Prolog - „Załóżmy się"

Za każdym razem, kiedy przechodził Mostem Jordana zastanawiał się, jak wiele z wiszących na nim kłódek zawiera jeszcze aktualne informacje. Ile z tych związków przetrwało, a ile rozpadło się z hukiem w drobny mak? Przecież nikt nigdy nie zakłada rozstania. To się po prostu dzieje. Najczęściej nieporozumienia i proza życia powoli, po cichu zakradają się do ludzkich relacji, niemal niezauważone, by po jakimś czasie, zupełnie niepostrzeżenie, rozrosnąć się do rozmiarów, których żadna ze stron nie jest już w stanie opanować. Wtedy właśnie wszystko zaczyna się psuć i coś, co kiedyś wydawało się „na zawsze" przestaje być nawet „na chwilę". Zdjęcia lądują w koszu, ubrania w kartonach pod drzwiami, a wspomnienia w najodleglejszych zakątkach umysłów. Z Facebooka i Instagrama znikają kolorowe relacje uśmiechniętych twarzy, splecionych rąk i pocałunków, status związku z dnia na dzień staje się niewidoczny dla innych użytkowników, którzy dopiero po jakimś czasie zaczynają dostrzegać te subtelne zmiany na profilach swoich znajomych.

Coraz mniej znał szczęśliwych par, wychodzących zwycięsko z kryzysów i próby czasu. Dlatego też podobne refleksje nachodziły go w takich momentach jak dzisiaj – gdy przez obiektyw aparatu obserwował dwójkę wpatrzonych w siebie młodych ludzi, z radością wkraczających na nową, wspólną drogę życia. Jak długo wspólną? To zawsze pozostawało niewiadomą.

Na chwilę opuścił obiektyw i przyjrzał się dokładniej sali weselnej. Była urządzona naprawdę ze smakiem – na dużym lustrze zajmującym prawie całą lewą ścianę, wisiały piękne, białe kwiaty, na stołach stały wysokie przezroczyste wazony eksponujące pokaźnych rozmiarów bukiety, współgrające kolorystycznie z pozostałymi dekoracjami, a całość dopełniały świece nadające wystrojowi delikatnego blasku i romantyzmu. Większość gości szalała na parkiecie przy dźwiękach dobrej muzyki lat osiemdziesiątych. Chciał już nawet zaryzykować stwierdzenie, że niemal wszyscy dali się ponieść tanecznym emocjom, kiedy dostrzegł siedzącą samotnie przy stole blondynkę. Lekko kręcone włosy miała spięte w niesforny kok, z którego kilka kosmyków wymknęło się i swobodnie opadało jej na policzki. Była drobna i szczupła, na oko w wieku studenckim, ale coś w jej twarzy wskazywało, że zajmuje się na co dzień poważnymi sprawami. Zawsze umiał bezbłędnie odczytać inteligencję z oczu człowieka. Nie potrzebował wiele, żeby poznać poziom intelektualny swoich rozmówców – czytał z nich jak z otwartej księgi. Dziewczyna zaintrygowała go jednak na tyle, że podszedł do niej po cichu, kucnął i zrobił jej niespodziewane zdjęcie.

– O nie, tylko nie to! – jęknęła blondynka i odruchowo zasłoniła twarz dłonią. – Nie ma pan ciekawszych obiektów do fotografowania?

– Nie lubi pani zdjęć? – zapytał rozbawiony.

– Nie cierpię. – Skrzywiła się dziewczyna. – Jestem kompletnie niefotogeniczna.

– Tu bym się akurat nie zgodził. – Uśmiechnął się do niej ciepło i wyciągnął rękę. – Janek.

Blondynka spojrzała podejrzliwie na fotografa, ale po dłuższej chwili odwzajemniła uśmiech i ścisnęła jego dłoń.

– Magda.

Dopiero teraz uważniej zlustrowała stojącego przed nią mężczyznę. Z całą pewnością był od niej starszy, mógł mieć spokojnie ładnych parę lat powyżej trzydziestki – świadczyła o tym nie tylko jego sylwetka, ale przede wszystkim dojrzała twarz pokryta lekkim zarostem. Miał przy tym coś niezwykle ujmującego w uśmiechu. Nie wiedziała, czy sprawiał to niewielki dołeczek w policzku, łagodne spojrzenie czekoladowych oczu, czy krótkie, kasztanowe, rozczochrane włosy, które najwyraźniej wiecznie pozostawały w artystycznym nieładzie, ale ten człowiek z jakiegoś powodu już na pierwszy rzut oka budził jej zaufanie. A należy nadmienić, że w przypadku Magdy nie zdarzało się to często, ponieważ z racji wykonywanej profesji była raczej nieufna wobec nieznajomych.

– Czemu taka sympatyczna dziewczyna siedzi sama przy stole zamiast bawić się do białego rana na parkiecie? – Zainteresował się Janek, siadając na pustym krześle obok niej.

W jego pytaniu nie było złośliwości, raczej pełna życzliwości ciekawość.

– Cóż, jak widać nie mam niestety odpowiedniego towarzystwa do zabawy. A czemu taki świetny fotograf nie robi zdjęć małżonkom, tylko flirtuje z kuzynką panny młodej? – Odbiła piłeczkę blondynka.

– O rany, czy naprawdę zawsze, jak facet próbuje być miły, kobiety muszą brać to za podryw? – Roześmiał się szczerze Janek. – Chyba mogę pozwolić sobie na chwilę przerwy? Mam już dostatecznie dużo dobrych ujęć, będzie z tego najpiękniejszy album ślubny, jaki twoja kuzynka miała okazję oglądać.

– Och, co za skromność. – Tym razem to Magda wybuchnęła śmiechem. – Skąd taka pewność?

– Mam intuicję. W końcu jestem artystą. Wiem, na co mnie stać.

– Tak? To może klienci powinni podpisywać przy umowie jakąś „gwarancję jakości"? Sto procent zadowolenia albo zwrot pieniędzy?

– Nie ma problemu, jeśli twojej kuzynce nie będzie się podobać, jestem gotów zrezygnować z wynagrodzenia.

Magda uniosła brew ze zdziwienia, ale fotograf najwyraźniej mówił zupełnie poważnie.

– Gdzie jest haczyk? – spytała rzeczowo.

Janek uśmiechnął się szelmowsko i zerknął na swój aparat.

– Załóżmy się. Jeżeli panna młoda będzie niezadowolona, nie wezmę od niej pieniędzy. Ale jeżeli powie, że to najlepszy album, jaki widziała... dasz sobie zrobić sesję zdjęciową – zaproponował, opierając łokieć na stole i zaglądając blondynce prosto w oczy.

Pozwoliło mu to zauważyć, że miała heterochromię centralną – jej tęczówki z zewnątrz były intensywnie błękitne, natomiast tuż przy źrenicy stopniowo zmieniały kolor na zielony.

– Co? Nie ma mowy! – zaoponowała natychmiast Magda. – Żadnych zdjęć, mówiłam już.

– O, czyli jednak boisz się, że możesz przegrać? – Fotograf sprytnie podszedł jej ego. – Przecież byłaś pewna, że mam za mało zdjęć, żeby stworzyć z nich coś dobrego. Poza tym – chwycił aparat i pokazał jej ostatnie ujęcie – bardzo ładnie wyszłaś, zobacz. Nie ma się czego obawiać, prawda?

Magda skrzyżowała ręce na piersi i rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

– Dobra, niech będzie. I tak żadnej sesji się nie doczekasz. A w każdym razie na pewno nie z moim udziałem.

– Jeszcze zobaczymy – odparł wesoło Janek.

Z tymi słowami wstał z miejsca, puścił jej oko i wrócił do swoich zawodowych obowiązków na parkiecie. Blondynka pokręciła głową w geście dezaprobaty, postanawiając nie przejmować się zupełnie tym dziwnym człowiekiem. Przecież nie wygra tego zakładu. A nawet jeśli, to i tak nie ma do niej żadnego namiaru. Na pewno już nigdy więcej się nie spotkają...

~~~~~~~
Cześć Kochani! Powiedzmy, że powoli wychodzę z kryzysu twórczego. Żebyście o mnie zupełnie nie zapomnieli, przedstawiam Wam prolog historii Magdy i Janka. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Wkręciłam się w tę historię, więc trzymajcie kciuki, żeby pisanie szło mi szybciej niż ostatnimi czasy... :) Dajcie znać, jak spędzacie wakacyjny czas (ja już niestety po urlopie). Pozdrawiam cieplutko,
Pisarka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top