Rozdział 2, czyli rozmowa

*Pov Reader*

Gdy się obudziłam było grubo po 17. Mama powinna już wrócić z pracy. Tata ma dzisiaj popołudniową zmianę, więc będzie w domu dopiero o 22.

Chcąc przywitać się z mamą, zeszłam na dół (mój pokój mieści się na górze podobnie jak reszta sypialni) i skierowałam się do kuchni. Jak oczekiwałam, moja rodzicielka siedziała przy stole ze szklanką wody w dłoni.

- Cześć mamo. - powiedziałam podchodząc do mamy.

- Och, cześć kochanie. Jak tam w szkole? - spytała. Oczywiście. Rutynowe pytanko.

- Nie zgadniesz.

- No chyba nie zgadnę.

- Nie spóźniłam się dzisiaj do szkoły. - wypięłam dumnie pierś.

- Kochanie, wiedz, że twoja matka jest z ciebie dumna. - zaśmiała się mama.

Zaczęłam się śmiać razem z nią. Kocham ją, i to bardzo.

- Coś jeszcze ciekawego się wydarzyło? - spytała po chwili mama.

- Cóż, na W-F'ie się przewróciłam i uderzyłam głową w podłogę, ale nic mi nie jest.

- No mam nadzieję. Przewróciłaś się sama czy ktoś cię przewrócił?

- Kolega we mnie wbiegł.

- Który to taki odważny?

- Alex.

- Ten z twojej klasy?

- Nie, kurde, z pierwszej. - powiedziałam sarkastycznie.

- Czyli ten Alex z twojej klasy.

- Num, raczej. Innego nie znam.

- Coś jeszcze było?

- N-nie. Raczej nic.

- Córko moja droga, znam cię dosyć długo, tak z 15 lat, więc wiem kiedy kłamiesz. A teraz, powiedz swojej kochanej i wspaniałej matce, co się stało.

Westchnęłam. Mama zawsze musi wszystko o mnie wiedzieć. Co robię, z kim się spotykam i tak dalej. Czasem wydaje mi się, że nie mam przez nią życia, ale zdaję sobie sprawę z tego, że robi to po to, żeby mnie chronić. To chyba właśnie miłość rodzicielska.

- No dobra, powiem, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać i nie powiesz tacie, bo wiesz jak to się może skończyć.

Mój tata jest osobą, która uwielbia śmieszkować i mi dokuczać (jak wszystkim) mówieniem różnych, czasem trochę zboczonych, rzeczy.

- Okey, obiecuję. Ale skoro mówisz, żebym nie powiedziała tacie, to jestem aż ciekawa co to takiego. Czyżbyś sobie znalazła chłopaka?

- Nie! Mamo, proszę cię, nie bierz przykładu z taty.

- No dobrze. W takim razie, mów.

- Dobra, więc tak. Wiesz, że za dwa dni w szkole będzie karnawał, tak?

- Tak.

- I trzeba, to znaczy można, iść z partnerem bądź partnerką.

- Idziesz z dziewczyną? Córciu, jeśli się boisz, że tego nie zaakceptuję, to pamiętaj, że nie ważne jaką drogę wybierzesz, zawsze będziesz moją małą, kochaną [zdrobnienie T. I.].

- Nie mamo, nie idę z dziewczyną. Nie jestem homoseksualna, przerabialiśmy to. Jestem biseksualna (jeśli komuś przeszkadza orientacja postaci, można ją zmienić na heteroseksualną. Nie narzucam tego nikomu dop. Autorki). Ale wracając. Na tą, jak to wy z tatą mówicie, "potańcówkę" zaprosił mnie kolega...

- Ten Alex?

- Mogę dokończyć? I nie, nie był to Alex. Zaprosił mnie Karol.

- Ach, ten co kiedyś mi mówiłaś, że ci się podobał.

Moja twarz była chyba cała czerwona. Czułam to ciepło na całym moim ryju.

- Tak, to ten. - odpowiedziałam w miarę spokojnym głosem. Szczerze mówiąc, gdybym umiała zabijać wzrokiem, moja rodzicielka chyba leżałaby martwa na ziemi w tym momencie.

- Córko moja, puszczę cię na ten bal, ale pamiętaj, że musisz na siebie uważać, dobrze?

- Mamo, pozwoliłaś mi tam pójść już tydzień temu.

- Owszem, pozwoliłam, ale pozwoliłam ci iść samej. Teraz, sytuacja się zmieniła. Znalazłaś sobie chłopaka...

- Nie chłopaka. Po prostu partnera.

- Dobrze, dobrze, ja tam swoje wiem.

- Obawiam się, że ostatnio za dużo się nasłuchałaś żartów taty. To zła wróżba.

- Przesadzasz kochanie. Wracając, masz uważać i nie robić nic głupiego. Czy to było jasne?

- Jasne jak księżyc w nowiu. - odparłam z uśmieszkiem na ustach i skierowałam się do swojego pokoju porobić... coś.

Gdy byłam w pokoju, usiadłam za biurkiem i zastanawiałam się co by tu zrobić. Po chwili namysłu postanowiłam coś narysować.

Od niedawna jestem w pewnym fandomie pewnej gry. Jakiej? Otóż jestem w fandomie...










































































































































Fnaf'a (Wiem, że ta gra jest już stara, ale i tak ją uwielbiam ^^ dop. Autorki)!

Postanowiłam więc naszkicować podstawową czwórkę animatronów plus Golden Freddy. Powinno mi to trochę zająć (z własnego doświadczenia mówię, że to nie jest takie proste, narysować choćby tych pięć animatroników dop. Autorki). Czas wziąć się za szkicowańsko!

*W chuj długi Time Skip*

Yas! Po bitych dwóch godzinach udało mi się! Jestem zadowolona z tej pracy.

Podstawowa czwóreczka stoi od lewej do prawej tak: Foxy, Chica, Freddy, Bonnie, a przed nimi siedzi Goldy. Nie robiłam cieni, bo mi się nie chciało, poza tym, miałam zamiar się wyspać na jutro, bo mamy dwa testy: z matmy i fizyki. Obydwa przedmioty są ścisłe, więc lepiej być świadomym tego co się pisze, jeśli chce się zarobić dobrą ocenę.

Wstałam więc od biurka i podeszłam do łóżka, na którym położyłam sobie moją ulubioną ciepłą, fluffy piżamkę.

Wystawiłam łeb z pokoju i rozejrzałam się czy nikogo nie ma. Właściwie nie wiem czemu to zrobiłam, ale zawsze się tak rozglądam. To taki nawyk. Widząc, iż nikogo nie ma, spełzłam niczym wunsz na dół i skierowałam się do łazienki. Na moje szczęście, była wolna. I miejmy nadzieję, że w połowie mego rytuału (trwającego około 30 minut, ale czasem więcej) nikt nie zacznie mi się dobijać do drzwi, wyganiając mnie z tamtąd i drąc się na mnie o to, że długo tam siedzę. Ale prawdziwe piękno potrzebuje pielęgnacji, nieprawdaż?

Tak więc weszłam do łazienki i, jak zwykle, zamknęłam za sobą drzwi na zamek. Następnie zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic. Gorący, długi (mam taką nadzieję, że długi) prysznic. Odkręciłam najcieplejszą wodę i weszłam pod jej strumień. Mmmmmmmm... Ciepełko. Nie wiem ile tak stałam, ale po pewnym czasie usłyszałam walenie w drzwi i znajomy głos brata:

- [T. I.]! Wyjdź, siedzisz tam już 45 minut!

45? Tylko 45 minut? Pfffff... posiedzę se jeszcze. Zignorowałam wołania brata i dalej stałam bez ruchu pod strumieniem gorącej wody.

- [T. I.], wychodź, bo powiem tacie!

- Co niby powiesz? Że byłam pod prysznicem? - zaśmiałam się.

- Nie! Że masz chłopaka.

Teraz to mnie zamurowało. Czyżby ten mały pasożyt podsłuchał jak gadałam z mamą?

- Nie zrobisz tego! A jak tak to ci nogi z dupy powyrywam!

- Zrobię to, jeśli nie wyjdziesz stamtąd szybko!

Mały, jebany szantażysta. Chyba naprawdę kiedyś mu nogi wyrwę z dupy.

Nie chcąc słuchać kolejnych "niewinnych żarcików" ojczulka na szybko się umyłam i wyszłam z łazienki. Brat uśmiechnął się do mnie zadziornie, chcąc w ten sposób pokazać swoje zwycięstwo. Uśmiechnęłam się podobnie do niego, żeby pokazać mu jak głupio wygląda. Brat zmarszczył śmiesznie brwi. Zawsze tak robi kiedy się zdenerwuje. Zaśmiałam się tylko i poszłam do kuchni po jakieś jedzonko.

Podeszłam do lodówki i otworzyłam ją na oścież. Zobaczyłam mnóstwo... serka. Ser w plastrach, ser pleśniowy (ja go osobiście ubóstwiam. Potrafię zeżreć cały taki camembert jak jabłko. Ogólnie uwielbiam jeść ^^ dop. Autorki) i mój ulubiony serek wiejski. Postanowiłam zrobić sobie właśnie serek wiejski z bananami.

Wzięłam więc całe opakowanie takiego sera i wrzuciłam go do miski. Następnie obrałam dwa banany i kroiłam je w plasterki nad miską, przez co gdy tylko jakiś ukroiłam, ten spadał wprost do miski, do mojego ukochanego serka. Potem wszystko zmieszałam z odrobiną cynamonu i, biorąc w między czasie łyżkę, pokierowałem się do pokoju.

Będąc w pokoju, w pierwszej kolejności odłożyłam mój dzisiejszy rysunek do szafki w biurku przeznaczonej specjalnie na moje bazgroły. Następnie wzięłam telefon do łapki i usiadłam na łóżku. Postanowiłam pooglądać sobie coś na YouTube'ie. Otuliłam się kołderką, położyłam przed siebie telefon, wzięłam w ręce miskę i łyżkę i zaczęłam oglądać w między czasie jedząc moją kolację.

Po zjedzeniu kolacji, poszłam jeszcze raz na dół, umyłam zęby, a następnie położyłam się spać. Miejmy nadzieję, że jutro dobrze napiszę te testy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top