Jeżyny

***

Jeszcze długa droga dzieliła Yuuriego od tego, żeby mógł bez wahania powiedzieć, że zachowywali się z Viktorem jak stare, dobre małżeństwo, jakkolwiek nie dało się ukryć, że pod pewnymi względami zdołali już sobie wypracować swoje pierwsze, małe przyzwyczajenia... No, powiedzmy, że przyzwyczajenia, a przynajmniej można tak było przyjąć, kiedy spojrzało się na tę masę radosnego chaosu i zaskoczeń dnia powszedniego, jakie sobie sprawiali. I tak przykładowo bywało, że to Yuuri najczęściej szedł kąpać się jako pierwszy - no chyba że okazja skłaniała raczej do współdzielenia się łazienką - a kiedy wracał, od razu wsuwał się pod kołdrę, chwytał odłożoną na stolik nocny książkę, cmokaniem przywoływał Makkachina do siebie i tak pogrążał się w lekturze, od czasu do czasu głaskając opartego o udo czworonoga. Jednocześnie mógł być pewien, że minie jeszcze dobry kwadrans albo dwa, zanim Viktor upewni się, że w razie ewentualnego włamania złodzieje natychmiast skapitulują, widząc uświęcone czystością mieszkanie (a chociaż zapalonym pedantem nigdy nie był, to jednak lubił mieć wszystko pod kontrolą), po czym sam weźmie kąpiel, wejdzie do sypialni, stanie w progu i mruknie coś o nieoczekiwanej zdradzie stanu czy też o podkładaniu świni przez włochatego pudla.

Ale... Yuuri ziewnął, odetchnął przez nos, zmarszczył brwi, aż wreszcie uniósł wzrok znad książki, patrząc na swojego narzeczonego, lat dwadzieścia osiem, który nietypowo jak na tę porę dnia stał przy komodzie i składał do szuflady odebrane z pralni krawaty. Ale tym razem atmosfera była inna. Oczywiście nie chodziło o to, że Rosjanin nie przyszedł bezpośrednio do łóżka i nie zaczął łasić się do boku Japończyka, bo całkowicie rozumiał, że zajęcie się garderobą było na ten moment odrobinę ważniejszą czynnością. Wydawało się jednak, że coś ewidentnie wisiało w powietrzu... i że w ogóle powietrze było w tej sprawie całkiem kluczowym elementem.

- Viktor? - zagadnął więc ostrożnie Yuuri, na co Makkachin nieznacznie postawił uszy i otworzył oczy, spoglądając z ciekawością na wybudzonego z lektury pańcia. - Piłeś może przed chwilą jakiś sok?

- Tak jakby. Wziąłem kefir - przyznał z uśmiechem Viktor, rolując w dłoniach jeden z ciemnych krawatów. - A co? Przynieść ci?

Yuuri skrzywił się na wieść o znienawidzonym produkcie mlecznym, postawił książkę na sztorc, by ukryć twarz za jej okładką, i odruchowo wrócił do czytania, jednak nie dał nawet rady przejść do kolejnej linijki, kiedy znów naszły go poważne wątpliwości. Zaraz, zaraz, przecież... przecież Viktor nawet się na niego nie obejrzał. Ale mało tego - nie dość, że nie zaszczycił go absolutnie żadnym spojrzeniem, chociaż zwykle gapił się bez najmniejszego skrępowania, to jeszcze pozwolił sobie na ten swój charakterystyczny, niewielki półuśmieszek, który wymykał mu się za każdym razem, kiedy z jakiegoś powodu dobrze się bawił. Czyli wiedział. Doskonale rozumiał, do czego Katsuki się odnosił.

- Byłeś na jakichś zakupach, prawda? - spróbował ponownie Yuuri, tym razem odkładając książkę na kolana, by całą uwagę skupić na przesłuchiwaniu narzeczonego. Niestety, z ich dwójki to Viktor należał do grupy wysokiej klasy specjalistów od czytania w myślach i rozpoznawania nawet najlżejszych grymasów twarzy ukochanego, dlatego walka wydawała się już z góry przesądzona. Dla równowagi Yuuri umiał być "zaledwie" niesamowicie uparty... chociaż i to się czasami przydawało, szczególnie kiedy trzeba było zacząć wiercić dziurę w brzuchu kolejnymi pytaniami. - Kiedy byłeś na spacerze z Makkachinem.

Viktor zachichotał pod nosem i pokręcił głową, wsuwając jasnoszary krawat do górnej szuflady.

- Zgaduj dalej - zachęcił.

Więc jednak!

- Gotowałeś coś?

- Niet.

- A sąsiedzi?

- Szczerze wątpię.

- Chodzi o krawaty?

- Pudło.

- Użyłeś odświeżacza powietrza?

- Hmm... ciepło, ciepło... znacznie cieplej... - potwierdził niejednoznacznie, jednak kiedy na tę podpowiedź Yuuri nie podjął dalszego tropu, tylko zawiesił się na dobre pół minuty, bezskutecznie próbując obrać jakiś konkretny kierunek podejrzeń, Viktor schował do komody ostatnie dwa krawaty i zwrócił się w stronę łóżka. - No dobrze, powiem ci. Użyłem dziś nowego żelu pod prysznic. Tego o zapachu jeżyn.

- Ach, o zapachu...! - Yuuri szczerze się ucieszył, tym bardziej że wreszcie mógł zrzucić z siebie balast niejasnych domysłów i zrozumiał, skąd znał ten kojarzący się z naleśnikami aromat, jednak zaraz urwał w pół zdania i dokończył z lekkim wahaniem: - ...ale że damski?

- Yuuri! No wiesz co? - obruszył się Viktor, po czym podparł się rękami pod boki, co w zestawieniu z tym, że miał na sobie jedynie kuse slipy, dawało dość intrygujący efekt. - Jasne, że damski!

Yuuri nie wiedział, co powinien na to wszystko odpowiedzieć. Do tej pory chyba nie przywiązywał jakiejś szczególnej uwagi co do rodzaju stosowanych przez Viktora kosmetyków (tym bardziej że nijak nie potrafił zrozumieć tutejszych etykietek, no chyba że na szamponie miał wyraźnie narysowaną przekrojoną cytrynę), ale wydawało mu się, że to był pierwszy raz, kiedy narzeczony użył przy nim czegoś aż tak nietypowego i... hm. I smakowitego.

- A to ma dla ciebie jakieś większe znaczenie, czy to był damski żel, czy męski? - zapytał po chwili Viktor, siadając bokiem na swojej części łóżka, a plecami do zaskoczonego Yuuuriego. Jednocześnie dało się dostrzec, że na prawym profilu jego przygaszonej twarzy rysował się jeśli nie wyraźny zawód, to przynajmniej delikatne wahanie. Jakby chciał zrobić tylko niewinną niespodziankę, ale nie do końca przewidział, że spotka się to z akurat taką reakcją.

- Nie, nie! To zupełnie nie tak! - odparł więc pospiesznie Yuuri, a Makkachin zawtórował mu kilkoma pacnięciami ogona w puchatą kołdrę. - W sumie to...

Viktor przechylił nieznacznie głowę, a Yuuri przysiągłby, że woń jeżyn wzmogła się i jakby ze zdwojoną mocą zaczęła działać na jego wyobraźnię. Tak dobrze pamiętał ich aromat... pachniały jak polewa naleśników, na które poszli całą grupą po zakończeniu semestru po trzecim roku... Phichit zawsze umiał wytropić takie małe, przytulne miejsca z przyjaznymi dla studentów cenami, a że była połowa maja, dlatego ci, którzy łyżwiarski sezon mieli już za sobą, mogli bez przeszkód pozwolić sobie na luzy w diecie. I nie szkodzi, że jadł je tylko ten jeden raz, tym bardziej że w tamtej cukierni mieli około piętnastu różnych sosów do spróbowania, więc i tak nie istniała żadna logiczna przesłanka, żeby chcieć powtarzać dokładnie ten sam wariant - zapach słodyczy oraz leśnych owoców chyba już na zawsze miał mu się kojarzyć z tą przyjaźniejszą stroną młodości.

- ...w sumie to dlaczego takie kosmetyki są skierowane do kobiet? - zakończył nieoczekiwanie Yuuri, a gdy ponownie skoncentrował wzrok na narzeczonym, zauważył, że jasne brwi uniosły się o dobry centymetr. - I dlaczego męskie żele są zwykle takie ciężkie? Z czego to właściwie wynika?

Viktor już otworzył usta, prawdopodobnie zamierzając wygłosić opinię człowieka, który na sprawach elegancji i dbania o skórę zjadł już niejeden komplet zębów - w końcu kto, jeśli nie takie uosobienie seksapilu jak on, co to nawet zwykłą pomadkę do ust miał prosto od Channela - ale ostatecznie nie powiedział nic. Chyba trochę zbiło go z tropu to nieskomplikowane myślenie Yuuriego. Proste... lecz najwyraźniej całkiem trafne.

- Bo jeśli chodzi o kwiaty to powiedzmy, że rozumiem. Trochę uwarunkowanie społeczne, trochę specyfika zapachu - przyznał otwarcie Yuuri. - Ale owoce? W końcu owoce lubi każdy, w ten czy inny sposób. Ja na przykład uwielbiam arbuzy i porzeczki.

- A ja winogrona - wyznał Viktor.

- No więc widzisz - podkreślił Yuuri, coraz bardziej wkręcając się w swój amatorski wywód. - A to się przecież nie ogranicza tylko do wody toaletowej czy dezodorantów, ale ma nawet wpływ na takie zwykłe płyny do kąpieli. W ogóle wiesz, jaki był najbardziej owocowy zapach żelu pod prysznic dla mężczyzn, z jakim się kiedykolwiek spotkałem?

- Jaki?

- Pomidorowy.

Usta Viktora wreszcie rozciągnęły się w ten znajomy, serduszkowaty sposób, a niecałą sekundę później z gardła wyrwało się parsknięcie szczerego śmiechu.

- Och, no naprawdę... Po czymś takim to raczej pachniałbym jak świeża pizza - stwierdził Viktor, łagodnie kręcąc głową, po czym wyciągnął rękę i dotknął palcem wskazującym czubek nosa Yuuriego. - To ja jednak wolę ryzykować skandalem obyczajowym i dalej kupować sobie kobiece żele, które zwyczajnie mi się spodobają. A jeśli przy tej okazji zechcą mnie posądzić o posiadanie kochanki, to proszę bardzo, droga wolna. Tylko niech się od razu przygotują na porządny, zdjęciowy kontratak w wykonaniu najpiękniejszej obrączki świata.

Teraz to Yuuri się uśmiechnął - trochę cynicznie, a trochę z rozczuleniem - po czym zdjął okulary i razem z książką odłożył je na stolik nocny. W tym czasie Makkachin, który wyczuł znajome ruchy sejsmiczne materaca, ziewnął przeciągle i ewakuował się z łóżka, najwyraźniej chcąc sobie poszukać znacznie spokojniejszego lokum, które bardziej niż jeżynami pachniało jakimś porządnym jedzeniem. O, właściwie to mógł być dobry moment na odgniewanie się na posłanie w salonie. Może nawet zostało mu coś dobrego w misce...

- Yuuri? - zagadnął po chwili Viktor, kiedy już wsunął się pod kołdrę i poklepał przestrzeń po swojej lewej stronie, wolną od zakusów puchatego pudla. - A właściwie to jakie są twoje ulubione kosmetyki?

- Moje? Chyba po prostu skuteczne - odparł z prostotą, po czym przysunął się odrobinę do dłoni Viktora i jakoś tak odruchowo przylgnął do niej policzkiem. Zapach jeżyn zmieszał się z wonią ciepłego, bliskiego, ukochanego ciała. - Mm... Ale przyznaję, że te też nie są takie najgorsze... Aż miałbym ochotę cię zjeść...

- Taaak? - rozbrzmiało śpiewne zapytanie, a kiedy ręka Viktora zaczęła ostrożnie masować policzek Yuuriego i dalej, stopniowo wsuwać się za ucho, zrozumiał, jak dwuznacznie musiała zabrzmieć jego uwaga.

- Znaczy, nie że w ten sposób... i w ogóle... ja nie... - Yuuri odsunął się jak oparzony, czując, że jego twarz zaczęła płonąć rumieńcem tak gorącym i zdradliwym jak ogień pod aromaterapeutycznym piecykiem. - Viktor...!

Nie, nie myśl tak! Nie daj się wciągnąć w te jego słowne gierki! Nie zastanawiaj się, czy jego jasna skóra faktycznie smakowała jeżynami. Nie wyobrażaj sobie, gdzie byłyby w stanie przylgnąć twoje usta ani gdzie mógłby się znaleźć spragniony język. Nie szukaj wymówek, aby sprawdzić, jak słodki potrafił być ten mężczyzna, czy to metaforycznie, czy też całkiem naprawdę. Przecież nie po to się wykąpał, prawda?

Prawda...?

- Szkoda. Myślałem, że jednak skusisz się na takie nadprogramowe ciastko owocowe z wisienką na torcie. - Viktor obrócił głowę w stronę swojej szafki nocnej, ale zaraz się wycofał i westchnął z zawodem. - A nie, wybacz. Przecież zostały nam już tylko truskawkowe.

Japoński łyżwiarz przełknął ślinę. Zamiast ugasić płomień, niezobowiązująca uwaga Viktora tylko roznieciła prawdziwy pożar myśli, a Yuuri chyba nawet zaczął rozumieć, czemu zapachy kosmetyków rządziły się swoimi restrykcyjnymi prawami. Gdyby takich owocowych specyfików było więcej, ich zużycie w tym domu wzrosłoby co najmniej dwukrotnie. Powód byłby trywialny - raz braliby prysznic przed, a raz musieliby po.

- Okropny - szepnął Yuuri, z pewną nieśmiałością otwierając ramiona, gotowe na przyjęcie uśmiechającego się figlarnie narzeczonego. - W porządku, niech będzie, może być po twojemu, tylko... tylko zgaś światło. Dziś chcę się skupić na tym, co najlepsze.

I on już się o to postara, żeby jeżyny zamienić na jak największą ilość malinek...


***

Przypisy-chan

Dzień dobry :3 Wiem, że to nietypowy dzień jak na "Pozdrowienia", ale pomyślałam, że skoro mam czas, to może nawet spróbuję coś opublikować - ale nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że akurat mogę i chcę. Betę to nawet zaczęłam dzień wcześniej, jednak kiedy zobaczyłam, że mam jeszcze parę innych rzeczy do ogarnięcia, zrobiłam sobie... dum-dum-dum-duuum... przerwę! :O Czyli tak, rekonwalescencja przebiega całkiem pomyślnie, a wczoraj to nawet pisało mi się na tyle przyjemnie, że jestem pewna, że przyszły one-shot wyjdzie mega sympatycznie i będę z niego w pełni dumna.

Ale póki co skupmy się może na obecnej przygodzie. Ponieważ uwielbiam owocowe żele pod prysznic, dlatego naszła mnie pewnego razu taka zagwozdka, dlaczego praktycznie zawsze kosmetyki o owocowych zapachach są skierowane stricte do kobiet? A to panowie już nie lubią sobie powąchać jakiejś soczystej pomarańczy czy innego zielonego jabłuszka? Naprawdę wolą tylko te "supermęskie" i "ultramęskie" żele dla prawdziwych twardzieli? No nie wydaje mi się, choć rozumiem, że zdecydowanie łatwiej jest sprzedać produkt, który będzie pokazywał, jak to facetowi przybywa od tego testosteronu. Magia uogólniania. A przecież jedzenie lubi każdy, no nie?

Pomidorowe żele pod prysznic faktycznie istnieją (i tak, pomidory to owoce). Jest nawet taki w Polsce.

A tu wersja zagramaniczna:


Więc niech plotki Viktorowi lekkimi będą i jak dla mnie może kupować różne fascynujące żele pod prysznic. No, i nie tylko żele ;)

Więc! Wracając do ogólnych planów... Po pewnych problemach i perturbacjach postanowiłam jednak dokończyć w tym tygodniu publikację "Pozdrowień z Petersburga!" i oficjalnie ogłaszam, że jest to finisz tej książki (smarka symbolicznie w chusteczkę). Ale nie martwcie się. Kto wciąż jest zainteresowany czytaniem luźnych przygód Viktora i Yuuriego, ten niech wypatruje powiadomienia 25 lutego, bo wtedy wystartuje nowy zbiór pod nieco rozwleczonym tytułem "Co dwa serca, to nie jedno". A taka będzie jego okładeczka (robione przeze mua, bo się nauczyłam sprytnych narzędzi):

"Archiwum przypadków miłosnych" jest na malutkim hiatusie, ale potrzebuję z tygodnia, żeby przebrnąć przez najgorszą część bety związanej z książkową "Kwiaciarnią".

Dziękuję Wam za czytanie, za komentowanie i rzucanie w ekran gwiazdkami (o ile Wattpadowe limity pozwalały) i jeśli przypadkiem wyjdzie tak, że jest to moment, w którym się rozstajemy, to wciąż jestem Wam niezmiernie wdzięczna za dotychczasową, 80-częściową podróż przez Dziabowersum. Wytrwaliście ze mną naprawdę długo i dużo, szczególnie że mało stabilny ze mnie człowiek ^^" Mimo to dobry, zamknięty etap nie jest zły, a nowe wyzwania dają mi nowe siły, żeby się z nimi mierzyć. Nie wszystkie plany tu zrealizowałam, ale mam jeszcze sporo pomysłów i chęci, żeby wciąż się bawić z łyżwiarzami, dlatego mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy w nowej książce. Więc nie mówię żadnego "żegnajcie". Tradycyjnie napiszę...

...do zobaczenia w poniedziałek!

Muah!

😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top