[7]

Minęło 1,5 tygodnia odkąd Levi zerwał więź z Sheilą. Dziewczyna z dnia na dzień czuła się coraz gorzej, była coraz słabsza, a jej złote oko powoli blakło, zmieniając się w brąz. Jej przyjaciele próbowali wiele razy przekonać ją, aby powiedziała Ackermannowi o swoim stanie, ale czarnowłosa za każdym razem odmawiała. Nie chciała miłości z przymusu. Jeśli chłopak jej nie kochał, to znaczyło, że nie będzie go zmuszać do miłości. To nie było w jej stylu.

Był to kolejny dzień męczarni. Sheila nie miała już siły chodzić do szkoły, była zmęczona psychicznie i fizycznie, ale nie mogła zrobić sobie wolnego. Jej rodzice jej na to nie pozwoliliby, chyba że powiedziałaby o swoim mate, a tego nie chciała im zdradzać. Ostrożnie zwlekła się z łóżka i udała się do łazienki. Tam umyła zęby i rozczesała włosy, następnie ubrała się i zabrała szkolny plecak, a następnie zeszła po schodach. Szybkim krokiem ruszyła do frontowych drzwi, nie chcąc, aby ktokolwiek z jej rodziny ją zauważył. Ale pech tak chciał, że akurat schodziła jej matka.

- Sheilo Reiss, gdzie ty się wybierasz? - Spytała jej matka tonem domagającym się odpowiedzi. Dziewczyna westchnęła i odwróciła się w jej stronę.

- Do szkoły matko, nie chcę się spóźnić.

- Podwiozę cię, a teraz idź zjeść śniadanie. - Powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu i zaczęła kierować się do jadalni.

- Nie, nie jestem głodna.

- Czy ty mi się sprzeciwiasz? - Spytała kobieta nie kryjąc niedowierzania w głosie.

- Tak. A teraz jeśli mi wybaczysz, idę do szkoły. Miłej pracy.

Po tych słowach dziewczyna wyszła z domu. Przy drodze stał już szofer i kiedy tylko zobaczył Sheilę otworzył drzwi do pojazdu.

- Nie, dziękuję Pixis. Ja idę na nogach. - Powiedziała, posyłając staruszkowi uśmiech.

- Nalegam Sheilo. Zdecydowanie wolę twoje towarzystwo niż twojej matki.

Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej na słowa mężczyzny.

- Skoro tak, to nie mogę odmówić. Mama się nie obrazi, jeśli zabiorę jej najlepszego kierowcę.

Mężczyzna posłał jej uśmiech i odsunął się od drzwi, pozwalając czarnowłosej wsiąść do samochodu. Następnie okrążył samochód i zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i ruszył. Po kilku minutach jazdy spojrzał przez wsteczne lusterko, martwiło go, że ta wiecznie żywa i rozmowna dziewczyna jest taka cicha.

- Co się stało, jeśli mogę wiedzieć? - Spytał mężczyzna, przyciągając tym uwagę dziewczyny.

- Nic...Chociaż. Obiecaj, że nic nie powiesz rodzicom.

- Będę milczał jak grób. - Posłał uśmiech w stronę dziewczyny. - Więc co się takiego stało?

- Znalazłam swojego mate.

- To wspaniale.

- Jest skończonym dupkiem, kretynem i jest źle wychowany. - Z ust dziewczyny wydostało się westchnienie. - Ale mimo to, ja wciąż go kocham.

- To wspaniale. Dlaczego nie powiesz tego państwu, żeby ten głupi układ nigdy nie wszedł w życie?

- To nie takie proste. Od początku nie potrafiliśmy się dogadać, on był cały czas dla mnie wredny, wykorzystywał mnie, nawet znalazł dziewczynę, która cały czas mówiła jaki on jest dobry. Kiedy z nią zerwał byłam wniebowzięta, ale to szybko się zmieniło, kiedy znów zaczął być dupkiem. Aż pewnego razu się pokłóciliśmy.

- Nie martw się. To normalne, kłótnie między mate czasem się zdarzają.

- Ale on zerwał więź.

Mężczyzna przeniósł nogę na hamulec i gwałtownie zahamował, a następnie odwrócił się do dziewczyny.

- ŻE CO ZROBIŁ!?

- Zerwał więź mate.

- To znaczy...

- Że umieram. Tak.

- Dlaczego mu tego nie powiesz? Nie mów, że nie chcesz żyć, bo wiem, że to kłamstwo.

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.

- Nie zmuszę go do kochania mnie. Chcę, żeby kochał mnie za to kim jestem, a nie bo tak mu każe sumienie.

- Ale panienko...

- Pixis, to moja sprawa. Masz nie mówić tego nikomu.

- Jak chcesz, ale ja bym ci radził mu o tym powiedzieć.

- To samo mówią znajomi. Ale ja dalej będę trwać przy swoim.

- Jak chcesz, ale jeśli umrzesz, to znajdę cię w zaświatach i wyprawię takie morały, że nie będziesz mnie chciała więcej widzieć.

- To mam nadzieję, że nie umrę. Szkoda byłoby cię znienawidzić, jesteś jedynym dorosłym z którym mogę swobodnie porozmawiać.

- Zawsze do usług, Shei.

Dojechali do szkoły, mężczyzna zaparkował na parkingu i otworzył czarnowłosej drzwi. Posłała mu uśmiech i ruszyła do wejścia. Przy sali stało już kilka osób m.in. Mikasa, Armin, Eren, Jean i Ackermann, a wraz z nimi Erwin i Hange.

Dziewczyna przywołała na twarz u śmiech i ruszyła do swojej paczki.

- Co to za mężczyzna? Znalazłaś sobie faceta? - Spytała Hange z wilekim uśmiechem na twarzy.

- Tak, chciałabyś. To mój przyjaciel. Jest kierowcą mamy.

- To dlaczego ty z nim przyjechałaś?

- Bo woli mnie o tej jędzy, a ja przynajmniej mam z kim porozmawiać.

- Nie wiedziałem, że lubujesz się w starszych mężczyznach. - Rzucił Eren.

- No widzisz, życie zadziwia. - Zachichotała.

- Jak tam z...no wiesz? - Spytał Armin.

- Jakoś żyję. Nie mam już siły, wszystko mnie męczy. Chodzę tu tylko dlatego, żeby nie rzucać na siebie podejrzeń. Jutro jest i tak 23, więc zaczyna się wolne, będę mogła odpocząć.

- Nie licz na to, będziemy przychodzić codziennie i dotrzymywać ci towarzystwa. - Powiedział Erwin z uśmiechem na twarzy.

- Mam nadzieję, że ja też będę w stanie.

- Przestań o tym gadać. - Powiedział Farlan, który właśnie zbliżał się w ich stronę wraz z Isabel.

- Jak mam o tym nie gadać? Spójrz na mnie, ledwo chodzę, nic nie jem, a moje oczy z dnia na dzień są coraz bardziej blade. Ja umieram, nie widzisz tego! - Krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Odwróciła się i pobiegła w stronę łazienek, a za nią Mikasa wraz z Isabel.

Ich rozmowę słyszał mate dziewczyny. Umiera? Przecież tydzień temu była okazem zdrowia, a teraz ledwo chodzi? Chyba czegoś nie rozumiem.

Czarnowłosa wbiegła do łazienki i zanim zdołała zatrzasnąć się w jednej z kabin, była mocno trzymana przez Mikasę. Szarpała się, ale nie miała siły, żeby się wyrwać alfie.

- Puść mnie, Mikasa! Puść!

- Nie. Nie mam pewności czy czegoś sobie nie zrobisz.

Sheila dała sobie spokój. Jej kolana ją zawiodły, więc po chwili klęczała na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach i łkając.

- Ja nie chcę...nie chcę umierać. Ale nie będę mogła sobie spojrzeć w oczy, jeśli zmuszę go do bycia ze mną.

- Nie musisz go zmuszać. - Złotooka spojrzała na Isabel, która przyklęknęła koło niej. Czerwonowłosa wzięła jej dłonie w swoje i mocno ścisnęła. - Za 3 dni Levi ma urodziny. Organizujemy dla niego przyjęcie niespodziankę. Przyjdź, może wtedy zrozumie co takiego może stracić.

Czarnowłosa zamyśliła się, a po chwili pokiwała głową. Następnie zamknęła Isabel w niedźwiedzim uścisku.

- Dziękuję. - Szepnęła. - Za wszystko.

- Nie ma za co. A teraz wytrzyj te łzy i rusz zadek, bo spóźnimy się na lekcję.

Czarnowłosa zrobiła jak jej powiedziano, a następnie dziewczyny ruszyły do swoich klas.

***

24 grudnia. Wigilia. Dzień, który rodziny spędzają w swoim gronie, jedząc makowca i dzieląc się opłatkiem. Nie tutaj, nie u rodziny Reiss.

- Pospieszcie się, zaraz się spóźnimy. - Krzyczała Alma, zakładając na siebie płaszcz.

Rod stał już u drzwi, czekając, aż jego rodzina ubierze kurtki i ruszą. Rodzina Reiss zamiast spędzać święta w rodzinnej atmosferze, jadą na aukcję dobroczynną, która jest sponsorowana przez Ackermannów, którzy prowadzą bardzo znaną linię hoteli.

Historia była ubrana w śliczną turkusowo-białą sukienkę, która podkreślała jej oczy. Była ona do połowy ud, rozkloszowana, a na górze pokryta tiulem. Góra od dołu oddzielona była ciemno turkusowym paskiem ze sprzączkom pokrytą kamieniami szlachetnymi.

Natomiast Sheila wybrała ciemniejszą kreację.[nie dałabym rady tego opisać]

Rod cały czas ciskał piorunami[Zeus? To ty?] w stronę Sheili, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Bardziej martwiła się spotkaniem z Ackermannem i tym, czy jej biedne serce to wytrzyma. Cała rodzina wyszła z domu i wsiadła do limuzyny prowadzonej przez Pixisa. Mężczyzna posłał Sheili pokrzepiający uśmiech, na co odpowiedziała mu tym samym.

Rodzina Reiss zajęła miejsce w limuzynie, a mężczyzna wsiadł za kierownicę i ruszył.

- Słuchaj młoda damo, to że wyglądasz jakbyś urwała się z czarnej mszy[przepraszam, nie chciałam...ale musiałam], nie znaczy, że powinnaś się też tak zachowywać. Ma być tak jak dawniej. Także masz się zająć młodym Ackermannem, będzie potrzebna nam ich akceptacja, a najłatwiej będzie ją zdobyć poprzez ich pierworodnego. Zrozumiałaś?

Dziewczyna kiwnęła głową, a następnie odwróciła ją w stronę okna i zakryła usta zanim wydobył się z nich szloch. Historia położyła na jej udzie rękę w pokrzepiającym geście, ale czarnowłosa nie zareagowała na to. Miała zamiar omijać Levia przez cały wieczór, a tu ojciec każe jej przebywać w jego towarzystwie. Jej serce tego nie wytrzyma, nie chce się zdradzić chłopakowi.

Dojechali do jednego z hoteli o nazwie „Rose" i wysiedli, kiedy kierowca otworzył im drzwi. Ruszyli do środka, gdzie zostali poprowadzeni do wielkiej sali, w której miała odbywać się aukcja. Zajęli wyznaczone miejsca i czekali na rozpoczęcie.

***

Po aukcji rozpoczęła się aktualna „impreza". Goście zostali poprowadzeni do kolejnej sali, w której miał się odbyć bankiet. Czarnowłosa cały czas się rozglądała czy młody Ackermann nie postanowił do niej podejść. Nie minęło 15 minut, a koło Reissów znaleźli się Ackermannowie.

- Jak miło was widzieć. - Powiedziała Kuchel, a następnie skierowała swój wzrok na Historię. - Ach! To musi być twoja córka, o której mówiłaś. Historia, jak mniemam.

- Miło panią poznać, Pani Ackermann.

- I z wzajemnością młoda damo. To mój syn Levi, nie miałaś go okazji poznać, ponieważ nie było cię ostatnio.

- Miło poznać. - Blondynka posłała uśmiech w stronę chłopaka.

- I wzajemnie. - Odpowiedział chłopak z udawaną sympatią.

- Coś się zmieniło w twoim wyglądzie, Sheilo. Nie sądzisz, że taki ubiór nie przystoi takiej damie jak ty?

- Nie wiem co przystoi, a co nie, ale ubrałam się w to co mi odpowiada, a nie w to co nakazują zasady. - Na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie, a Levi uśmiechnął się pod nosem na słowa złotookiej. - Jeśli panią uraziłam, to przepraszam, ale swoich słów nie cofnę.

- Nie, skądże. Po prostu zdziwiła mnie tak ogromna zmiana, ale dobrze jest mieć swoje zdanie. - Kobieta posłała jej uśmiech.

- Cieszę się, że Pani to rozumie.

- Sheilo, mogłabyś zająć Levia swoją osobą? Nie jest zbyt towarzyski, ale twoja bliskość najwyraźniej mu nie przeszkadza. Historio, pilnuj swojej siostry. - Powiedział Rod i odszedł gdzieś z Almą.

- Jak widać znów jesteś skazana na moje towarzystwo. - Powiedział brunet, zbliżając się powoli do Shei. Na jego ustach widniał uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego.

Z każdym jego krokiem czarnowłosa czuła jakby ma jej sercu zacieśniała się pętla. On mnie nie kocha, tylko się mną bawi. Przemknęło przez myśl dziewczynie. Odwróciła się i ruszyła w stronę łazienki, a mijając Historię szepnęła.

- Zajmij się nim, nie może wiedzieć.

Tyle wystarczyło, żeby blondynka wiedziała o co chodzi. Podeszła do Levia i chwyciła go za ramię, a następnie zaczęła ciągnąć w przeciwną stronę.

- Co robisz? - Warknął zirytowany chłopak.

- Ojciec prosił, żebym dotrzymała ci towarzystwa. Właśnie to robię.

- A twoja siostra? To ona miała mi dotrzymać towarzystwa.

- Nie czuje się za dobrze. Poszła do toalety.

W tym czasie Shei doszła do łazienki, ale zamiast z niej skorzystać, skręciła w lewo i wyszła przed budynek do dużego ogrodu. Szła ścieżkami, aż dotarła do wielkiej fontanny stojącej na środku. Usiadła na niej i zaczęła wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo.

Tego mi było trzeba. Pomyślała. Potrzebowała chwili spokoju, oderwania się od rzeczywistości. Odetchnęła głęboko, a po chwili usłyszała czyjeś kroki. Spojrzała na osobę i od razu podskoczyła, a z jej gardła wyrwał się pisk.

- Zachowujesz się jakbyś zobaczyła demona. - Powiedział chłopak z rozbawieniem.

- A nie zobaczyłam? - Spytała, unosząc brew. Zaczęła powoli się cofać, a Levi zaczął podchodzić, nie pozwalając czarnowłosej od siebie uciec.

- Aż tak gorący jestem? - Spytał unosząc ręce, a na jego ustach pojawił się uśmiech.

- Chyba raczej przerażający. - Powiedziała i poczuła za swoimi plecami pień drzewa. Zanim jednak zdołała się ruszyć, kobalotowooki doskoczył do niej i ułożył ręce po obu stronach jej głowy, udaremniając tym jej próbę ucieczki.

- Wolę jak moje ofiary się mnie boją. - Powiedział i zaatakował jej szyję. Z ust dziewczyny wyrwał się jęk bólu, zarówno z powodu ugryzienia, które zrobił na jej szyi, jak i serca, które domagało się miłości, której nie może otrzymać. Czarnowłosa zebrała całą swoją siłę, żeby odepchnąć chłopaka od siebie. Zaczęła ciężko dyszeć, bo chociaż udało jej się go odepchnąć, wymagało to naprawdę dużego nakładu jej siły.

- Nagle nie podoba ci się? Wcześniej mnie nie odepchnęłaś. A może znalazłaś sobie chłopaka i nie chcesz, żeby ktokolwiek inny cię dotykał? - Spytał czarnowłosy z kpiną w głosie.

- Co cię to obchodzi czy mam chłopaka czy nie?! Powiedziałeś, że nie chcesz takiej mate, więc dlaczego nagle cię to interesuje?! Może ja po prostu nie chcę, żebyś mnie dotykał! - Krzyknęła, a jej głos ociekał jadem. Dopiero po chwili zrozumiała co powiedziała. Natychmiast zasłoniła usta i spojrzała na Levia z przerażeniem w oczach. Pierwszy raz mu odmówiła, nie wiedziała jakie mogą być tego konsekwencje. Ale zamiast gniewu dziewczyna dojrzała w jego oczach smutek. Nie mogła być tego pewna, ponieważ zniknął on tak szybko jak się pojawił, a zastąpiła go jego typowa lodowata beznamiętność.

- Jak sobie życzysz. Więcej cię nie dotknę. - Powiedział i odszedł w stronę hotelu, nie racząc dziewczyny ani jednym spojrzeniem.

Wyciągnęła w jego stronę rękę, chciała krzyczeć, że nie o to jej chodziło, żeby nie odchodził, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Mogła tylko patrzeć jak jej ukochany odchodzi w stronę budynku, a jej serce w tamtym momencie rozpadło się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Poczuła jak zjeżdża po drzewie, a po jej policzkach spływają łzy. Minęło kilka minut i dopiero wtedy dziewczyna odzyskała trochę rozsądku. Wyciągnęła telefon z torebki zadzwoniła do swojej drugiej „siostry".

- Halo. - Usłyszała głos w słuchawce.

- Isabel. - Załkała dziewczyna.

- Co się stało? Gdzie jesteś? - Słyszała w głosie dziewczyny panikę.

- Przyjedź. Nie chcę tu być. Nie mogę być sama. Błagam.

- Gdzie? - Tym razem usłyszała Farlana.

- Hotel Rose.

***

Od momentu, gdy zabrali dziewczynę z przyjęcia minęło 30 minut. Przez ten cały czas Sheila siedziała na kanapie, opatulona kocem i wpatrywała się przed siebie, ale wyglądało to jakby wpatrywała w coś bardzo daleko.

- Shei, powiesz nam w końcu co się stało? - Spytała zielonooka lekko gładząc dziewczynę po plecach. Dopiero ten ruch wybudził ją z transu. Mrugnęła kilka razy i spojrzała na przyjaciółkę.

- Hę? Co mówiłaś?

- Pytałam co się stało?

Czarnowłosa wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić.

- Spotkałam tam Levia. Zapędził mnie w kozi róg i zaatakował mnie. Pierwszy raz mu się sprzeciwiłam, odepchnęłam go. Myślałam, że się wścieknie, ale on powiedział, że jeśli tak chcę to więcej mnie nie dotknie. Zostawił mnie tam. - Z oczu dziewczyny ponownie zaczęły wypływać łzy. 

Czerwonowłosa mocno ją objęła.

- Na pewno cię kocha, tylko nie chce się do tego przyznać.

- Lepiej by było gdybym nigdy się nie urodziła. - Załkała dziewczyna. Potem patrzyła wielkimi oczami na swoją przyjaciółkę, która właśnie wymierzyła jej policzka.

- Przestań się nad sobą użalać! Jeśli tak bardzo chcesz, to zrób to, ale dopiero po jutrzejszej imprezie, zrozumiano? - Czarnowłosa pokiwała głową – No. To dzisiaj śpisz u nas, możesz zająć pokój gościnny. A jutro pójdziemy po prezent dla niego.

- Nie musimy, już mu coś kupiłam.

- To świetnie. Pojedziesz jutro po to, a później do domu do Hange, bo właśnie u niej postanowiliśmy to zorganizować. A teraz dobranoc.

- Dobranoc i dziękuję.

- Zawsze do usług. - Posłali jej śmiech i udali się każdy do swojej sypialni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~

2492 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top