Kąpiel

***

Po uprzątnięciu bardzo jednoznacznego bałaganu (który był na swój sposób nawet przyjemnym bałaganem, takim z rodzaju "no popatrz tylko - jestem w tobie tak szaleńczo zakochany, że zostawiłem ręcznik w wejściu do sypialni, chociaż to okropnie niehigieniczne, a potem o mało co nie posłałem twoich bokserek na sufit, gdyby nie to, że nie mamy żyrandola, na którym mogłyby zawisnąć"), Yuuri rzucił okiem na leżącego na wznak Viktora, wymownie pokiwał głową na widok jego wyeksponowanych tyłów, po czym zniknął z niewielkim naręczem ubrań w łazience. Trafił akurat na moment, gdy puszczona jakieś dziesięć minut wcześniej woda sięgnęła już dobrych trzech czwartych wysokości długiej, nieco fantazyjnej wanny, a rosnąca piana zaczęła wyglądać jak wielka, biała, puchata kołdra. Nic dziwnego - w takiej wannie można było z powodzeniem trenować nurkowanie, poławianie pereł, a może nawet pływanie synchroniczne... Nie mówiąc już o czymś tak oczywistym jak szykowanie kąpieli dla dwóch osób. I to dla dwóch dorosłych mężczyzn, z czego jeden stał nagi w rzeczonej łazience i sortował bieliznę do kosza, a drugi dogorywał na łóżku, w duchu plując sobie w brodę za to, jak niecierpliwy i łapczywy okazał się jeszcze chwilę wcześniej podczas swojego pierwszego razu "na dole". Chociaż...

Chociaż skoro to Viktor go ujeżdżał, to może właściwiej byłoby jednak powiedzieć, że był "na górze"?

- Yuuriii... - dało się słyszeć przez otwarte drzwi. - Yuuri, nie zostawiaj mnie... Nie jestem w stanie się ruszyć... Już nigdy nie zagram na skrzypcach...

Yuuri westchnął, zakręcił kran i niespiesznym krokiem ruszył z powrotem do sypialni. No dobrze, w porządku. Przecież to nie tak, że czuł się zupełnie bez winy. W końcu kiedy to Viktor po raz pierwszy się z nim kochał, otoczył go taką troską i szacunkiem, że Yuuri ani przez chwilę nie czuł się z niczym źle. Nawet dyskomfort, który towarzyszył mu następnego dnia, nie był kwestią urazu jako takiego, ale bardziej niepewności związanej z zupełnie nowym doświadczeniem. Bo to nie tyle bolało fizycznie co... Yuuri zawiesił się, szukając jakiegoś obrazowego porównania. No, co po prostu było inne. Coś jak ćwiczenia dawno nieużywanych mięśni, po których człowiek nagle orientował się, że umie zginać się w dziwnych miejscach. I pod bardzo dziwnymi kątami.

Ale tutaj, w tym przypadku? Na jego gust Viktor trochę przecenił swoje możliwości i za bardzo się pospieszył, przedkładając chęć zaskoczenia kochanka nad właściwe rozplanowanie spraw. A przecież zasługiwał na absolutnie tyle samo uwagi co Yuuri. Na powolną grę wstępną, kilka czułych zapewnień, że tak powinno być, dużo lubrykantu, jeszcze więcej rozciągania... A przede wszystkim na mnóstwo miłości i cierpliwości, by przyzwyczaić się do nowej pozycji i poznać się wzajemnie od nieznanej dotąd strony. I obaj powinni o to zadbać, a nie dać się ponieść chwili jak pierwsza lepsza para nastolatków. Na wyrzuty sumienia było już jednak cokolwiek za późno.

Yuuri stanął we framudze i z mieszaniną współczucia oraz politowania spojrzał na leżącego Viktora, który właśnie agonalnie wyciągał rękę ku wyjściu.

Ale jak tak na niego patrzył, to miłości mu raczej nie brakowało.

- Yuuri, gdzie jesteś... - marudził dalej Viktor, z twarzą wciśniętą w materac i dłonią raz za razem chwytającą powietrze. - Widzę ciemność, ciemność widzę... Ja... Ja już chyba umieram...

- Nie umierasz, Viktor - odpowiedział rzeczowo Japończyk, podchodząc do łóżka, by po chwili kucnąć tuż przed Rosjaninem. Ciekawe, jak bardzo niewłaściwe byłoby podziwianie tyłka nieboszczka? Bo ten tutaj prezentował się piekielnie uroczo. - Od tego się nie umiera. Raczej.

Wtedy Viktor całkiem żywo jak na niedoszłego trupa uniósł głowę i spojrzał na Yuuriego zmrużonymi oczami. Czaiły się w nich iskierki rozbawienia walczące ze śmiertelną (lecz całkiem odpowiednią do grobowych żartów) powagą.

- Nie byłbym tego taki pewien. Chętnie opowiedziałbym ci parę anegdotek zasłyszanych od Chrisa, jak to rozmiar miał całkiem istotne znaczenie dla kilku denatów, ale mógłbym tym sobie niechcący strzelić w kolano. Albo w coś innego. Bardziej...

- Viktor! - wszedł mu w słowo Yuuri. W tym kontekście podziwianie czyjegoś obolałego tyłka zrobiło się jeszcze bardziej niestosowne. - Ja wcale nie jestem... taki!

- Czy ja wiem, czy nie jesteś? - Viktor niespodziewanie wystawił do góry palec wskazujący prawej dłoni oraz kciuk lewej dłoni i zbliżył je do siebie. - To prawda, że jestem dłuższy, ale za to twój jest większy w obwodzie. Poza tym masz nadzwyczaj krótki czas refrakcji, a i dałbym sobie parę ładnych rzeczy uciąć, że twoja wytrzymałość sprawia, że potrafisz naprawdę głębo...!

Yuuri błyskawicznie uniósł dłoń i zacisnął ją na obu wyprostowanych palcach, przerywając tym samym nieobyczajny pokaz. W jednej chwili cierpienie narzeczonego wydawało mu się bardzo uzasadnione. Jeśli nie za stare grzechy, to na pewno za jakieś przyszłe. Dużo przyszłych.

- Jeszcze jedno słowo, a ta kąpiel będzie za mała na nas dwóch - zagroził Yuuri, marszcząc brwi tak mocno, że Viktor zawahał się przed wypowiedzeniem kolejnych słów.

- Ja... Znaczy... Głęboko mnie cieszy, że tak o mnie dbasz - dokończył wreszcie Nikiforov, udając niewiniątko, a potem spojrzał na złączone dłonie. Przez kilka sekund wyraźnie ze sobą walczył, to mrugając, to składając usta w ciup, aż wreszcie podjął: - Chociaż muszę ci się do czegoś przyznać.

- Co znowu? - zapytał z obawą Yuuri. Słusznie, jak się zaraz okazało.

Bo Viktor nagle uniósł wzrok, wysunął się do przodu ponad ramę łóżka i niespodziewanie dla strony gniewającej się ucałował Yuuriego w usta.

- Twoja metafora podoba mi się jeszcze bardziej - stwierdził Viktor ze skromnym, ale wyraźnym uśmiechem.

Po tych słowach skinął nosem w stronę złączonych dłoni i poruszył delikatnie przylegającymi do siebie palcami. Nic wielkiego, po prostu przesunął je odrobinę w górę i w dół. Dwa palce w zaciśniętej pięści. Dłuższy wskazujący i krótszy kciuk. Palce imitujące...

Yuuri jak oparzony wycofał swoją dłoń.

- Jesteś okropny - podsumował, walcząc o to, aby nie pozwolić rumieńcowi wypełznąć na policzki. W końcu jednak Yuuri wybrał trzecie wyjście i wstał, uciekając przez ciekawskim spojrzeniem narzeczonego.

- Raczej okropnie obolały - poprawił Viktor, po czym i on z pewnym trudem podciągnął się na klęczki i uniósł ręce jak dziecko próbujące przytulić się do mamy. - Yuuri...?

- I co ja mam teraz z tobą zrobić? - zapytał z lekkim przekąsem Katsuki, chociaż poza była dla niego całkowicie oczywista. W końcu sam się do tego zobowiązał.

- Wiesz, że to w sumie jedyna taka okazja, kiedy mogę całkowicie niewinnie powiedzieć "weź mnie"? - wyznał Viktor, patrząc przepraszająco na narzeczonego. A kiedy Viktor patrzył przepraszająco, nie istniała żadna siła zdolna mu się oprzeć. Gdyby zrobić z niego emisariusza i wysłać do niesienia pokoju w krajach dotkniętych konfliktami zbrojnymi, świat byłby o wiele lepszym miejscem niż teraz.

Oczywiście gdyby nie rozpętał kolejnej wojny swoimi wątpliwej urody żartami. Oraz niewątpliwej urody, gołym tyłkiem.

- Tak jakbym nie robił tego nieobyczajnie jakieś pół godziny temu... - szepnął zaczepnie Yuuri. Mimo to od razu pochylił się nad Viktorem, po czym objął go poniżej linii pośladków i podźwignął mężczyznę na rękach. - I wezmę cię. Na tyle, na ile niewinne może być niesienie nagiego faceta.

Viktor zaśmiał się i zaplótł nogi za biodrami Yuuriego, ciasno do niego przywierając. Lecz chociaż Katsuki mógł być nieco onieśmielony taką pozycją, bo czuł ukochanego w praktycznie każdym jego mniej lub bardziej obolałym aspekcie, konieczność przetransportowania go z miejsca na miejsce chwilowo wyłączyła część mózgu odpowiedzialną za nieprzystojne skojarzenia. Yuuri skupił się więc na podtrzymywanym ciężarze, powolnym robieniu kroczków na gładkim parkiecie oraz cieple bijącym od przyklejonego do niego narzeczonego.

- No i jak? - zagadnął Viktor w połowie powolnego marszu do łazienki. - Jest lepiej niż z ubraniami?

- Ale co? - Yuuri w pierwszej chwili nie zrozumiał, do czego odnosi się partner. W drugiej poczuł delikatne klepnięcie w odsłonięte plecy.

- Podnoszenie. Czy lepiej wychodzi bez kostiumu? - powtórzył Rosjanin.

- Dlaczego mam wrażenie, że jeśli powiem "tak", to zechcesz wprowadzić jakieś drastyczne i niecenzuralne zmiany do naszego programu galowego? - odpowiedział pytaniem na pytanie Yuuri. Starając się nie wypuścić Viktora z objęć, Katsuki trącił stopą przymknięte drzwi, momentami balansując tak, jakby jechał na prawdziwym lodzie, po czym wkroczył do nieco dusznej od pary łazienki. - Nie wiem, czy lepiej. Ale na pewno przyjemniej.

Viktor nic na to nie odpowiedział, więc Yuuri mógł tylko zgadywać, czy te odrobinę mocniej zaciskające się wokół szyi ręce faktycznie oznaczały czyjeś speszenie.

Na szczęście dla ramion Yuuriego (które na pewno nie zostały przygotowane do długodystansowego noszenia po całym zimnym mieszkaniu gołego jak go Pan Bóg stworzył narzeczonego (i to jeszcze o północy, tuż po wyczerpującym locie z Japonii (no prawdziwy skandal, no))) spacer nie trwał długo. Ale nadal pozostawała jeszcze jedna drobna kwestia do rozstrzygnięcia.

- Wolisz, żebym najpierw wszedł do wanny czy może...? - Katsuki zawiesił głos. Opcja, aby delikatnie włożyć Viktora do kąpieli niestety również przewyższała jego zachwalane siły. Jedyne, co Yuuri mógł zaoferować, to rzut na bombę, a to raczej nie mieściło się w żadnej, nawet najbardziej tolerancyjnej skali romantyczności.

- To zależy. Mówi się, że to emeryci, dzieci i rekonwalescenci powinni iść przodem - rzucił Viktor, jednocześnie wycofując nogi, aby uwolnić Yuuriego od swojego przyciężkawego towarzystwa. Japończyk w duchu odetchnął z ulgą.

- W takim razie wiesz, że kwalifikujesz się do wszystkich trzech grup? Jesteś praktycznie emerytem wśród łyżwiarzy, w środku jest z ciebie naprawdę duże dziecko, a co do ostatniego punktu... - Yuuri odstawił Viktora na ziemię, na co ten mimowolnie się skrzywił. - ...to chyba wiem najlepiej.

- Jaka ta dzisiejsza młodzież się pyskata zrobiła - zauważył Viktor, na co Yuuri pozwolił sobie na lekki uśmiech oraz żartobliwe pogłaskanie narzeczonego po przedziałku.

- A ty za dużo gadasz - odparł. - No już, wskakuj. Woda stygnie.

- Łatwo powiedzieć "wskakuj"...

Na potwierdzenie tych słów Viktor z trudem podniósł drżącą nogę i przerzucił ją ponad krawędzią wanny, robiąc przy tym minę młodego, spłoszonego jelonka, który nie wie, co ma zrobić z tymi wszystkimi niesłuchającymi się poleceń kończynami. Yuuri zmiękł na ten widok i na wszelki wypadek podszedł do narzeczonego, wsuwając mu ramię pod pachę, by go zaasekurować. Być może Viktor naprawdę tego potrzebował, a może zwyczajnie skorzystał z okazji, żeby jeszcze choć przez chwilę móc bezkarnie się poprzytulać, jednak tak czy siak pomoc Yuuriego okazała się zbawienna. Już po chwili Rosjanin mógł wygodnie rozłożyć się w podłużnej wannie, wzdychając przy tym głośno i, niestety, cokolwiek dwuznacznie.

- Aaach, Yuuri...! Jak dobrze... Jestem w niebie... - Viktor jęknął może nie na cały głos, ale z takim entuzjazmem, że Yuuri nadął policzki i obrócił się na pięcie, mając już powyżej uszu kolejnego pokazu możliwości głosu Nikiforova.

- Jadę do Yakova - oznajmił bez cienia zawahania, zupełnie jakby oznajmiał "wracam do mamy". I w sumie nie byłoby to takie dalekie od prawdy, bo w Petersburgu to Feltsman zachowywał się trochę jak teściowa, która wiecznie opieprzała Viktora za to, jak bardzo męczy "tego spokojnego, japońskiego chłopaka". - Zanim skończysz błaznować, ja zdążę się w spokoju umyć i wyspać. A poza tym wolę towarzystwo Makkachina niż twoje.

- Yuuri! Przepraszam! - Viktor natychmiast wychylił się ponad wanną, wyciągając ręce w kierunku wychodzącego narzeczonego. - Wracaj tutaj, złoto moje! Już nie będę!

Yuuri praktycznie natychmiast wychylił się zza framugi. Na to właśnie czekał.

- Obiecujesz? Że przestaniesz na dziś robić z wszystkiego aluzje? - zapytał, wiedząc, że na dłuższą językową wstrzemięźliwość nie ma co liczyć. Na szczęście Rosjanin przycisnął jedną rękę do piersi, a drugą wyprostował na znak składanego przyrzeczenia.

- Przysięgam na wszystkie pudle świata - odpowiedział od razu. - I niech mnie boli do samej śmierci, jeśli będę dla ciebie niemiły.

- Nie jesteś niemiły, tylko nieznośny - poprawił Yuuri, wracając z powrotem do łazienki. Zaczynał mieć już trochę dość tych spacerów w negliżu, więc szybko przygasił światło, pozostawiając tylko to, które jarzyło się wokół lustra, po czym zbliżył się do wanny. - Niech będzie. Trzymam cię za słowo.

Nadeszła kolej Yuuriego na dołączenie do kąpieli. Japończyk uniósł wiec nogę, starając się nie zwracać uwagi na to, czy Viktor lustrował przypadkiem jego, hm, łydkę, i powoli wsunął stopę do przyjemnie ciepłej wody. Do pierwszej zaraz dołączyła również druga noga i Yuuri już miał usiąść naprzeciwko narzeczonego, kiedy podczas pochylania się zauważył jego wyraźnie zawiedzione spojrzenie. Och, no tak. Przecież nie chodziło przecież o samą kąpiel, ale o kąpiel we dwóch. Tak... bardziej we dwóch. To miał być ciąg dalszy świętowania ich sukcesu oraz powrotu do domu, a nie tylko ostatni punkt do odhaczenia przed pójściem spać. Yuuri westchnął więc i bez słowa okręcił się plecami do Viktora, by chwilę potem usiąść pomiędzy jego nogami. Nie widział przez to twarzy ukochanego, ale ręce owijające się wokół jego pasa podpowiedziały mu, że ta propozycja faktycznie była o wiele, wiele przystępniejsza.

Yuuri przymknął oczy i wygodniej rozparł się o pierś Viktora, oddychając powoli przez nos. W ogóle rzadko korzystali z wanny, bo przyzwyczaili się brać szybkie prysznice, ale w momentach takich jak te leniwa kąpiel była prawdziwym zbawieniem. Poza tym było tu trochę inaczej niż w onsenie - mocno intymnie, zdecydowanie spokojniej i bardziej pachnąco. Para unosząca się nad gorącą wodą miała bowiem delikatny, ale niezwykle nęcący zapach. Ciekawa mieszanka - pomarańcza, kiwi i pieprz. Trochę gorzkawa, trochę aromatyczna. I przede wszystkim mocno rozluźniająca. Tak mocno, że po jakiejś minucie albo dwóch przyjemnej ciszy rozluźniła nawet pewien rosyjski język.

- Wybacz, Yuuri - podjął niespodziewanie Viktor, potulnie i pieszczotliwie, a wraz z wyznaniem na łopatce Japończyka pojawił się delikatny całus. - Nie chciałem, żebyś się rozzłościł. Starałem się tymi żartami zamaskować swoją głupotę, żebyś tylko nie zaczął się obwiniać, że... No wiesz. Nic mi nie będzie, naprawdę. I absolutnie nie żałuję tego, że ci się oddałem.

Yuuri milczał. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, bo przytaknięcie, że faktycznie miał sobie trochę za złe to, że nie był nawet w połowie tak dobrym partnerem w łóżku jak Viktor, absolutnie nie wchodziło w grę, a znów zaprzeczenie mogłoby wyglądać tak, jakby Yuuri miał za nic cierpienie narzeczonego. Więc Yuuri milczał. I milczał jeszcze trochę. Milczał tak skutecznie, że zaczął milczeć także Viktor, który zamiast słów układał ustami kolejne pocałunki na ramieniu, karku i szyi Yuuriego. Całus za całusem budował całe ciągi bezgłośnych zdań, które rozbrzmiewały w uszach Katsukiego jako wilgotne zgłoski.

- Viktor... Czy chcesz... może...? - Yuuri zawiesił pytanie, ale zaraz wyczuł, że Viktor pokręcił głową, ocierając się nieznacznie o jego plecy.

- Nie, nie. Wszystko w porządku. Na dziś wystarczy - odpowiedział, gładząc Yuuriego po ramieniu. Nabierał wody i delikatnie wcierał ją w skórę, jakby wykonywał jakiś aromaterapeutyczny masaż. - Po prostu daj mi się tobą nacieszyć.

Pewność siebie, którą Viktor wykazywał na samym początku przekomarzanek, stopniała w mgnieniu oka i tutaj, w łazience, mężczyzna znów stał się wcieleniem czułości. I zanim Yuuri się obejrzał, Rosjanin wyciągnął obie ręce z wody i otoczył nimi pierś Japończyka, głowa w naturalnym odruchu znalazła się tuż nad lewym ramieniem, a usta przylgnęły do mokrej skóry, jakby chciał smakować gorycz pomarańczy prosto z niej. Yuuri odchylił głowę, dając lepszy dostęp do swojej szyi. To dziwne. Niespodziewane. Szalone. A jednak ta kąpiel zaczęła mu się podobać znacznie bardziej niż się tego spodziewał.

I niż mieli na nią sił.

- Yuuri. Mów do mnie. Inaczej zasnę - poprosił cicho Viktor. Z jego głosu zniknęły wszelkie ślady wcześniejszej energii, pozostawiając po sobie jedynie ciepło oraz ślady coraz wyraźniej słyszalnego zmęczenia.

- A co chcesz, żebym mówił? - zapytał Yuuri, unosząc swoją prawą dłoń, by położyć ją na dłoni Viktora. Złote obrączki gładko otarły się o siebie nawzajem.

- No wiesz... Najlepiej miłe rzeczy - wymruczał Rosjanin i pocałował Japończyka w odsłonięty fragment szyi, zostawiając na niej ciemniejący ślad. - Że mnie kochasz. Że byłem wspaniały. Że czujesz się bezpiecznie. Coś w tym rodzaju.

- Wspaniale jeździsz na łyżwach - odpowiedział wymijająco Yuuri, na co Viktor westchnął przeciągle.

- Yuuri... - zaczął, muskając nosem płatek ucha ukochanego. - Teraz to ty jesteś niemiły. Czasami mam wrażenie, że droczysz się ze mną tylko po to, żebym mówił twoje imię.

- A ty wkurzasz mnie, żebym mówił twoje - odbił piłeczkę Yuuri. - No co? Przecież wszystko wiesz.

- Owszem, wiem, ale czasami chcę to usłyszeć od ciebie. Bo to nie muszą być wyszukane komplementy. Po prostu upewnij mnie, że nie robię z siebie totalnego błazna - zauważył Viktor, śmiejąc się cicho. - Ale skoro ty nie chcesz nic powiedzieć, w takim razie ja to zrobię. Tylko nie wiń mnie, jeśli po tych słowach już nigdy nie spojrzysz na mnie tak samo.

Naprawdę trudno się było dziwić, że po karku Yuuriego przemknął zimny dreszcz, jakby gdzieś tam w środku mężczyzna zadrżał z obawy, że Viktor zechce powiedzieć coś naprawdę wielkiego, może nawet strasznego, jak "za dwa lata rzucam łyżwiarstwo na dobre" albo "jeśli dalej będziesz taki oziębły, to z nie wróżę nam szczęśliwej przyszłości". Lecz wtedy Rosjanin nachylił się jeszcze trochę, niemal stykając się policzkiem z policzkiem Japończyka, i wyszeptał mu wprost do ucha:

- Dziękuję, ljubow moja.

Tylko to, nic więcej. Tylko tyle. Yuuri obejrzał się za siebie, napotykając na przygaszone ciemnością i dość mocno zmęczone późną porą oczy Viktora i już wiedział, że tego dnia stanie się podwójnym topielcem. Nie, nie chodziło o wannę, która chociaż wielka i pełna wody, nie stanowiła żadnego zagrożenia, bo od niekontrolowanego zanurzenia chroniły go obejmujące w pasie ręce. Yuuri po raz pierwszy utopił się w ukochanym, błękitnym spojrzeniu, które przez cały ten czas było skierowane na niego i tylko na niego, a chwilę potem zatonął drugi raz, tym razem w pocałunku, w którym sam powiedział wszystko to, czego powiedzieć się nie dało.

Że przeprasza. Że dziękuje. I że też kocha go najbardziej na świecie.


***

Przypisy-chan

Dzień dobry, cześć i czołem! Witajcie w nowym, oby piękniejszym i milszym roku! Na rozgrzewkę prezentuję wam one-shot, który nie wypalił poprzednim razem (tak, to właśnie ten), ale powiedzmy, że stał się trochę mniej zły teraz. Miałam ochotę zrobić o wiele bardziej opisową kąpiel, ale znów nie zapanowałam nad bohaterami i wyszła z tego stanowczo zbyt długa i zbyt sucha rozmowa. Tak jakby mało było rozmów w "Zamianie"... A, właśnie, no tak - to jest kontynuacja zamiany, gdzie Viktor zrobił Sami-Wiecie-Co z Sami-Wiecie-Kim (nie, nie tym, tym innym!). A jak nie wiecie, to zapraszam na sentymentalną podróż w przeszłość do "Małych, słodkich codzienności", gdzie dowiecie się wszystkiego.

Dobrze chociaż, że kąpiel się jeszcze nie skończyła, więc mam nadzieję zrobić do tego jeszcze trzecią część, tym razem Opisy Only. Dużo Romantycznych Opisów Only. Żeby był z tego drugi "Pomarańczowy". O, takie mam postanowienie na ten rok! Jedno, ale porządne!

Nawet nie wiecie jaką w tym one-shocie miałam zagwozdkę w kwestii... płynu do kąpieli. No bo jakkolwiek puchate kuleczki są z tego Viktuuri, to jednak są to faceci. No w różach i bławatkach się kąpać raczej nie będą, nawet jeśli o higienę dbają bardzo. I w ten oto ciekawy sposób trafiłam na istniejący męski płyn do kąpieli o zapachu pomarańczy, kiwi i pieprzu. Hmmm... W czymś takim to i ja miałabym ochotę się zanurzyć... *u*

Czy powinnam tutaj poruszać wątek Miniforova i Minitsukiego oraz ich, khem, proporcji? Powinnam? Ale muszę? Nie no, wiecie, wszystko wyczytaliście z tekstu dzięki uprzejmości (i niewyparzonemu językowi) Viktora.

Aczkolwiek plotki o 26 centymetrach są wciąż GRUBO przesadzone.

Moja wena chyba powoli wraca do stanu równowagi (a przynajmniej nie hejcę się tak mocno, jak coś nie wyjdzie), a poza tym rozwijam sobie na uboczu kolejne dwa projekty. Co z nich wypali, to się pewnie niebawem przekonacie. Ogromnie dziękuję wam wszystkim za rzucone pomysły pod poprzednim one-shotem - dzięki nim byłam w stanie się ogarnąć i znów odnaleźć radochę z pisania. Jakie tego będą efekty, to już inna sprawa, ale przynajmniej mam poczucie, że znów stoją przede mną fajne wyzwania.

Święta, święta i po świętach, więc wracamy do standardowego trybu publikacji - widzimy się znów w najbliższy poniedziałek, a do tego czasu trzymajcie się i bądźcie zadowoleni jak Yuuri na widok pośladków Viktora!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top