Plany

***

- Jesteśmy z powrotem! - zawołał radośnie Viktor, jeszcze przed wejściem do mieszkania zaczynając pozbywać się czerwonego, luźno powiewającego wokół szyi szalika oraz ciemnoszarego płaszcza. Wszystko przez to, że nie mógł się wprost doczekać, żeby opowiedzieć Yuuriemu o rzeczach, które zaprzątały myśli: że wciąż rozpierało go niewysłowione szczęście po ostatniej nocy, kiedy przeżyli swój pierwszy raz, że jeśli coś wyszło nie tak jak trzeba, to on był jak najbardziej otwarty na krytykę oraz na ewentualne korepetycje, by móc wypracować program godzien 54 PCSów i że oczywiście pamiętał o rozmowie sprzed pół godziny, według której mieli-

- Witajcie w domu - rozbrzmiało miłe, ciepłe powitanie, sprawiając, że Rosjanin w mgnieniu oka zapomniał o tym, co go tak strasznie zajmowało, a całą uwagę skupił na salonie oraz znajdującym się w nim człowieku.

Viktor zatrzymał się więc w połowie wieszania kapoty na krzesłowieszak i obejrzał się przez ramię, żeby spojrzeć na Yuuriego, który uśmiechał się i głaskał kręcącego się wokół nóg Makkachina. Mężczyzna, przebrany w gruby, beżowy, dziergany na drutach sweter z nieco przydługimi rękawami oraz proste dżinsy, wyglądał dziś absolutnie uroczo i domowo. Normalnie jakby był stałym elementem tego mieszkania i aż dziw, że Viktor nie kupił apartamentu razem z takim słodkim wyposażeniem. Jego życie byłoby o wiele przyjemniejsze, gdyby zawsze mógł być przy nim ktoś tak niesamowity.

Ale nikt nie twierdził, że nieudana przeszłość nie miała szansy zmienić się w całkiem przyjemną przyszłość.

Rosjanin na ślepo rzucił płaszcz na wieszak i nie spuszczając wzroku z narzeczonego, czym prędzej do niego podszedł. Właściwie to podbiegł. Poleciał. Teleportował się niemal... A potem równie nagle, jak się zjawił, Viktor chwycił prostującego się Yuuriego w pasie i zanim padł ciąg dalszy słów "Viktor, co ty ro...?", uniósł nad parkiet swoje kochanie, wirując wokół własnej osi. Makkachin w porę dał susa w bok i teraz obskakiwał tulących się pańciów jak dziecko cieszące się na widok karuzeli, a Yuuri krzyknął krótko, po czym oplótł rękami szyję Viktora, instynktownie szukając w nim oparcia. Na szczęście dla nich obu Nikiforov nie starał się walczyć o czwarty poziom w piruetach, dlatego na kilku obrotach szalona zabawa się skończyła, a Katsuki przy wtórze śmiechu i sapania został bezpiecznie odstawiony na podłogę.

- No to co? - zagadnął wyszczerzony Viktor, patrząc wprost w ciemnobrązowe oczy, widoczne zza zsuniętych na kraniec nosa okularów. - Możemy zacząć planowanie naszego ślubu?

- Ty tak na serio? - zdziwił się Yuuri, a okulary wróciły na swoją właściwą, chroniącą właściciela pozycję.

- Absolutnie. - Viktor wsunął dłoń za plecy Yuuriego, objął go w pasie i podprowadził do kanapy, na której ostatecznie usiedli. We trójkę, oczywiście, z pudlem w roli koca na japońskich kolanach. - Takie rzeczy trzeba ustalać jak najwcześniej, żeby potem nie dochodziło do żadnych niespodzianek. Znaczy, takich nieplanowanych niespodzianek. Niespodzianki planowane poproszę w dużych i miłych ilościach.

Yuuri, postawiony praktycznie pod ścianą (czy może raczej posadzony o oparcie kanapy, jeśli już mieli być dokładni), zrobił jedną z tych swoich min z pogranicza niepewności i skrępowania, milczał przez dłuższą chwilę, aż wreszcie westchnął i oparł się skronią o ramię Viktora, najwyraźniej się poddając.

- Przecież wiesz, że zanim do czegokolwiek dojdzie, minie jeszcze mnóstwo czasu - zauważył. Chłodny racjonalizm Yuuriego został aktywowany i jak zwykle był super efektywny. - Nawet przy pomyślnych wiatrach muszę najpierw wygrać przyszłe Grand Prix, a ponieważ Finał wypada w środku sezonu, to trzeba będzie poczekać ze wszystkim aż do lata... No a jeśli nie znajdziemy dogodnego terminu, bo z tym to zawsze jest wielki problem, to...

- Yuuri. Planujesz zostać moim mężem czy może managerem? - Viktor uniósł palec wskazujący i trącił nim czubek nosa narzekającego narzeczonego. Na nim takie apokaliptyczne wyliczanki nie robiły szczególnego wrażenia. - Chciałem się dowiedzieć o czym marzysz, a nie biec przyklepywać datę w urzędzie. Szczególnie że i tak wiem, że weźmiemy ślub tuż po Finale.

- Viktor, to nie jest takie proste...

- Ależ jest! Po prostu wiem, że wygrasz. Zresztą, spójrz na to od innej strony. Skoro zaliczyłeś taki postęp w niecały rok, to aż strach pomyśleć, jakich rzeczy dokonasz w kolejnym. Przecież masz dwa nowe quady w arsenale. Rekord świata w programach dowolnych. Ugruntowaną pozycję w rankingu ISU... Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest ze mnie świetny trener, bo potrafiłem wydobyć drzemiący w tobie potencjał, ale on tam był od samego początku. To twoja zasługa, jak wiele osiągnąłeś.

Odpowiedź nie nadeszła od razu. W ogóle pauza, którą Yuuri zrobił, pełna była jakiegoś niewysłowionego napięcia. Owszem, Katsuki nigdy nie należał do łyżwiarzy, którzy tryskali energią czy pewnością siebie, ale nie był też kimś, kto szczycił się fałszywą skromnością lub nie dostrzegał, że był z niego solidny, rozwijający się zawodnik. Coś musiało się dziać w tej ślicznej główce. Coś, co nie pozwoliło mu tak po prostu przytaknąć.

- Nie wiem. Nie jestem pewien - wyznał wreszcie Yuuri, po czym zacisnął dłonie w pięści. - Bałem się o tym mówić, ale przez ostatnie tygodnie, może nawet miesiące miałem takie wrażenie, że to, co robię, to już szczyt moich możliwości. Że daję z siebie absolutnie wszystko i że jeśli teraz nie wygram, to już nigdy.

Ach, więc to to... Zmora każdego sportowca, który zdołał przekroczyć pewną granicę i nie wiedział, gdzie była ta kolejna i czy przypadkiem nie przegapił już mety...

- Rozumiem - szepnął więc Viktor z wyrozumiałością. - Naprawdę rozumiem. Ja też myślałem, że osiągnąłem już wszystko, co się dało, a razem ze mną wierzyli inni. Przecież zdobywałem medal za medalem, trofeum za trofeum... Ale spójrz. - Viktor ujął prawą dłoń Yuuriego w swoją i uniósł je do oczu. - Dzięki tobie jestem w stanie zrobić jeszcze więcej. Zdobyłem nową siłę, by walczyć. I nie tylko ja. Yuuri, pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, jak wiele osób zawdzięcza ci motywację. Bo to nie jest tak, że żeby popchnąć kogoś do działania, musisz odbyć z tym kimś poważną rozmowę w cztery oczy... - zauważył, ale zaraz potrząsnął głową, odganiając od siebie widmo Barcelony. - Samo to, że jesteś i robisz to, co w twojej mocy, jest godne podziwu. A ja wierzę, i mogę postawić na to wszystkie moje medale, że jeszcze większy podziw wzbudzisz w przyszłym sezonie.

Na koniec Viktor nachylił się i ucałował Yuuriego, który ostrożnie przytulił się do boku narzeczonego i w milczeniu słuchał jego cichego, łagodnego wywodu. Spokojny, zamknięty w sobie, myślący - to był cały on. Nie smutny, ale wesoły też nie. Rosjanin czasami się nawet tak zastanawiał, czy tam, w tym wnętrzu Japończyka, nie siedzi sobie przy ognisku samotny kempingowiec, który odgrodził się od świata, starając się nie mieć styczności z problemami, ale przez to również z wieloma radościami. Viktor miał w takich momentach przemożną ochotę wedrzeć się do jego obozu, przynieść pianki, nadziać je na patyki i wspólnie upiec, pokazując Yuuriemu, że nic się nie stanie, jeśli czasami zaryzykuje jakieś wariactwo. Owszem, przegrana była frustrująca. Owszem, ciało łyżwiarza było niczym diament, tak samo silne, jak i kruche. Ale chyba obaj wiedzieli, że o wiele gorsza od tego wszystkiego była bezczynność.

- Więc? - dorzucił Viktor, unosząc dłoń, by musnąć kciukiem policzek Yuuriego, ten dalszy, który nie przylegał do jego przedramienia. - Uważasz, że ktoś z taką siłą rażenia nie ma szans, żeby sięgnąć po złoto, które z pewnością mu się należy? Przecież jesteś młody, nie miałeś żadnej poważniejszej kontuzji i posiadasz więcej wytrzymałości niż całą rosyjska kadra razem wzięta. Co ci stoi na przeszkodzie?

- Mam wrażenie, że zapomniałeś o tym, że ty też będziesz moim przeciwnikiem - powiedział nieco cieplejszym, jakby przekornym tonem Yuuri.

- E tam. Z tym Nikiforovem to są strasznie przesadzone historie. Wcale nie jest tak dobry, jak to mówią. I ma paskudnego, niestabilnego loopa. Dosłownie pożal się Boże.

- Ale chyba nie będzie go wtedy próbował?

- Kto go tam wie? Przecież z takim wariatem, co to tańczył w duecie na gali i jeszcze zdecydował się wrócić do zawodów w samym środku sezonu, to nigdy nic nie wiadomo. A wydaje mi się, chociaż to oczywiście tylko moje przypuszczenia, że dla swojego największego rywala będzie chciał być przygotowany na wszystko.

- O nie. Ten rywal zakazuje mu takich nierozsądnych zagrywek. Ma jeździć najlepiej jak umie, a nie najlepiej jak nie umie. - Yuuri, który do tej pory trzymał lewą rękę na grzbiecie Makkachina i miarowo go głaskał, nagle znieruchomiał. - Viktor? A co by było... potem?

- Potem? - zdziwił się nagłą zmianą tematu. - A którym dokładnie?

- Gdybym wygrał.

Usta Rosjanina już-już prawie ułożyły się w serce, a szczęśliwy okrzyk wyrwał się z piersi, by przekazać, jak wiele pomysłów urodziło mu się podczas spaceru... ale wyczekująca cisza, jaka zapadła, chyba nie była przygotowana na taki zalew informacji. Zamiast tego Viktor postanowił więc nieco powściągnąć emocje i z delikatnym, ciepłym uśmiechem, żeby Yuuri ani przez chwilę nie zwątpił, że to była najbardziej wyczekiwana przez niego rzecz w życiu, zaczął opowiadać:

- Chciałbym, żeby nasz ślub odbył się na lodowisku. Biała tafla, wyciemniona hala, trochę złotych świateł rozpraszających mrok, a na samym środku... my. Tylko we dwoje albo przed wielką publicznością, nie ma różnicy. Przecież i tak nie odrywałbym od ciebie wzroku. Od najwspanialszego łyżwiarza o jasnym czole, nerwowo ściągniętych brwiach i oczach jak dwa klejnoty - zdradził cicho. - Chociaż nie powiem, że byłoby całkiem miło, gdyby jak najwięcej osób dowiedziało się, że jesteś mój i tylko mój. Niech się cieszą albo zazdroszczą, proszę bardzo. Ale nic i nikt nie zabrałby mi radości z tego, że mógłbym cieszyć się w tym samym momencie dwiema najbardziej ukochanymi rzeczami: łyżwami i tobą - wyznał z uczuciem, ale nie minęły trzy sekundy, kiedy Viktor nieco zmarszczył czoło i położył palec na ustach, tak jakby zaczął się nad czymś zastanawiać. - Chociaż może powinniśmy przy tej okazji zamówić dopełniające się kostiumy, tak jak to zrobiliśmy do "Stammi vicino"? Co? No i na pewno wypadałoby zrobić jakąś wyjątkową choreografię. My sami będziemy dość mocno zajęci samym Grand Prix, ale gdybym zapytał Stephane'a o pomoc, to może chociaż...

- Vitya. Zaraz. Powoli - przerwał mu Yuuri. - Nie dajesz mi nawet szansy, żebym to przetrawił. Jesteś pewien, że chcesz z tego zrobić ice show? Znaczy... czy to nie za dużo? Zbyt podniośle? Pompatycznie?

- Oho. Znam ten wyraz twarzy. Moje złoto jest niezadowolone. - Viktor zdjął dłoń Yuuriego z grzbietu Makkachina i teraz to on zaczął drapać za uchem wyczekującego uwagi pudla. - Oczywiście nie ma z niczym pośpiechu. Po prostu rzucam pomysł, który najlepiej by do nas pasował. Ale jeśli masz w zanadrzu coś innego, to z przyjemnością zamieniam się w słuch. No? O czym myślisz, Yuuri?

Katsuki położył ręce na udach i poprawił się w miejscu. Nie wiadomo, czy miało to związek z wiadomą niedyspozycją, z gryzącym, wełnianym swetrem czy może z jakimś bliżej nieokreślonym zawstydzeniem. A może ze wszystkim naraz.

- Będziesz się śmiał - uprzedził.

- Jedyne, co mogę zrobić, to zacałować cię do nieprzytomności, jak mi tego nie powiesz - zagroził z uśmiechem Rosjanin. - To jak? Zaczniesz samodzielnie czy jednak mam spróbować zgadnąć, o czym tam w głębi serca ma-

- Wisteria.

To było tylko jedno słowo, a miało w sobie więcej mocy i piękna niż to, na co próbował silić się pan łyżwiarska legenda. A jeszcze bardziej Viktor poczuł się pokonany wtedy, gdy odsunął się nieco od obejmowanego mężczyzny, spojrzał na niego z uwagą i zauważył, że Yuuri zarumienił się nieznacznie, delikatnie podskubując krawędzie naciągniętych na dłonie rękawów.

- Byłoby miło, gdybyśmy przysięgli sobie pod wisterią. Taką jak tam, przy ławce, pod zamkiem Hasetsu - wyjaśnił, po czym uniósł głowę, konfrontując spojrzenie z narzeczonym. - Skromnie. W garniturach. Na świeżym powietrzu. Tylko ja, ty, Makkachin, świadkowie, rodzice... no i ewentualnie Yurio z najbliższymi... i już. Żeby to było tylko nasze, tak jak w Barcelonie. Bo chociaż wiem, że występ z pewnością byłby wspaniały i że patrzyłbyś tylko na mnie, to uważam, że to nie byłoby odpowiednie. Chciałbym, żebyś po prostu był Viktorem, którego znam i kocham.

Viktor zaniemówił. Ba, nawet gdyby chciał coś powiedzieć, to byłoby to z automatu gorsze, głupsze, bardziej prostackie i w ogóle nie dorastałoby do pięt słodkiemu, szczeremu wyznaniu Yuuriego. I jak on miał na coś takiego zareagować? Wszak w rosyjskiej tradycji utarło się, że wesela na mniej niż dwieście osób wydawały się stratą czasu, a jednak porównanie zaślubin do oświadczyn spod hiszpańskiej katedry zmieniło nieśmiałą wizję Yuuriego w coś naprawdę wyjątkowego. No i w sumie czy to by nie byłoby bardziej zaskakujące, gdyby dwóch najlepszych łyżwiarzy pobrało się praktycznie w tajemnicy?

A niech to. Może faktycznie lepiej zostawić ten cały koncept ze ślubem na lodowisku ludziom takim jak ci dziwni Kanadyjczycy. Skoro jego złoto pragnęło czegoś innego, to nic by się nie stało, gdyby ten jeden raz oddzielił sprawy zawodowe od prywatnych.

Czy raczej stałoby się - coś niezapomnianego.

- Yuuri... - Viktor westchnął z czułością. - Ale wiesz, że musiałbym wytrzymać aż do kolejnej wiosny?

- Chyba musiałbyś - przyznał Yuuri.

- I że wcześniej są Igrzyska?

- Niewykluczone.

- Na których czeka nas śmierć z wyczerpania?

- Istnieje taka straszna opcja.

- I że mimo to zrobiłbym i zrobię dla ciebie wszystko?

Yuuri z trudem przełknął narastającą w gardle gulę.

- Ja dla ciebie też.

- Cieszę się. I właśnie dlatego z radością poślubię cię pod najpiękniejszą wisterią, jaką uda nam się wspólnie znaleźć. Chociaż... no cóż. Chociaż w zamian musisz mi pozwolić na jedną, wariacką zachciankę. - Viktor uniósł ręce, ujął okulary i zabrał je z nosa Yuuriego. - Nasz pierwszy taniec byłby do "Yuri on ICE", dobrze?

Zgodnie z przewidywaniami jakaś magiczna mieszanka emocji rozświetliła twarz Katsukiego, uwydatniając to, co uwielbiał w tym niesamowitym chłopaku: urok, powab i słodycz skumulowane w delikatnym, a przez to pięknym uśmiechu.

- Nie myślałem o niczym innym - przyznał Yuuri.

Viktor odgarnął palcem czarną grzywkę, ucałował rozchmurzone czoło, a potem objął oba najwspanialsze stworzenia, jakie dał mu los i roztkliwiony nadmiarem szczęścia przytulił się do nich. Makkachin odwdzięczył się za to mokrym liźnięciem w odsłonięty nadgarstek, a Yuuri cmoknął narzeczonego w płatek ucha, szepnął proste "dziękuję" i przygarnął Viktora do siebie.

Na wielkie wyznania i skromne wisterie miała przyjść jeszcze odpowiednia pora, tak samo zresztą jak na wymarzony medal i łzy, które poleją się z jego powodu. Ale na dzień dzisiejszy ta cicha obietnica wydawała się wszystkim, czego obaj potrzebowali.

Tą małą, cenną przysięgą, że cokolwiek się nie stanie, jego złoto będzie zawsze u jego boku.


***

Przypisy-chan

Dzieeeń dobry! No i wszystko stało się jasne! Zaplanowaną (oraz zaszyfrowaną) scenką jest kontynuacja "Szczerości", czyli epizodu post-pierwszo-razowego. Czy pamiętacie może tamtą sytuację, kiedy to Viktor powiedział Yuuriemu, że gdy wróci z Makkachinem ze spaceru, to porozmawiają sobie o ślubnych planach? Również do tego, co ustalili, nawiązywał Viktor w rozmowie z Chrisem, gdy zbył go na samym początku, że to "tajemnica spowiedzi". O, i tak to się wąteczki domykają :3 Mam nadzieję, że spaghetti się rozplątało, bo może za bardzo je przedobrzyłam.

Przy okazji - wspomniany przez Viktora Stephane to Stefcio Lambiel, pan znany w anime z pojawienia się w 12 odcinku, a dla łyżwomaniaków jest to wicemistrz olimpijski i dwukrotny mistrz świata, jak również człowiek posiadający najpiękniejsze spiny jakie widział świat. No i program galowy w stroju kota. Papa Stefan działa także jako choreograf (oraz trener), więc stąd pomysł, aby wkręcić go w zrobienie programu dla narzeczonków.

Więcej raczej nie ma co opowiadać (szczególnie że był to typ one-shota, przed którym przestrzegałam, że umiem masowo robić - siedzom i gadajom), szczególnie że pewnie topicie się od ciepła i emocji. No to co? Czy już wiecie, do czego zmierza ta mini-seryjka? I o czym będzie one-shot za tydzień? ;)

Tym razem podpowiedzi nie daję, a Was zostawiam z rozpalonymi nadziejami. Nie zapomnijcie wpaść za tydzień (i może ewentualnie w środę do Kwiaciarni, w czwartek na ogłoszenio-przypomnienie w sprawie książki, a w piątek na Archiwum (uffff))!

Muah!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top