Zapomnienie (NSFW)
***
Szum deszczu, szmer pocałunków, szelest przesuwanej kołdry. Nic nieznaczące dźwięki, które wspólnie stanowiły słodki akompaniament tej nocy. Razem z kroplami spadły kolejne ubrania, wraz z odgłosami ulewy rozlegała się złożona melodia jęków i błagań. Deszcz padał i padał, i padał, nad ciemnym Hasetsu i nie mniej ciemną Yu-topią, lecz choć zdawać by się mogło, że chłodna, mokra noc ukołysała już wszystkich do snu, to jednak jeden pokój zamiast w mroku czy też w wodzie tonął w przygaszonym świetle pojedynczej lampki. Tak jak dwaj mężczyźni tonęli w swoich objęciach... Nie mogli się powstrzymać, ani dzisiaj, ani wczoraj, ani nigdy. A już szczególnie nie mógł powstrzymać się on.
Yuuri przyszpilał Viktora do wąskiego łóżka i górując nad nim, doprowadzał narzeczonego do orgazmu. Pierwszego i z pewnością nie ostatniego, jak można było wyczytać ze zdeterminowanego spojrzenia chwilowo przymkniętych, bursztynowych oczu. Klęcząc nad nagimi udami Viktora, Yuuri wspierał się jedną ręką o zagłówek, a drugą dłoń przesuwał wzdłuż penisa partnera, kciukiem masując główkę. Viktor natomiast kurczowo zaciskał palce na biodrach kochanka, wydając z siebie jedynie pojedyncze pomruki, gdy Yuuri jakimś cudem odrywał się od jego ust, by zaczerpnąć powietrza i wpić się w niego na nowo.
Całował tak długo, tak gorąco i tak bez pamięci, że w końcu Viktor sam uciekł, nie mogąc powstrzymać się od jęku satysfakcji, gdy zbliżył się do upragnionej granicy. Pieszcząca go dłoń nagle oblepiła się nasieniem, mokra, śliska i niezmordowanie poruszająca się w górę i w dół. Yuuri nie był w stanie oderwać oczu od twarzy dochodzącego Viktora. Ściągnięte brwi sprawiały wrażenie, jakby mężczyzna cierpiał, ale to musiała być tęsknota za ciasnych wnętrzem ukochanego, bo chwilę później błyszczące od śliny usta otworzyły się i Rosjanin zawołał go chrapliwie.
Jeszcze. Yuuri. Mój Yuuri. Tutaj. Mocniej. Tak dobrze. Jeszcze...
Katsuki niczym w gorączce dotykał wiotczejącą męskość narzeczonego, rozcierając białą wydzielinę na skórze. Na swojej, na jego, wzdłuż palców, po dłoni, na członku i w kroczu, na udach, podbrzuszu, torsie... Nie miał czasu się zastanawiać, nie mógł, nie chciał... Nawet nie starał się szukać chusteczek, myśląc w przebłysku świadomości, że i tak będą musieli się umyć. A skoro tak, mogli nabałaganić ile dusza zapragnie i ile zniesie kołdra. Miał zapasową. Jakąś. Chyba. Ewentualnie pójdą do pokoju Viktora. Do jadalni. Na futon. Na podłogę.
Gdziekolwiek, byle razem.
- Och... Yuuri... - westchnął Viktor i odchylił głowę do tyłu, by zaczerpnąć tchu, jednak prawie natychmiast do jego szyi dobrał się Katsuki. Zaczął składać na niej niekończące się pocałunki, przez które na bladej skórze zakwitały kolejne, zaróżowione ślady. Jak kwiaty na dziewiczej, jakby pokrytej śniegiem łące. - Poczekaj... W walizce... Powinny mi jeszcze jakieś zostać...
- Schowałem. Pod poduszką, Na wszelki... mm... wypadek - szepnął Yuuri, nie przestając jednocześnie stymulować penisa i pokrywać zagłębienia pod uchem Viktora całusami. - Weź je.
"A zaraz potem weź mnie" miał ochotę powiedzieć, ale nie był tak szalony. Raczej. A może właściwie... jeszcze. Na szczęście Viktor zrozumiał to bez dalszych tłumaczeń, bo jego prawa ręka z biodra Yuuriego zsunęła się na materac. Viktor po omacku wyciągnął wepchnięty w zagłówek zwitek prezerwatyw i kiedy Yuuri zajął się ssaniem gorącego płatka ucha, Rosjanin drżącymi z powodu ponownie rosnącego podniecenia palcami próbował rozerwać folię, by wydobyć jedną z gumek. Nie dziwił się temu roztrzęsieniu, szczególnie że niektóre zmysły mogły być zajęte czymś innym niż skupianiem się na śliskim, nieposłusznym opakowaniu. Katsuki sam z ledwością powstrzymywał się, żeby nie chrzanić tego wszystkiego, tej całej przyzwoitości i racjonalności i po prostu nie dosiąść Viktora tak jak tu byli, na wpół mokrzy, na wpół rozpaleni i spragnieni siebie nawzajem.
Bo kłamali, że potrzebowali po Czterech Kontynentach odpoczynku... czy może raczej ich odpoczynek niewiele miał wspólnego z bezsensownym leżeniem i wpatrywaniem się w sufit. Chcieli nadgonić to, na co nie mogli sobie pozwolić przez ostatnie tygodnie, kiedy ich ciała należały do tego innego, poważnego, łyżwiarskiego świata, nie do nich samych. Kiedy jedynym śladem czułości na skórze były siniaki po upadkach. Kiedy jedynym pocieszeniem były słowa "dasz radę", a nie "dam ci siebie".
Lód na zawodach był zimny. Tak przeraźliwie zimny...
- Już - szepnął Yuuri po kilku minutach przygotowań, rysując kciukiem mały okrąg na ponownie twardym członku Viktora. - Szybki jesteś.
- A kto mnie niby do takiego stanu doprowadza? Hm? W końcu muszę jakoś nadążyć za moim wyczynowcem. - Viktor zdobył się na żart oraz niewyraźny uśmiech, jakkolwiek mokra, splątana grzywka raczej nie ułatwiała mu zadania, aby wyglądać dumnie. - Chociaż nie powiem, to szalenie trudne zadanie, żeby ci dorównać.
- Trudniejsze niż quady?
- Zdecydowanie. I o niebo przyjemniejsze - wyznał, unosząc się na rękach, by pocałować Yuuriego. - Ale dość już konsultacji technicznych na dziś. Zrób to, złoto moje. Otwórz się dla mnie.
Zgodnie z cichą prośbą Yuuri zabrał rękę, pozwalając, aby Viktor nałożył na siebie prezerwatywę, a sam Japończyk zamknął oczy, odchylił głowę i zaczął się ponownie rozciągać. Jeden palec, dwa, a po chwili nieśmiało dołączył również trzeci, krzyżując się i wsuwając nieco głębiej z każdym nieprzyzwoitym ruchem. To nie było takie trudne. W końcu dopiero co przygotowywał się w łazience, myśląc o tym, jak cudownie wyglądał ukochany po bliskim spotkaniu z cieknącą rynną. Znajomy obraz znów zamajaczył pod powiekami - widok mokrego Viktora, jego pociesznej miny, smętnie oklapniętych włosów, błękitnych oczu, które patrzyły z zagubieniem... jego lśniących od deszczu skóry, lepiącej się do ciała koszulki, wąskich bioder i odznaczającej się w przemoczonych spodniach, na wpół twardej męskości...
Yuuri jęknął do swoich myśli, gdy dziwny, silny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Dziś pożądał go mocniej niż wcześniej. Chciał go, ale inaczej. Bardziej. Głębiej. Pragnął widzieć, jak Viktor roztapia się pod wpływem dotyku, jak jęczy i zawodzi głośniej niż zwykle, jak jego maska romantycznego stoika idzie w diabły. Nie wiedział tylko, jak ma tego dokonać. Właśnie dlatego postanowił, że musi spróbować wszystkiego - wszystkiego, co umiał i co dopiero odkrywał.
- Yuuri, wystarczy - szepnął Viktor, trzymając u podstawy swój sztywny, obleczony błonką prezerwatywy członek. - Teraz moja kolej.
Yuuri nie zaprotestował. Wysunął z siebie śliskie, błyszczące od lubrykantu palce i wyciągnął dłonie do przodu, by zapleść je za szyją ukochanego. Kolana Yuuriego ciasno stykały się z biodrami Viktora, a pośladki znalazły się tuż nad jego kroczem. Oddał kontrolę nad ciałem w jego ręce. Dosłownie. Czuł bowiem, jak dłoń narzeczonego łapie go za lewy pośladek i ściska lekko, kiedy ocierający się o wejście, wilgotny członek zaczął powoli zagłębiać się wraz z tym, jak Viktor przyciągał Yuuriego do siebie. Powietrze było tak gęste, tak łatwo uciekało spomiędzy ust, tak mocno paliło go w płuca, gdy poruszał wargami jak wyjęta z wody ryba. Przez to wszystko umiał jedynie powtarzać w myślach "Viktor... Vitya... tak dobrze...", starając się jednocześnie nie wbić paznokci w obejmowany kark. A przynajmniej nie za mocno. I nie tak od razu.
Gdy Yuuri wreszcie usiadł, zadrżał i prawie wpił się zębami w ramię ukochanego. Viktor był wszędzie: oplatał go rękami, ugiętymi nogami zapewniał oparcie, ustami całował, a słowami zapewniał o swej miłości. Jego tors był przyciśnięty do torsu ciężko oddychającego Yuuriego, twarde sutki ocierały się o klatkę piersiową, podbrzusze stykało się z boleśnie wrażliwym, nabrzmiałym członkiem. Czuł go nawet tam, głęboko, naciskającego delikatnie na prostatę, rozpychającego wnętrze z każdym niekontrolowanym skurczem mięśni. Cały świat ograniczył się do tylko jednego, kochającego się z nim mężczyzny.
A jednak to wciąż nie było to. Viktor był zbyt spokojny, zbyt czuły. Zbyt... opanowany...
Yuuri zaczerpnął tchu i zaczął się unosić, najpierw stopniowo, powoli, przyzwyczajając się do rozmiaru Viktora, a potem nieco śmielej, odnajdując przyjemność nie tylko w ruchu, ale i w patrzeniu, jak srebrzysta grzywka rozsypuje się, po czym podryguje w rytm pchnięć. Piękna głowa wsparła się o zagłówek, błękitne oczy zaszły mgłą, cienkie brwi ściągnęły się i zamarły w wyrazie niemego upojenia. Viktor znów oddał Yuuriemu całą inicjatywę, starając się jedynie, by dłonie asekurowały go w talii. Poza tym był jego. Coraz mniej pewny siebie, a coraz bardziej wrażliwy na każdy gest i ruch. Bardziej niespokojny, mniej powściągliwy. Coraz mocniej, coraz głębiej... Głos coraz częściej uciekał spomiędzy suchych, ściśniętych ust, układając się w ukochane imię, pot natomiast perlił się na szyi Viktora jak drobne kryształki, którymi tak lubili ozdabiać kostiumy. Yuuri nachylił się i ucałował jedną z kropel, chcąc sprawdzić, czy mogła być prawdziwa. Nie, nie była. Smakowała solą i miłością.
Robienie tego w rodzinnym domu było jak zakazany owoc. Jak młodzieńcze uczucie, które wydawało się tym gwałtowniejsze, im bardziej trzeba było się z nim ukrywać. Modlić się w duchu, żeby łóżko nie trzeszczało tak wymownie, wstrzymywać oddech, kiedy wołanie chciało uciec z gardła. Unosić się i opadać na tyle szybko, żeby usłyszeć to słodkie, pożądane "Yuuri, zaraz dojdę", ale na tyle wolno, by samemu nie zwariować. Zaciskać zęby, kiedy orgazm ukochanego wreszcie nadchodził niczym nieposkromiona fala.
Rozgrzany, wycieńczony ruchem Yuuri niespodziewanie ujął twarz Viktora w dłonie, musnął kciukiem przygryzione, lekko opuchnięte usta i rozchylił je, dając dostęp swoim ustom. Ostatnie dwa pchnięcia wystarczyły, aby również pod powiekami Japończyka rozbłysły białe gwiazdy, czyste i oślepiające jak fajerwerki, które podziwiali w tamtym roku. Te piękne, niewinne, ulotne wspomnienia... Jednocześnie pocałunek w trakcie szczytowania gwałtownie wstrząsnął piersią Yuuriego, podczas gdy ciepłe, lepkie nasienie rozprysło się między nimi i zrosiło skórę. Obezwładniające uczucie zupełnie wzięło nad nim górę.
A potem równie szybko jak przyszła, chwila uniesienia zniknęła.
- Yuuri. - Viktor, który doszedł nieco wcześniej, zdążył się już nieco uspokoić, więc odetchnął i objął Katsukiego, głaskając po włosach swoje dziwnie ciche, zmęczone kochanie. - Byłeś wspaniały, naprawdę. Nigdy bym nie pomyślał, że twoje ujeżdżanie aż tak mnie obezwładni. Jeśli chociaż w połowie przedstawisz tak Erosa na Mistrzostwach Świata, to obawiam się, że Chris wyjdzie przy tobie na impotenta.
- Nie... Jeszcze nie...
- W porządku, zolotsye. W porządku. Przecież nie zamierzam cię stąd wyganiać - zapewnił ze śmiechem Rosjanin. - Możemy się tak trochę poprzytulać. W końcu nie mamy co się spieszyć do-
- Nie. To nie to. Nie tak.
Yuuri niespodziewanie wyprostował się i spojrzał wprost na Viktora. Ciężko. Poważnie. Z pożądaniem. Kolana wciąż ciasno stykały się z biodrami Viktora, za to miednica znów znalazła się tuż nad kroczem kochanka, ocierając się sugestywnie o męskość. W następnej chwili dłoń powędrowała do tyłu i ściągnęła z członka Viktora zużytą prezerwatywę, zaczynając na powrót zataczać wokół główki wymowne, kokieteryjne kółka.
- Y-Yuuri? Co ty robisz?
- Chcę cię. - Ręka zaczęła poruszać się wzdłuż penisa, zsuwając i rozsuwając z niego lepki od nasienia napletek. Mokre od potu czoło przycisnęło się do czoła Viktora. - Pragnę cię. Jeszcze.
W ten sposób będzie im przyjemniej, prawda? Połączą się znacznie lepiej, poczuje całego Viktora, będą mogli poznać się od nowej strony. Zaskoczy go. Znów ujrzy te piękne, błyszczące, błękitne, pełne niedowierzania...
- Yuuri, spokojnie - rozległo się ciche, czułe wezwanie. - Yuuri. Wracaj do mnie.
Łagodne słowa w końcu dotarły do mózgu, sprawiając, że Katsuki zabrał rękę i ostrożnie przysiadł na udach narzeczonego. Wtedy Viktor położył mu dłonie na policzkach i spojrzał na niego ni to pytająco, ni to z zaniepokojeniem.
Yuuriemu nagle zrobiło się strasznie, ale to strasznie wstyd.
- Przepraszam. - Japończyk skulił ramiona i przymknął powieki. - Zagalopowałem się. Zmusiłem cię.
- O czym ty mówisz?
- Przesadziłem, prawda? - Ciężar w klatce piersiowej nieco się zwiększył, a wspomnienie niedawnej przyjemności zaczęło się powoli zacierać. - Już nie będziesz chciał się ze mną...
- Złoto moje. Ljubow moja. To zupełnie nie tak. Zacząłeś się za bardzo się starać, dlatego cię uspokajam. Nie musisz mi dogadzać za wszelką cenę - wyjaśnił, a potem rozłożył szerzej ręce i delikatnie przechylił głowę w bok, prosząc: - Chodź.
Yuuri wahał się przez kilka sekund, ale wreszcie pozwolił całemu ciału przechylić się do przodu i spocząć w bezpiecznych ramionach narzeczonego. Viktor przytulił go ufnie, gładząc po plecach niczym zbesztane, rozumiejące swój błąd dziecię.
- To takie w twoim stylu. Ledwie się nauczysz poczwórnego flipa, a już chcesz wstawiać go do każdego programu. Nie patrzysz nawet czy twoje ciało sobie z tym radzi - zganił półszeptem.
- Czyli jednak przesadziłem - wypomniał Yuuri i zaraz pisnął, bo Viktor w ramach przestrogi dmuchnął mu wprost do ucha.
- Głupol jeden. Tak, przesadziłeś, ale w byciu seksownym. - Viktor na sekundę przycichł, ale zaraz potrząsnął głową i uśmiechnął się, przyciskając usta do ramienia Yuuriego. - Właściwie to miałem ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba ta twoja otwartość, tylko oczywiście nigdy nie dajesz mi dokończyć. Za to skończyć dałeś już nie powiem ile razy. Aż się pogubiłem.
- Ale przecież na pewno zraziłem cię tym, że jestem taki... taki napastliwy i...
- Jesteś pewien? - Nikiforov wyprostował się, ujął prawą dłoń Katsukiego i zbliżył ją do swojego krocza. Brązowe oczy w jednej chwili rozszerzyły się. Viktor znów robił się twardy. - Jak dla mnie to właśnie w takich momentach jak te pokazujesz najlepszy rodzaj zaangażowania. Na łyżwach też. Kiedy wpadasz w trans i robisz coś, nie myśląc o bożym świecie, to aż ciężko cię poznać. Ale wiesz co? Nie ma w tym nic złego. Co najwyżej trzeba uważać, żebyś nie zrobił sobie krzywdy, no ale taka w tym już moja rola trenera i narzeczonego, żeby właściwie pokierować tym talentem.
Zaraz po tych słowach Viktor naparł nieco na Yuuriego, zmuszając go do wycofania się na drugą część łóżka. Jednocześnie trzymał na swoim członku zaciśniętą dłoń i wykonywał nią wyuczone, powolne, bardzo pewne ruchy, chcąc zrobić to, co z takim entuzjazmem zaczął Yuuri.
- To jak? Może dokończymy? - Mimo pytania Viktor od razu sięgnął po kolejne opakowanie z prezerwatywą i naderwał zębami jej skrawek. - Pozwolisz, że teraz to ja się nieco wykażę?
Był w tym taki pewny siebie, czarujący i zmysłowy, że gardło Yuuriego najzwyczajniej w świecie wyschło. Potrafił jedynie wykrztusić ciche, dość zduszone:
- Mhm.
- W takim razie - szepnął Rosjanin, prostując się przed ukochanym - pomóż mi.
Viktor ponownie ujął dłonie Yuuriego i przyciągnął je do siebie, na biodra. Rumieniec na twarzy Katsukiego ściemniał o kilka tonów, zupełnie jakby łyżwiarz zdołał zapomnieć, że przed chwilą kochali się już dwa razy. Ale teraz było inaczej. Zdecydowanie inaczej. Przede wszystkim dlatego, bo Viktor wydawał się być całkowicie oddany przygotowaniom, które mimo wszystko, mimo tej całej ponętnej atmosfery i szumiącego za oknem deszczu nie powinny być aż tak... zjawiskowe.
Rosjanin uniósł prezerwatywę do ust i dmuchnął w nią delikatnie, aby nieco rozprostować kraniec, po czym nałożył luźno na czubek znów twardego, uniesionego ku górze penisa. Delikatne, srebrzyste rzęsy Viktora wyglądały jak miniaturowe firanki, kiedy tak pochylał głowę i z uwagą wpatrywał się w swoją męskość. Kciukiem i palcem wskazującym ścisnął niewielki kapturek, służący do zebrania nasienia, naciągnął kondom nieco bardziej na główkę, aż wreszcie uśmiechnął się delikatnie, objął palce Yuuriego swoimi i instruując go, zaczęli wspólnymi siłami rozwijać cienką, lateksową błonkę.
Milimetr po milimetrze ciemna czerwień członka rozjaśniała się dzięki lekko białawej warstwie prezerwatywy, a wyraz twarzy Viktora, kiedy tak przygryzał dolną wargę i oddychał płytko przez nos, sprawiał wrażenie, jakby mężczyzna już odczuwał niesamowitą przyjemność. Dla równowagi japońskie uszy zaczęły się robić coraz bardziej i bardziej karminowe, za to serce o mało co nie wyskoczyło z piersi, gdy Yuuri obserwował reakcje narzeczonego. Tak bardzo się mylił, sądząc, że "szybciej" i "mocniej" zawsze znaczyło lepiej, jakkolwiek z pewnością nie przypuszczał, że zakładanie zwykłej prezerwatywy może być tak intymne i podniecające. Ale było, z pewnością. W końcu czuł każdą pulsującą żyłkę, po której przesuwały się opuszki, czuł ciepło bijące z nabrzmiałego ciała, czuł, jak lateks ściśle przylegał do wilgotnej, błyszczącej od poprzednich razów skóry...
- Yuuri? A może też chciałbyś...? - szepnął Viktor, po skończeniu unosząc pozostały zwitek prezerwatyw.
- Ja... - zaczął Yuuri i praktycznie od razu urwał. Nie, to niemożliwe. Mowy nie ma. Nie da rady. Z pewnością doszedłby mu w rękach w dwie sekundy, o ile nie szybciej, a to znów brzmiało jak najbardziej kompromitujący wstęp do czegokolwiek. - Nie, chyba nie. Teraz i tak jest za późno.
- W porządku. - Viktor bezceremonialnie odrzucił zwitek za siebie, pozwalając, aby zsunął się między ścianę a bok łóżka. - Będziemy mieć jeszcze dużo okazji.
Ach, jak mógł być tak czuły po tym wszystkim... Yuuri, który już całkiem pokonał nagły nawrót tremy, rozłożył ręce na boki i kiwnął zachęcająco w swoją stronę. Viktor uśmiechnął się na ten miły gest, dał się objąć ramionami, po czym przewrócił Yuuriego z powrotem na materac, całując nierozsądnego narzeczonego prosto w usta. Powoli. Długo. Słodko. A przede wszystkim - jak należy. Yuuri praktycznie nie poczuł, kiedy Viktor rozchylił nogi i wsunął w niego palce, upewniając się, czy wszystko było w porządku. Było, dlatego po chwili miejsce dłoni zajął członek, a zduszone zawołania znów rozbrzmiały w ich małej, ukojonej deszczem sypialni.
Dlaczego właściwie kochali się na tym ciasnym łóżku? Ach, no tak. Pewnie właśnie dlatego, że było ciasne. Że kiedy było już po wszystkim, a sen zmógł wycieńczonych emocjami ludzi, zmuszeni sytuacją i złaknieni bliskości kochankowie zasypiali blisko siebie. Któryś obejmował któregoś ramieniem, ktoś zarzucał na kogoś nogę, czyjś nos stykał się z czyimś karkiem. Czyjeś ciepło i zapach rozpraszały chłód i wilgoć zimowej nocy.
A bicie serca i równomierny oddech zagłuszał szum cieknącej rynnami wody...
***
Przypisy-chan
Siurpryza (no prawie, no)!
Oto zaginiony i chyba ostatni z tej dziwnej serii przypadków-około-Cztero-Kontynentowych one-shot. Jest to też czyste, skoncentrowane porno - tak bardzo, że nawet nie bawiłam się w typowy wstęp i zakończenie, więc wyszło prawie 3k totalnych konkretów (niech mi Bóg to kiedyś wybaczy (nie, raczej nie wybaczy)).
Jednocześnie pracowałam nad tym rozdziałem od, cóż... od listopada. Niestety, to nie żart, chociaż "praca" nie oddaje tego, że na kilka miesięcy po prostu odłożyłam napisany w 1/3 tekst. W pierwotnych założeniach miał się ukazać na urodziny Yuuriego, ale w pewnym momencie zacięłam się, bo a) znowu miałam na ważniejszą okazję robić porno i wzbudziło to mój wewnętrzny sprzeciw, b) po prostu się zacięłam. Oczywiście nie zamierzałam na zawsze porzucić tego tematu, bo parę razy napominałam o tych wydarzeniach i stanowiło to dla mnie wyzwanie, ale ten... Mnie naprawdę takie teksty zajmują dwa razy więcej czasu i skupienia, więc nie lubię tworzyć ich zbyt często. A ile się trzeba dziwnych stron naoglądać... .3.
Także na miesiąc idę na detoks. W głowie mam jednak dwa czy trzy nowe pomysły na pikantne scenki, więc prędzej czy później do tego wrócę :*
PS. Nie wiem jak Wy, ale ja mam okropne wrażenie, że połowę zdań to chyba przekleiłam żywcem z poprzednich seksów DX
Pozwolę sobie przy tej okazji jeszcze przypomnieć o wydaniu "Pozdrowień z Petersburga!" w formie książkowej. Chętni na preorder mogą się zgłaszać do końca czerwca, a spóźnialscy wciąż mogą zaopatrzyć się w część pierwszą. I pamiętajcie - kupując i dokarmiając w ten sposób autorkę sprawiacie, że ma ona siły pisać sprośne rzeczy :3
Dziękuję niezmiernie na dzisiaj i co bardziej ukwieconych czytelników zapraszam już na środę!
Muah!
😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top