Plotka
***
Nic nie wydawało się bardziej satysfakcjonujące od tego, aby po ciężkim dniu wypełnionym axlami, salchowami, ripponami, laybackami i całej reszcie tych specyficznie brzmiących i jeszcze bardziej specyficznie wyglądających figur zasłużyć sobie na znacznie mniej zobowiązującą, intymną aktywność. W łóżku bowiem, w przeciwieństwie do lodowiska, nie musieli wymyślać żadnych oszałamiających póz ani niesamowitych zwrotów akcji. Wystarczyło być sam na sam z ukochanym, z jego pięknymi oczami, ustami, szyją, ramionami, torsem, biodrami, udami... a reszta działa się sama. Stopy ocierały się wymownie o łydki, jakby prosiły o uwagę, dłonie odnajdywały właściwą drogę do pośladków, rozsuwając je i rozprowadzając hojnie użyty lubrykant, a wargi przylegały do zagłębienia nad bladym obojczykiem, na którym aż chciało się zostawić jeszcze jeden zaróżowiony ślad więcej, niczym stempel świadczący o całkowitym ubóstwianiu drugiej osoby. I tak powoli celebrowali tempo każdego gestu, zatapiali się w tych niespiesznych, zmysłowych pieszczotach, szeptali wilgotne, zduszone pochwały, by stopniowo, coraz szybciej i coraz bardziej, do reszty zatracić się w swojej obecności.
Lecz kiedy ta intensywna, wyrwana z grafiku półgodzina dobiegła końca, a wymięta w trakcie igraszek kołdra mogła wreszcie spocząć na nagich ciałach, przychodził również moment na kilka wymienionych szeptem słówek. Albo kilkanaście. Ewentualnie całą, długą, przyozdobioną śmiechem oraz delikatnymi całusami rozmowę. Były to zdecydowanie najbardziej szczere, swobodne i przyjemne momenty ich codzienności, kiedy narzeczeni, którzy odsłonili przed sobą wszystko w sensie fizycznym, nie mieli już nic do ukrycia także w kwestii uczuć. To właśnie w takich sytuacjach Viktor najchętniej lubił pytać, a Yuuri - ten nieprzewidywalny i rozochocony atmosferą Yuuri - mu na te wszystkie pytania odpowiadał.
- I jak? Stopy już nie bolą? - zagadnął leżący na wznak Viktor, gdy Yuuri wsunął się pod jego rękę, jednocześnie przytulając się policzkiem do klatki piersiowej ukochanego. - Było ci dobrze?
- Bardzo - przyznał, w rewanżu otaczając rękami pas Rosjanina. - W skali porównawczej to byłby... poczwórny lutz z GOE plus dwa.
- Hoho... Aż tyle? - Viktor wyprężył się z dumą. Chociaż dla spokoju ducha starali się nie mieszać zbyt mocno kwestii zawodowych z tymi domowymi, to jednak łyżwiarskie żarciki zawsze i w każdych warunkach okazywały się najtrafniejszym wyborem. Nawet w tych sypialnianych. Szczególnie w tych sypialnianych. - Jesteś pewien?
- Jestem. Ale o komponenty już mnie nie pytaj, bo wyjdę na okropnie nieobiektywnego - odpowiedział z uśmiechem Yuuri i wyciągnął palec, zaczynając bawić się w rysowanie kółka wokół sutka Viktora. Co za podstępna, nieobliczalna bestyjka! Zupełnie jakby chciała sprawdzić, czy byłaby w stanie jeszcze jeden raz pobudzić Rosjanina, czy to gestami, czy też słowami. - Mógłbym ci niechcący zawyżyć oceny do maksimum, a to już by była jawna korupcja. I za nic nie pomogłyby tłumaczenia, że przecież naprawdę jesteś idealny...
Viktor zamruczał przeciągle i pochylił się nieco do przodu, przysuwając usta do ucha leżącego w jego ramionach Yuuriego. Komplementy płynące spomiędzy warg powściągliwego na co dzień Japończyka były słodkie niczym sam lipowy miód, ale szczerze powiedziawszy, tym razem pan Nikiforov miał ochotę na coś innego. Na coś nieco bardziej, hmm... wytrawnego.
- Ja? Idealny? - powtórzył Viktor, muskając nosem płatek ucha Yuuriego.
- Uhm. Przeidealny. Mogę to potwierdzić choćby na piśmie.
- ...nawet jeśli nie mam tych obiecanych dwudziestu sześciu centymetrów? - szepnął z figlarnym uśmieszkiem.
Yuuri jak na komendę poderwał głowę i wbił przerażone spojrzenie w Viktora, praktycznie natychmiast transformując się z lekko zadziornego kochanka w uroczo zaczerwienionego fana. Nikiforov zaśmiał się na to w głos, szczególnie że już chwilę potem bursztynowe oczy spłoszonej sarny przeobraziły się w ogniste wejrzenie rozumiejącego podstęp mężczyzny, a ciepło przylegającego ciała zmieniło się w chłód, gdy narzeczony uniósł się i zawisł nad nim w groźbie ataku. Perfecto. W końcu nic tak dobrze nie komponowało się z cukrem jak dorodne, rumiane truskawki. A przynajmniej jedna truskawka - ta jego.
- Viktor! - sapnął z nieudawanym oburzeniem Yuuri, wspierając się na wyprostowanych rękach.
- I ja ciebie też. - W odpowiedzi Rosjanin uśmiechnął się szeroko i tym pewniej objął Japończyka w pasie, przyciągając go z powrotem ku sobie. - Po prostu chciałem się upewnić, czy mój osławiony kolega nie spisałby się w tym miejscu lepiej. No bo skoro tak bardzo chcesz się narażać na kary ISU, to chyba wolałbym, żeby to było dla czegoś naprawdę ponadprzeciętnego. - Viktor znów zachichotał, nie mogąc dłużej zachować powagi. - Więc? Zdradzisz mi coś więcej? W końcu nigdy nie powiedziałeś, skąd się wzięła ta niesamowita plotka, a przecież tak WIELKA legenda musiała się chyba rozwijać całkiem DŁUGO, hm?
- Tylko dlaczego pytasz o to właśnie mnie? - jęknął Yuuri i zrobił nieszczególną minę tego rodzaju, z której dało się odczytać zupełnie inne pytanie: "Dlaczego w ogóle miałbym się interesować przesadzonymi opowieściami na twój temat, skoro zaledwie kilka minut temu trzymałem w dłoniach Prawdziwą Rzecz?".
Och, i nie tylko w dłoniach...
- Bo jesteś najbardziej niezwykłą, wyjątkową i niezawodną encyklopedią o Viktorze Nikiforovie jaką znam - oświadczył z prostotą Rosjanin, po czym poparł tezę całusem prosto w zmarszczone czoło Yuuriego. Miał nadzieję, że tym razem jego osławiona metoda na przepraszanie zadziała i poprawi to tym samym jej ogólne statystyki skuteczności. - A czasami wiesz o mnie nawet więcej niż ja sam. Pamiętasz praktycznie wszystkie fakty z mojej kariery, przypominasz o rzeczach, które nieustannie wylatują mi z głowy... o, jak o tej obrączce, kiedy to myślałem, że ją na amen zgubiłem... znasz moje dobre i słabe strony, wiesz, gdzie znajdują się wrażliwe punkty albo gdzie lubię, żebyś mnie ściskał i-
- Viktor! - Yuuri bezradnie zamachał rękami, nie będąc pewnym, czy wolałby zatkać sobie nimi uszy, czy może jednak usta narzeczonego, lecz ostatecznie wybrał trzecie wyjście i położył je na ramionach Rosjanina, jakby chciał nim dramatycznie potrząsnąć. - Jesteś... jesteś... uch! Jesteś! Czasami mam ochotę tak cię ścisnąć, żebyś chociaż na chwilę przestał żartować.
Niewinny uśmiech pojawił się na twarzy Viktora, kiedy ujął za nadgarstki dłonie Yuuriego i przesunął je na swoją szyję.
- Myślę, że ściskanie tchawicy jest całkiem popularną metodą na takie gaduły jak ja - podpowiedział, patrząc ufnie na Katsukiego, gdy jeden z kciuków otarł się o poruszające się w czasie mowy jabłko Adama - chociaż osobiście wolałbym zupełnie inne punkty do testowania. Ten na dole, na ten przykład.
Ale japoński as daleki był od tak drastycznych rozwiązań, szczególnie gdy sugerował mu je jego niepoprawnie uśmiechający się trener. No tak, trenera uwielbiał nie słuchać jak mało kogo na świecie, dlatego po chwili wymownego milczenia Yuuri przyciągnął dłonie nieco wyżej, do linii szczęki oraz zagłębień pod uszami, a następnie zbliżył się cały i zatkał usta zaskoczonego Viktora pocałunkiem. W porządku, to też było całkiem niezłe wyjście. Właściwie to było szalenie skuteczne. I przyjemne. I rozkoszne. I smakowało jak solidna porcja katsudonu na dziesięć...
- No dobrze, skoro chcesz wiedzieć... Mam tylko luźne przypuszczenia, ale... - zaczął powoli Yuuri, gdy już odsunął się od Viktora i jego delikatnie przygryzionych, czerwonych jak dojrzałe wiśnie warg - ale wydaje mi się, że plotka rozeszła się jakieś niecałe dwa lata temu, jakoś przy okazji lata przed sezonem z finałem w Soczi.
- O, aż tak konkretnie? Wydarzyło się wtedy coś specjalnego? - zapytał potulnie Rosjanin, obejmując Japończyka w talii.
- To nieco skomplikowane - odparł tajemniczo Yuuri, rozpierając się wygodniej na piersi Viktora, a podbródek skończył na splecionych ze sobą dłoniach. - Zaczęło się chyba od tego, że na jednym forum tuż po zakończeniu sezonu ktoś zamieścił skan angielskiego wywiadu z tobą... nie, nie patrz tak na mnie, naprawdę nie pamiętam już tytułu... no i wiesz... pod względem graficznym wyglądało to trochę nietypowo. Tuż obok twojego zdjęcia znajdowała się mała tabela z podstawowymi danymi i pewnie nikt nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie jej układ. Pierwsze pole na samej górze było z imieniem i nazwiskiem. Potem w kolejnym rzędzie znalazły się dwa okienka, jedno na "Sex", drugie z "Men". Nic takiego. Ale nie wiedzieć czemu trzeci rządek miał już cztery kratki, kolejno z "Age", "26", "Height" i "180 cm".
- Chyba zaczynam łapać, o co chodzi. Czyżby jakiś japoński fan próbował z rozpędu przeczytać tabelkę w pionie zamiast w poziomie? - wydedukował Nikiforov.
- Mam nadzieję, że nie posądzasz o to mnie? - Yuuri odpowiedział pytaniem na pytanie, mrużąc podejrzliwie oczy, ale kiedy uznał, że mina Viktora nie sugerowała nic konkretnego, wzruszył tylko ramionami. - Ponieważ okienko z "26" wypadło tuż pod "Sex", ktoś dla żartu stwierdził, że to zaszyfrowana wiadomość i że dwadzieścia sześć na pewno oznacza miarę związaną z twoim... sam wiesz czym...
- ...z Miniforovem - podpowiedział usłużnie Rosjanin.
- ...z Mini... - podchwycił Yuuri i już prawie powiedział to na głos, kiedy w połowie słowa zamarł, uniósł głowę, a potem spojrzał przytomniej na Viktora. - Dałeś mu imię?!
- Ano tak. Wszystko po to, żeby móc go kiedyś przedstawić jako pełnoprawnego członka mojej rodziny. - Rosjanin zaśmiał się, a potem uniósł dłoń i pogłaskał obruszonego Katsukiego po policzku. Wolał zachować na inną okazję opowieść o tym, że małemu dziecku łatwiej było mówić o pewnych krępujących rzeczach właśnie w taki sposób. - No dobrze już, dobrze. Teraz przynajmniej wiem, kiedy i w jakich okolicznościach narodził się ten szalony potwór. Ale czemu to aż tak podchwyciło? Przez jedną tabelkę? Trochę trudno mi w to uwierzyć. Po naszym pierwszym razie wyglądałeś raczej tak, jakbyś naprawdę spodziewał się po mnie co najmniej węża strażackiego. I to takiego na korbkę.
- Boże, Viktor, nie musisz tego tak ujmować... - szepnął speszony Yuuri, jednak nie odwrócił się, tylko dźgnął palcem w mostek zadowolonego z siebie narzeczonego. - Zaczynam żałować, że kiedykolwiek o czymkolwiek ci powiedziałem.
- A ja wcale nie żałuję, bo dzięki takim uroczym niuansom kocham cię jeszcze bardziej - przyznał z rozbrajającą szczerością Viktor, podziwiając łamiący się uśmiech Yuuriego i jego spojrzenie już-już na skraju wybaczenia. - Więc? Kto sprawił, że mój własny "niuans" tak się rozbestwił?
- W sumie to może dziwnie zabrzmieć, ale... ty sam.
Viktor zdecydowanie nie tego się spodziewał, bo jego rzęsy zaraz zatrzepotały jak małe wachlarzyki, a brwi niemal całkiem zniknęły pod zmierzwioną grzywką.
- Że mua? - upewnił się.
- Wiesz, było lato - przypomniał pospiesznie Yuuri, zanim Viktor zdążył pomyśleć o tym, że chyba powinien jeszcze raz zajrzeć pod kołdrę i sprawdzić, czy jego ciało nie oszukiwało go w żadnym aspekcie - a ty akurat pojechałeś z Chrisem na weekend do Francji, do jakiegoś nadmorskiego kurortu. No i jako że wrzucałeś na Instagrama trochę fotek w kąpielówkach, to ludzie wypatrzyli, że na jednym zdjęciu masz wyjątkowo, khem... wydatnie zaznaczone wybrzuszenie w okolicach krocza.
- Naprawdę? - Viktor zdziwił się jeszcze bardziej, próbując jednocześnie przypomnieć sobie tamtą sytuację. Bezskutecznie. - Nie. To niemożliwe.
- Możliwe, możliwe. Zaraz ci pokażę, tylko poczekaj...
Yuuri od razu wyciągnął się ponad brzeg łóżka po swoją komórkę, włączył aplikację, przez chwilę przewijał profil Viktora, aż w końcu obrócił ku narzeczonemu ekran i pokazał mu wspomniane zdjęcie. I istotnie - czy sprawił to traf, pech, siła sugestii czy też załamanie światła, ale faktycznie na nieco niewyraźnym z perspektywy czasu zdjęciu można było dostrzec dziwny cień, jakby wzdłuż całej nogawki całkiem długich, bordowych szortów opalającego się Viktora ukryło się coś... no, powiedzieć że "sporego" było absolutnym niedopowiedzeniem. Normalnie nigdy by tego nie zauważył, ale kiedy już się dowiedział, nie umiał patrzeć na tę fotkę inaczej niż jak na materiał rodem ze stron dla dorosłych. I jeśli to nie była żadna murena, która zaplątała się przypadkiem przy okazji kąpieli w zatoce, to...
- O cholera, Yuuri - wyrwało się Viktorowi, ni to żartem, ni to z przerażeniem, gdy po dobrej minucie wpatrywania się w telefon zerknął znad ekranu wprost na ukochanego. - Gdybym zobaczył takie zdjęcie z tobą i taką bestią między nogami w rolach głównych, to chyba nigdy nie pozwoliłbym ci dominować w łóżku. Bałbym się, że zrobisz ze mnie szaszłyk.
Szczere, choć niepozbawione humoru wyznanie spowodowało, że stała się rzecz jeszcze bardziej wariacka niż cała ta sytuacja razem wzięta, a Viktor w zasadzie do reszty już ogłupiał - bo Yuuri, ten spokojny, stonowany, łagodny Yuuri, który jeśli już zaskakiwał, to raczej nieprzeciętną zmysłowością niż otwartością - tuż po tych słowach nagle zaczął się śmiać. Perlisty, chłopięcy śmiech rozbrzmiał tuż nad rosyjską głową, to przycichając, to wzmagając się na nowo, gdy bursztynowe oczęta zwracały się w jego stronę. Nikiforov nie był już pewien, czy umarł i znalazł się przed bramą niebios, gdzie powitał go koncert anielski, czy może jak najbardziej żył, tylko jego serce znów topiło się od nadmiaru emocji.
- Głupi Vitya... Tak bardzo, bardzo głupi... - Yuuri wreszcie pokręcił głową, po czym odłożył komórkę za poduszkę, by móc z powrotem przytulić się do ukochanego. - Widzisz? A ja mimo wszystkich tych plotek byłem w stanie ci zaufać.
Gdy po kilku sekundach również i do Viktora doszło to, co miał na myśli Yuuri, wprost nie mógł się powstrzymać, aby nie zacząć scałowywać czoła, policzków i ust chichoczącego w jego ramionach ukochanego.
Plotki bywały dość niebezpiecznym narzędziem, tak samo zresztą jak i sama szczerość, ale akurat w ich związku nieporozumienia były tylko tym lepszą okazją, żeby pokazać, jak dobrze potrafili takie przeszkody pokonywać. Gdy czegoś nie rozumieli - pytali bliskich o wskazówki. Gdy byli zazdrośni - doszukiwali się błędów w sobie, zamiast obwiniać innych. Gdy przepełniał ich gniew - milczeli, aż głowy ostygły i mogli na spokojnie znów podjąć dany temat. A gdy trzeba było po prostu zaakceptować kogoś takim, jakim był (nawet jeśli potajemnie hodował w nogawce węża morskiego), jego słodki, na co dzień niewinny Yuuri dawał z siebie milion procent. Jak on sobie zasłużył na tego człowieka? Nie wiedział. No kompletnie tego nie wiedział, no.
Chociaż trzeba było przyznać, że chyba zaczynał mieć w tej kwestii jakieś podejrzenia i wydawało się, że pewne dwadzieścia sześć centymetrów wcale nie było takie bez winy...
***
Przypisy-chan
Dzieeeeeń dobry! Witaj szkoło! I witajcie Wy, którzy zasługują na poniedziałkową osłodę życia! Wydaje mi się, że zajrzenie do sypialni chłopaków zostanie mi dziś wybaczone i ucieszyliście się nieco z poruszonego tu wątku :3 Do napisania scenki zainspirowała mnie rozmowa z zee_792 na temat genezy "dwudziestu sześciu centymetrów" - wiem, że od niej samej minęło już wohohoho i jeszcze trochę, ale miałam świadomość, że wyszedł z tego całkiem zabawny tekst, więc może lepiej zachować go na czarną godzinę. Czyli właśnie rok szkolny ^^"
I wierzcie mi lub nie, ale tworząc tego potwora jeszcze hen, hen, w "Szczerości", kompletnie nie miałam pomysłu, w jaką stronę to się potoczy ani że uda się stworzyć legendę niemal dorównującą świetności bogowi łyżwiarstwa figurowego. No bo kto by się spodziewał, że żarcik rzucony od czapy przetrwa próbę czasu...? Ale jednak udało się i Miniforov znalazł liczne grono popleczników, więc trzeba było zakasać rękawy i wreszcie zrobić odcinek "The Miniforov: Genesis" (a przynajmniej vol. I, bo na wyjaśnienie imienia trzeba będzie jeszcze poczekać). Jak ostatecznie wyszło? Pozostawię Waszej ocenie :)
Za tydzień szykujcie się na naprawdę potężną dawkę Pozdrowień. Na łamy fanfika trafi wtedy jeden z najdłuższych rozdziałów, a i tematyka powinna się wielu osobom spodobać. Do tego czasu trzymajcie się w zdrowiu (obu typów) i do zobaczenia!
Muah!
😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top