Rozdział 9, czyli stroje

*Pov Reader*

Po wejściu na Facebook'a, jeszcze raz oglądałam ten nieszczęsny film. Puszczałam go w kółko i w kółko nie mogąc zrozumieć, jak do tego wogóle doszło.

- Co mnie opętało? Jak do tego wogóle doszło? - pytałam sama siebie.

Weszłam w sekcję komentarzy i czytałam każdy po kolei, łącznie z wszystkimi odpowiedziami. A było ich naprawdę dużo. Wszystkie "konwersacje" wyglądały mniej więcej tak:

"Kurde, jak ona to zrobiła.

Też nie wiem.

Trzeba mieć jaja.

Albo nie mieć mózgu.

Haha no."

Jednak jeden komentarz mnie zaniepokoił. Głosił on: "Przekażcie tej suce, że ma przejebane." Nie trudno było się domyślić od kogo on był. Od chłopaka, któremu złamałam nos (chyba).

- Teraz to już serio nie żyję... - szepnęłam do siebie.

Spojrzałam na zegarek w telefonie. Pokazywał godzinę 18:42. Postanowiłam już przygotować się do spania.

Wzięłam swoją piżamę i zeszłam na dół. Tam, weszłam do łazienki i na szybko się umyłam. Po wyjściu z niej, nawet nie poszłam do kuchni na kolację. Od razu skierowałam się do pokoju i starałam się jak najszybciej zasnąć, aby o tym wszystkim zapomnieć...

*Time Skip*

Iiiii, budzik. Eh, znowu wędrówka na dwa kroki. Chociaż... dzisiaj jest bal... więc nie ma lekcji... a, że cała impreza odbywa się o 14:00 to mam mnóstwo czasu... ale i tak muszę to diabelstwo najpierw wyłączyć.

Wstałam i podeszłam do budzika, po czym wyłączyłam go i wróciłam do "łóżka". Niestety, już byłam pewna, że nie zasnę znowu. Leżałam więc prawie nic nie robiąc, tylko patrząc w biel mojego sufitu i myśląc jak dobre wrażenie zrobię w moim dzisiejszym stroju...

Nagle przypomniała mi się jedna rzecz. A dokładniej, jeden komentarz na Facebooku. I już wiedziałam, że dzień mam zjebany.

Zagrzebałam się w kołdrze i zaczęłam przeklinać swoją chęć bycia silną i nieugiętą w obliczu niebezpieczeństwa.

- Dlaczego musiałam zrobić coś tak głupiego... - spytałam cicho sama siebie.

Jeszcze przez pewien czas tak leżałam, po którego upływie wstałam i zeszłam na dół, do kuchni.

Gdy weszłam do wspomnianego wyżej pomieszczenia, spotkałam mojego kochanego brata.

- Cześć brateł. - przywitałam się.

- O, heya [T. I.]. Jak tam? - spytał.

- Mogło być lepiej. Znacznie lepiej. - odpowiedziałam niechętnie i zaczęłam robić sobie tosty.

- Co się stało? - zapytał, trochę zmartwiony.

- Nic wielkiego. - przekonywałam.

- No, przed chwilą mówiłaś, że mogło być o wiele lepiej, a teraz, że to nic wielkiego. To jak jest w końcu?

- Źle, ale nie najgorzej. - powiedziałam siadając przy stole z gotowym śniadaniem.

- To coś z tym filmikiem? - dopytywał.

- Tsa. - odparłam od niechcenia.

- Może powinniśmy to gdzieś zgłosić?

- Hmmm... nie taki zły pomysł, jednak ja chyba też miałabym przez to problemy.

- Czemu?

- Bo ja chyba temu chłopakowi nos złamałam i to chyba podchodzi pod jakiś paragraf.

- Ale robiłaś to, żeby się bronić. - zauważył.

- Też racja, jednak wolę nie mieć kłopotów na zapas.

- "Kłopoty na zapas" to ty będziesz miała, jeśli nic z tym nie zrobisz. Skończysz jak Karen, mówię ci.

- Spokojnie, nie będzie aż tak źle. - zapewniłam, jedząc śniadanie.

- Rób jak uważasz. - powiedział brat po czym wyszedł z kuchni.

- A uwierz mi, że zrobię... - powiedziałam cicho sama do siebie.

*Time Skip*

Jest już 12:27. Myślę, że powinnam zacząć się ubierać.

Wstałam od stołu w kuchni, przy którym siedziałam większość czasu, i poszłam do siebie do pokoju.

Gdy weszłam do wspomnianego pomieszczenia, od razu skierowałam wzrok na swój strój. Moim zdaniem, był naprawdę ładny.

Przerobiłam trochę moją czarną sukienkę.

Delikatnie opryskałam ją tu i ówdzie na spódnicy białą farbą do tkanin tak, aby przypominało to nocne niebo. Gdzieniegdzie prysnęłam tej farby trochę gęściej, aby wyglądało to jak gromady gwiazd. Domalowałam też spadające gwiazdy. Złotą farbą, tego samego rodzaju, namalowałam większe gwiazdy i połączyłam je w gwiazdozbiory. Całą sukienkę posypałam lekko złotym i srebrnym brokatem. Do rękawów doszyłam półprzezroczysty, granatowy materiał, który wcześniej odpowiednio ozdobiłam, poprzez posypanie brokatem i doczepienie ozdóbek w kształcie małych, złotawych gwiazdek. Do spódnicy też doszyłam taki sam materiał, w taki sam sposób ozdobiony.

Według mnie, strój wyszedł mi naprawdę dobrze.

Dobrałam do sukienki czarne rajstopy, które również przyozdobiłam złotawym brokatem. Naprawdę nie wiem skąd mam tyle tego świecącego gówna, ale jeśli miałam, to czemu miałam go nie wykorzystać, co nie?

Przymierzałam swoje ubranie i przejrzałam się w lustrze, ustawionym w jednym z czterech rogów mojego pokoju.

- Hmm... nie wyglądam tak źle... jeszcze ta maska do tego i będzie naprawdę dobrze. - uśmiechnąłem się sama do siebie.

Sięgnęłam po maskę i założyłam ją na oczy. Maska bardzo dobrze dopasowywała się do mojego stroju.

Była czarnego koloru. Przez jej środek przechodziła "gromada gwiazd", która powstała poprzez popryskanie maski białą farbą. Przy niewielkich otworach, przez które przechodził cienki, niewidoczny wręcz, sznurek trzymający całą maskę na oczach, namalowałam złote gwiazdy i przyczepiłam wstążki z takiego samego granatowego, półprzezroczystego materiału, jaki przyszyłam przy rękawach i spódnicy sukienki.

- Wow, wyglądasz pięknie, kochanie. - usłyszałam za sobą głos mamy. - Jestem pewna, że po tej imprezie będziemy z tatą mogli już poznać swojego zięcia.

- Mamo, cholera! Musiałaś to zniszczyć tatowym żartem! - krzyknęłam zażenowana.

- Och, nie obrażaj się córciu. To przecież tylko niewinny żarcik. - zaśmiała się mama.

Chwyciłam się za nasadę nosa i policzyłam do 10.

Gdy już policzyłam, spojrzałam w stronę mej rodzicielki, jednak nie zobaczyłam jej tam.

Rozejrzałam się na szybko po pokoju i dostrzegłam ją jak grzebała w mojej toaletce (wiecie, taka ala szafeczka z lustrem, bądź lustrami dop. Autorki). Szybko do niej podeszłam, pytając:

- Co robisz?

- Szukam dla ciebie jakiejś pasującej biżuterii. Masz tego nawet sporo, jak na osobę, która praktycznie w tym nie chodzi. - zauważyła mama.

- Może i masz rację. - przyznałam.

- O! To będzie idealne. - powiedziała ma matka rodzicielka podnosząc na wysokość swoich oczu złotawy wisiorek z gwiazdką i kolczyki z takim samym symbolem.

Uśmiechnęłam się do mamy, na znak, że uważam to za dobry pomysł.

Matka podała mi kolczyki, a sama zaczęła zapinać mi na szyi wisiorek. Po chwili miałam na sobie całą biżuterię.

- Kochanie, wyglądasz naprawdę ślicznie. Myślę, że Karol nie będzie jedynym kandydatem na naszego zięcia. - zaśmiała się mama.

Nie zwracając uwagi na żart, podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Doszłam do wniosku, że naprawdę dobrze wyglądam.

- Hej! Siostra! Pomóż! - usłyszałam głos brata z jego pokoju.

Od razu tam się udałam.

- Co jest? - spytałam wchodząc.

- Który bardziej pasuje? - spytał brat przystawiając mi tuż przed twarz różę fioletową i granatową.

- Po pierwsze, która, bo to rodzaj żeński, a po drugie, od kiedy martwisz się o kolor róży?

- Od dzisiaj i do dzisiaj.

Dopiero teraz spojrzałam na ubiór mojego bratełka.

Był ubrany w jasny garnitur. Spod niego wyglądała równie jasna koszula z rozpiętym ostatnim guzikiem.

- Coś ty się tak ubrał? To tylko bal na zakończenie roku a nie studniówka. - zaśmiałam się.

- Mama mnie tak wypindrzyła, poza tym, ty też chyba o tym zapomniałaś. - odparł wskazując na mój strój.

- Hej, mój strój ma symbolizować noc, więc się odpie... to znaczy, odfafnicz ode mnie, a ty wyglądasz jakbyś na tym balu miał mieć dziewczynę.

- Bo mam.

Stałam chwilę patrząc na niego, po czym wybuchłam śmiechem.

- No i z czego ryjesz? - spytał.

- Hahahahahahaha! Z ciebie! Hahahaha! Ty niby miałbyś mieć dziewczynę? Haha!

- A żebyś wiedziała, że mam! A teraz powiedz po prostu która lepsza! - wykrzyczał, znowu przystawiając mi kwiaty przed oczy.

- Hah, ja bym je dobrała pod kolor krawata albo muszki, zależy ci założysz.

- No, mam czarny albo czerwony krawat.

- To weź czarną lub czerwoną różę, proste. - powiedziałam, jakby to było logiczne samo w sobie. Bo było.

- Ale mam tylko takie.

- To co za problem pójść do kwiaciarni i poprosić o czarnego i czerwonego kfiutka? - spytałam.

- Jestem biedny i nie mam pieniędzy.

- W takim razie idź do rodziców i poproś ich o kilka złotych.

- Ale mi się nie chce iść.

- To kurwa zostań w domu i załóż sam krawat.

- [T. I.]! - usłyszałam zdenerwowany głos matki z mojego pokoju.

- Przepraszam! To kurde zostań w domu i załóż sam krawat.

- Ale który?

- Jezu, nie wiem. Czarny załóż, będziesz wyglądać jak w negatywie.

- W czym?

- W dupie kur... de. Sprawdź w Internecie, a teraz wybacz, ale muszę się sama ogarnąć do końca.

I wyszłam z jego pokoju.

- Jaki on potrafi być denerwujący. - powiedziałam wchodząc do swojego pokoju.

- Musisz jeszcze popracować nad słownictwem, córko moja. - zwróciła się do mnie mama, która stała ciągle przy mojej toaletce.

- Dupa to nie jest przekleństwo. - powiedziałam siadając na fotelu. - A tak wogóle, mogłabyś mi trochę zakręcić włosy?

- Przecież ci się po maksymalnie 15 minutach rozprostują.

- Otóż nie. Po takim czasie, pofalują mi się. I właśnie taki efekt chcę osiągnąć. - uśmiechnęłam się.

- Niech ci będzie. - powiedziała moja matka i zeszła, najprawdopodobniej, do łazienki.

Ja poszłam za nią i już po kilku minutach miałam gotową fryzurę. Mama dodatkowo spięła mi dwa kosmyki włosów czarną gumką z wplecionymi złotymi nitkami, co wyglądało naprawdę nieźle.

Teraz tylko czekać na odpowiednią godzinę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top