion możesz używać spokojnie, ale nie ryzykuj, jeżeli przypomnisz sobie jeszcze jakieś.
— Co masz na myśli?
— Piętnaście Węży Północnej Wiedźmy reaguje na swoje imiona. Jeżeli człowiek, w którego ciele zamieszkują, wypowie je na głos, one się zjawią. Zawsze. I zawsze będziesz musiał ponieść konsekwencje tego, że się zjawiły.
— Nie do końca rozumiem o czym mówisz, ale będę uważał.
— Nic innego mnie bardziej nie ucieszy — uśmiechnął się, klepiąc Leo po ramieniu. — Chodź. Matematyka o poranku to najlepsza rzecz, jaka może cię teraz spotkać.
— Idź bądź śmieszny gdzieś indziej, Clive.
***
Monotoniczność szkolnych dni powróciła razem z pierwszym dzwonkiem. Leo, trochę nieobecny, siedział w ławce, jedną ręką podpierając głowę, drugą pisząc w zeszycie. Sprawiał wrażenie, jakby wyjątkowo uważał na zajęciach, jednak prawda była taka, że myślami znajdował się daleko poza salą lekcyjną. Zawartość jego zeszytu pozostawała po sobie wiele do życzenia. Nieuporządkowane notatki niejednokrotnie przeplatały się z pytaniami, które polecił mu spisywać Clive. Różne słowa podkreślał, przepisywał i wypunktowywał te, które uważał za najważniejsze, próbując ułożyć sobie w głowie scenariusz dzisiejszego spotkania z Grace. Nie przerwał, nawet kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę i niemalże wszyscy jego koledzy opuścili klasę.
— „Północna Wiedźma, Siedmiu Emisariuszy, Piętnaście Węży..." — usłyszał za swoimi plecami.
Kiedy się odwrócił, niemalże nie spłonął ze wstydu. Z czerwienią wymalowaną na twarzy szybko zamknął zeszyt, po czym odsunął go na drugi koniec ławki, udając, że nie ma pojęcia, o czym mówiła Wanda. Stała naprzeciw niego w tak bliskiej odległości, że z łatwością mógł poczuć zapach jej wiśniowego szamponu. Czarne włosy splecione były w długi warkocz sięgający bioder, a srebrny medalik z kotem zwisał jej z szyi, gdy pochylała się nad chłopakiem.
— Nieładnie tak zaglądać w czyjeś notatki — powiedział, unikając patrzenia w jej granatowe oczy. — To...
— Ten nowy serial, w który wciągnął się Will? — zapytała, dosiadając się obok na wolnym miejscu. — Próbujesz rozgryźć jego fabułę? Naprawdę jest aż tak ciekawy?
— Co? — zdziwił się, zaciskając palce na lewej dłoni. Nie mając lepszego pomysłu, postanowił pociągnąć to dalej. — A więc Will też go ogląda?
— Wyszedł wczoraj rano do szkoły, po czym wrócił jeszcze zanim zaczęły się lekcje. Mówił coś o jakiejś wiedźmie, wężach i śmierci, ale nie chciał wchodzić w szczegóły. Zamknął się w pokoju i od tego czasu prawie go nie widziałam, więc pewnie znowu ogląda te swoje seriale — wzruszyła ramionami. — Przynajmniej chwilę odpocznie od nauki i zajęć klubowych. Wspomniał coś, że spotkał Clive'a, więc może on mu go polecił.
— Co poleciłem? — spytał Clive, stojąc w progu klasy i opierając się o futrynę. — Coś ciekawego przynajmniej?
— Mówimy o serialu, który poleciłeś wczoraj Willowi — powiedziała.
Nieco zdezorientowany Clive wszedł do środka sali i usiadł na krześle, naprzeciwko ławki Leo. Próbował sobie przypomnieć, czy coś takiego faktycznie miało miejsce, jednak bezskutecznie. Zdarzało się, że niekiedy rozmawiając z Willem napomniał mu o jakimś mniej znanym tytule, który urzekł jego serce, a dzień później chłopak wracał do szkoły po oglądnięciu całego sezonu, jednak żadne z nich nie miało ostatnio czasu na podobną rozrywkę.
— Przykro mi, ale to pewnie nie ja. Faktycznie z nim wczoraj rozmawiałem, jednak zbyt krótko, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. Od razu wrócił do domu, bo źle się poczuł.
— Rozumiem — westchnęła, wyciągając z plecaka swój telefon komórkowy i położyła go na blacie, sprawdzając godzinę. — Widziałam twoją pracę, Leo i bardzo mi się podobała. Ekspresja na twarzy tej kobiety to coś wspaniałego, a chociaż nie przepadam za takimi klimatami, to nie mogłam wyjść z zachwytu.
— Dzięki. — Skinął głową. — Dobrze, że się komuś spodobała.
— Żartujesz sobie? Jest świetna! Powinieneś pomyśleć nad tym, żeby jakoś powiązać swoją przyszłość z malarstwem.
— Wanda... wystarczy — przerwał jej Clive, widząc, że Leo coraz bardziej zsuwa się z krzesła, chcąc gdzieś w środku zapaść się pod ziemię. Jeżeli ktoś go komplementował, cieszył się jak każdy inny człowiek, ale gdy tych komplementów było zbyt wiele, cały się czerwienił i próbował jak najszybciej uciec z sytuacji, w której narażona została jego spokojna strefa komfortu. — Boję się, że za bardzo urośnie mu ego i będzie nie do wytrzymania.
— Nie widzę w tym nic złego. Ma talent — odparła rozbawiona. — A jak ma, to trzeba mu o tym przypominać.
— Clive ma rację — wtrącił się Leo. — Wystarczy. Porozmawiajmy o czymś innym.
— Skoro tak... — Wanda sięgnęła dłonią po swój telefon i odblokowała ekran. — Niedługo zbliżają się urodziny Willa i myślałam, żeby odświeżyć nieco jego garderobę. Co sądzicie o tym?
— Jako prezent na urodziny wygląda w porządku — powiedział Clive, patrząc na kolejną koszulkę z wyjątkowym napisem.
Od jakiegoś czasu Wanda ubierała swojego starszego brata w najmodniejsze rzeczy, jakie tylko znalazła w Internecie. Znała się na tym i wiedziała, co robi, a z jej pomocą Will stał się niezwykle popularny. Z czasem jednak doszło do tego, że chłopak nie mógł nawet wyjść do sklepu kupić nowych butów, jeżeli nie zostały one zatwierdzone przez Wandę.
— O ile to znów nie będzie farba do włosów, powinien się ucieszyć z każdego prezentu — mruknął Leo z zamyśleniem, niecierpliwie wyglądając za okno. — Przez ciebie miał niezłe problemy w drużynie, gdy przefarbował się na popielaty.
— Pamiętam to! — zawołał Clive. — Musiał nasłuchać się godzinnego wykładu od trenera, jak to on, jako kapitan, nie powinien dawać takiego przykładu reszcie drużyny.
— Zmiana koloru włosów wyszła mu na dobre. Teraz nikt nie może odciągnąć od niego wzroku. — Zasłoniła szeroki uśmiech telefonem.
— Fakt, ładnie mu tak — potwierdził Clive, zastanawiając się, co też zatrzymało Willa w domu.
***
Zaledwie kilka zbłąkanych promieni słonecznych zdołało przebić się przez zasłony, rzucając trochę światła na szarozieloną ścianę w pokoju Willa. Chłopak siedział na łóżku, ramionami obejmując kolana i wpatrywał się przed siebie z szeroko otwartymi oczami. Nieustannie szeptał pod nosem słowa, których nie potrafił pojąć. Pochylał się do przodu i zaraz znów wracał do pozycji wyjściowej, w całości dając się pochłonąć w dziwacznym transie, mając nadzieję, że pomoże mu to znaleźć odpowiedź. Co jakiś czas w jego głowie pojawiało się nowe wspomnienie, a w chwili, w której uzbierało się ich wystarczająco dużo, wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę ściany przy oknie. Chwycił czarny marker i dopisał kilka najświeższych myśli, które nie pasowały do żadnych innych i z których nie potrafił wydobyć prawdy. Widząc, że zaczyna brakować mu miejsca, szarpnął za zasłonę i zdarł ją z karnisza, a metalowe kółeczka rozsypały się po dywanie. Wreszcie miał wgląd na całość swojej pracy.
Od najwyższego punktu, do jakiego tylko sięgnęła jego ręka, aż do samej ziemi, na całej szerokości południowej ściany pokoju znajdowały się pojedyncze słowa, których zadaniem było przywiązanie ulotnych wspomnień do tego świata. Stanowiły one mapę po dziwnych wizjach, jakie zaczęły pojawiać się w głowie WIlla, odkąd tylko ujrzał obraz Północnej Wiedźmy. Przestał jeść i spać, czując, że musi rozwikłać tę tajemnicę. Zatrzymał się, gdy marker skończył kreślić nowe słowo.
— „Imiona Węży" — przeczytał, czując, że właśnie od tego powinien zacząć. Sunął dłonią po ścianie, szukając w tym chaosie pozostałych wskazówek. — „Słońce Bluźnierczej Wiedźmy", „Siedmiu Emisariuszy", „Krok w Cień", „Wdech pomiędzy Życiem a Śmiercią"...
Szukał, ale nic nie pasowało. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy ujrzał „Wezwanie o pomoc". I w tej samej chwili wszystko inne stało się banalnie prostsze. Drgnął, czując rosnący niepokój i ekscytację. Pokusa potwierdzenia czegoś, co zwykli ludzie uznaliby za urojenia, była po prostu zbyt wielka, aby mógł się jej oprzeć. Rozchylił blade usta i szepnął z uczuciem coś, czego w poprzednim życiu używał aż nazbyt często.
— Prowadź mnie między drzewami, o potężny Ardalu, Znawco Lasu.
A potem zniknął, wciągnięty przez ścianę, którą nakarmił własnymi wspomnieniami.
------Notatka od Autora------
Ciekawostka: W tym rozdziale imię Clive pojawiło się 15 razy, podczas gdy imię Leo, którego to perspektywą wyjątkowo Was uraczyłem — 14. Wnioski? W sumie nie ma różnicy z czyjej perspektywy jest rozdział xD
Kolejnego możecie się spodziewać już za 10 dni, czyli we wtorek 16.04.2019 r. Wyczekujcie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top