Gorzkie (NSFW)
***
Poranki w wykonaniu Viktora i Yuuriego nie miały jednego, odgórnie ustalonego scenariusza, jak by się na pierwszy rzut oka mogło wydawać, i potrafiły zakończyć się naprawdę nieoczekiwanymi zwrotami akcji - w końcu czasami robili to w łóżku, czasami w kuchni, z rzadka w salonie albo w ogóle na mieście... Czasami spędzali w ten sposób długie, leniwe minuty, kiedy nie trzeba się było przejmować żadnymi obowiązkami ani konkursami, a czasami musieli robić to w pośpiechu, jednocześnie szykując się do wyjścia do Klubu... Rozkoszowali się nieznanymi dla innych pór dnia smakami albo wręcz przeciwnie, pospiesznie połykali to, co mogli, nie zastanawiając się nawet, czy było to zdrowe i czy aby na pewno bezpieczne...
...w sensie że śniadania jedli! Śniadania! No oczywiście, że chodziło o śniadania. To właśnie w kwestii posiłku nigdy nie mieli całkowitej pewności, gdzie akurat zawiedzie ich czas, humor czy też potrzeba przestrzeni. I chociaż kawa regularnie teleportowała się wprost do sypialni, żeby zachęcić sennego Japończyka do spojrzenia przychylniejszym okiem na półnagiego kelnera, który przynosił mu to zamówienie, to jednak ciężko było oczekiwać, że posiłek złożony z jajecznicy z siedmiu jajek smażonej na dużej ilości świeżych pomidorów czy też góra kupionych w piekarni rogalików francuskich odnajdzie sensowne miejsce wśród rozkopanej pościeli. Tak czy siak kuchnia była więc podstawowym wyborem jeśli chodziło o zarządzanie śniadaniem dla dwóch głodnych osób oraz ich wiernego psa.
Po wypiciu połowy kubka gorącej kawy Yuuri odetchnął nieco głębiej, wysunął się z łóżka, poszedł do łazienki umyć twarz i zęby, a kiedy wkroczył do salonu (wciąż jeszcze paradując w rozciągniętej pidżamie niby ten półprzytomny grecki filozof odziany w za dużą togę), zaczął trochę żałować, że nie wziął ze sobą okularów. Wydawało mu się bowiem, że coś z ich przyciasnym stołem było mocno nie tak i że Viktor zużył chyba wszystkie dostępne zapasy, żeby przygotować dzisiejsze śniadanie, a kto wie, czy po drodze nie zaatakował jeszcze sąsiadów, zabierając im przy okazji cały spiżarniowy dobytek. Ale nie, to była tylko wolna sobota, a Viktor najprawdopodobniej uznał, że nadeszła właściwa pora, aby przetestować słuszność frazy "zastaw się a postaw się"... choć bez kalorycznej przesady, oczywiście. Najbardziej tuczący z tego wszystkiego był mały, symboliczny słoik dżemu porzeczkowego, no i ewentualnie sam przystojny Rosjanin, szczególnie że miał na sobie wyłącznie czarne bokserki otoczone wokół pasa białą, seksowną lamówką, co pozwalało bezkarnie sycić wzrok widokiem dużej ilości ładnych mięśni naraz.
- O, Yuuri. - Viktor właśnie zdążył postawić na stole półmisek sałatki z łososiem, więc uśmiechnął się pogodnie do narzeczonego. - A już chciałem po ciebie iść.
- Po mnie czy po buziaka? - odgadł Yuuri, siadając naprzeciwko narzeczonego, zaraz przy krótszym boku stołu. Dłuższy był okupowany przez Makkachina, któremu Viktor postawił na podłodze miskę z karmą.
- Przecież jedno nie wyklucza drugiego - zauważył Viktor, podając Yuuriemu brakujący widelec, po czym usiadł na swoim krześle i zaczął nakładać na talerz solidny kopczyk sałatki. - Ech, teraz czuję się jak złoczyńca, któremu właśnie udaremniono arcygenialny plan podbicia Ziemi...
Yuuri nie mógł się nie uśmiechnąć na to melodramatyczne podsumowanie, chociaż dla siebie zachował cenną uwagę, że przecież Viktorowi udało się podbić już całkiem dużo, tyle że było to serce narzeczonego i że zdobył je za pomocą smacznego śniadania. Ale może to i lepiej, żeby o tym nie wiedział. Gdyby źle to wszystko zinterpretował i skupił się na wątku wystawnych posiłków zamiast na samych staraniach, mógłby za każdym razem chcieć doprowadzać ich lodówkę do całkowitej anihilacji - a tego ani serce, ani żołądek Yuuriego z pewnością by nie wytrzymały.
Więc owszem, faktycznie, czasami robili to w kuchni... lecz jak się niecałe piętnaście minut później okazało, dwuznaczność tego zwrotu nie istniała tak zupełnie bez przyczyny.
- No i jak? Smakowało? - zagadnął po pewnym czasie Viktor, kiedy zauważył, że Yuuri zjadł już swoją porcję sałatki i zabrał się za sok pomarańczowy, powoli sącząc go z wysokiej szklanki.
- Smakowało - przyznał zachowawczo Yuuri, po czym oblizał kącik ust z zabłąkanej kropli. - Im mniej korzystasz z kuchenki, tym lepiej wypadasz, a jeśli chodzi o dressingi to... hmm... to dla mnie jesteś prawdziwym mistrzem. Umiesz świetnie doprawiać jedzenie. Za sam szpinak należy ci się order zasług.
- I do wystawienia tak przychylnej opinii przekonała cię zaledwie jedna sałatka?
- Ale za to jaka - pochwalił Japończyk, po czym namyślił się i sięgnął widelcem po jeszcze jeden, nadprogramowy kawałek wędzonego łososia. W końcu słabość do owoców morza i wszystkiego, co z tym związane, miał wpisane w DNA. - Chyba nigdy nie jadłem lepszej.
- O. Ou - mruknął cicho Viktor i uśmiechnął się, opierając podbródek na zaplecionych ze sobą dłoniach. - Nie powiem... bardzo mi to schlebia...
Yuuri odwzajemnił uśmiech, delikatnie salutując narzeczonemu różowym kawałkiem ryby i... i zamarł z widelcem w połowie drogi do ust, bo nagle poczuł, że coś otarło się o jego łydkę. Powoli, metodycznie, od dołu do góry... Tu nie chodziło o nic przypadkowego ani tym bardziej przelotnego. To było o wiele wyraźniejsze i do szpiku kości... sugestywne...
- Vi-Viktor! - Yuuri zająknął się, otwierając szeroko oczy, a łosoś na widelcu zachybotał, niepewny, gdzie zawiedzie go przyszłość i czy nie prowadziła ona wprost na podłogę. - Co ty robisz...?!
- Ja? - Viktor ukazał rząd idealnie białych zębów i na dziecięcą modłę przechylił głowę w bok, podczas gdy pod stołem jego stopa coraz śmielej muskała łydkę Yuuriego. - Urozmaicam śniadanie?
- Ale tak nie wolno...! - zwrócił uwagę Katsuki i jęknął niekontrolowanie, czując, że do prawej nogi dołączyła również lewa, która na jego własnej stopie zaczęła rysować sugestywne kółka.
- Czy ja wiem, czy nie wolno? - Viktor wyciągnął się tak, że jego kolana wsunęły się między kolana Yuuriego i rozchyliły je nieco szerzej, dając dostęp do wszystkiego, co znajdowało się pomiędzy nimi. Przekaz okazał się całkowicie jasny. - Możemy potraktować to jako poranną rozgrzewkę. A może lepiej trening opanowania...?
Nie, nie, nie mogli, nie w takiej chwili, nie przy jedzeniu... nie przy... Zaniepokojony Yuuri złowił kątem oka, że zaalarmowany dziwnymi dźwiękami Makkachin uniósł pysk, zostawił miskę i odmaszerował do salonu, najwyraźniej szykując się do pośniadaniowej siesty. Chociaż tyle, ale... to wciąż... on... nie, nie, tak nie powinno być! Nie w ten sposób, nie tak nagle, nie z widokiem na te przeszywające, błękitne oczy, którymi Viktor śledził każdą, nawet najdrobniejszą reakcję ciała Yuuriego. Jakby był pewien swego. Jakby sądził, że cokolwiek nie powie czy czegokolwiek nie spróbuje, to zostanie mu to wybaczone, bo przecież to był on. To nie tak powinno to wyglądać. Nie...!
- W porządku, w porządku. Tylko żartowałem. - Nagle siła rozchylająca kolana Yuuriego zelżała na tyle, że mógł z powrotem złączyć nogi, a kiedy uniósł wzrok, zauważył, że Viktor zaśmiał się i wycofał się na swoje krzesło. - Tak uroczo mówiłeś o tym całym doprawianiu, że nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dodać do sytuacji jeszcze odrobiny pikanterii. I przyznaję, było warto. Twoja mina była po prostu bezcenna.
Jego... jego mina? To było wytłumaczenie Viktora na całe to nieobyczajne zachowanie? Mina? Tylko tyle miał do powiedzenia? Właśnie dlatego niemal doprowadził go do zawału? Yuuri bardzo chciał się przesłyszeć albo wręcz obudzić się z powrotem w łóżku i zobaczyć, że narzeczony wciąż spał spokojnie u jego boku, nie myśląc o strojeniu sobie dwuznacznych żarcików, jednak problem polegał na tym, że rzeczywistość ani myślała się odmienić. Zamiast tego nadal widział ten nieznośnie łagodny, triumfalny uśmieszek zdobiący przystojne oblicze siedzącego przed nim Viktora, któremu wydawało się, że skoro on był zadowolony z zakończenia sprawy, to wszyscy podzielali ten pogląd. O nie... tak to nie będzie...
Gdzieś daleko, daleko, na praktycznie samym dnie serca Yuuri poczuł gotujący się w nim gniew. Niech pan sobie to wybije z głowy, panie Nikiforov. Może z innymi ludźmi mógł pan sobie pogrywać w ten sposób. Może kiedyś, kiedy ledwie się znali, uszłoby to panu na sucho albo przez napad wstydu nie usłyszałby pan nawet jednego słowa przez bity tydzień, ale dziś, teraz, po tych wszystkich miesiącach wspólnego życia, po tych licznych sytuacjach, które sprawiły, że zdołał zyskać o wiele większy szacunek do narzeczonego, wierząc w jego dojrzałość, kiedy sądził, że byli jednak ponad tym...
- Viktor, ty... - szepnął Yuuri, a ciemna kurtyna złości zupełnie przysłoniła jego zdrowy rozsądek. - Jesteś...
Lecz zanim zdołał pomyśleć dwa razy nad tym, co chciał zrobić, Katsuki zacisnął usta, wsparł dłonie o stół i uniósł prawą nogę, żeby położyć ją wprost na kolanie Nikiforova. Na ten śmiały ruch uśmiech Viktora w jednej chwili przygasł, a na jego miejscu pojawił się wyraz niemego, jakby jeszcze nieoczywistego zaskoczenia.
- Yuuri? - zapytał niepewnie. Prawidłowo...
- Spokojnie - powiedział cicho, napędzany przez upór i chęć odpłacenia się Viktorowi pięknym za nadobne. Czasami nawet w Yuurim budziła się ta groźna strona osobowości, która wyzwalała w nim pokłady skumulowanych emocji, a skoro z jej pomocą umiał być stanowczy na lodowisku, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby sytuację zamkniętą w czterech ścianach przestronnego apartamentu również potraktować jako część występu. Takiego specjalnego, limitowanego, dedykowanego wyłącznie dla jednego widza... który miał być również jego jedynym uczestnikiem... - W końcu sam powiedziałeś, że to jest tylko taki trening opanowania.
Wtedy stopa przeniosła się na udo oszołomionego mężczyzny, a potem stopniowo, centymetr po centymetrze, niczym wąż pełznący w stronę swojej ofiary, palce wsunęły się pod krawędź nogawki bokserek. Na to Viktor już nie mógł pozostać obojętny, a uradowana mina zniknęła zupełnie, zmyta przez delikatny niepokój. I słusznie. W końcu nad tą częścią Yuuriego nigdy nie umiał poprawnie zapanować. Nawet przewidywanie jego zachowania wydawało się praktycznie niemożliwe.
- Ale wiesz, ja wcale nie byłem poważny... - przypomniał ostrożnie Viktor, jednocześnie próbując wycofać się sprzed stołu razem z całym krzesłem. Niedoczekanie jego.
- Może powinieneś.
Wraz z tymi słowami japońska stopa wysunęła się z krótkiej nogawki, uniosła i wreszcie wylądowała na kroczu Viktora, który gwałtownie nabrał powietrza, zaciskając ręce na siedzisku.
- Yuuri...! - zawołał o ton wyżej niż normalnie, co wywołało w Katsukim przyjemne poczucie satysfakcji. Oczywiście wcale nie przyszpilił Viktora jakoś szczególnie mocno, ledwie tak, żeby zaznaczyć obecność swojej nogi, ale nie dało się ukryć, że w psychologicznej bitwie na odważne posunięcia to on był tutaj górą. W przenośni... i jak najbardziej dosłownie.
- Nic się nie dzieje - powiedział na głos tym samym, chłodnym, beznamiętnym tonem co wcześniej, podczas gdy wąska stopa przez całą ich rozmowę przesuwała się nieznacznie w górę i w dół, masując męskość wijącego się na krześle mężczyzny. - Zupełnie nic.
- Nie o to mi.... chodziło... chciałem tylko... Och, Boże moj...! - Kiedy podirytowany kolejnymi wymówkami Yuuri przycisnął piętę do krocza Viktora, jego ciałem targnął tak silny skurcz, że aż jęknął po rosyjsku i niekontrolowanie uderzył kolanem w blat. - Yuuri! Przecież wiesz, że ja...!
Nie był do końca pewien, czym były te emocje, które w tamtym momencie przemknęły przez twarz Viktora, ten lekki dyskomfort przemieszany z niedowierzaniem i... i chyba jakąś niesamowitą przyjemnością... ale sprawiły, że Yuuri wreszcie oprzytomniał. Szybko wycofał stopę z powrotem na podłogę, na co Viktor aż zwiotczał i opadł na krzesło, zsuwając się z niego na kilka centymetrów, a kiedy Yuuri to zobaczył, resztki gniewu rozwiały się niczym mgła. Przy stole został tylko ten stary, dobry, łagodny łyżwiarz oraz błąkająca się w jego głowie myśl, że wszystko poszło zupełnie nie tak jak trzeba - rozmowa, żarty, nawet śniadanie jako ogół. To, że chciał się odpłacić za niekomfortową sytuację, miało oczywiście swoją rację bytu, ale jednoczesne doprowadzenie ukochanej osoby do takiego stanu wydawało się czymś absolutnie niewybaczalnym.
- Przepraszam...! - Yuuriego najpierw zmroziło poczucie winy, a zaraz potem poderwał się z krzesła, zamierzając czym prędzej podejść do Viktora i sprawdzić, czy przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie nie wyrządził mu jakiejś krzywdy. - Posunąłem się za daleko...! To miała być tylko taka nauczka, ale nie chciałem, żebyś-
- Nie, nie, to nie tak. - Viktor uniósł rękę, powstrzymując Yuuriego przed rzuceniem mu się na ratunek, a kiedy się wyprostował, ogniki fascynacji na nowo rozpaliły żar w błękitnych oczach. - Yuuri, nie przerywaj.
Nogi ugięły się pod Katsukim, kiedy klapnął z powrotem na krzesło.
- Co?
- Nie przerywaj - powtórzył Viktor i odetchnął nieco głębiej, starając się uspokoić głos. - Zrób to w ten sposób. Chcę dojść dzięki twojej stopie.
"To jest jakiś obłęd" pomyślał w pierwszej chwili Yuuri, patrząc z przerażeniem na ukochanego, natomiast w kolejnej przyszło mu do głowy, że to musiał być jakiś dziwny efekt jego specyficznego, cóż... zabiegu. W końcu istniała taka możliwość, że wzorem podręczników do akupunktury nacisnął jakieś wrażliwe miejsce odpowiadające za czerpanie przyjemności z sado-masochistycznych praktyk i... i o. I w ten oto popisowy sposób do reszty popsuł Viktora Nikiforova. Kto wie, czy nie na dłużej. Możliwe, że na całe życie.
- Dlaczego? - zapytał wreszcie Yuuri, wciąż nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodziło i jak Viktor mógł być wobec niego aż tak pobłażliwy. - Czemu zgadzasz się na coś takiego? Nie sprawia ci to bólu? Ani nie jesteś na mnie zły? Przecież ja na ciebie... byłem...
- Mój mało uważny uczeń jak zwykle nie słucha tego, co jego trener ma do powiedzenia. A przecież to właśnie to próbowałem ci wcześniej powiedzieć. "Chciałem tylko" sprawdzić, czy jesteś w odpowiednim nastroju na małe co nieco, ale tak nagle przełączyłeś się w swój inny tryb, że nie zdążyłem nawet obrócić tego wszystkiego w żart. Za to ty... ty jak zwykle przerosłeś moje najśmielsze oczekiwania. Szczególnie że "przecież wiesz, że" uwielbiam, kiedy nade mną dominujesz - wyznał z uśmiechem Viktor, uzupełniając luki wypowiedzi, które wcześniej zagłuszyły jego własne jęki, po czym ostrożnie wyciągnął stopę do przodu, by zetknąć się z dużym palcem u nogi Yuuriego. - I nie bój się, to wcale nie boli. Mimo tej strasznie groźnej miny, za którą tak bardzo starasz się ukryć swoje prawdziwe intencje, przez cały ten czas dotykałeś mnie z niezwykłym wyczuciem. Jakbyś nawet w takiej chwili był na lodowisku...
"Więc jeśli ci to pomoże, potraktuj to jako specjalną próbę Erosa" zdawało się mówić spojrzenie Viktora, na co mur obronny Yuuriego zaczął w zastraszającym tempie topnieć. Jakim cudem zabrnęli aż tak daleko? Kiedy ten niewiarygodnie utalentowany idol będący obiektem jego szacunku oraz podziwu na poziomie czysto platonicznych uczuć przeobraził się w seksownego mężczyznę, który siedział naprzeciwko niego w samej tylko bieliźnie i nie ukrywał, że miał bardzo wyuzdane fantazje na temat jego stóp? Jak niewinne przytulanki i trzymanie się za ręce, którymi jeszcze zimą napawali się niczym zakochane dzieciaki, mogło doprowadzić do tego, że teraz, latem, pragnęli kochać się praktycznie z samego rana i tuż przy zastawionym stole?
Ale jeśli tak... jeśli Viktor chciał właśnie tego i jeśli akceptował go z wszystkimi nieoczekiwanymi odchyłami charakteru... to chyba przyjdzie im skończyć w tym samym piekle... razem...
- Zapominasz się, Vitya - powiedział cicho Yuuri, ponownie wcielając się w rolę dominującego kochanka, chociaż tym razem to nie złość wzięła nad nim górę. Nie, obecnie czuł jakąś dziwną formę fascynacji wobec sytuacji, w jakiej przyszło im się znaleźć. Jakby robili coś ogromnie niestosownego i kompletnie bezwstydnego, ale skoro działo się to za obopólną zgodą, to nie było to nic złego. Właściwie to tym bardziej chciał przez to sprawdzić, gdzie była granica, do jakiej potrafili się zbliżyć i czy faktycznie mogli to zrobić. - Jeśli zamierzasz tak jawnie przyznawać się do swoich fetyszy, to wolę wyjść z Makkachinem na spacer. Więc? Będziesz grzeczny czy mam sobie pójść?
- Nie, nie, tylko nie teraz. - Viktor przełknął ślinę, podświadomie czując, że to nie była wcale taka bezpodstawna groźba na pokaz, a gdyby tylko trafił z nieodpowiednim słowem w nieodpowiedni moment, Yuuri naprawdę mógłby się wycofać i uznać nieprzyzwoitą propozycję za całkowicie unieważnioną. - Co mam zrobić, żebyś był zadowolony?
Yuuri poruszył niespokojnie palcami u stóp. A jednak nie umiał zignorować podobnej okazji, tym bardziej że ich mała, intymna gra była jednocześnie tak cholernie i pokrętne wciągająca, że czerpał z niej nie mniejszą przyjemność co czekający na werdykt ukochany. Oby nie weszło im to w nawyk, inaczej już nigdy więcej nie zasiądzie do tego stołu bez wyobrażenia sobie twarzy dochodzącego Viktora...
Chociaż... może istniało na to pewne rozwiązanie...
- Jedz śniadanie i udawaj, że wszystko jest w porządku - polecił nieoczekiwanie, delikatnie zagryzając dolną wargę.
W odpowiedzi Viktor uniósł brwi i zaniemówił. Tego się nie spodziewał. Ba, właściwie to na tyle zszokował go ten koncept, że z pewnym przestrachem rozejrzał się po stole. Sałatka, kajzerki, jabłka... na cokolwiek nie padł wzrok Rosjanina, miało się wrażenie, że mężczyzna wyobrażał sobie scenę, w której dławił się gdzieś w połowie kęsa i umierał w męczarniach, kompletnie niespełniony. Ale w porządku, Yuuri wierzył w jego perfekcyjną grę przed widownią - w końcu sam niejednokrotnie do niej należał i nigdy nie był zawiedziony finalnym efektem.
Ostatecznie Viktor zdecydował się ująć w dłoń kubek z jogurtem naturalnym, po czym z nadzieją zwrócił oczy ku narzeczonemu.
- Znacznie lepiej - pochwalił Yuuri, a kiedy Viktor oderwał wieczko i zanurzył łyżeczkę we wnętrzu, stopa ponownie wylądowała między nogami ukochanego. Oczy Yuuriego rozszerzyły się nieznacznie, kiedy wyczuł pod podeszwą, że członek Viktora zrobił się już wyjątkowo twardy. A niech to... Chociaż nawet nie dotknął go bezpośrednio... - No to co? Jaki jest plan na dziś, panie trenerze?
Przy słowie "trener" Yuuri ostentacyjnie wyciągnął rękę po jabłko, podczas gdy jego pięta przesunęła się nieco niżej, na jądra Viktora, delikatnie naciskając na nie to z lewej, to z prawej strony. Rosjanin wziął szybki wdech, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo ta zmiana klimatu mu się podobała.
- Rzadko kiedy mamy wolne z samego rana... dlatego pomyślałem sobie, żeby przelecieć... cię... - westchnął Viktor i niewiele brakowało, a łyżka z jogurtem trafiłaby do nosa zamiast do ust. - Znaczy się! Chciałem przelecieć się! Na targ...! Po... po warzywa...
- Jakie? - zagadnął Yuuri.
Viktor wyglądał tak, jakby pół życia przeleciało mu przed oczami, choć jednocześnie na krańcu tej wizji z pewnością dostrzegł pozłacane bramy niebios.
- Marchewki, ogórki... poo... ory... - wyliczał z trudem, celowo (czy też niekoniecznie) skupiając się na tych odmianach, które miały co bardziej sugestywne kształty. - Może... bakłażany...?
- Hmm, w sumie to bardzo dobry pomysł. Po dzisiejszym śniadaniu na pewno zrobiły nam się spore pustki w lodówce - przyznał Yuuri i bez choćby mrugnięcia okiem zatopił zęby w jabłku, chrupiąc nim aż miło. Mimo to czuł, że za każdym razem, kiedy miękkie śródstopie ocierało się o główkę ukrytej pod bokserkami męskości Viktora, jego własne spodenki robiły się coraz mniej i mniej wygodne. - A na kolację zjadłbym grillowaną cukinię.
- C-cukinia. - Perlący się na skroni pot dość jasno wskazywał, że Viktor zdołał sobie wyobrazić niekoniecznie to, co trzeba i niespecjalnie tam, gdzie powinien. - Tak, dokładnie, cukinia... to świetny pomysł... ja... ja zjadłbym... ją... teee...ż!
Ostatnią spółgłoskę Viktor niemal wypluł, a Yuuri poczuł nieznaczny ruch jego bioder, zupełnie jakby narzeczony nie wytrzymał, tylko mimowolnie starał się zbliżyć do upragnionego orgazmu. Zresztą, nie mógł go za to winić, bo w przypadku Yuuriego wcale nie wyglądało to lepiej. W końcu nie tak całkiem dawno temu odbył z Viktorem pewną specyficzną rozmowę, w trakcie której Rosjanin napomknął, że stopy należały do bardzo wrażliwych stref erogennych. Teraz Yuuri wreszcie zrozumiał, skąd wzięło się to twierdzenie. Dla pobudzonego człowieka nawet delikatne muśnięcie czy zwykły kontakt z drugim ciałem wydawał się czymś niesamowicie przyjemnym - czymś, od czego traciło się głowę i zapominało o rzeczywistości - a co dopiero mówić o tak jawnie nieprzyzwoitej sytuacji, kiedy to jego własna stopa ocierała się o członek w stanie bolesnej erekcji...
- Yuuri, ja już...!
I kiedy wydawało się, że Viktor nie zdoła wytrzymać ani sekundy dłużej, że to był szczyt jego możliwości, dlatego przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, czekając na ostateczne spełnienie, jednak to... cóż... nie nadeszło. Gorzej. Stopa znów zniknęła z jego krocza, zupełnie ignorując fakt, że to aż pulsowało od skumulowanego w podbrzuszu napięcia.
- Co...? - zapytał zamroczony Viktor, ostrożnie otwierając oczy. - Yuuri...?
Ale Yuuri zdołał już zniknąć pod stołem i właśnie klękał między udami narzeczonego.
- Już wystarczy. Nie chcę, żebyś męczył się w ten sposób - mruknął, odciągając pasek bokserek od brzucha, żeby uwolnić naprężoną pod materiałem męskość. - Chcę, żeby było ci przyjemnie.
Jednocześnie z tymi słowami Yuuri ujął w dłoń podstawę członka, przetarł kciukiem śliską od preejakulatu główkę i wreszcie nachylił się, obejmując ją ustami. W odpowiedzi usłyszał tylko dźwięk upadającej łyżeczki oraz kolejny haust zaczerpywanego z nagła powietrza. W porządku, tak było lepiej - nie musiał wcale wiedzieć twarzy ukochanego, skoro mógł czuć pod językiem wszystkie targające nim emocje oraz reakcje, których nieskomplikowana fizjologia nie była w stanie ukryć. Kształt, puls, fakturę, smak... Każdy fałd skóry, każdą naprężoną żyłkę... Każdy centymetr ciała, kiedy z kolejnymi powtórzeniami wsuwał się nieco głębiej i głębiej. Teraz jednak miał tę niezachwianą pewność, że Viktorowi było naprawdę przyjemnie, szczególnie gdy do Yuuriego docierały strzępki informacji, jak często narzeczony powtarzał jego imię i jak mimowolnie przeczesywał drżącymi palcami czarne włosy. Więc kochał go. Obaj kochali. A Yuuri kochał to robić z Viktorem.
I stało się tak, że po zaledwie kilkunastu sekundach wyuczonej pracy Viktor spiął się w ten charakterystyczny, obezwładniający sposób, który do tej pory stanowił domenę igraszek łazienkowo-sypialniach, a Yuuri poczuł w ustach znajomą, ciepłą sensację, spływającą na język kilkoma gęstymi wstęgami. Oczywiście spodziewał się tego, że wcześniejszy masaż stopą wyjątkowo mocno nakręcił już Viktora... w końcu nie musiał go nawet specjalnie przygotowywać... ale że aż tak? Żeby nie był w stanie wyszeptać tego jednego słowa ostrzeżenia, tylko złapał się stołu i zacisnął zęby, starając się nie upaść? Naprawdę... W oczach Yuuriego Viktor stał się oficjalnym, niezaprzeczalnym i całkowitym fetyszystą nóg. W ustach natomiast - bo to też podlegało oddzielnej ocenie - że na całe szczęście wciąż miał pewną słabość do pozostałych części ciała.
- Boże, Yuuri... Przez chwilę na serio myślałem, że zaraz wyzionę tu ducha i że już nigdy nie doczekam się tej grillowanej cukinii... - wysapał ze zmęczonym uśmiechem Viktor, po czym odsunął się razem z krzesłem i zajrzał pod blat, patrząc na ocierającego usta narzeczonego. - Więc? Jak ci smakowało śniadanie?
- Gorzkie i mocno lepkie - oznajmił, nie mając szczególnego wyboru jak tylko pozwolić Viktorowi wyciągnąć go spod stołu i stanąć na równe, choć mocno chybotliwe nogi. - Wycofuję wniosek o order zasług dla mistrza dressingu. Nie znasz żadnego umiaru w serwowanych atrakcjach.
- Ałała... czyli jak zwykle wszystko zepsułem... W takim razie nie pozostaje mi już nic innego jak tylko obiecać, że następnym razem postaram się o coś znacznie, znacznie lepszego - wyznał, a gdy Yuuri oparł się o blat i zmierzył Viktora wzrokiem, spoglądając na niego z wyraźną kpiną, ten uśmiechnął się nieco szerzej, po czym objął ukochanego na wysokości ud. - No chyba że zgodzisz się na kontynuowanie gorących przeprosin w nieco innych warunkach? Na przykład w sypialni? Co? Mogę cię jakoś przekonać, żebyś nie zabierał mi... mojego złota?
Ranek dopiero co się zaczął, a Yuuri już odniósł wrażenie, jakby minął cały, pracowity, zaawansowany emocjonalnie dzień, którym był do granic przytomności zmęczony, więc... tak. Sypialnia brzmiała jak doskonałe miejsce na podjęcie dalszych, nieco łagodniejszych w przebiegu pertraktacji, szczególnie że problem w jego własnej bieliźnie wcale nie znikał, a tylko... stawał... się coraz bardziej naglący. Miał jednak nieśmiałą nadzieję, że język Viktora, który z łatwością wypowiadał te wszystkie gładkie słówka i słodkie propozycje, mógł coś na równie dokuczliwą przypadłość zaradzić. Dokładnie. Język brzmiał jak bardzo, bardzo dobry argument...
- Jestem w stanie rozpatrzyć taką prośbę - przyznał więc i ostrożnie oblizał spierzchnięte wargi, tym bardziej że Viktor właśnie postanowił wziąć w zęby gumkę od spodenek Yuuriego i prowokacyjnie odciągnąć ją od brzucha. - Daję ci kwadrans, a potem zbieramy się na miasto. W końcu mieliśmy jeszcze pójść na zakupy, pamiętasz?
Viktor ochoczo na to przystał i od razu zabrał Yuuriego z powrotem do łóżka, tak na wszelki wypadek zamykając za sobą drzwi i zasłaniając rolety w oknach. Przepraszanie w rosyjskim wydaniu okazało się jednak na tyle skuteczne, że Eros został całkowicie ujarzmiony, a wszystkie grzeszki związane ze śniadaniem wspaniałomyślnie odeszły w zapomnienie. No a seksowne stopy japońskiego łyżwiarza? Trzeba było przyznać, że na całe szczęście (bądź też nie) w finale odegrały już tylko jedną, w sumie mało kluczową, ale wciąż bardzo malowniczą rolę.
Yuuri prostował je, kiedy niecałe osiem minut później doszedł z imieniem Viktora na ustach...
***
Przypisy-chan
Wszystkiego najlepszego, naukochańsi i najmilszy czytelnicy pod słońcem! :) Z okazji Walentynek chciałam sprawić najlepszy prezent, na jaki mnie było stać, a chyba nic lepiej nie pasuje do tego święta jak full wypas miłość w wydaniu Viktuuri - dzięki temu i chłopcy się cieszą, i wy jesteście zadowoleni ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jednocześnie fanfik jest częścią Walentynkowego Challengu - polecam zajrzeć do wszystkich prac, które zgromadzone są pod jednym szyldem w biblioteczce na moim profilu - bo każdy dał z siebie 300% normy, żeby zawrzeć w tekstach jak najwięcej miłości do YoI ogółem. Mi przypadło hasło "gorzkie" i choć stricte nie ma o nim zbyt wiele na przestrzeni fabuły, to jednak jemu samemu zawdzięczać można zakończenie z Yuurim harcującym pod stołem ^^" A to w sumie całkiem kluczowa część.
Jeśli chodzi o wspominkę jakiejś rozmowy o stopach jako strefach erogennych - ten rozdział też się pisze, ale niestety praktycznie nie mam ostatnio czasu, żeby przysiąść do jakichkolwiek one-shotów. Przyrzekam jednak, że ta historyjka się ukaże, choć na pewno już w nowym zbiorze one-shotów (pierwszy pojawi się 25 lutego).
No i w ogóle te stopy... Już wy wiecie, że mam parę grzeszków na sumieniu na tym tle. Osobiście wypieram się i twierdzę, że stopy mnie nie jarają, już prędzej uda, a najlepiej w połączeniu z ładnym tyłeczkiem, ale jestem słaba jeśli chodzi o stopy łyżwiarzy figurowych. Jakoś to, że jest to jednak najciężej harująca część ciała ze wszystkich mocno działa na moją wyobraźnię i mam wrażenie, że jeśli już ktoś może mieć fetysz na nóżki jako ogół, to właśnie łyżwiarze. A że Viktor lubi być odrobinę dominowany i zdobywany, no to cóż... :) Takie mi się niecne seksy upichciły.
Obiecuję też nie robić już tak długiego postu. Mam pomysł na kolejną Scenę, ale wymaga to ode mnie większego niż zwykle skupienia, bo to będzie nawet ważne fabularnie. Ale ciii, wierzę, że w marcu coś zdołam ukręcić. Także keep calm and obserwujcie nową książkę, jak już się pojawi.
Nie zamierzam jednak odpoczywać i już lecę patrzeć, co za dobre rzeczy wymyślili inni biorący udział w Challengu autorzy <3 Cieszę się, że wciąż jest nas tak dużo i że jeśli chodzi o pozytywne uczucia, to można na Was liczyć jak na tabun Zawiszów!
Dziękuję, trzymajcie się, lenusiowych snów i do zobaczyska w poniedziałek, w ostatnim one-shocie "Pozdrowień"!
Muah!
😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top