Rocznica
***
Paczki przynoszone do mieszkania Viktora były zjawiskiem na tyle rzadkim i tak bardzo podejrzanym, że gorsze wydawały się już tylko takie z dołączonymi bilecikiem o treści "dzień dobry, tu bomba" lub te, przy niesieniu których listonosz sugerował żartobliwym tonem, że przesyłka waży jak pięć kilo narkotyków paczkowanych w małych porcjach. Cokolwiek można było bowiem mówić o niefrasobliwości rosyjskiego mistrza, Viktor starał się dbać o te minimum prywatności jakim był dom. Między innymi z tego właśnie powodu zawsze chętnie zgadzał się na wszelkie wywiady i reklamy, by nie musieć opędzać się od paparazzi czyhających pod windą. W końcu nikomu nie chciało się śledzić kogoś, kto sam wychodził z propozycją "a może na tę sesję z garniturami przyprowadzi również swojego przystojnego podopiecznego?".
Ale tym razem paczka okazała się nawet gorsza od miny przeciwczołgowej czy zdechłej ryby przesłanej przez sfrustrowanego fana. A to wszystko dlatego, że widniało na niej nie nazwisko Nikiforova, lecz Katsukiego.
- Yuuri? Zamawiałeś coś? - Viktor zamknął drzwi, niosąc w dłoniach prostokątne, ukryte w białej kopercie zawiniątko. Paczka nie była nawet opisana po rosyjsku, co tylko tym bardziej wzmagało podejrzenia. - Bo wydawało mi się, że zdołaliśmy zapakować całą wałówkę od mamy do bagażu...
- Przecież byliśmy w Hasetsu. Nie miałem kiedy ani po co zamawiać czegokolwiek do domu. - Gdy tylko Yuuri podszedł do Viktora i spojrzał ponad jego ramieniem na przyniesioną kopertę. Zaraz, zaraz, przecież te literki... Ach, no tak! Japończyk w jednej chwili przejął przesyłkę i bez zbędnych ceregieli rozerwał jej brzeg. - No nic. Skoro to nieplanowany podarunek dla mnie, to wezmę to na siebie. Zresztą z nas dwojga ty bardziej zasługujesz na to, żeby przeżyć. Kocham cię. Opiekuj się Makkachinem.
- Tak nie wolno! Nie możesz stroić sobie żartów i jednocześnie mówić, że mnie kochasz, bo zaczynam brać to na poważnie! - zakrzyknął Viktor, wyciągając ręce z powrotem po paczkę. Yuuri wywinął się jednak płynnym piruetem i odskoczył kawałek w bok. - Przecież nie wytrzymam bez ciebie nawet pięciu sekund! Oddaj!
Ale było już za późno. Cokolwiek sądzone było Yuuriemu, przeznaczenie wypełniło się w momencie, gdy wsunął dłoń w kopertę i wyciągnął stamtąd...
Książkę. Cienką, oprawioną w sztywną, granatową okładkę książkę, na której lśniące złotem, tłoczone litery układały się w angielski napis "History Makers". Już na pierwszy rzut oka widać było, że to nie była pozycja do kupienia w sklepie, szczególnie gdy uwzględniło się to, że przesyłka pochodziła z Bangkoku.
- Viktor! Nie uwierzysz! - Japończyk przeleciał wzrokiem po tekście z doklejonej do rogu karteczki i oznajmił: - Phichit przysłał nam album ze zdjęciami!
- Co? Naprawdę? - Teraz to Viktor zajrzał Yuuriemu przez rękę i odczytał nabazgroloną po angielsku wiadomość. - A to drań! Podobno rozmawiali o tym z Chrisem w trakcie eventu, ale nie spodziewałem się, że ktokolwiek zrobi coś na tę okazję. Że to już rok.
- Rok? - zdziwił się Katsuki. Dopiero po chwili, gdy już obliczył sobie w myślach, co działo się kilkanaście miesięcy wcześniej, zrozumiał, o czym mowa. Zrozumiał i nieznacznie się zarumienił. - No tak. To już rok odkąd przyjechałeś... Ale zaraz, chwila. To my obchodzimy jakąś rocznicę, chociaż nawet jeszcze nie...?
- Ciii. - Viktor położył ukochanemu palec na ustach i uśmiechnął się szelmowsko. - A czy to ważne? Skoro Phichit uznał, że warto, to na pewno ma rację. Poza tym przydałoby się obchodzić jakąś rocznicę znajomości, skoro musimy jeszcze troszkę poczekać na ten ślub, prawda?
Yuuri zamrugał, a potem nieśmiało pokiwał głową, na co Nikiforov ucałował ukochanego w skroń. Cóż, właściwie nie musieli nic świętować. Odpowiedź brzmiała "chcieli". A już na pewno chciał Viktor, który cały wręcz promieniał, to ciekawsko zerkając na trzymany w rękach Katsukiego tom, to spoglądając na samego mężczyznę. Yuuri natomiast stał i umierał wewnętrznie z rozczulenia, nie mogąc się zdecydować, czy podroczyć się jeszcze z partnerem, czy wyznać, że najwspanialszym świętowaniem i tak było to w trakcie "Hasetsu na lodzie". Nie potrzebował dodatkowych prezentów ani wymyślnych rocznic, jeśli mógł zwyczajnie cieszyć się wspólnie spędzonym czasem.
Wewnętrzny dylemat Yuuriego rozwiązał jednak sam Viktor. Kiedy mężczyzna nie doczekał się odpowiedzi, chwycił ukochanego za nadgarstek i poprowadził aż do kanapy, gdzie usiadł i wskazał strategiczne siedzisko, poklepując kawałek mebla między swoimi nogami.
- Chodź do mnie. Obejrzyjmy go razem, jak na narzeczonych przystało - poprosił, wyciągając ręce do góry. Rozbawiony Yuuri miał ogromną ochotę zapytać, czy Viktor na pewno miał na myśli oglądanie albumu, czy może chodziło wyłącznie o wymówkę, aby się do niego poprzytulać. A jak znał życie, a znał od czterech miesięcy, wszystko prawdopodobnie skończy się na tym, że Rosjanin zaśnie, ogrzany bliskością i domową atmosferą.
- Viktor, jesteś niemożliwy - stwierdził ostatecznie Katsuki, po czym uśmiechnął się i podszedł do kanapy, by rozsiąść się we wskazanym miejscu. No co? Przecież nie twierdził, że nie lubi przytulanek. - To kto właściwie ma trzymać album?
- Możesz ty. Ja zatroszczę się o to, żeby było nam ciepło - odparł Viktor i owinął ręce wokół talii Yuuriego.
- Typowe. Dobrze, w takim razie zaczynam.
Pierwsza strona tuż za okładką była pusta, jeśli nie liczyć powtórzonego tytułu oraz rysunku dwóch splecionych sznurówkami łyżew. Tandetne. I niesamowicie słodkie. Phichit musiał chyba poruszyć całe swoje pokłady nieużywanej od lat wrażliwości, żeby sprawić przyjaciołom taką niespodziankę... A przynajmniej tak się Katsukiemu przez pierwszych kilka sekund wydawało, bo po zobaczeniu rozpoczynającego wspominki zdjęcia w mgnieniu oka zmienił zdanie i czym prędzej zatrzasnął album. Niespodzianka - tak, to jedyne, co się zgadzało. Ale nie romantyczna. Yuuri nagle zapragnął pluć sobie w brodę, że dał się podpuścić, rytualnie spalić album i jechać do Bangkoku, żeby wytrząchać Chulanonta za wszystkie studenckie czasy.
A co gorsza Viktor również zdołał zauważyć fotografię i jakby japońskiego zażenowania było mało, Nikiforov zaczął się śmiać z takim zaangażowaniem, że Katsuki poczuł na swoim brzuchu drżenie rosyjskich ramion.
- To wcale nie jest zabawne! - zawołał Yuuri, zupełnie tak jak Viktor zaledwie pięć minut wcześniej. W głosie Japończyka dało się usłyszeć jednak prawdziwą panikę.
- Zrobił to... Naprawdę to zrobił... Ach, Phichit... Naprawdę przebiegły z niego człowiek. Za żadne skarby nie chciałbym mieć go za swojego wroga - wykrztusił Viktor i musnął nosem kark wyrywającego się z objęć mężczyzny. - Kochanie, nie bądź taki. Przecież obaj już wiemy, co się wydarzyło.
- Ale to wcale nie znaczy, że jest mi z tą myślą komfortowo. Ani że chcę oglądać jak żałośnie wtedy wyglądałem - odpowiedział prawie płaczliwie Yuuri.
Do dziś zastanawiał się, jak to w ogóle możliwe, że tamten bankiet nie skończył się skandalem. Yuuri miał niejasne podejrzenia, że może łyżwiarska solidarność była silniejsza niż mu się to zdawało, a może to Viktor jakoś delikatnie interweniował, żeby uznać całą zabawę za małą tajemnicę zgromadzonych gości. Cokolwiek się jednak wydarzyło, po takim czasie Japończyk powinien śmiać się z tego wszystkiego jak z każdej studenckiej imprezy. Tylko na skalę światową, Yurio narażonym na oglądanie nieobyczajnych zachowań dorosłych oraz Viktorem w roli molestowanej ofiary. Ładny hat trick. Prawdziwa kumulacja żenady.
Ostatecznie Yuuri westchnął ciężko i otworzył książkę z powrotem na pierwszej stronie, gdzie widniało zdjęcie upitego łyżwiarza tańczącego z Nikiforovem na bankiecie w Soczi. Oczywiście, że widniało. Z jakichś powodów właśnie ten moment Phichit uznał za symboliczny początek ich znajomości, co wcale nie znaczyło, że Yuuri widział to w ten sam sposób. Chciał zniknąć, w czym bardzo przeszkadzało mu ciało przytulającego się do niego narzeczonego.
- Już od dawna chciałem je wywołać. Naprawdę, to była najlepsza impreza, na jakiej kiedykolwiek byłem. Oczywiście zaraz po tej ostatniej. - Viktor śledził wzrokiem przerzucane przez Yuuriego stronice, na których widniały kolejne wspomnienia z bankietu. Pojedynek hip-hopowy z Yurio, tango z nim, ten nieszczęsny, na wskroś obsceniczny taniec z Chrisem... - A-a. Zaczekaj. Muszę się napatrzeć.
Nikiforov wyciągnął rękę do przodu i pogładził palcem fragment, na którym widniało udo wiszącego na rurze Katsukiego. Może gdyby chodziło o prywatną sesję zdjęciową, to Yuuri nie miałby nic przeciwko temu, żeby Viktor miał z tego powodu trochę radości, ale widniejący na drugim planie tłum ludzi boleśnie przypominał łyżwiarzowi, że wstęp na ten pokaz był wolny.
Yuuri położył więc dłoń na dłoni Viktora i zabrał ją z powrotem na swoje podbrzusze.
- Popatrzysz sobie kiedy indziej. Może nawet na żywo - mruknął na odczepnego.
Wcale nie miał zamiaru brzmieć kusząco ani niczego sugerować, ale Rosjanin chyba tak to właśnie odczytał. Wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, coś pomiędzy zduszonym sapnięciem a spazmem zaskoczenia, po czym zaczął ocierać się o policzek Yuuriego jak kot spragniony uwagi. Trafiony-zatopiony.
Katsuki wykorzystał więc okazję i sprawnie przeskoczył całą kategorię bankietową, aż jego uwaga zatrzymała się na zdjęciu w ciemniejszej tonacji. Viktor również przestał się przymilać, z uwagą przypatrując się fotografii.
- No tak. Przecież nie mogło go tu zabraknąć - oznajmił ciepłym tonem Rosjanin. - Moja muza i natchnienie. Ucieleśnienie muzyki.
Yuuri też nie miał wątpliwości, czym była przedstawiona scena. Zrzut ekranu z filmiku, przedstawiający tańczącego łyżwiarza, który patrzył niemal prosto w kadr i oczarowywał widza, zalotnie wyciągając ku niemu dłonie. Rozczochrane włosy, zmrużone bez okularów oczy, blada cera i błąkający się na wargach cień uśmiechu. To właśnie z tego powodu Viktor rzucił wszystko i pognał do Japonii. To właśnie z tego powodu wszystko zaczęło się po raz drugi... Yuuri zwiesił ramiona. Jedyne, czego w tym wszystkim nie rozumiał, to to jak w ogóle mógł kogokolwiek zachwycić tamtym pokazem.
- O Boże. Już zapomniałem, jaki wtedy byłem gruby... Viktor, na coś ty w ogóle poleciał? - jęknął Katsuki.
- Poleciałem na lotnisko w Fukuoce. Ach, chodzi ci o przenośnię? No to... Oczywiście, że pognałem za głosem serca - wymruczał mężczyzna wprost do ucha Japończyka. - Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje, złoto moje?
- Raczej posądzałbym cię o chorobę, gdybyś stwierdził inaczej. - Mimo to Yuuri nie dał po sobie poznać, że romantyzmy w wykonaniu Viktora na niego działały. Bo działały. Mniej lub bardziej, ale zawsze działały.
Po krótkiej wymianie zdań Yuuri przewrócił album o kolejną stronę. Tym razem na karcie znalazły się trzy zdjęcia, ułożone w harmonijny układ: pierwsze z lewej było selfie Viktora oraz Makkachina na tle zamku Hasetsu, drugie po prawej przedstawiało Plisetsky'ego w czarnej bluzie z wymalowaną na piersi głową tygrysa, a ostatnim była znajdująca się poniżej tradycyjna fotografia, do której Yurio pozował w otoczeniu gromadki ludzi z Yu-topii.
- Domowo - podsumował Viktor. W tym słowie tkwiła cała istota kompozycji; nie tylko dla Yuuriego Hasetsu oznaczało miejsce, do którego zawsze mógł wracać, ale i obu Rosjanom Japonia podarowała coś, czego się nie spodziewali. Rodzinę.
Kolejna kartka, kolejny rozdział życia. Klimat fotografii zmienił się, tak jak wiosna łagodnie przeszła w parne lato. Powoli, powoli między łyżwiarzami zaczął zmniejszać się dystans, a zaczęły rosnąć głębsze uczucia. Po rozmowie na plaży i dojściu do porozumienia w kwestii programu dowolnego mężczyźni zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu, co potwierdzała ilość robionych w tamtym czasie fotografii. Zdjęcie z festiwalu, kiedy Viktor ciągnął Yuuriego za rękę by poprowadzić go w głąb oświetlonej lampionami alejki. Zdjęcie z powrotu pociągiem, kiedy fanka Viktora zrobiła im pozowaną fotkę, a Yuuri nieumyślnie wrzucił ją na profil Viktora. Zdjęcie, kiedy w pustym pokoju gościnnym Viktor czesał Yuuriego...
Szczególnie to ostatnie poruszyło w Japończyku jakąś czułą nutę. Może przez fakt, że wszystko przedstawione było w ciemnych, ciepłych barwach, co nadawało fotografii jakiejś nieuchwytnej, intymnej atmosfery, a może dlatego, że tak właściwie nigdy tej sceny nie widział. Owszem, pamiętał sytuację, ale nie miał wyobrażenia, że właśnie w ten sposób to wyglądało. Że tak wyraźnie czuć było to napięcie i uczucia między nimi.
- Uśmiechałeś się - zauważył Katsuki, nie mogąc oderwać wzroku od albumu. Gdyby w tamtym momencie zdawał sobie sprawę, z jaką troskliwością trener (wtedy tylko trener) patrzył się w tył jego głowy, chyba zapadłby się pod ziemię.
- Ty też. - Viktor wsunął palce w grzywkę Yuuriego i zaczesał włosy do tyłu. - Czyli aż tak bardzo podobało ci się, jak cię dotykałem? Och, głupi ja... Przez to zdjęcie będę teraz żałował, że nie mogłem zobaczyć cię wtedy od przodu. Mógłbym podziwiać z bliska twoje piękne rzęsy. Zatapiać się w bursztynowych oczach. Całować twój uśmiech.
- Nie mów głupstw. Wiesz, że z ledwością mogłem trzymać cię za rękę. Gdybyś cokolwiek spróbował, na bank bym spanikował. Więc... Viktor, ja... - Katsuki nie wiedział, jak ubrać w słowa całą tę wdzięczność i miłość, którą czuł do mężczyzny. Nie dlatego, że bał się okazać ten ogrom uczuć, ale dlatego, że wreszcie mógł sobie na nie pozwolić. - ...dziękuję, że zaczekałeś.
- A ja dziękuję, że mnie zaakceptowałeś - szepnął Rosjanin i na powrót objął narzeczonego w pasie, wtulając się policzkiem w jego ramię. W odpowiedzi Yuuri pogłaskał Viktora po splecionych na brzuchu dłoniach.
- Już, już, wystarczy. Robi się stanowczo zbyt rzewnie - przyznał Katsuki, z pewną niechęcią przewracając stronę na kolejną. - W takim tempie chyba będziemy musieli... PHICHIT!
Viktor uniósł głowę i zaśmiał się na głos, gdy zobaczył powód jęku Yuuriego. No ładnie. Tajska maszynka do robienia wiochy znów działała perfekcyjnie, umieszczając po zdjęciu z Minamim obsceniczną fotkę, na której nagi trener obłapiał swojego japońskiego podopiecznego. Co za farsa. Wywoływanie skandali chyba mieli we krwi.
- Przyjaciel, prawda? - zaśmiał się Viktor, po czym wyciągnął dłoń i zapobiegawczo zmienił stronę, by uchronić Yuuriego przed dalszym atakiem wyrzutów sumienia.
- No właśnie widzę. - Katsuki spojrzał wymownie na zdjęcie, na którym dumny Phichit razem z uczestnikami Cup of China pozował do selfie. - Zrobił to, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli, kto jest numerem jeden jeśli chodzi o uwiecznianie kompromitujących przypadków.
- Czy ja wiem, czy tylko kompromitujących? Wcale bym się nie obraził, gdyby wstawił tu też... - zaczął Viktor, ale gdy kartka znów przefrunęła z prawa na lewo, wydał z siebie przeciągłe westchnienie. - Och... Okej. Spryciarz. Chciał, żebyśmy opuścili gardę.
Zdjęcie przedstawiało bowiem nie co innego jak szaleńczy pocałunek, który wzbudził w Pekinie nie mniejszą sensację niż pierwszy ozłocony na Grand Prix Taj w historii łyżwiarstwa. Phichit dobrze wiedział, co dla jego przyjaciół było zwieńczeniem tamtego konkursu i że to właśnie ten moment stanowił punkt zwrotny w dalszym rozwoju ich miłości. Bez tego ujęcia przygotowanie albumu byłoby całkowitą stratą czasu.
- Sądzisz, że chciał, żebyśmy na widok zdjęcia wybaczyli mu wszystkie poprzednie krzywdy, wymienili kilka czułych słówek i się pocałowali? - zapytał powoli Katsuki. Nikiforov pozwolił sobie na krótki, dźwięczny chichot.
- Ja nie sądzę. - Viktor delikatnie obrócił twarz Yuuriego ku sobie. - Ja to wiem.
Yuuri nie był zaskoczony tym, co nastąpiło sekundę później. No, może odrobinkę. Ale zdziwienie było związane z tym jak wiele się od tamtego czasu zmieniło, a nie, że Viktor zdecydował się go pocałować. Bo chciał tego. Obaj chcieli. I obaj wiedzieli, jak długą drogę przeszli od tamtej chwili, aby znaleźć się pod jednym dachem, w swoich objęciach. Jak granice jedna za drugą się zacierały, jak cielesny kontakt stał się czymś niezbędnym, jak psychiczna więź się umacniała, a tęsknota absorbowała coraz więcej i więcej ich uczuć. Smak ust nie był już czymś niespodziewanym, ale... pożądanym.
- Jeden wystarczy? - upewnił się Viktor, a Yuuri po odsunięciu się od ukochanego spojrzał na niego spod rzęs i posłał czuły uśmiech.
- Wystarczy. Na razie - przyznał, po czym wskazał nosem na album. - Byłoby szkoda gdybyśmy nie dowiedzieli się, co było dalej.
- Myślisz, że ta historia ma szansę, żeby skończyć się happy endem? - zażartował Rosjanin, przyjmując wygodną pozycję z głową wspartą o ramię ukochanego. Katsuki poczuł się jak pluszowy miś, w którego wtula się oczekujące bajki na dobranoc dziecko. Bardzo duże i bardzo kochane dziecko.
- Na pewno - odpowiedział.
Yuuri przewrócił jedną z zaledwie kilku pozostałych stronic. Podsumowaniem Rostelecomu okazała się lekko nieostra fotografia, którą jakiś przypadkowy pasażer albo inny siedzący w poczekalni człowiek zrobił na lotnisku Fukuoce. W sumie to niewiele było na tym zdjęciu widać - w epicentrum kolorowej kompozycji znajdowały się jedynie dwie przytulające się osoby oraz wsparty o ich nogi pudel. Szara czupryna obok czarnej grzywki. Beżowy płaszcz oraz wciskająca się w jej ramiona granatowa kurtka. Tylko to. Żadnych twarzy, żadnych łez.
Tym razem Viktor tego nie skomentował, tylko mocniej objął Yuuriego, jakby ten uścisk był przedłużeniem tamtego powitania po rozłące. Japończyk rozumiał ten gest - on również za nic w świecie nie chciał wypuścić ukochanego z rąk, dlatego w ciszy zmienił stronę na kolejną.
Na kolejnej kartce klimat znów się zmienił, a poza radosnym, grupowym zdjęciem kolacji, do której przymusiły ich Mari z Minako-sensei, była tu jeszcze jedna fotografia. On i Viktor pokazujący obrączki. Phichit chyba wybuchłby, gdyby nie uwiecznił tej sensacji, zanim na dobre rozeszli się do hotelowych pokoi.
- Szkoda tylko, że nie mamy zdjęcia spod katedry... - zauważył Viktor, zerkając kątem oka na prawdziwe, splecione ze sobą prawe dłonie oraz połyskującą złotą biżuterię. - Następnym razem musimy zamówić fotografa.
- "Następnym razem"? "Fotografa"? - Yuuri westchnął, kręcąc głową. - Widzę, że zupełnie tego nie rozumiesz, Vitya. Ja tam się cieszę, że nie mamy tego zdjęcia.
- O. A to czemu? - zaciekawił się Rosjanin.
- Bo to jest tylko nasze wspomnienie. - Japończyk wskazał palcem na kolejne zdjęcia, gdzie na jednym Viktor całował obrączkę Yuuriego przed programem krótkim, a na drugim obejmowali się, kiedy Katsuki ruszał do walki w programie dowolnym. - Moje i twoje. Nikt o nim nie wie. Nikt nie komentuje, nie porusza tego w wywiadach, nie dorabia swoich historii. Twój uśmiech należał i należeć będzie tylko do mnie.
- To przerażające, jak szybko się uczysz. Przerażające i wspaniałe - szepnął Nikiforov.
Yuuri czuł gdzieś przy swojej łopatce bicie serca Viktora. To nie słowa były piękne, ale ten przyspieszony puls, który odmierzał kolejne sekundy wspólnego życia. Raz-dwa, raz-dwa... Chwile ulotne i kruche, gdy się ich nie zapisało, nabierały w pamięci szczególnej wartości, otoczone i pielęgnowane miłością. "Nie szkodzi, że to minęło" myślał Katsuki. "Już nikt nam tego nie odbierze".
Zanim na dobre pogrążyli się we wspomnieniach, ręka Yuuriego intuicyjnie się poruszyła, przewracając ostatnią stronę. Finalnym wydarzeniem uwiecznionym na kartach albumu okazała się gala w Barcelonie. Kilka zebranych w kolaż zdjęć przedstawiało tańczącą parę, która wymieniała się długimi, rozkochanymi spojrzeniami i licznymi uśmiechami, a na końcu... A na końcu widniała fotografia obejmującej się dwójki łyżwiarzy. Yuuri dotykał skronią policzka Viktora, a on przyciskał go czule do swojej piersi. Byli szczęśliwi jak jeszcze nigdy wcześniej.
Yuuri przysiągłby, że wciąż pamięta tamto ciepło skóry, że nadal czuł delikatny, nieco wywietrzały aromat perfum Viktora zmieszany z zapachem jego rozgrzanego ciała, a dłoń spoczywająca na prawym ramieniu nieustannie tam była. Katsuki obejrzał się i zachichotał. Nie, ręki nie było, ale była za to głowa ukochanego, który miał niemal tak samo uradowaną minę jak Makkachin na widok mięsnych bułek. Czyli bardzo.
- Czyżbyś czekał na moją reakcję? - zgadywał Yuuri, na co uśmiech partnera powiększył się o kilka dobrych milimetrów. - Zapomnij. Już się z tym oswoiłem, a poza tym twoje biodra są mi bardzo dobrze znane z każdej strony. Nie zamierzam peszyć się przed facetem, między którego nogami teraz siedzę.
- Masz mnie - poddał się Viktor, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. - Ale musiałem spróbować.
Katsuki pokręcił głową, po czym przewrócił kartkę na drugą stronę, odkrywając ten sam malutki rysunek łyżew o połączonych sznurówkach co na początku wraz z napisem "see you next level". Koniec historii.
- Co? Więcej nie ma? - zdziwił się mimo wszystko, dla pewności oglądając stronicę jeszcze raz z obu stron. - Myślałem, że Phichit zechce wspomnieć narodowych, o mojej przeprowadzce tutaj albo dzień, kiedy Mila zrobiła ci zdjęcie szyi, bo miałeś...
- No wiesz, Yuuri. - Viktor przyciągnął do siebie dłoń ukochanego, aby album mógł otworzyć się z powrotem na ostatnim zdjęciu. - To już są tajemnice alkowy. Taki album musimy zrobić sami. Bez udziału osób trzecich.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło... - mruknął zawstydzony Japończyk.
- Wiem. Oczywiście, że wiem - zaśmiał się. - I dlatego myślę, że Phichit chciał nam jedynie pokazać drogę, jaką przebyliśmy, aby się zrozumieć. Możliwe, że jeszcze dużo przed nami, ale wtedy - Viktor stuknął palcem w zdjęcie z gali - wtedy wreszcie pojąłem, jak bardzo mi zależy. Że kocham obie rzeczy. Łyżwiarstwo... i ciebie. Że jeśli chcę tworzyć jakąś historię, to z tymi dwiema rzeczami naraz.
Viktor przyciągnął dłoń Yuuriego do góry i musnął ustami obrączkę, która stanowiła podwójny symbol - szczęśliwy amulet na zawody oraz obietnicę na przyszłość. Katsuki pochylił głowę, ukrywając oczy za okularami oraz w cieniu grzywki. To takie niesprawiedliwe... Byli już ze sobą tyle czasu, a wciąż wydawało mu się, że kocha tylko mocniej i mocniej. Żadne serce nie miało prawa tyle wytrzymać.
- Niezły z ciebie kłamca. Dopiero co mówiłeś, że jestem lepszy w mówieniu romantycznych rzeczy, a teraz o mało co przez ciebie nie zacząłem płakać - wyznał cicho Japończyk.
- ...co? Yuuri, naprawdę? Naprawdę cię to poruszyło? - dopytywał zaskoczony Viktor, pochylając się nad Yuurim, ale ten zdobył się tylko na kpiący uśmieszek.
- Aaach, mój narzeczony jest naprawdę okropny. Mówi takie rzeczy i nawet nie wie że to robi - westchnął w kierunku sufitu, a potem odłożył album na kolana i rozparł się wygodnie o tors Rosjanina. - Powinieneś wziąć za to odpowiedzialność.
Nie widział już, jaką minę ostatecznie zrobił Viktor. Nie mógł tego zobaczyć, bo zamknął oczy i dał się ukołysać tym ramionom, które otoczyły go wokół piersi. To niesamowite. Zaczynali rozmawiać na długość onsenu lub szerokość ławki, a skończyli dzieląc ze sobą kanapę i szepcząc ledwie słyszalne "kocham cię" wprost do ucha. Ciężar leżącej książki oraz dotyk rąk - to właśnie była ich rocznica. Lepszego podsumowania nie potrzebowali. Minął rok, fantastyczny rok, który dał tyle radości i nadziei, że nigdy nie śmiałby nawet marzyć o takim szczęściu. Lecz teraz marzył, aby przez kolejne długie lata czuł to samo ciepło w sercu.
Ciepło zwane miłością.
***
Przypisy-chan
Wszystkiego najlepszego wszystkim fanom z okazji pierwszego roczku z "Yuri!!! on ICE"! Obyśmy doczekali się samych wspaniałości na filmie i jeszcze kilku sezonów telewizyjnych!
Przepraszam was serdecznie za jakość tego one-shota. To nie tak, że zrobiłam to na odwal się czy chcę się przed wami fałszywie korzyć, ale z powodu gorączki nie jestem w stanie zbetować go i dopracować tak jak zwykle to robię. Z rocznicami tak to właśnie jest, że deadline'y są nieubłagane, lecz gdybym nie opublikowała tego teraz, to chyba bym się wstydziła wyskakiwać po czasie jak Filip z konopi. No i trochę smutno by było :<
Ale, ale! Korzystając z tego, że tabletki jeszcze chwilę działają...
Akcję one-shota umieściłam w rocznicę ważną dla Viktora i Yuuriego (bo im październik nie robi szczególnej różnicy). Przez zawirowania fabularne znane z "Hasetsu na lodzie" nie mogłam jednak ustawić tego idealnie w początek kwietnia, więc tutaj chłopaki świętują tak bardziej symbolicznie.
"History Makers" to tytuł openingu z ostatniego odcinka serii. Co ciekawe był to błąd, który naprawiono w wydaniu DVD. Z drugiej strony fajnie uznać, że "twórców historii" w tym anime jest nieco więcej, więc czemu nie użyć liczby mnogiej? "See you next level" wyjaśniać już nie będę.
Zdjęcia wybrane do albumu to głównie takie, które naprawdę się w serii pojawiły (w odcinkach bądź w endingu) lub są na nie silne sugestie (wszystkie zawody są mocno obfotografowywane, a Phichit to Phichit). Tylko w przypadku powrotu z Rostelecomu dość mocno nagięłam zasady. To zdjęcie mogłoby powstać, ale prawdopodobnie go nie było. Wystarczy, że przy zaręczynach nie było gapiów, ale lotnisko musiałam dać obowiązkowo. Z tego również powodu ograniczyłam się czasowo do zakończenia anime. Co za dużo Dziabowersum, to niezdrowo :*
One-shota wrzucam już dziś ze względu na dwie rzeczy - w pamięci mamy to, że to środy były dla nas świętem YoI, a poza tym jutro z rana wyjeżdżam do Gdańska i w razie gdyby komórkowy Wattpad się wysypał (a lubił tak robić) nie byłabym w stanie poprawić tekstu aż do soboty. Oficjalna rocznica na nasz czas polski przypada 5 października około godziny 19:21 (wtedy YoI leciało w japońskiej telewizji). Nie patrzcie na mnie co to za dziwna godzina. Zawsze możecie zapuścić sobie wtedy muzyczkę i przeczytać fanfika jeszcze raz :)
No... To ja idę umierać... czy tam leżakować... i widzimy się gdzieśtam w przyszłym tygodniu. Jeśli szybko wyzdrowieję, to postaram się wrzucić "Teorię bliskości" w niedzielę. W najgorszym razie przesunę to o kilka dni.
:*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top