Nauka

***

- Kompletnie nie czaję tych zadań na dokańczanie przysłów i związków frazeologicznych - prychnął pod nosem Yurio i potrząsnął nerwowo głową. - Na przykład to. "Dopóki dzban wodę nosi...". Kto normalny nosi w tych czasach wodę w dzbankach? Wodociągi są. I kanalizacja. A jak wypadnie awaria, to się idzie do supermarketu i kupuje butelkowaną, o.

Po wygłoszeniu tej niezwykle cennej, życiowej mądrości nastolatek ponownie zagłębił się nosem w podręcznik, ale jak się wkrótce okazało - linijkę dalej pojawiły się kolejne komplikacje.

- Albo to. "Przez żołądek do..." - mruknął i zwrócił zielone oczy na siedzących naprzeciwko niego mężczyzn. - Do jelita, oczywiście. Jeszcze tyle się na biologii nauczyłem. Chociaż jak sobie przypomnę tę ostatnią lekcję o enzymach, to aż mnie-

- Do serca - wtrącił nieoczekiwanie Viktor.

- Co? - Yurio łypnął znad książki i zmarszczył brwi. - Serca? Że niby czyjego? Bo mojego to na pewno nie. Już ja dobrze wiem, co i z czym mam połączone. No chyba że to tobie fizjoterapeuta wcisnął coś nie tam, gdzie trzeba.

- Nic nie rozumiesz. Chodzi o takie... takie ogólne serce. W sensie że ktoś zdobył twoje względy przez to, jak fantastycznym jest kucharzem - wyjaśnił nieco szerzej Viktor i skinął głową w stronę znajdującego się obok narzeczonego. - Dla przykładu dzięki katsudonowi polubiłeś mamę Yuuriego, bo w ten sposób zyskała twój szacunek. Przez żołądek... do serca - wskazał na podręcznym modelu.

Yuuri zignorował ten drobny szczegół, że dla Viktora epicentrum układu pokarmowego znajdowało się gdzieś nieprzyzwoicie poniżej pępka, a zamiast tego skupił się na zdegustowanym nastolatku. Yurio przyszedł do ich mieszkania przed dobrą godziną, potrzebując pilnej pomocy przy odrabianiu pracy domowej, lecz jak zwykle się w takich przypadkach działo, chłopak przyjmował porady ze straszliwym oporem i poddawał je w wątpliwości tak wielkie, jakby był co najmniej starożytnym filozofem nieustannie roztrząsającym zasady napędzające świat. Tylko że tu nie o sens życia chodziło, ani nawet o spektakularne teorie, a o dwie strony A4 zadań z angielskimi idiomami.

Przez które cała ich trójka miała teraz nie lada problemy.

- Yurio, bo mi się wydaje, że bierzesz to wszystko trochę zbyt dosłownie - wyznał wreszcie Yuuri, spoglądając pojednawczo to na jednego, to na drugiego Rosjanina. Dwie przeciwstawne siły ścierały się ze sobą niczym woda i benzyna, a on musiał siedzieć po środku tego logistycznego chaosu z ołówkiem w dłoni, próbując bezkrwawo zażegnać rodzący się konflikt. No powodzenia, no. Normalnie jakby uzbroić antyterrorystę w patyk. - To są przede wszystkim przenośnie. Nie możesz brać ich zbyt dosłownie, tak samo jak niedosłownie przedstawiamy programy na zawodach.

- Spoko, tylko że moja zdolność pojmowania przenośni skończyła się na agape. I na tym poprzestańmy - zakomenderował Yurio, kreśląc coś w notatkach.

- No chyba właśnie nie poprzestaniemy, jeśli ty nie skończysz odrabiać lekcji - westchnął Viktor, kładąc głowę na opartej o stół ręce, na co Yurio wyraźnie się nastroszył.

- A co? Amputujesz mi tu coś? - zaperzył się i alarmująco mocno ścisnął trzymany w dłoni długopis. Yuuri w tym czasie skapitulował i sięgnął po drugą kartkę z kserówką, zapełnioną przykładami do dokończenia.

- Czemu niby miałbym ci cokolwiek... - Viktor był już w połowie pytania, kiedy nagle uniósł brwi i pstryknął palcami na znak rozgryzienia zagadki. - Ach. Imputować.

- No to przecież właśnie powiedziałem. Wiem, bo Yakov regularnie tak mamrocze - prychnął w rewanżu Plisetsky, odtrącając długopisem wystawiony w jego kierunku palec. - Nie moja wina, że jesteś tak samo głuchy jak i łysy.

- Typowe. Za to z ciebie jest taki literat jak z koziej dupy ukulele - podsumował Viktor i znów stuknął w długopis.

- Trąba - wtrącił mechanicznie Yuuri, pisząc coś ze skupieniem.

- A ty jesteś tak marnym inteligentem - zrewanżował się Yurio i ponownie odbił palec Viktora na bok, tym razem nieco mocniej - że aż klękajcie wrzody!

- Narody - padła poprawka.

- Już ja lepiej wiem, co mu w co i za ile! - Plisetsky zacisnął zęby, mnąc w ustach jakiś epitet, który chciał wygłosić pod adresem Katsukiego, lecz ostatecznie przełknął uwagę i zamiast tego zwrócił się do Nikiforova. - I wiem również, że drugiego takiego wrzoda jak Łysol to nie ma na całym świecie! On należy do elity wrzodów na kolanie!

- Yurio, ja cię tylko uprzejmie ostrzegam - powiedział cicho Viktor, podczas gdy pojedynek między jego palcem wskazującym a długopisem Jurija zaczął nabierać niespodziewanych rumieńców. Co chwila wymieniali się uderzeniami, parowali ciosy i robili uniki, jakby walczyli na prawdziwe, choć trochę lilipucie szpady. - Nie przeginaj struny.

- Bo co? - Sztych, sztych, parada, przerwa. Cięcie, unik, a potem finta. Yurio wydłużył broń o kilka centymetrów, Viktor zaczął posiłkować się drugim palcem. - Bo się rozpłaczesz jak ta lala?

- Bo czasami prosisz się o jakieś naprawdę porządne-

- Dobra, dobra, dobra, już. Stop. - Yuuri wsunął ołówek między dwójkę kłócących się mężczyzn, odgradzając ich od siebie miniaturowym szlabanem, po czym zwrócił oczy na nastolatka. - Yurio, spróbujmy może odwrócić sytuację. Na co Mila dziś narzekała?

- Na pół kosmosu? Tak z grubsza? - burknął odruchowo nastolatek, jednak zaraz potem sapnął cicho i zastanowił się nieco uważniej. - A konkretnie to... To chyba jęczała, że za dużo wczoraj jeździła na rowerze stacjonarnym i że kolana całkiem jej wysiadły. Tyle przynajmniej słyszałem.

- W porządku, rozumiem. I gdzie wysiadły? - zagadnął Yuuri.

- Co gdzie? - nie zrozumiał Yurio.

- No gdzie wysiadły? - ponowił, przypatrując się zdziwionemu Plisetsky'emu. - Na jakim przystanku? W innym mieście? Same wysiadły? I gdzie w takim razie jest reszta Mili?

- Katsudon, ty to czasami tak pierdzielisz, że aż zęby bolą - odparł Yurio, patrząc na Yuuriego jak na pierwszorzędnego wariata. - Wysiadły w sensie że...

- ...że przenośnia?

Bingo. Przykład z młodzieżowego slangu okazał się na tyle obrazowy, że Plisetsky w pierwszej chwili zaniemówił, w kolejnej poczerwieniał, a wreszcie skrzywił się jak po przełknięciu wyjątkowo kwaśnej cytryny. I to takiej, którą sam sobie zaaplikował.

- Ta - burknął cicho. - Przenośnia.

- No więc widzisz. Wiele idiomów już stosujesz, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy. Oczywiście to nie zawsze są intuicyjne zwroty, więc warto regularnie ich używać w codziennych rozmowach, żeby z czasem przychodziły do głowy automatycznie, ale jeśli jakieś sprawiają ci szczególne problemy, powinieneś nauczyć się kojarzyć je z jakąś obrazową sytuacją. Jak z Milą i wysiadającymi kolanami na przykład - poradził Yuuri, po czym wręczył chłopakowi kartkę z rozpisanymi zwrotami. - Proszę. Zrobiłem jedną stronę. Jak dasz mi dziesięć minut, to chętnie uzupełnię drugą.

Twarz Viktora rozświetlił uśmiech w kształcie serca, który chyba miał oznaczać "mój Yuuri jest cudownym pedagogiem i chcę z nim jak najszybciej otworzyć szkołę łyżwiarstwa figurowego", natomiast Yurio ni to poczerwieniał, ni to naburmuszył się jak szturchnięty jeżozwierz.

- Ja... - mruknął pod nosem, zanim nie szarpnął głową i nie odwrócił wzroku od Katsukiego. - Kurde. Nie chciałem przecież, żebyś mnie wyręczał.

- Nie wyręczę, jeśli w zamian nauczysz się tego, co ci tu napisałem. Żeby nauczyciel nie mógł się przyczepić, że nie wiesz, skąd się wszystko wzięło. W porządku? - zaproponował, na co nastolatek skinął głową.

- Dzięki.

Yurio przyjął kartkę z uzupełnionymi przykładami i zajął się przepisywaniem ich do zeszytu, w zamian dając Yuuriemu drugą do przygotowania. Viktor natomiast patrzył na pracującą w skupieniu dwójkę, zapewne rozpływając się w duchu nad ich kompromisowym i dojrzałym rozwiązaniem zaistniałego problemu.

- No, to w ramach nagrody za dzisiejszą lekcję zabiorę was jutro na lody, dobrze? - zaproponował pokojowo Nikiforov, najwyraźniej chcąc się jakoś wykazać w całej sprawie. - Akurat znam takie jedno fantastyczne miejsce, gdzie robią je na bazie prawdziwej, włoskiej receptury. I wiecie co? Są całkiem niedaleko, praktycznie o rzut beretem stąd. Jak chcecie, to możemy-

- Tylko że ty nie masz beretu, dziadu. A nawet jakbyś miał, to już byś go nie miał, bo byś go rzucił. - wytknął półprzytomnie Yurio, wysuwając kraniec języka poza usta, gdy skrupulatnie kopiował nie do końca rozumiane związki frazeologiczne. Yuuri za to westchnął, dochodząc do wniosku, że nad pewnymi rzeczami wciąż będą musieli jeszcze dużo popracować. Nad językowymi przywarami i może nad wzajemnym zrozumieniem. - I tylko byś tym łysym czołem niepotrzebnie świecił...


***

Przypisy-chan

...hop-hop? Żyje jeszcze ktoś? Ale tak bardziej niż tylko w stanie płynnym? Bo muszę powiedzieć że nawet ja już ledwo zipię. Na dziś miałam zaplanowany kolejny nieco bardziej melancholijny one-shot, ale ze względu na sezon ogórkowy i prawdopodobnie słabą przyswajalność ciężkich motywów przy palącym słoneczku zdecydowałam się na małą podmiankę. Może śmiech się lepiej sprawdzi, a tamten tekst jeszcze dopracuję, żeby bardziej trafiał w kokoro.

Ale wracając - no ja wiem, że trafiłam z motywem szkolnym jak kulą w płot, choć z drugiej strony może to i lepiej, że ta prawdziwa groza wciąż jeszcze jeszcze daleko przed uczniami? Więc zamiast łączyć się w bólu z Yurio, można się troszkę z niego pośmiać.

W przypadku idiomów ciężko było z czystym sercem postawić na jedną wersję. No bo przecież przedstawione przykłady są typowo polskimi związkami frazeologicznymi, a nie angielskimi, więc jak to tak? Ano tak, że zdecydowałam się pójść na pewne skróty i przedstawiłam wersję zrozumiałą dla rodzimych czytelników. W końcu raz, że ciężko byłoby spolszczyć jeden do jednego te zagraniczne zwroty (żeby temat nauki miał sens), a dwa, że nie byłyby to tak śmieszne. Więc w ostatecznym rozrachunku może nie wypadło to najsensowniej logistycznie, ale mam tego świadomość.


Mój pracoholizm nie pozwala mi niestety przejść na totalne wakacje (no dobra, dobra, po prostu nie chcę sobie robić ogromnych przerw, żeby nie wyjść z wprawy), ale zamiast tego będę publikować przez sierpień jakieś mało złożone historyjki. Coś jak ta powyżej i może mniej więcej o takiej długości. Żeby trochę jednak odciążyć mózg.

Dziękuję Wam ogromnie za czytanie i do zobaczyska w środę!

Muah!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top