Pobudka

***

Dotkliwe mrowienie w ścierpniętej stopie sprawiło, że o godzinie piątej trzydzieści z solidnymi minutami Yuuri ostrożnie rozchylił powieki i skrzywił się, czując to mało sympatyczne powitanie. No cóż. Mógł być poważanym sportowcem oraz uczniem samej Minako-sensei, na zajęciach której musiał nie raz i nie dwa zakładać sobie piętę za ucho, ale chyba nawet tak rozciągnięty człowiek jak on nie potrafił się oprzeć jednej, fundamentalnej zasadzie - się spało na boku ze zgiętymi nogami, to i się zdrętwiało. Yuuri nie miał więc innego wyjścia jak tylko stopniowo rozruszać stopę, to kręcąc nią kółka, to przyciągając kolano bliżej siebie, nawet jeśli pora kompletnie nie sprzyjała podobnym aktywnościom jogopodobnym. Na szczęście po zaledwie dwóch minutach takiego przymusowego aerobiku krążenie wreszcie wróciło do normy, dlatego głowa Yuuriego padła z powrotem na poduszkę, a on sam skupił słaby wzrok na tym, co znajdowało się tuż przed nim.

A znajdowały się... plecy.

Gładkie, szerokie, ładne plecy. Plecy o widocznych w słabym świetle poranka łopatkach oraz dwóch bladosinych śladach, znajdujących się nieco z prawej strony szyi. Ewidentnym dowodzie, że wczorajszy dzień zakończył się czymś bardzo, ale to bardzo miłym.

I jakby tego było mało, nagi Yuuri leżał tuż przy obróconym Viktorze i dość luźno obejmował go rękami wokół pasa, najwyraźniej śpiąc w tej pozycji przez ostatnich parę godzin. A może od samego wieczora, jeśli go pamięć nie myliła...? No bo chyba jednak nie myliła, skoro wciąż widział pod powiekami scenę, jak to w trakcie ich krótkiego pillow talka pozwolił sobie na mało przystojny żarcik z czoła Viktora, na co ten obraził się może nie śmiertelnie, ale wciąż na tyle, że okręcił się do ukochanego plecami, tak o, melodramatycznie. No a śmiejący się pod nosem Yuuri nie mógł się przecież oprzeć, żeby się do takiego naburmuszonego Viktora nie przytulić. W ten oto magiczny sposób narzeczeni pogodzili się po praktycznie kilku sekundach, dlatego jeszcze przez dobrą chwilę ze sobą rozmawiali, nie zwracając uwagi na to, że gdzieś między jednym a drugim zdaniem obraz zaczął się stopniowo rozmywać, przerwy na oddech stawały się coraz dłuższe, aż wreszcie para zasnęła, pogrążona w tych specyficznych prawie-objęciach.

A teraz, kiedy nastał nieoficjalny jeszcze dla budzika ranek, łyżwiarze nadal leżeli tuż obok siebie, czego rezultatem była ta nieszczęsna, zdrętwiała noga. Ale trudno. Właściwie to Yuuri był nawet przekornie wdzięczny za to, że mógł się obudzić nieco wcześniej niż zwykle i ponapawać się wrażeniami niedostępnymi o tych bardziej typowych porach dnia czy nocy. Odetchnął głębiej, wdychając nieco wywietrzały już aromat pościeli oraz zapach ciała Viktora - mieszanka użytego wieczór wcześniej żelu do kąpieli, odrobiny potu oraz przyjaznego ciepła. Może ktoś inny by się na to skrzywił albo powiedział, że co to była za przyjemność wąchać takiego faceta, ale Yuuriemu woń Viktora wydawał się czymś niesamowicie miłym. Był jak koc, który po dwóch tygodniach użytkowania przesiąkał zapachem domu i bezpieczeństwa, a potem, gdy człowiek miał dość wszystkiego po męczącym dniu pracy, z nawiązką oddawał otulonej osobie zgromadzone w nim uczucia. Więc to nie to, co mówił nos, było tak naprawdę istotne, ale proste skojarzenia i odruchy.

Yuuri uśmiechnął się i ostrożnie przytulił się policzkiem do pleców ukochanego, jednocześnie kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Był tu. Naprawdę tu był. Utwierdzał w tym przekonaniu wszystkimi możliwymi zmysłami: zarysem ciała na tle jaśniejszej ściany, odgłosem cichych, wypuszczanych przez usta wydechów, gładkością chłodnej skóry... Palce Yuuriego powoli zjeżdżały coraz niżej i niżej, i dalej, wzdłuż torsu, a potem wyraźnych mięśni podbrzusza. Jedno wzniesienie... drugie... zagłębienie prowadzące do pępka... trzecie... Nawet w takiej formie, kiedy znacznie bardziej czuł go niż widział, Viktor był szalenie pociągający. W końcu to nie twarz sprawiała, że żywa legenda raz za razem zdobywała serca wszystkich dookoła, ale cały on. To, jaki był. Jaką miał charyzmę. Jak jego ciało stanowiło pióro do porozumiewania się z publicznością. A Yuuri mógł to wszystko mieć na małą, poranną własność. Mógł odkrywać wszystkie te zależności w domowym zaciszu bądź odwrotnie, kształtować go i ubogacać jeszcze bardziej. Zresztą, wiele drobnych tajemnic było również jego zasługą, dlatego właśnie rosyjska szafa pełna była koszulek i bluz umożliwiających ukrycie nawet najbardziej kompromitujących śladów zębów czy malinek. Yuuri zamknął oczy i mimowolnie musnął nosem granicę włosów za uchem, jednocześnie wodząc palcem wskazującym tuż przy granicy nogi z pachwiną. Albo jak ten niewielki pieprzyk znajdujący się na wewnętrznej stronie prawego uda - mało kto o nim wiedział, a jeszcze mniej mogło go dotknąć czy pocałować...

- Yuuri...? - niespodziewanie zanucił Viktor, czule przeciągając "U" w znany tylko sobie sposób, na co serce Katsukiego odruchowo zabiło mocniej.

- Hm? - odmruknął niedbale, sądząc, że to już nadeszła pora wstawania. Proszę, daj jeszcze chwilę... Przecież jest nam razem tak dobrze... Nic się nie stanie, jeśli...

- Robię się twardy.

Yuuri w jednej chwili wytrzeszczył oczy i jak oparzony wycofał się na swoją połowę łóżka. Ba, właściwie mało brakowało, a wyskoczyłby przez okno, gdyby nie to, że te na szczęście było zamknięte.

- Przepraszam! Nie o to mi chodziło! Naprawdę nie o to! Wcale nie chciałem cię... napastować! - zawołał uniesionym półszeptem, na co Viktor okręcił się na drugi bok, w naturalny sposób przybliżając się do uciekającego narzeczonego.

- Nie chciałeś? Och, Yuuri... - westchnął, po czym oparł się łokciem o poduszkę i spojrzał z lekką kpiną na Japończyka. - No już, w porządku, zolotsye. Tylko żartowałem. Nie musisz się tak spinać. Przecież jestem rozluźniony jak ciepły naleśnik.

Chwała niech będzie tej piątej czterdzieści nad ranem, że tak skrzętnie ukryła rumieniec barwiący policzki Yuuriego na ciemnoróżowo, chociaż jednocześnie... no, jednocześnie Yuuri poczuł się chyba odrobinę zawiedziony tym uspokajającym zapewnieniem ukochanego. Na niego samego Viktor działał niczym magnes neodymowy na bezbronną opiłkę metalu i to właściwie niezależnie od tego, czy się starał, czy leżał martwo niczym kłoda (choć nawet wtedy niezaprzeczalnie zostałby okrzyknięty najwspanialszą, najseksowniejszą kłodą, jaką widział świat). Dlatego chyba miło by było, gdyby w drugą stronę to też tak działało. Że mu się podobało. Że obecność Yuuriego wystarczała, żeby miewał nieczyste myśli.

- Ale to wciąż trochę niebezpieczne, żebyś budził mnie w taki sposób - zaśmiał się Viktor, jakby w odpowiedzi na myśli Yuuriego. Chwilę potem westchnął przez nos i wyciągnął rękę, by pogłaskać go po rozwichrzonej czuprynie. - Mógłbym znów zacząć chcieć coś...

- ...a nie chcesz?

Proste, wciśnięte w odpowiedni moment pytanie sprawiło, że uśmiech na chwilę spełzł z twarzy Viktora, a w zamian Rosjanin zmrużył podejrzliwie oczy i prawie niezauważalnie przygryzł usta. Wyglądał przez to tak, jakby zastanawiał się, czy to był tylko taki przypadek, czy jednak sprytnie zastawiona pułapka. Jakby próbował odgadnąć, czy ostatecznie dostanie za to wszystko po łapach, czy zostanie sprowadzony do parteru kolejnym nieprzystojnym komentarzem, czy to był tylko żart, czy może...

Ale okazało się, że to Yuuri kompletnie nie trafił z wyobrażeniami. Nie minęły bowiem nawet trzy sekundy, kiedy Viktor uśmiechnął się nieprzyzwoicie szeroko i z radością godną wygłodzonego człowieka, którego zaproszono na wystawny bankiet, nachylił się nad ukochanym, ciągnąc za sobą kołdrę niczym kurtynę kończącą pierwszy akt oczekiwanego przedstawienia.

- Chcę.


***

Przypisy-chan

Nie jestem pewna, co na wstęp przypisów będzie się wydawać odpowiednie, dlatego może zacznę prosto - witam Was ponownie w "Pozdrowieniach z Petersburga!". Przez ostatnie trzy tygodnie dużo się działo i dużo pracowałam nad tym, aby móc wskrzesić ten zbiór, dlatego mam nadzieję, że od teraz poniedziałki znów staną się nieco łatwiejsze do zniesienia. Niestety przez ilość obowiązków rozdziały jeszcze nie będą jakieś kozacko długie ani skomplikowane, ale postaram się, żeby było tak do zakończenia "Kwiaciarni dla dwojga". Potem skoncentruję wenę na tym zbiorze, a przy pomyślnych wiatrach pod koniec roku resuscytuję też "Archiwum" (na razie nie jestem w stanie ciągnąć wszystkich trzech rzeczy na raz).

Jeszcze raz chciałabym Was wszystkich przeprosić za mój emocjonalny dołek i zawirowania tym wywołane. Zdaję sobie sprawę, że wielu mogło już położyć na "Pozdrowieniach" kreskę, ale jednocześnie wiem, że ten czas naprawdę okazał się dla mnie olbrzymią pomocą.


Na tym zakończę całą sprawę i na powrót skupię się na treści właściwej poniedziałków. W przygotowaniu mam nieco pikantniejsze teksty, więc możecie się spodziewać, że w kolejnym tygodniu pojawi się jakiś z dawna niewidziany smut :) Całkiem miło było odświeżyć sobie pewne umiejętności, szczególnie że dzisiejszy one-shot był dopiero taką grą wstępną między mną a klawiszami laptopa, żeby wydusić z siebie coś więcej... ^^"

Tymczasem na dziś to już wszystko - dziękuję Wam niezmiernie za czytanie i do zobaczenia w środowej "Kwiaciarni"!

Muah!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top