[9]
Następnego dnia Sheila czuła się jak nowo narodzona. Nie czuła już bólu, a jej serce było przepełnione radością z powodu randki, która miała się odbyć po południu.
Wstała wcześniej niż zazwyczaj i poszła wziąć prysznic. Następnie ułożyła włosy i ubrała się w luźniejsze ciuchy, nie planowała nigdzie wychodzić przed randką. Zeszła na dół do jadalni, gdzie właśnie trwały przygotowania do śniadania. Kiedy służba dostrzegła młodą Reiss schylili przed nią głowy.
- Przepraszamy panienko, ale śniadanie jest jeszcze nie gotowe. Byłabyś tak dobra i poczekała aż skończymy rozkładać talerze?
- Nie kłopoczcie się. Mam dzisiaj zbyt dobry humor, żeby jeść tutaj śniadanie. Nie kładźcie dla mnie zastawy, tylko przynieście mi coś do pokoju.
- Tak jest, panienko. - Czarnowłosa spojrzała na dziewczynę, musiała być tu nowa, była z nią zbyt oficjalna.
- Jesteś tu nowa? - Spytała, podchodząc do dziewczyny.
- Tak, nazywam się Cassie.
- Miło cię poznać Cassie, jestem Sheila. - Wyciągnęła rękę w jej stronę. Dziewczyna wiedziała, żeby się nie spoufalać z pracodawcą, więc spuściła jeszcze niżej głowę. - Hej, spójrz na mnie.
Jej głos zmienił się z pogodnego na nie znoszący sprzeciwu. Dziewczyna spięła się, ostrożnie unosząc głowę złączyła wzrok ze złotooką.
- P-przepraszam, panienko. J-ja nie chciałam urazić.
- Po pierwsze mów mi Sheila, nie panienko. Nie cierpię tego pseudonimu. A po drugie w przeciwieństwie do moich rodziców ja nie gryzę. Jeśli czegoś potrzebujesz możesz mi powiedzieć. - Posłała Cassie uśmiech, która go odwzajemniła.
- Dziękuję, pa...Sheilo.
- Skoro już wszystko ustaliliśmy to ja wracam na górę. Jeśli będą pytać gdzie jestem, to wyszłam.
Wróciła do swojego pokoju i walnęła się na łóżko, a następnie chwyciła laptopa i zaczęła szperać po internecie. Po 10 minutach do pokoju weszła Cassie z tacą z jedzeniem.
- Caroline przygotowała kanapki. Mam nadzieję, że będą ci smakować. - Posłała uśmiech czarnowłosej, która przyjęła z wdzięcznością tacę.
- Kuchnia Caroline jest wspaniała, zawsze robi pyszne rzeczy.
- Jeśli pozwolisz, to cię teraz opuszczę. Muszę posprzątać pokoje.
- Jasne, nie ma problemu. Dziękuję za fatygę.
- Nie ma za co.
Cassie zamknęła za sobą drzwi, a czarnowłosa wzięła się za jedzenie. Kiedy skończyła odłożyła tacę na stoliczek nocny. Zaczęła ponownie przeglądać internet, ale przerwał jej dzwonek telefonu.
- Halo.
- Nie śpisz?
- Śpię. Nie widać? A poza tym dlaczego tak wcześnie dzwonisz? Tęskno ci?
- Nie, po prostu sprawdzam czy nie zrobiłaś sobie krzywdy, bachorze.
- Jaki bachorze? Jestem od ciebie młodsza o kilka miesięcy.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś bachorem.
- Dzięki wiesz. Ja też cię kocham. - Przez chwilę z drugiej strony było cicho. - Czemu dzwonisz tak wcześnie? Chcesz przełożyć spotkanie?
- Nie. Chciałem cię po prostu usłyszeć.
Po tych słowach dziewczyna oblała się rumieńcem i zabrakło jej słów. Przez kilka minut trwała grobowa cisza, aż w końcu Levi się odezwał.
- Jesteś tam jeszcze?
- Ta-tak.
W tym momencie do pokoju weszła Historia.
- Zaprosiłam naszych kolegów z klasy. Nie masz nic przeciwko.
- Nie. Za ile będą?
- Za jakieś 10 minut.
- Ok. - Historia wyszła z pokoju. - Levi muszę kończyć, będę mieć zaraz gości.
- Jeśli to są jakieś alfy to zapomnij.
- Nie martw się, nie dam się zjeść. Do zobaczenia.
I tak nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się. Wstała z łóżka i przebrała się w coś ładniejszego, żeby nie przerazić swoich przyjaciół.
Tak jak powiedziała Historia przyjechali w ciągu 10 minut. Pierwsze co Hange wbiegła do domu i gdy tylko zobaczyła Shei rzuciła się w jej stronę, żeby ją uściskać, ale dziewczyna w odpowiednią chwilę odskoczyła, przez co szatynka wpadła na ścianę.
- O matko! Hange, nic ci nie jest!? - Podbiegła do dziewczyny, a ta złapała ją przez zaskoczenie. Brunetka wybuchnęła śmiechem i pomogła wstać jej z ziemi.
- Jak tam Levi? Co ustaliliście? Pocałowaliście się już? A może cię oznaczył? - Hange zaczęła zasypywać złotooką gradem pytań.
- Myślę, że okej. Idziemy na randkę. Tak i nie. Zadowolona?
- O co tu chodzi? Czego nie wiemy? - Spytał Jean, spoglądając na dziewczyny.
- W skrócie: Pogodzili się i teraz są razem. - Erwin położył rękę na ramieniu omegi.
- Kto? - Spytała Ymir.
- Sheila i Levi.
Wszyscy otworzyli usta z niedowierzania i w tamtym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a stał w nich nie kto inny jak Levi. Bardzo wkurwiony Levi.
Kiedy zobaczył rękę Erwina na ramieniu swojej mate, spojrzał na niego wściekły, przez co blondyn zabrał rękę i cofnął się kilka kroków. W momencie doskoczył do omegi i mocno ją objął, a Erwina mordował wzrokiem.
- Mógłbyś się uspokoić? Przecież mnie nie zje.
- Nigdy nic nie wiadomo.
Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu. Jakiś czas temu nawet nie spojrzał na Shei, a tu nagle nie chce jej puścić.
- Co mam zrobić, żebyś przestał być zazdrosny? - Odwróciła się przodem do niego, zaplatając ręce na swojej piersi.
- Dać się oznaczyć. - Spojrzał jej w oczy.
- A to przypadkiem nie będzie mieć odwrotnego efektu?
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami. Cmoknęła go w policzek i widocznie się rozluźnił, poluzowując uścisk na niej.
- Mógłbyś mnie puścić? Pójdę się przebrać i wyjdziemy wcześniej. Zgoda?
Pokiwał głową i puścił ją. Wbiegła na górę i poszła się przebrać, a w tym czasie na dole prowadzona była dyskusja.
- Czemu przyszedłeś tak wcześnie, miałeś być dopiero za 2 godziny. - Historia spytała chłopaka, który oparł się o ścianę pod drzwiami.
- Jak usłyszałem, że przychodzą od razu przybiegłem. Nie pozwolę, żeby jej coś zrobili.
- Jak na razie, to ty byłeś tym, który zadawał jej najwięcej cierpienia. - Powiedziała Mikasa, rzucając mu nienawistne spojrzenie.
- To już przeszłość. Teraz jej nie zranię i nie pozwolę, żeby ktokolwiek inny to zrobił.
- Bohater się znalazł. - Prychnęła.
Zanim Levi coś odpowiedział do pokoju wparowała Shei. Posłała im uśmiech.
- To co, idziemy? - Levi kiwnął głową. - Do zobaczenia. - Powiedziała do reszty swoich przyjaciół i opuściła mieszkanie razem z czarnowłosym.
- Gdzie idziemy? - Zapytała.
- A gdzie chciałabyś?
- Może wesołe miasteczko?
- Nie jesteś na to za stara?
- Tylko odrobinkę. Więc?
- Chodźmy. - Chwycił ją za rękę i zaczął prowadzić w stronę lunaparku.
Spojrzał na nią, a jej oczy błyszczały z ekscytacji. Tak się w nie zapatrzył, że o mało nie wlazł w słup, ale w ostatniej chwili omega go pociągnęła.
- Uważaj trochę. Nie chciałabym cię zbierać.
- Nie musiałabyś. Sam bym sobie świetnie poradził.
- Tak, jasne.
Kiedy doszli do wesołego miasteczka, to pierwsze gdzie poszli był rolerrcoaster. Później jakieś karuzele i inne atrakcje.
Spędzili tam 3 godziny, świetnie się przy tym bawiąc.
- To było świetne. Dziękuję, Levi. - Posłała mu uśmiech i cmoknęła w usta. Zmieszał się lekko, ale szybko się opanował.
- Nie myśl, że to koniec. Niedaleko jest wspaniała knajpka.
Złapał ją za rękę i ponownie ruszyli.
- Jak to z tobą jest? - Spytała, posyłając mu figlarny uśmiech.
- Ale o co ci chodzi?
- Jeszcze wczoraj nie chciałeś mnie znać, wyrzucić ze swojego życia, a dzisiaj jesteś ze mną, tutaj, na randce, jako mój chłopak. Jak ty to robisz, że tak szybko zmieniasz humory?
- Urok osobisty? - Sheila wybuchnęła śmiechem. Był to najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek było mu dane słyszeć. - Pięknie się śmiejesz.
Na jego słowa Shei ucichła i oblała się rumieńcem.
- Dzi-dziękuję. - Posłała mu mały uśmiech.
Weszli do środka restauracji i zajęli miejsce daleko od innych przy oknie. Po chwili przyszedł kelner i wręczył im menu.
- Co bierzesz? - Zapytała po chwili, samej nie mogąc się zdecydować.
- De volaille, a ty?
- Nie wiem, chyba wezmę to samo.
Kiwnął głową i zawołał kelnera. Zamówili to samo i do tego czerwone wytrawne wino. Oczywiście on zamówił, bo ona jest jeszcze niepełnoletnia. W oczekiwaniu na posiłek sączyli trunek, zabawiając się rozmową.
Po jakimś czasie kelner przyniósł ich dania.
- Jak ci smakuje? - Spytał brunet, kiedy czarnowłosa skosztowała dania.
- Jest naprawdę dobre. Nie uwierzysz, ale jem to pierwszy raz.
- Jak? - Jego ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust.
- Po prostu, według nich powinno się jeść bardziej wyszukane potrawy. - Wzruszyła ramionami i dalej jadła.
Gdy skończyli Levi zapłacił, co nie obyło się bez protestów dziewczyny. Skończyło się na tym, że obiecała mu kiedyś oddać. Opuścili restaurację i ruszyli powolnym krokiem do domu dziewczyny.
- Dlaczego chodziłeś z Petrą? - Spytała nagle, zakłócając ciszę panującą między nimi.
- Dlaczego nie? Nie chodziłem z tobą, a ona zaproponowała mi, że zostanie moją dziewczyną, więc się zgodziłem. Nie to żebym ją kochał, a ona sama pchała mi się do łóżka, to wykorzystałem okazję. A co do tego co ci wtedy robiłem , to przepraszam. Cały czas mi się podobałaś, ale nie mogłem tego powiedzieć na głos, więc ci dokuczałem. Warto było. - Na jego twarzy pojawił się zaczepny uśmieszek. Shei wbiła mu łokieć w żebra. - Ała, a to za co?
- Za twoje głupie usposobienie. Chociaż tak trochę też się z tego cieszę.
- Skoro tak, to ja też się cieszę. - Cmoknął ją w policzek, a ona zachichotała.
Doprowadził ją do domu i przyszedł czas na pożegnanie. Levi objął Sheilę i połączył ich usta w namiętnym pocałunku. Dziewczyna chętnie go oddała, zarzucając mu ręce za szyję, jedną z nich przejeżdżając po jego wyciętych włosach. Uwielbiała ich ostrość. Oderwali się od siebie kilka minut później, kiedy zabrakło im tlenu.
- Przyjdziesz jutro? - Spytała z nadzieją w głosie.
- Nie. - Na jej twarzy pojawił się smutek, a w oczach zebrały się łzy. Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale ją złapał i przyciągnął do siebie, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku i opierając głowę na jej ramieniu, aby móc spojrzeć jej w oczy. - Ty przyjdziesz do mnie.
Jej mina ze smutnej zmieniła się w zdziwioną, a na następnie w szczęśliwą. Posłała mu uśmiech, który tak bardzo kochał i ponownie połączyła ich usta w pocałunku. Był on krótszy, ponieważ pozycja w której się znajdowała powodowała ból jej karku.
- Powiedz mi adres. - Poprosiła.
- Po co ci? Przyjdę po ciebie.
- Proszę. - Zrobiła wielkie oczy i wgapiła się w niego.
- Zgoda.
Uśmiechnęła się i ponownie go cmoknęła. Później weszła na schody i nim weszła do domu, odwróciła się jeszcze w jego stronę i pomachał mu. Weszła do środka i ruszyła na górę, do pokoju Historii. Zapukała i weszła do środka, gdzie zastała ją i swoich przyjaciół.
- Jak randka? - Spytał Eren, spoglądając na czarnowłosą.
- Spoko. - Odpowiedziała i wzruszyła ramionami, jednak nie udało jej się ukryć uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy.
- Ktoś chyba nie mówi nam całej prawdy. - Hange posłała w jej stronę jeden ze swoich psychopatycznych uśmiechów.
- Poszliśmy do lunaparku i do restauracji. Pasuje? - Rzuciła z irytacją.
- Coś jeszcze?
W tym momencie po pokoju weszła Cassie.
- Pan...Sheila, państwo cię wzywają.
- Co znowu? Boże czym ja zawiniłam. - Odwróciła się w stronę Historii. - Zostawiam ci zaplanowanie mojego pogrzebu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale po chwili posłali jej współczujące spojrzenia. Ruszyła za Cassie na dół i weszła do gabinetu swojego ojca, gdzie siedział on i jej matka.
- Siadaj. - Ojciec wskazał na fotel, który zajęła.
- Więc czego ode mnie chcecie? - Spytała, a na jej twarzy malowało się niezainteresowanie.
- Chcielibyśmy porozmawiać na temat twojego narzeczonego. - Powiedział Rod, spoglądając na swoją córkę.
- Nie musicie się już o to martwić. Znalazłam swojego mate, więc nasz układ jest nieważny.
- Za późno kochana, już podpisaliśmy kontrakt.
- ŻE CO!? - Zerwała się ze swojego miejsca z krzykiem.
- Podpisaliśmy kontrakt z nimi. Jeśli go zerwiemy straty będą ogromne.
- Obiecaliście dać mi czas do końca roku. Zostały jeszcze 3 dni! - Krzyczała nie mogą zrozumieć co się dzieje.
- Plany się zmieniają. - Powiedział Rod.
Spojrzała na niego ze smutkiem i nienawiścią. Jej złote oko przyciemniało z gniewu. Przeszła przez biurko i przyłożyła swojemu ojcu w nos, skutecznie go przestawiając. Mężczyzna zawył z bólu i chwycił się za niego. Spojrzał na dziewczynę z ogniem w oczach, ale jego wściekłość w niczym nie równała się z furią Sheili.
- GÓWNO MNIE OBCHODZI, ŻE PODPISALIŚCIE KONTAKT Z JAKIMŚ CHUJEM. NIE WYJDĘ ZA NIEGO, BO UKŁAD BYŁ DOPÓKI NIE ZNAJDĘ MATE, A SKORO GO ZNALAZŁAM TO KURWA NIE MACIE W TYM TEMACIE NIC DO GADANIA! - Wydarła się i opuściła pokój głośno trzaskając drzwiami.
- Wracaj tu młoda damo! - Krzyknęła Alma, ale Sheila ani myślała o tym.
Weszła po schodach i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia jej przyjaciół, weszła do pokoju. Zatrzasnęła drzwi, a następnie wyciągnęła z szafy plecak i spakowała do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Później ze swojej pościeli zrobiła zejście i przez okno wyszła na dwór. Kiedy stanęła na stabilnym gruncie, usłyszała krzyki i walenie do drzwi. Wiedziała, że nie ma dużo czasu, więc ruszyła biegiem, licząc tylko na to, że nie zgubi się po drodze.
Po 5 minutach zwolniła i już spacerkiem kierowała się w stronę budynku, gdy nagle zaczął padać deszcz.
- No, kurwa, świetnie. - Mruknęła pod nosem i przyspieszyła.
W ciągu 10 minut dotarła na miejsce. Stała przed dużą białą rezydencją. Podeszła do drzwi i zapukała, czekając aż ktoś jej otworzy. Po chwili drzwi zostały otwarte, a stał w nich jakiś starszy mężczyzna.
- Żebraków nie przyjmujemy. - Powiedział.
- Nie jestem żebrakiem. - Fuknęła. - Przyszłam do Levia.
- Panicz niech chce widzieć się z bezdomnymi. - Odpowiedział, a jego ton wyrażał wyższość.
- Jeśli zaraz go nie zawołasz, to będziesz musiał przez resztę, życia żyć bez przyrodzenia. - Warknęła z jadem.
- JAK ŚMIESZ TY MAŁA...!
- JESZCZE RAZ NAZWIESZ MNIE MAŁA!
- Sheila? - Usłyszała głos Levia, a po chwili zobaczyła go stojącego za mężczyzną. Popchnęła go i podbiegła do swojego mate, natychmiastowo się w niego wtulając, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Objął ją i pozwolił jej się wypłakać, a lokajowi pokazał, żeby odszedł. - Chodź do mnie. Tam opowiesz mi co się stało, dobrze?
Shei pokiwała głową i puściła chłopaka. Ten chwycił ją za rękę i poprowadził do swojego pokoju. Był duży, w odcieniach szarości, a urządzony był w skromnym stylu. Posadził ją na swoim łóżku i poszedł po ręcznik, a następnie zaczął nim osuszać włosy czarnowłosej.
- Co się stało? - Spytał, przykucając między nogami dziewczyny i spoglądając jej w oczy.
- O-oni...układ...n-narzeczony. - Wyłkała, a następnie zakryła twarz dłońmi.
- Znaleźli ci narzeczonego? - Pokiwała głową, a po jej policzkach zaczęło spływać więcej łez. Levi poczuł jak jego serce pęka na pół. Nie potrafił sobie wyobrazić swojej malutkiej omegi w ramionach innego mężczyzny.
- J-ja nie chcę. N-nie ma mowy, ż-żebym go poślubiła. T-to oni złamali układ i podpisali kontrakt przed czasem.
Levi zajął miejsce na łóżku i wciągnął Sheilę na swoje kolana, mocno ja obejmując. Nie dbał o to, że dziewczyna była cała mokra, chciał ją pocieszyć. Czarnowłosa wtuliła się w niego, a on zaczął kreślić kółka na jej plecach, żeby ją uspokoić. Podziałało, po kilku minutach omega przestała płakać i powoli zaczęła normować swój oddech.
- Już lepiej? - Spytał, odsuwając ją od siebie.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Mogłabym zostać u ciebie na noc? Nie chcę z nimi teraz przebywać. - Ukryła swoją twarz w zagłębieniu jego szyi, kiedy poczuła, że na jej twarzy pojawia się rumieniec.
- Przestań się chować. - Powiedział i ociągnął ją od siebie, aby spojrzeć na jej twarz. - Ślicznie wyglądasz, kiedy się rumienisz. I tak, możesz zostać, tak długo jak tego potrzebujesz.
Posłała mu malutki uśmiech i cmoknęła go w nos.
- A teraz idź do łazienki, bo mi się pochorujesz. Zaraz przyniosę ci coś na zmianę. - Powiedział, zdejmując ją z kolan.
- Ale ja mam swoje ubrania.
- W tym chcesz spać? - Spytał i podniósł plecak, z którego aż się wylewało. [to brzmi jakby co najmniej wpadła do jeziora]
- Zgoda wygrałeś. - Sheila ruszyła do łazienki i zdjęła swoje ubrania, a po chwili do środka wszedł Levi z jakąś koszulką i podał jej starając się na nią nie patrzyć.
Czarnowłosa wzięła szybki prysznic i wróciła do pokoju, a po niej do łazienki wszedł kobaltowooki. Gdy opuścił pomieszczenie, Sheila rozłożyła się już wygodnie na łóżku.
- Nie wolisz spać w pokoju gościnnym? - Spytał, wchodząc z drugiej strony na łóżku.
- A czy ty wolałbyś spać w pokoju gościnnym po czymś takim?
- Nie za bardzo, ale byłoby ci wygodniej. - Na twarzy brunetki pojawił się smutek.
- Czyli mnie tu nie chcesz? - Zaczęła się podnosić, ale Levi złapał ją w talii i ponownie wciągnął na łóżko.
- Nigdzie nie idziesz. Chciałem być miły, ale skoro ty nie chcesz współpracować, to nie. - Ułożył ich na łyżeczki, samemu będąc dużą. - Dobranoc. - Objął ją mocno i pocałował jej włosy, a następnie zamknął oczy.
- Dobranoc. - Odwróciła głowę i cmoknęła go. Wtuliła się mocniej w chłopaka i zamknęła oczy, po chwili oboje pogrążyli się w głębokim śnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
2698 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top