Rozdział 3, czyli rutyna

*Pov Reader*

6:30. O tej godzinie mój budzik przypomina mi o swoim i reszty świata istnieniu.

Wyłączyłam budzik i schowałam głowę w poduszkę. Tak bardzo mi się nie chce... czemu nie może być dzisiaj sobota? Czemu okrutny świecie? Za co?

Jeszcze chwilę tak lamentowałam w głowie, po czym sprawdziłam godzinę. 6:40. Chyba powinnam wstać.

Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wygramoliłam się z cieplutkiego, mięciutkiego łóżeczka i podpełzłam do szafy. Co by tu ubrać? Postanowiłam że założę dzisiaj ciemne spodnie i bluzę z kapturem. Coś czuję, że dzisiaj w szkole utnę sobie drzemkę (jak zazwyczaj). Wybrałam swoje ulubione skarpetki w gwiazdki (zawsze je zakładam kiedy wiem, że będę spała w szkole, bo lepiej mi się w nich zasypia), wybrałam bieliznę i zeszłam na dół do łazienki.

Rzuciłam ubrania na podłogę i poszłam do kuchni coś zjeść. Miałam ochotę na tosty.

Wyjęłam i podpięłam tostownicę, posmarowałam kromki masłem, włożyłam dwie do tostera, położyłam na nich ser, następnie położyłam na wierzchu pozostałe dwie kromki i na końcu zamknęłam toster. Teraz tylko poczekać aż się zrobią i będzie gut.

...

....

.....

......

.......

........

.........

..........

Jezu jaka jestem głodna.

Sprawdziłam tosty. Jeszcze nie były gotowe. Cholera jasna, ja tu zaraz zdechnę z głodu! Całą noc nie jadłam! To jest 8 godzin! 8 godzin bez jedzenia! To jest jak wieczność!

Poczekałam jeszcze dwie minuty. W końcu! Gotowe. Pyszne, chrupiące i ciepłe tosty.

Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść, co jakiś czas patrząc na zegarek. Gdy skończyłam jeść była 7:00.

Wstałam od stołu, włożyłam talerz do zmywarki i poszłam się umyć.

Po umyciu zębów, uczesaniu włosów i upięcia ich w kucyk, męczyłam się chwilę ze spodniami. Po ich założeniu, ubrałam bluzę i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jakbym miała jakąś depresję. Ciemne ubrania, długie rękawy i kaptur na głowie. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do odbicia i wyszłam.

Gdy tylko wyszłam z łazienki spojrzałam na zegar. 7:25. Meh, mam sporo czasu.

Udałam się do kuchni, ażeby zrobić sobie śniadanie. Postanowiłam, że dzisiaj zrobię sobie kanapki z dżemem i wezmę sobie do tego ten taki ser do rwania (wiecie o co chodzi dop. Autorki). Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po kilku chwilach kanapki były gotowe. Zawinęłam je więc w papier/folię (jak kto woli dop. Autorki) i włożyłam do kieszeni w bluzie. Następnie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam mój ukochany ser. Równie, włożyłam go do kieszeni i poszłam na górę spakować się do szkoły i włożyć jedzenie do plecaka.

Kiedy skończyłam spojrzałam na zegarek w telefonie. 7:56. Hmmmmm... za 4 minuty dzwonek... najwyżej znowu się spóźnię i wcisnę babce jakiś kit że zaspałam. A tymczasem, co tam w wielkim świecie...

*Time Skip*

Jest już 8:10. Myślę, że powinnam wyjść. Fb przejrzałam, snapa i insta też. Tyle mi wystarczy.

Zeszłam na dół i ubrałam się do wyjścia. Zarzuciłam plecak na ramię i poszłam do szkoły.

*Time Skip do szkoły*

Oczywiście reprymenda za spóźnianie się do szkoły i wypominanie mi tego. Heh, ludzie z klasy powinni być mi wdzięczni za to, że się spóźniam, bo przynajmniej 15 minut lekcji minie zanim baba skończy gadać o tym, że do szkoły należy przychodzić punktualnie.

Pierwszą lekcją dzisiaj była historia. Usiadłam w swojej ławce w drugim od końca rzędzie, położyłam głowę na blacie ławki i zamknęłam oczy. Dzisiaj mówimy o drugiej wojnie światowej. Przeorałam ten temat wzdłuż i wszerz więc nawet nie opłacało mi się słuchać.

Babka od historii mówi tak monotonnie, że oczy same mi się zamknęły. Po ludzku zasnęłam.

Obudził mnie dopiero dzwonek na przerwę. Wzięłam plecak i wyszłam z klasy. Skierowałam się pod klasę od polskiego. Usiadłam z moimi przyjaciółmi i zaczęłam swobodnie rozmawiać.

Po chwili nasza rozmowa zeszła na temat naszego planu "zwiedzania" tego starego domu.

- Myślę, że powinniśmy wziąć latarki. Słyszałem, że jest tam piwnica, w której są ciekawe rzeczy, ale jest strasznie ciemno. - powiedział Emil.

- Ja bym wzięła czołówki. W razie "W" mielibyśmy dwie ręce wolne. - zaproponowała Ania.

- Dobry pomysł. - odparłam.

- Niech jedna osoba weźmie plecak i jedzenie. - dopowiedział Karol.

- Po co? - zdziwił się Alex.

- Wiesz, możemy tam spędzić cały dzień, więc przydałoby się mieć coś do jedzenia pod ręką.

- W sumie racja. - zgodził się Emil.

- To co bierzemy: latarki czołówki, plecak, prowiant. Mam rację? - spytałam.

- Tak. I oczywiście musimy założyć coś wygodnego, a nie to co ostatnio odwaliłaś, [T. I.], że w sukience se przyszłaś.

- Ej, to wtedy to był zakład. Założyłam się z Alexem, że jeśli na następne zwiedzanie pójdę w sukience, ten mi oddaje swoje słodycze do końca roku. I wygrałam. - popatrzyłam na Alexa z wyższością, a ten tylko podał mi żelki, które dzisiaj miał w szkole.

Otworzyłam je i zaczęłam jeść. Mniam.

- Okey, jeszcze o której się spotykamy i u kogo? - zapytał Emil.

- Możemy tym razem u mnie o 11.00. - zaproponowała Ania.

- Spoko.

- Dobra.

- Okey.

- Mnie pasuje.

I w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje. Polski czas zacząć.

*Time Skip*

Już jest po lekcjach i wracam sama do domu. Karol szedł dzisiaj po szkole do swojej cioci, która mieszka na zupełnie innej ulicy więc nie mógł iść ze mną.

Testy poszły mi nawet dobrze; spodziewam się 4 albo 5. Weszłam do domu i pierwsze co zobaczyłam to mój brat szczerzący się do mnie.

- Coś ty znowu zrobił? - spytałam, wiedząc już, że jak tak robi, to albo coś zepsuł albo coś zrobił tak, żebym to ja miała przerąbane.

- [T. I.]! - usłyszałam głos taty z salonu. Dzisiaj miał wieczorną zmianę więc był w domu kiedy wróciłam.

- Tak, tato? - spytałam, zaglądając do salonu.

- Słyszałem, że znalazłaś sobie faceta. - uśmiechnął się do mnie złośliwie.

Czyli jednak ten mały pasożyt, aka mój braciszek, powiedział tacie co wczoraj podsłuchał. A to mała żmija.

- Nie tato, to nie tak. - chciałam się wytłumaczyć.

- A właśnie, że tak! Słyszałem jak wczoraj mówiłaś mamie, że idziesz z Karolem na bal! - krzyknął z tyłu mój brat.

- Nie pogarszają swojej i tak przerąbanej sytuacji. - syknęłam do niego.

- A więc, córko moja, należy teraz omówić kwestię tego, jaki jest mój przyszły zięć.

- Tato! Błagam przestań! - wydarłam się i poszłam na górę do swojego pokoju.

- Od prawdy nie uciekniesz córciu. I od ojca też, dopóki nie masz 18 lat!

Zamknęłam za sobą drzwi i walnęłam się na łóżko. O chuj, jaka ja jestem zmęczona. Nic dzisiaj specjalnego nie robiłam, a się zmęczyłam.

Zamknęłam spokojnie oczy i już miałam zasypiać, kiedy nagle uderzyła we mnie jedna myśl. Po jutrze karnawał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top