Pościel (NSFW)

***

To był jeden z tych upragnionych, wolnych dni, kiedy poprzedniego wieczoru nie mieli już żadnych sił, za to z rana nie mieli żadnych skrupułów, żeby wykorzystać sprzyjającą sytuację na swój własny, bardzo nieprzyzwoity sposób. A zaczynało się oczywiście niewinnie. Viktor jak zwykle budził się jako pierwszy, przez dobre dwie minuty patrzył jak zahipnotyzowany na leżącego obok niego ukochanego, potem całował go delikatnie w czoło, no, i może w policzek ewentualnie też, aż wreszcie nie wytrzymywał i obcałowywał wszystko po kolei, łącznie z zakamarkami, których nie dało się zaliczyć bez obudzenia drugiej osoby. Wtedy też Yuuri z zaskoczeniem otwierał oczy - najczęściej gdzieś między buziakiem w lewe ramię a muśnięciem w prawy obojczyk - wyciągał Viktora spod kołdry i już całkiem aktywnie przyłączał się do zajmującej zabawy, w której ścigali się, kto, kogo i w jakie części ciała... hmm... szybciej oznaczy.

Tylko że po dwudziestej malince naprawdę nie było sensu już czegokolwiek liczyć.

Wychodziło jednak na to, że tym razem walkowerem wygrał Viktor, bo kiedy Rosjanin w pewnym momencie ucałował wyjątkowo wrażliwe na łaskotki miejsce tuż poniżej płatka ucha, Yuuri zaśmiał się tak rozpaczliwie, że w odruchu wycofał się i okręcił na drugi bok, uciekając przed narzeczonym. Podwójne sapanie zmęczonych mężczyzn rozległo się w parnej sypialni. Może to właśnie na tym figle powinny się skończyć, może należało ogłosić pakt o nieagresji albo chociaż wywiesić białą flagę i po krótkiej przerwie na zebranie myśli wznowić pertraktacje ugodowe... Ale że do wroga nie wolno się było odwracać plecami, dlatego Viktor zignorował rozsądnie rozwiązania. Zamiast tego ostrożnie przysunął się do Yuuriego, objął go rękami w pasie i na dobre przylgnął ustami do ramienia, jednocześnie ujmując w dłoń sztywniejącą męskość ukochanego. No właśnie. To wcale nie mógł być koniec. To był zupełnie spodziewany początek.

Odgłosy pocałunków i zduszonych szeptów zupełnie zagłuszyły łagodną ciszę poranka. Viktor, Vitya, Vityeńka... Mój, kochany... najdroższy... Viktor słuchał tego wszystkiego i wprost nie mógł się nasycić; powtarzał w odpowiedzi swoje własne modlitwy, ale wciąż najwięcej mówił ruch. Kiedy stopy to wsuwały się pod kraniec wymiętej kołdry, to wycofywały się, gdy wzdłuż kręgosłupa przebiegał nagły spazm rozkoszy. Kiedy nagie ciała wymownie ocierały się o siebie, jeden lgnąc coraz bardziej do drugiego. Kiedy usta błądziły po całej górnej części pleców, nieudolnie poszukując drogi do innych ust... Potrafili tak robić praktycznie w nieskończoność - kochać się nieśpiesznie, leniwie, prawie że nieuważnie, napawając się chwilą i tym, jak blisko siebie byli. Nie żeby było mocno, ale żeby trwało jak najdłużej. Nie zapalczywie, za to równie bez pamięci. Trochę jakby na przetrzymanie, a może trochę na zwłokę, z lekkim zawodem witając moment, kiedy lepkie nasienie w końcu pokrywało spoconą dłoń lub gdy spływało ciężkimi kroplami wszerz rozgrzanego uda...

Kilka miękkich chusteczek, kilka ciepłych pocałunków. Kilka prostych słów "jesteś najwspanialszy" wyszeptanych prosto do ucha. Troska o drugą osobę i wdzięczność za jej uczucia. Niewiele mówili, a jednak prawie wszystko rozumieli - no, może poza drobnymi czułościami, które wciąż smakowały najlepiej wypowiedziane na głos.

- Czy moje kochanie życzy sobie kawy? - zagadnął siadający na skraju łóżka Viktor.

- Życzy. - Yuuri wyciągnął się i złożył na czubku nosa Viktora ostatni, delikatny całus. - Ale nie musisz się spieszyć. Jeszcze chwilę tu posprzątam.

Viktor skinął głową, w pełni rozumiejąc, o jakie porządki mogło chodzić, po czym wstał i taktownie wyszedł z sypialni. W zamian w drodze do kuchni Rosjanin natrafił na buszującego w okolicach drzwi wyjściowych Makkachina, który najwyraźniej czekał już na swoją przydziałową dawkę uwagi. Pańcio nachylił się i podrapał pudla za uszami. Póki co starał się jednak przebłagać psiaka miską świeżej wody oraz słowami "daj mi jeszcze kwadrans", bo musiał skupić się na zupełnie innym stworzeniu - tym na dwóch nogach oraz niesamowicie kruchym sercu. A chociaż tamten osobnik nie potrzebował tak naprawdę jakoś specjalnie dużo opieki, ba, sam umiał się sobą świetnie zająć, szczególnie w kwestii smacznego śniadania, to jednak w takich momentach jak ten otoczenie go miłością i troską leżało w niekwestionowanych priorytetach Viktora.

Gdy kawa została już zaparzona, a sączki skończyły grzecznie w koszu na śmieci, napełnione kubki - ten w grochy i ten z matrioszką - wzbiły się w powietrze i powoli ruszyły razem z mężczyzną w podróż powrotną do sypialni. Makkachin grzecznie potruchtał za Viktorem, ni to robiąc za jego obstawę, ni to pilnując właściciela, żeby ten dotrzymał obietnicy i nie próbował przekładać spaceru w nieskończoność. Przecięli na ukos salon, weszli w krótki korytarz, aż wreszcie skręcili w prawo i ostrożnie, żeby nie przyłapać Yuuriego na jakiejś mało komfortowej czynności (chociaż według Viktora zakładanie bielizny przy jednoczesnym wypinaniu się w stronę wyjścia nie było ani trochę niemiłe), zatrzymali się w wejściu i...

Och.

Tylko to proste określenie przyszło mu na myśl. Och. Rosjanin stał, patrzył i szukał języka w gębie, którego nie gubił chyba nawet na widok największych cudów tego świata. A przecież przy okazji zawodów Viktor odwiedził naprawdę wiele słynnych muzeów - podziwiał w Hadze Dziewczynę z perłą, zachwycał się złożonością linii w Gwiaździstej nocy, odwiedził mieniący się złotem oraz deseniami Pocałunek Klimta i widział na własne oczy samą niedoścignioną Mona Lisę, wiszącą w zaciemnionym pomieszczeniu niczym kobieta czekająca na tajną schadzkę z ukochanym... A jednak żadne z tych najwybitniejszych dzieł nie umywało się nawet trochę do widoku, jaki rozpościerał się przed jego oczami. Ludzkiego piękna, które najwspanialsze wydawało się wtedy, kiedy było uchwycone na żywo, naturalnie.

Bo nagi Yuuri, okryty jedynie cienką, białą pościelą - specjalnie tak przewiewną, żeby łatwiej im było znieść letnie noce - siedział skulony w poprzek łóżka i wpatrywał się w okno, za którym powoli wstawał dzień. Jednocześnie promienie słońca, przedzierające się przez rozchylone rolety, łagodnie eksponowały urzekającą sylwetkę łyżwiarza, skrytego za warstwą półprzeźroczystego materiału. I tak Viktor widział w pełnej krasie lewą nogę Yuuriego, która od kolana wzwyż była zaledwie tajemniczym, kremowym zarysem, łagodnie przechodzącym w udo. Następnie dostrzegł pośladek, skryty nieco za fałdami leżącej dookoła mężczyzny kołdry, po czym linia ciała skręcała o dobre siedemdziesiąt stopni i przeradzała się w piękny, wyeksponowany łuk pleców, który wieńczyła lekko uniesiona głowa. A najbardziej chwytający za serce był chyba wyraz twarzy Yuuriego, który niczym Psyche tęsknie wypatrywał w oddali Erosa, myśląc o minionych pieszczotach i bezpowrotnie utraconej nocy.

Delikatne skrzypnięcie otwieranych drzwi sprawiło, że Yuuri drgnął, porzucając maskę tajemniczego zadumania, i obejrzał się w lewo, by zauważyć stojącego w wejściu Viktora. Na widok nagiego narzeczonego, trzymającego w dłoniach ich dwa ulubione kubki pełne pachnącej kawy, Katsuki uśmiechnął się niczym męska wersja Giocondy, a potem wsparł policzek o kolano, najprawdopodobniej sądząc, że może jednak nie należało żałować odejścia zmysłowego Erosa, skoro miał przed sobą kogoś tak apetycznego. W końcu i tak spotkało go całkiem dużo szczęścia jak na zaledwie... no, ze czterdzieści minut poranka.

- Wow, Yuuri. Onieśmielasz mnie. Czuję się tak, jakbym był prześwietlany przez roentgen - zauważył Viktor, ruszając w stronę łóżka. Makkachin zrobił to dobrą chwilę wcześniej, dlatego teraz wskakiwał już na łóżko, żeby przycupnąć obok japońskiego pańcia.

- A widzisz. Zupełnie niepotrzebnie - odparł Yuuri, a zalotny uśmiech poszerzył się o jeszcze kilka milimetrów. - Nie muszę cię prześwietlać, skoro wszystko widać jak na dłoni.

- Ahaaa... - zamruczał przeciągle Viktor. Kubki z kawą wylądowały bezpiecznie na stoliku nocnym, natomiast Rosjanin przysiadł tuż po lewej stronie ukochanego. - A więc to z taką wersją Yuuriego mam dzisiaj do czynienia...

- Taką? - powtórzył Yuuri i uniósł brew, zaintrygowany ostatnim stwierdzeniem narzeczonego. - Czyli jaką?

- Tą bardzo, ale to bardzo fajną.

Ogólnikowa, podręcznikowa odpowiedź (jakby żywcem wyciągnięta z "Poradnika bycia romantycznym w weekend", rozdział trzeci, strona siedemnasta) została skwitowana cichym, szczerym śmiechem, a potem Yuuri przechylił się delikatnie i oparł się całym ciężarem ciała o Viktora. Viktor znów wyciągnął ramię i objął Yuuriego zza pleców, jednocześnie stykając swoją głowę z jego. I szkoda tylko, że Viktor nie mógł się rozdwoić - bo gdyby mógł, z pewnością stanąłby za plecami ich dwójki, ach, w sensie ich dwójki oraz wspaniałego psa, który właśnie położył się tuż za plecami pańciów, i zaczął podziwiać, jak piękny potrafił być taki poranek z widokiem na piękny, wolny dzień.

I jak piękne potrafiło być takie zwykłe, wspólne życie.


***

Przypisy-chan

Dzień-oby-nie-tak-śpiący kochani! Mam nadzieję, że Wy czujecie się znacznie lepiej, bo ja chodzę dziś od rana jak pijana (przysięgam, Wysoki Sądzie, to była tylko zielona herbata...) i mam ochotę zasnąć tak jak stoję. Nie przeszkadza to jednak w tym, żeby zwalczyć poniedziałek dawką rozmarzonych narzeczonych, którzy dziś już na wstępie pozwolili sobie na małe baraszkowanie 😏 No kto by się spodziewał... Ale chyba pobudziło Was to trochę to działania? Co? Chciałoby się mieć takiego Yuuriego, którego można by było narysować jak jedną z czyichś francuskich dziewczyn? ;)

Jestem na ostatniej prostej w związku z betowaniem "Miejsca nam przeznaczonego" (wedle planów potrwa do do czwartku), więc przypominam o przedpłatach, dzięki którym będzie możliwy zakup książki. Przyjmuję je tylko do końca tego tygodnia, więc śpieszcie się i nie zwlekajcie! Jeśli ktoś wykonał przelew, ale nie dostał żadnej informacji, że transakcja się powiodła, niech się ze mną skontaktuje. Możliwe, że po wszystkim będę miała na sprzedaż jakieś dwa egzemplarze, które zamówię na wypadek uszkodzeń przesyłek, ale pełną gwarancję daje tylko wcześniejsze zamówienie książki."Miejsce" nie będzie w sprzedaży na Bubonerii ani nigdzie indziej.

Dziękuję Wam za wszystko, za wytrzymywanie moim ogłoszeń parafialnych i innych takich i do zobaczenia w środę!

Muah!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top