Rozdział 5, czyli wkurwiańsko i spowiedź
*Pov Reader*
Po skończonej uczcie w moim pokoju, postanowiłam zrobić coś produktywnego. Tylko co? Szkicowanie? Nie, nie chce mi się. Przeglądanie socjalków? Meh, sprawdzałam rano, pewnie nic ciekawego i tak nie dodali. Wkurwianie/torturowanie brata? Taaaaaak! To zawsze jest wspaniały pomysł.
Wypełzłam z nory aka mój pokój i zeszłam na dół. Mój brat akurat grał w salonie w najbardziej wkurwiającą grę na świecie, czyli Fortnite. Jak ja jej kurwa nienawidzę. Przez nią ten mały żmij drze się na cały dom i skacze jak jakiś kangur. Ale kiedy gra, najprościej wyprowadzić go z równowagi.
Weszłam sobie na spokojnie do salonu. Oczywiście, nasz pełzaczek na konsoli, skupiony w chuj, na słuchawkach z kolegami oddziały gra i stoi kilka centymetrów od telewizora.
~ Idealnie ~ pomyślałam.
- Hej braciszku! Co tam u ciebie!? - wydarłam mu się do ucha, zasłoniętego słuchawką i oparłam mu się o głowę. Zawsze tak robię, bo jest ode mnie o więcej niż głowę niższy i jest to bardzo wygodne. Oczywiście dla mnie, nie dla niego.
- Możesz wyjść? Przeszkadzasz mi. - warknął na mnie. Uuuu, czyli gierka nie idzie.
- A w czym ci przeszkadzam? W przegrywaniu? - oparłam się na nim z większą siłą.
- Nie, wręcz przeciwnie, w wygrywaniu.
- Ale ja tu widzę czarno na białym, że przegrywasz. - w tym momencie jakiś inny gracz trafił postać Daniela ze snajperki i go powalił. - O, widzisz.
- No i co robisz!? - wydarł się. - To przez ciebie! Gdybyś mnie nie zagadała by mnie nie trafił!
- A co to zmienia, że do ciebie mówiłam? I tak byś typa nie zauważył. - zaśmiałam się.
- Dobra, wyjdź już. - próbował mnie odepchnąć, jednak zbyt twardo stałam na ziemii. Poza tym, mam znacznie więcej siły od niego.
- Ależ, ja chcę sobie popatrzeć na to jak wspaniale grasz, może się czegoś nauczę. - zarzuciłam mu rękę za szyję tak, żeby nie mógł operować głową i mnie odepchnąć.
- Powiedziałem, wyjdź! - krzyknął i próbował się wyrwać z mojego uścisku.
- Nie-e. - przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej.
- No! Mówię coś do ciebie!
- A co ty, matka moja jesteś?
- Masz stąd iść! - oho, cel osiągnięty. Stan Daniela: wkurw totalny.
- Bo co mi zrobisz? Z taktyka mnie zdejmiesz? - zaśmiałam się, bo akurat jakiś typek zaczął go dobijać z tej broni.
- [T. I.]! Idź, bo powiem mamie! - już zaczął skakać, żeby się ode mnie uwolnić.
- Haha, spoko, proszę. - puściłam go. Ale to nie był koniec.
Podeszłam do stolika, który znajdował się za moim bratem, więc nie mógł zobaczyć co tam robię. A ja wzięłam do ręki pilota i wyłączyłam telewizor, ale konsola dalej chodziła.
W pierwszym momencie Daniel wogóle nie ogarnął o co chodzi. Miał tak idealne Pikachu, że aż się zaczęłam śmiać.
- Co jest?! - odwrócił się w moją stronę i widząc pilota w mej łapie, wszystkiego się domyślił. - [T. I.]! Oddawaj pilota!
- Nut! - wyciągnęłam rękę z pilotem najdalej jak się dało, żeby nie mógł jej dosięgnąć.
- Noooooooo! Oddawaj toooooo! - rzucił się na mnie niczym ser na kota i próbował wyrwać z mojej ręki pilota.
- Co się dzieje? - no i matka zepsuła zabawę.
- Mamo! [T. I.] zabrała mi pilota i nie chce oddać!
- [T. I.]. - matka rodzicielka spojrzała na mnie wzrokiem bazyliszka.
- Już już, Jezu, na żartach się nie znają... - oddałam bratu magiczny przedmiot z pierdyliardem przycisków z których 90% nie wiem do czego służy i poszłam do... kuchni! Boże ile ja tam czasu spędzam. Nie tylko żeby sobie siedzieć czy coś, tylko żeby jeść. I pomyśleć że ważę ledwo 49 kilo. Pfff, i moja rodzina ma czelność mi mówić że jestem ciężka (ciężka, nie gruba. To jest różnica).
Przejrzałam na szybko lodówkę i wszystkie szafki z jedzeniem. Praktycznie rzecz biorąc było tam sporo jedzenia, ale ze względu na brak chipsów, uznałam, że nie ma nic do jedzenia.
- Hmmmmmmm... niedawno wróciłam ze sklepu i przed chwilą zeżarłam ser i żelki, a dodatkowo wypiłam sześć puszek coli... opłaca się iść jeszcze po coś do jedzenia? Cóż, myślę, że po tym co się stało niedawno na ulicy, nie powinnam już dzisiaj wychodzić.
- A co się stało? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos... brata. O chuj, no tylko nie on.
- A ty nie grałeś przypadkiem, podsłuchiwaczu?
- Nieeeeeeee. Mama kazała mi wyłączyć i postanowiłem sobie cię pośledzić. - uśmiechnął się głupio.
- No dobra, powiem ci, ale nie tutaj. - powiedziałam i zaczęłam go ciągnąć za sobą do mojej nory.
Zazwyczaj kiedy chcemy sobie o czymś tak po prostu pogadać, albo się zwierzyć, idziemy do mojego lub brata pokoju i gadamy. Nie robimy tak często, ale czasem się zdarza. Tak jak teraz.
Będąc w pokoju zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Brat poszedł w moje ślady. Dosłownie.
- Aaa! Co na mnie skaczesz pijawko?! - krzyknęłam kiedy poczułam na swoich plecach jego ciężar i, co gorsza, łokieć.
- Zemsta jest słodka siostrzyczko! - zaśmiał się i zaczął skakać po moim łóżku, a ja w tym czasie stoczyłam się na podłogę.
- Jak tylko tam do ciebie wstanę, jesteś martwy. - wymamrotałam.
- Dobra, wstawaj i mów co chciałaś mi powiedzieć. - przestał skakać, usiadł po turecku na łóżku i spojrzał na mnie z góry wyczekującym wzrokiem.
- Spoko, daj mi chwilę. - powiedziałam i zaczęłam się powoli podnosić. Gdy już stałam na nogach, usiadłam na poduszkach i oparłam się o ścianę.
- No mów, mów. - niecierpliwił się Daniel.
- Ok, ale obiecaj, że nie powiesz nic rodzicom. - spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.
- Obiecuję. - próbował przybrać podobny wyraz twarzy co ja.
- No więc tak. Jak pewnie pamiętasz, wyszłam niedawno do sklepu po jedzenie, tak?
- Mhm. - przytaknął podekscytowany.
- To kiedy już kupiłam wszytko co chciałam i wracałam do domu, usłyszałam jakieś śmiechy.
- I co w tym niezwykłego? - spytał trochę zawiedziony brat.
- Otóż to, że te śmiechy należały do naszej wspaniałej, lokalnej patoli.
Tutaj oczy Daniela poszerzyły się. Wszystkie osoby chodzące do naszej szkoły wiedzą do czego są zdolni. Ta plotka o Karen rozniosła się po szkole bardzo szybko we wszystkich klasach. Jak właściwie każda inna.
- I co, i co?! - brat znowu zaczął podskakiwać na łóżku z ekscytacji.
- Na początku nie zwracałam na nich uwagi, bo byłam do nich tyłem i myślałam, że nie zwrócą na mnie uwagi, ale... - tutaj zatrzymałam się na chwilę, żeby dodać napięcia.
Daniel patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem i skakał wręcz do sufitu z emocji.
Już chciałam dokończyć, kiedy nagle stało się coś, czego wogóle się nie spodziewaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top