[15]
Minął weekend, a co za tym idzie, czarnowłosa musiała w końcu wyjść ze swojej jamy. Powolnym krokiem udała się do łazienki i kiedy skończyła poranną toaletę, wyciągnęła z szafki apteczkę i zawinęła nadgarstki. Zaczęły się już goić, ale wciąż nie była w stanie wyjść bez bandaży, żeby ich nie uszkodzić.
Gdy skończyła podeszła do szafy i wyciągnęła z niej zwykłe jeansy oraz czarną bokserkę, na środku której białym kolorem napisane było „Psycho", a strzałka wskazywała w górę. Nadgarstki przykryła masą bransoletek. Ubrała się i zeszła schodami, udając się do jadalni, w której czekała już na nią matka.
- Cześć córeczko. - Powiedziała Alma, kiedy dziewczyna stanęła w progu jadalni. - Siadaj, zaraz podadzą śniadanie.
Czarnowłosa podeszła i zajęła swoje miejsce obok Historii. Po chwili do pomieszczenia weszły służące z tacami pełnymi jedzenia.
- Gdzie jest tata? - Spytała Historia, kiedy kobiety opuściły pomieszczenie.
- Miał coś do załatwienia, więc pojechał wcześniej. - Powiedziała, nakładając sobie sałatki na talerz. - Zjedzcie, a potem pojedziecie do szkoły. Szofer będzie czekał.
***
Dziewczyny opuściły samochód i weszły do budynku szkoły. Powolnym krokiem szły w stronę sali, ponieważ Sheila nie czuła się zbyt dobrze, ale nie mogła zostać w domu.
- Powinnaś iść do szpitala. - Powiedziała blondynka, spoglądając na siostrę.
- Wiem. - Odpowiedziała opierając się o ścianę, ponieważ zakręciło jej się w głowie. Musiała wziąć kilka głębszych wdechów, żeby móc ruszyć dalej.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie pójdziesz, prawda? - Spojrzała na brunetkę ze smutkiem.
- Prawda. - Odepchnęła się od ściany i dołączyła do siostry, a następnie ruszyły dalej.
Doszły do klasy w momencie gdy zadzwonił dzwonek, więc po chwili były już w środku. Czarnowłosa zajęła miejsce jak najdalej od nauczyciela i oparła głowę na ławce. Czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie, a śniadanie podchodzi do gardła. Wzięła kilka głębokich wdechów i podniosła głowę. Słuchała co nauczyciel mówi, ale po kilku minutach ogarnęła ją ciemność.
***
W klasie nagle słychać było uderzenie, więc wszyscy odwrócili się w stronę dźwięku. Levi, kiedy zauważył, że Sheila jest nieprzytomna podbiegł do niej i próbował ją ocucić, ale to nie dawało efektu. Postanowił, więc zrobić coś czego mu zabroniła i wziął ją na ręce, a następnie wyszedł z budynku. Później wsadził ją do samochodu i ruszył do najbliższego szpitala. Wbiegł do szpitala z omegą na rękach i od razu podbiegł do recepcji.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - Spytała blondynka, posyłając mu wymuszony uśmiech. Nie przepadała za alfami, ponieważ to przez nie, omegi najczęściej lądowały w szpitalu.
- Zemdlała z utraty krwi. Pomóżcie jej! - Powiedział, co chwilę spoglądając na dziewczynę ze zmartwieniem.
- Trzeba było uważać kiedy się z nią łączyłeś. - Warknęła kobieta, w tym samym czasie przykładając telefon do ucha.
- Że co kurwa!? - Warknął, nie dowierzając temu co usłyszał. - Słuchaj paniusiu. Gówno wiesz, ale wciąż sądzisz, że coś wiesz. Moja mate poderżnęła sobie żyły , ale nie chciała przyjść tutaj, bo wiedziała, że jesteście chujami. Nawet jeśli nie chciała, to i tak ją przywiozłem, a teraz widzę, że to był błąd. - Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia.
Zanim jednak opuścił budynek na korytarz wbiegli lekarze i kiedy dostrzegli Sheilę od razu podbiegli do Levia.
- Co jej się stało, chłopcze? - Spytał jeden z nich.
- Podcięte żyły, straciła dużo krwi. - Powiedział patrząc z pogardą na mężczyznę. Skoro recepcjonistka tak go potraktowała, spodziewał się tego samego po lekarzach.
- Nie zrobię jej krzywdy, możesz ją oddać. - Powiedział, pokazując łóżko stojące obok. Levi wciąż patrzył na niego nieufnie. - Słowo lekarza.
Ackeramann westchnął cierpiętniczo, ale posłusznie podszedł do łóżka i położył na nim czarnowłosą. Zaczęli ją wieźć do jednej z sal, a kiedy byli już w środku lekarze zaczęli jej robić jakieś badania. Levi cały czas stał obok przyglądając się temu.
- Wygląda na to, że dziewczyna ma grupę krwi 0. - Lekarz odwrócił się do kobaltowookiego. - Potrzebujemy na szybko dawcy.
- Może ja mam tą grupę? - Powiedział, zerkając na swoją mate. - Niech pan sprawdzi.
Doktor kiwnął głową i wziął próbkę jego krwi do badania. Po kilku minutach wrócił wynik i co ciekawe, mieli tę samą grupę krwi.
- Musisz to podpisać chłopcze. - Powiedział, podając mu plik kartek. - To zaświadczenie, że zgadzasz się na transfuzję.
Levi miał ochotę walnąć tego człowieka za sposób w jaki go nazwał, a zamiast tego wziął długopis i podpisał papiery. Lekarze od razu zabrali się do roboty.
***
Levi przez cały czas siedział przy łóżku dziewczyny i czekał, aż się obudzi. Minęły jakieś 3 godziny i dopiero po tym czasie czarnowłosa zaczęła się wybudzać.
- G-gdzie jestem? - Zapytała chrapliwym głosem. Była tak długo nieprzytomna, że jej gardło wyschło na wiór.
- Czekaj. - Chłopak wstał z krzesła i podszedł do szafki leżącej obok łóżka dziewczyny. Wziął z niej szklankę wody i pomógł się napić Shei. - A co do miejsca jesteśmy w szpitalu.
W momencie oczy dziewczyny stały się większe z przerażenia, ale po chwili było w nich widać tylko gniew.
- Miałeś, mnie kurwa, nie zabierać do szpitala. - Warknęła, patrząc na niego z mordem w oczach. - Obiecałeś.
- Nic nie obiecałem. - Odpowiedział z tym swoim stoickim spokojem. - A poza tym, trzeba było nie mdleć, to nie byłoby cie tutaj. Straciłaś za dużo krwi, trzeba ci było ja przetoczyć.
- Tak, na pewno znalazł się tu głupek z krwią 0, który pomógłby biednej omedze, która nie radzi sobie z życiem.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie tak dobre mniemanie. - Powiedział, a na twarzy wykwitł mu mały uśmiech.
- Co? - Spojrzała na niego ogłupiała. - Ty żartujesz, tak?
- Czy ja kiedykolwiek żartuję?
- Jaką masz grupę krwi? - Spytała, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Levi oddał jej swoją krew.
- 0. Przestań tak na mnie patrzeć.
- Przepraszam. Po prostu nie dowierzam, że mógłbyś zrobić dla mnie coś takiego.
- Dlaczego to cię tak dziwi? - Spytał, siadając na łóżku i kładąc swoją dłoń na tych dziewczyny. - Przecież wiesz jak wiele bym dla ciebie zrobił.
Czarnowłosa poczuła jak po jej policzkach zaczynają spływać pierwsze łzy.
- Dlaczego mi to robisz? - Załkała. - Dlaczego mnie ratujesz skoro byłam dla ciebie okropna.
Zasłoniła twarz i na dobre się rozpłakała. Levi przysunął się do dziewczyny i objął ją, pozwalając jej się wtulić w swoją klatkę.
- Przestań już płakać. Byłem dla ciebie gorszy, a ty wciąż mi wybaczyłaś. - Powiedział, gładząc ją po włosach.
Sheila wzięła kilka głębszych wdechów, co pozwoliło jej się uspokoić.
- Za kilka godzin powinnaś móc wyjść stąd. - Powiedział, odsuwając ją od siebie.
Pokiwała głową i ponownie się w niego wtuliła.
***
W ciągu kilku godzin lekarze zrobili dziewczynie kilka rutynowych badań i puścili ją wolno. Była słaba, ale nie na tyle, żeby zemdleć idąc. Wsiadała do samochodu chłopaka i pojechała z nim do domu.
- Może wejdziesz? - Zaproponowała, kiedy zaparkował samochód przed jej domem.
- Nie będę ci się narzucał. - powiedziała, spoglądając na dziewczynę.
- Narzucałbyś się, gdybyś to ty zaproponował. No chodź. - Posłała mu mały uśmiech na zachętę.
- Zgoda, ale tylko na chwilę.
Wyłączył silnik i wysiedli z samochodu. Kiedy weszli do domu, pierwsze co usłyszała to głos ojca.
- Gdzie byłaś? - Brzmiał złowrogo i chłodno.
- Musiałam coś załatwić. Nie żeby cię to interesowało. - Opowiedziała równie chłodno.
- Jak ty się do mnie odzywasz?! - Warknął i w tym samym momencie zauważył Levia. - Kto to?
- Przyjaciel. Coś jeszcze, bo się spieszę? - Powiedział chwytając alfę za dłoń i ciągnąc go w stronę schodów.
- Tylko nie zapomnij o naszej umowie. - Powiedział, odwracając się z zamiarem odejścia.
- Naszej umowie? - Spytała sarkastycznie. - Naszej umowie, którą wy wymyśliliście i chcecie, żebym się do tego zastosowała? - Stanęła i odwróciła się w stronę Levia, oparła rękę na jego klatce i posłała mu słodki uśmiech. - Może chciałbyś się zabawić?
W tym momencie Levi zbaraniał, a w Rodzie coś się zagotowało.
- Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci się zeszmacić z tym chłopakiem.
- A to ciekawe, że mnie nie pozwalasz, a sam od kilku lat masz jakąś lalę na boku. - W tym momencie Rod pobladł jak ściana. - Myślałeś, że nie wiem? - Zaśmiała się. - Widziałam jak ją całowałeś, kiedy mama była w muzeum z Historią. Kiedy to było? A tak...to było 8 lat temu, kiedy zostawiłeś mnie na pastwę tych obleśnych alf.
- O-o czym ty mówisz, córeczko? - Powiedział, czując jak pot spływa mu po plecach. - Przecież nigdy cie nie zostawiłem.
- Nie pierdol! - Krzyknęła, na co mężczyzna cofnął się. W tym momencie na schodach pojawiły się Alma z Historią. - Przez kilka lat zdradzałeś mamę, ale nie powiedziałam nic, ponieważ nie byłeś w jej stosunku zły, ani jej nie krzywdziłeś. Ale zjebałeś podpisując przedwcześnie ten kontrakt, więc teraz będziesz cierpieć. Nie jestem marionetką, którą każdy może kierować, a już na pewno nie ty. Nie pozwolę, żebyś mnie wydał za jakiegoś chuja.
Chwyciła Levia za rękę i pociągnęła za sobą na schody, lecz nim zdążyła choć postawić na nich nogę, poczuła jak ktoś chwyta ją za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyknąć i spojrzała w oczy swojego ojca z nienawiścią. Puściła Levia i złapał ojca za rękę, którą trzymał jej nadgarstek i próbowała wyrwać rękę.
- Puść mnie! - Warknęła czując, że z każdą chwilą uścisk na jej nadgarstku zwiększa się. Miała ochotę krzyczeć, ale nie chciała mu dać satysfakcji z wygranej.
- Jak śmiesz tak się do mnie zwracać? Jak śmiesz obarczać mnie winą za coś, czego nie zrobiłem? Jak...
W tym momencie ucichł i spojrzał na swoją dłoń, po której spływała czerwona posoka.
- Co to jest? - Zapytał, odsuwając swoją rękę i patrząc na tą córki, po której spływała krew. W jednej chwili jego oczy pociemniały z gniewu. - Co znowu zrobiłaś?
Kiedy ją puścił chwyciła za ranę, tamując wypływającą krew.
- Co cię to obchodzi? Nigdy o mnie nie dbałeś, nigdy nie kochałeś, a teraz chcesz wszystko wiedzieć? Zapytaj mnie o to wtedy, gdy zaczniesz mnie traktować jak córkę.
Odwróciła się i chciała odejść. Rod wściekł się i zamachnął z zamiarem uderzenia Shei, ale Levi podbiegł i chwycił jego rękę, prawie łamiąc mu w niej kości. Mężczyzna syknął z bólu.
- Jeszcze raz, spróbuj podnieść na nią rękę, a będziesz tego żałował do końca swojego, marnego, życia.
- Kim jesteś, żeby mi rozkazywać?!
Sheila wróciła do nich i położyła rękę na ramieniu chłopaka.
- Levi, zostaw go. Nie jest tego wart.
Czarnowłosy spojrzał jeszcze przelotnie na Reissa i puścił go, za to oparł rękę na plecach dziewczyny i razem opuścili dom. Zanim jednak zatrzasnęli za sobą drzwi usłyszeli jeszcze: „Jak mogłeś mi to zrobić!?"
Levi podszedł do samochodu i otworzył Sheili drzwi, ale ona zamiast zając miejsce w samochodzie ruszyła dalej. Patrzył na nią przez chwilę, a następnie zamknął pojazd i poszedł w jej ślady. Weszła do parku, a potem podeszła do barierek i oparła się o nie spoglądając na taflę jeziora, w której odbijały się gwiazdy. Stała i przyglądała się im, a po chwili poczuła dotyk na swoim nadgarstku. Spojrzała w lewo, gdzie stał jej chłopak, a potem na swój nadgarstek, który ujął. Czarnowłosy podwinął rękaw i zdjął bandaże, a kiedy zobaczył, że rana się ponownie otwarła, pobladł. Położyła rękę na jego policzku i zaczęła go po nim gładzić, zwracając jego uwagę.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. - Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej opaskę na nadgarstek, a następnie naciągnęła ją na ranę. - Widzisz?
- Powinniśmy to zabandażować. - Spojrzał jej w oczy.
- Nie ma mowy, żebym tam wróciła. - Powiedziała, wciąż przyglądając się tafli wody.
- Nie mówię, że masz wrócić, ale trzeba to opatrzyć. - Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. - Idziemy do mnie.
- Nie. - Wyrwała mu się i spojrzała na niego groźnie.
- Przestań zachowywać się jak dziecko. Potrzebujemy to opatrzyć. - Spojrzał na nią groźnie, ale jednocześnie ze zmartwieniem.
- Ja się zachowuję jak dziecko? Przed chwilą mnie broniłeś, a teraz nazywasz dzieckiem. Dzięki, ale nie potrzebuję twojej litości. - Ruszyła przed siebie, ale zatrzymał ją jego głos.
- Chcesz, żeby to tak wyglądało? Skoro tak, to proszę bardzo. Radź sobie sama, tylko później nie przyleć do mnie płacząc. - Warknął i odszedł. Shei usłyszała jeszcze warkot silnika i zobaczyła jak chłopak odjeżdża.
Poczuła jak pod powiekami zbierają jej się łzy, ale szybko je otarła i ruszyła przed siebie. Krążyła po parku jeszcze przez kilka minut, a potem poszła do apteki zaopatrzyć się w bandaże i jakieś środki odkażające. Kiedy zabandażowała rany, ruszyła dalej przed siebie nie mając zamiaru prosić nikogo o pomoc.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2053 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top