Rozdział 1, czyli dzień jak codzień
*Pov Reader*
Kolejny zajebiście zapowiadający się dzień. To nie jest sarkazm. Wstałam dzisiaj dosyć wcześnie i chyba pierwszy raz od rozpoczęcia nauki w placówce, do której uczęszczam, nie spóźnię się. Zjadłam sobie na spokojnie kaszkę Bobovita (jestem od nich aktualnie uzależniona °-° dop. Autorki), umyłam się, ubrałam w dżinsy, białą koszulkę z NASA oraz dżinsową kurtkę i musiałam już tylko poczekać na mojego młodszego brata, Daniela.
- Brateł, idziesz? - spytałam stojąc przy drzwiach, gotowa do wyjścia.
- Już, już, idę. - usłyszałam głos brata na schodach. - Jestem gotowy, możemy iść. - oświadczył posyłając mi ciepły, braterski uśmieszek. Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam na dwór, a brat, za mną.
Do szkoły nie mamy daleko, około 500 metrów. Po kilku minutach, byliśmy przed szkołą. Przy bramie, jak zwykle, stali moi znajomi. Trochę się zdziwili na mój widok. Jak wcześniej mówiłam, zawsze się spóźniam i zobaczenie mnie przed szkołą 15 minut przed dzwonkiem było nowością.
- Hej wszystkim. - przywitałam się. - Daniel, idź już do szkoły, ok? Zaraz dojdę.
Brat pokiwał głową i poszedł w stronę wejścia.
- Wow, [T.I.], cóż za odmiana. - zażartował mój najlepszy przyjaciel, Karol. Mieszka niewiele domów ode mnie i często się widzimy. Dlatego pomiędzy nami jest tak silna więź.
- No jakoś tak się złożyło. - zaśmiałam się. - Wogóle, jak tam u was? - zwróciłam się do reszty grupy, która składała się z trzech osób.
- Dobrze. - uśmiechnęła się Ania. To moja przyjaciółka z dzieciństwa. Znamy się od przedszkola aż do teraz i nasza przyjaźń dalej trwa. Niesamowite.
- U mnie też jakoś leci. - powiedział Emil. Emila znam od niedawna. Przeniósł się do naszej klasy pod koniec siódmej i tak jakoś się złożyło, że przyjęliśmy go do naszej grupki.
- Życie jak życie, toczy się dalej. - zaśmiał się Alex. Alex jest moim kolegą z podwórka. Gdy byliśmy dziećmi, prawie codziennie się spotykaliśmy i bawiliśmy. Heh, kiedyś to było.
- No, a jak tam u ciebie? - spytał mnie Emil.
- Wyjątkowo dobrze. Pierwszy raz od prawie ośmiu lat nie spóźnię się do szkoły. - odpowiedziałam.
- Myślę, że powinniśmy już wejść do środka, skoro jesteśmy już wszyscy. Za kilka minut dzwonek. - powiedziała Ania.
Kiwnęliśmy głowami na tak i weszliśmy do gmachu szkoły. Zapowiada się naprawdę zajebisty dzień.
*Time Skip*
Jest długa przerwa. Siedzimy właśnie całą grupką przed salą od biologii. To mój ulubiony przedmiot, zaraz po W-F'ie, który mamy dzisiaj ostatni.
- Hej, macie już pomysł z kim pójdziecie na ten cały karnawał? - zagadnął Karol.
- Meh. - odparł Alex. - Ja tam szczerze mam wywalone w tą imprezę.
- Czemu? - poruszyła się Ania.
- To nic nam nie daje, tylko kilka godzin spędzonych poza domem w śmiesznych, czasem żenujących, kostiumach.
- Nieźle postrzegasz zabawę karnawałową. - zażartował Karol.
- Postrzegam ją tak, jak powinna być postrzegana.
Tą zaiste interesującą dyskusję, na temat słuszności obchodzenia balu karnawałowego, przerwał dzwonek na lekcje. Ach, 45 minut wsłuchiwania się w ciekawostki o naszym środowisku lub organiźmie i skrzętne robienie notatek wychodząc na typową kujonkę (ja na biologii be like dop. Autorki). Cudownie.
*Time Skip*
Czekamy właśnie na W-F. Jak zwykle, siedzimy wszyscy w piątkę na korytarzu i gadamy.
- Ej, ludzie, coś mi się przypomniało. - powiedział Emil.
Spojrzenia nas wszystkich spoczęły na postaci Emila.
- Znalazłem ostatnio fajny, stary dom niedaleko naszej szkoły. Ze dwie przecznice stąd.
- Super! - ucieszyła się Ania.
Muszę jeszcze powiedzieć, że nasza grupka uwielbia chodzić po jakichś bunkrach albo starych, opuszczonych domach.
- Ekstra, kiedy idziemy? - spytał Alex.
- Myślę, że możemy iść po karnawale. - zaproponował Karol.
- Mnie pasuje - zadeklarowałam.
- I mnie. - powiedziała Ania.
- Skoro wam pasuje, to mi też. - dodał Alex.
- Jeśli tak chcecie, to idziemy po balu. - zadecydował ostatecznie Emil.
- Tak! - zakrzyknęliśmy wszyscy razem i, słysząc dzwonek na lekcje, poszliśmy z resztą klasy w stronę sali gimnastycznej.
Już nie mogę się doczekać, aż będziemy zwiedzać ten stary budynek!
*Time Skip*
Jesteśmy właśnie na W-F'ie i gramy w kosza. Lubię w to grać.
Podzieliliśmy się w trzy czteroosobowe zespoły. Dzisiaj graliśmy każdy z każdym; każda drużyna grała z inną.
Ja gram razem z Karolem i takimi dwoma osiłkami z naszej klasy. Aktualnie walczymy z drużyną Alexa (którego obstawiam), Emila, takiego jednego nerda i lalusia. Ania gra z dwoma laskami typu wieczny okres (które mimo wszystko dzisiaj ćwiczyły) i takim typowym zbokiem. Współczuję jej.
W pewnym momencie dostałam piłkę i biegłam z nią pod kosz. Już rzucałam do kosza, gdy nagle poczułam jak coś/ktoś wbiegł we mnie z wielką siłą i mnie przewrócił. Upadłam na ziemię uderzając głową w posadzkę. Gdy lekko podniosłam głowę spostrzegłam sprawcę. To był Alex.
- Au... - chwyciłam się za bolącą głowę.
Oczywiście, jak to bywa w takich momentach, od razu zrobiło się wokół mnie zbiegowisko. Wszyscy pytali czy jest że mną ok, i takie tam. Typ od W-F'u wszystkich odsunął i spytał czy bardzo mnie boli i czy czuję potrzebę pójścia do higienistki. Jako osoba, która nie znosi porażki i nie poddaje się bez walki, odparłam, że nie i, że mogę grać dalej. Widziałam, że gość się zdziwił, ale powiedział, że jeśli czuję się na siłach, to mogę grać. Ach, to zgrywanie twardzielki.
Idąc na linię, z której miałam wykonać rzut (wszystkie osoby ogarniające w miarę kosza powinny wiedzieć o co chodzi dop. Autorki), przeszłam obok Alexa. Gdy byłam obok niego, usłyszałam ciche:
- Przepraszam. - i spostrzegłam, że Alex lekko się uśmiechnął.
Odwzajemniłam uśmiech i podbiegłam na miejsce, z którego miałam oddać rzut. Gra toczy się dalej.
*Time skip* (wiem, jestem cholernie leniwa :P dop. Autorki)
Tak! Wygraliśmy wszystkie mecze! Nie dziwię się, szczerze mówiąc. Najśmieszniejszy, a zarazem najgorszy, był mecz z drużyną Ani. Za każdym razem, gdy chociażby musnęłam jedną z tych dziewczyn typu wieczny okres, od razu foul albo inne "kontuzje". A co znalazłam się chociaż w pobliżu klasowego zboka, musiał, no po prostu musiał, jebnąć mnie w dupę. Nosz kurwa. I jeszcze ten Karol, który za każdym razem zaczynał śpiewać:
Po skończonym W-F'ie, gdy już się przebraliśmy w normalne ubrania, udałam się ze znajomymi do szatni i rozmawiając, ubieraliśmy się do wyjścia ze szkoły. Kiedy już wszyscy byliśmy gotowi, wyszliśmy przed bramę szkoły i tam każdy poszedł w swoją stronę. Tak się złożyło, że ja i Karol szliśmy w tą samą stronę, więc nie szłabym sama (Daniel kończy lekcje wcześniej ode mnie). Idąc do mojego domu, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. W pewnym momencie postanowiłam go o coś spytać.
- Karol?
- Hm?
- Wiesz już z kim idziesz na ten karnawał?
- Właściwie nie zastanawiałem się nad tym, a co?
- Nic, tak pytam.
- A ty? Zastanawiałaś się już?
- No, myślałam o tym, ale nie wiem z kim chciałabym pójść.
- Wiesz, skoro obydwoje nie wiemy z kim chcemy iść, to dlaczego nie poszlibyśmy razem?
Na tą propozycję, mimowolnie się zarumieniłam. Znam Karola dosyć długo i naprawdę go lubię, ale nigdy o czymś takim nie myślałam. Chociaż w sumie, czemu nie?
- Nie mam nic przeciwko. - odpowiedziałam.
- Super, w takim razie, idziemy na ten bal razem. - uśmiechnął się do mnie z lekko zarumienioną twarzą.
Również się uśmiechnęłam.
Gdy spostrzegłam, że jesteśmy obok mojego domu, pożegnałam się z Karolem i weszłam do środka. Zdjęłam buty i kurtkę, a następnie udałam się do pokoju. Kiedy tam byłam, walnęłam się na łóżko i schowałam całą rumianą twarz w poduszkę. Po chwili takiego leżenia, zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top