[8]
Nastał kolejny dzień. Sheila wstała rano i poszła się wykąpać. Nie miała ubrań na zmianę, więc pożyczyła jakieś ciuchy na zmianę.
- Wiesz, że nie musisz iść tam teraz? Podwieziemy cię przed przyjęciem, a później razem pojedziemy do Hange. - Powiedział Farlan, kładąc śniadanie na stole.
- Nie, dzięki. Nie chcę was w to wciągać. Rodzice na pewno nie puszczą mi płazem, że znowu uciekłam. Ale i tak dziękuję za propozycję.
- Jak tam chcesz, ale zawiezie cię dopiero po śniadaniu. - Powiedziała Isabel, wymachując w jej stronę widelcem.
- Nie mam nic przeciwko. Przecież wiesz jak uwielbiam twoją kuchnię. - Czarnowłosa posłała w jej stronę uśmiech.
Zabrali się za jedzenie i kiedy skończyli dziewczyna pomogła jeszcze sprzątać, a następnie wróciła z Farlanem do swojego domu. A tam czekała ją bardzo miła niespodzianka.
- Gdzie byłaś? - Spytał Rod w momencie, w którym przekroczyła próg domu. - Miałaś wczoraj pilnować Ackermanna, a zamiast tego uciekłaś z przyjęcia. Jak ci nie wstyd uciekać w połowie tak ważnego wydarzenia?
- Źle się poczułam i nie chciałam was martwić, więc zadzwoniłam do przyjaciółki i poprosiłam, żeby mnie zabrała. Czy to źle, że pozwoliłam wam się dalej bawić, zamiast zawracać wam głowę?
- Powinnaś nam o tym powiedzieć. Zdecydowalibyśmy czy powinnaś wrócić do domu czy zostać z nami. - Odpowiedział mężczyzna.
- Czyli nie ważne, że ledwo stoję na nogach, ale muszę z wami zostać, bo chcecie sobie zaskarbić przychylność Ackermannów? Jak chcecie to się z nimi bawcie, ja się pod tym nie podpisuję.
Dziewczyna ruszyła po schodach zostawiając swoich rodziców osłupiałych. Weszła do pokoju i wyciągnęła laptopa z zamiarem obejrzenia jakiejś taniej komedii na poprawienie sobie humoru.
***
Czarnowłosa otworzyła oczy i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek 17.30.
- O kurwa! - Zerwała się z łóżka i rzuciła w stronę szafy.
Wyciągnęła czarną koszulkę z dekoltem wyciętym w serce, rękawami na ramionach i przedramionach i skórzanymi paskami na szyi podtrzymującymi ją w miejscu. Do tego tiulowa spódniczka do połowy ud ze skórzanymi paskami i czarne glany z ćwiekami. Jako akcesoria założyła bransoletkę i choker oczywiście z ćwiekami.
Wbiegła do łazienki i rozczesała włosy, a na oczy nałożyła kredkę do oczu, bo nie miała czasu robić całego makijażu. Sięgnęła do szafki nocnej i wyciągnęła mały pakunek, który wrzuciła do plecaka i wybiegła z pokoju. Na jej nieszczęście jej rodzice byli na dole wraz z Historią.
- Gdzie się wybierasz? - Spytała Alma.
- Urodziny przyjaciela.
- Kogo? - Spytała Historia.
- Levi. - Odpowiedziała czarnowłosa otwierając drzwi.
- Jesteś pewna? - Spytała blondynka z troską w głosie.
- Jak tego, że tu stoję.
- Skoro tak, to życzę ci powodzenia.
- Nigdzie nie idziesz. Mamy dzisiaj iść na wystawę sztuki pana Doka, zaprosił nas wszystkich.
- Nile nie obrazi się jak nie przyjdę, mam ważniejsze sprawy na głowie. Pozdrów go ode mnie.
Wybiegła z domu i skierowała się do samochodu przy którym akurat stał Pixis.
- Podrzucisz mnie do domu Hange? - Spytała.
- Jasne, a po co?
- Mój mate ma urodziny, chcę choć życzyć mu najlepszego. - Powiedziała, wsiadając do samochodu.
- A dlaczego to robisz? Co jeśli cię zrani?
- To będę zraniona. A teraz proszę pospiesz się, bo mam tylko 10 minut.
- Będziemy w 15 przy dobrych wiatrach, nie da rady szybciej. - Powiedział, startując samochód.
- Najwyżej się trochę spóźnię.
Po 17 minutach dojechali. Czarnowłosa wyskoczyła z samochodu krzycząc podziękowanie. Wbiegła po schodach do bloku i stanęła przy znajomych drzwiach i zapukała. Słyszała krzyki i kroki zbliżające się do drzwi. Po chwili zostały one otwarte, a dziewczynie ukazał się brunet o zimnym spojrzeniu.
- Czego chcesz? - Spytał ze zmarszczonymi brwiami. Było bardzo widoczne, to że chłopak był wkurwiony.
- Hange mnie zaprosiła. Chyba nie masz nic przeciwko? - Spytała, czuła jak serce znów zaczyna mocniej bić, przez co ból był większy.
- A co jeśli ja nie chcę cię widzieć? - Warknął chłopak.
- Na to też się przygotowałam. - Sięgnęła do plecaka i wyciągnęła pakunek. - Wszystkiego najlepszego. - Posłała mu uśmiech.
Odpakował prezent. W środku była bransoletka.
Lewe skrzydło było niebieskie, a prawe białe.
- Biel symbolizuje wolność, a niebieski spokój. Pomyślałam, że ta bransoletka do ciebie pasuje...To ja już lepiej pójdę.
Odwróciła się i chciała już odejść, ale napadła ją taka fala bólu, że krzyknęła, oparła się o ścianę, żeby nie upaść. Z domu Hange wybiegli wszyscy słysząc głos dziewczyny.
- Co się stało? - Spytał Levi, pomagając dziewczynie ustać. Nic nie powiedziała. - Gadaj.
- To nic, nic mi nie jest. - Ta sama fala bólu przeszyła jej ciało.
- Weź ją do środka, nie chcę o tym mówić tutaj. - Powiedziała Hange. Chłopak posłusznie kiwnął głową i wziął Sheilę na ręce. Weszli do domu, a on odłożył ją na kanapie.
- Teraz gadać co tu się dzieje, pókim dobry. - Spojrzał na Sheilę.
- Ona jest...
- Nie mów mu! Obiecałaś! - Krzyknęła, patrząc załzawionymi oczyma na Isabel.
- Zerwałeś z nią więź mate. - Powiedział Erwin, patrząc ze spokojem na chłopaka. W momencie jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.
- Czekaj, czekaj...To ty mnie wciąż kochasz? - Spytał, patrząc na dziewczynę. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, opuściła głowę, żeby grzywka mogła zasłonić jej twarz. To potwierdziło jego przypuszczenia.
- Wiecie co, chyba lepiej będzie ich zostawić samych. - Powiedział Farlan. - Chodźcie do nas, oni niech załatwią tutaj swoje sprawy.
Wszyscy pokiwali głowami i opuścili domu, zostawiając w nim Levia i Sheilę.
- Więc to co powiedziałaś nie było prawdą? - Spytał, ostrożnie siadając naprzeciw dziewczyny.
- A jak myślisz? Jestem omegą, nie mogę się wyprzeć swoich uczuć. Zakochałam się w tobie, kiedy miałam 7 lat, od tamtej pory szukałam cię. - Dziewczyna odważyła się spojrzeć Leviowi w oczy.
- Przecież poznaliśmy się, kiedy się tu przeprowadziłem.
- Nie liczę że pamiętasz. Pewnie pomogłeś wielu omegom. - Posłała mu słaby uśmiech.
- Pamiętam tylko jedną. Dziewczynę o czarnych włosach i złotym oku. Była naprawdę śliczna, a pachniała jak trawa po deszczu.
Spojrzał na nią. Na jej ustach widniał ogromny uśmiech, a jej oko odzyskało złotą barwę, ale tylko na chwilę.
- Jakie są twoje naturalne oczy?
- Lewe piwne, a prawe złote. A co?
- Przed chwilą widziałem złoty, a teraz znikł. O co chodzi?
Posłała mu smutny uśmiech.
- Wiesz jak działa zerwanie więzi. U mnie oprócz bólu blaknie też oko, stąd wiadomo jak ze mną źle.
- Czyli skoro już nie widać złotego to znaczy...
- Że nie zostało mi dużo czasu. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej. Spróbowałbym coś zrobić.
- Nie chcę twojej miłości jeśli jest ona wymuszona. Chciałam abyś mnie kochał za to kim jestem, a nie z powodu więzi.
- A ty nie kochasz mnie z powodu więzi?
- Zakochałam się w tobie gdy mnie uratowałeś, dopiero potem zrozumiałam, że jesteś moim mate.
- A co jeśli ja cię kocham, ale tak naprawdę? - Dziewczyna spojrzała na niego z mieszanką niedowierzania i nieufności.
- Przecież powiedziałeś, że mnie więcej nie dotkniesz, więc dlaczego nagle mówisz, że mnie kochasz?
- Powiedziałem to, bo nie chciałaś, żebym cię dotykał.
- Powiedziałam to, ponieważ cały czas mnie całowałeś. Skoro mnie nie kochasz, to mnie nie dotykaj, bo będziesz mi robił nadzieję.
Po tych słowach chłopak podniósł się i zajął miejsce obok Sheili. Następnie chwycił ją w talii i posadził sobie na kolanach twarzą do siebie.
- C-co ty robisz? - Spytała natychmiastowo oblewając się rumieńcem.
- Powiedziałaś, żebym nie dotykał cię jeśli cię nie kocham, ale skoro tak, to nie muszę się wstrzymywać.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że mnie kochasz?
- Może. - Posłał jej swój typowy uśmieszek, chwycił ją za kark i zniżył ją do pocałunku.
Tym razem dziewczyna nie oponowała. Pozwoliła się całować, nawet oddawała pocałunki z taką samą pasją z jaką Levi ją całował. Czarnowłosy polizał dziewczynę po dolnej wardze, prosząc ją o dostęp, który ochoczo mu dała. Zaczęli walkę o dominację, ale dziewczyna szybko ją przegrała. Alfa nie pozwoli się nikomu zdominować, nawet swojej mate. Całowali się, aż zabrakło im powietrza, dopiero wtedy oderwali się od siebie. Oboje dyszeli, a policzki złotookiej były pokryte różem.
- Wiesz, że nie powinnaś się tak pozwolić całować byle komu?
Dopiero po jego słowach do niej doszło co zrobiła. Może i Levi ją kochał, ale nie by jej chłopakiem, więc nie powinna mu na to pozwalać. Chciała wstać, ale chwycił ją za biodra, uniemożliwiając jej tym jakikolwiek ruch.
- Hej, puść mnie. - Powiedziała. Czuła jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Pozwoliła mu się wykorzystać. Znowu. Myślała, że już koniec z tym cierpieniem, ale się myliła.
- Hej, dlaczego płaczesz? - Chwycił ją za podbródek i uniósł jej głowę, żeby patrzyła mu w oczy.
- Puść mnie, już dostatecznie mnie wykorzystałeś. Nie rozumiesz, że moje serce tego nie wytrzyma? Ja już nie chcę cierpieć. - Wyszeptała, a po jej policzkach znów zaczęły spływać łzy. Levi mocno ją objął co zbiło ją trochę z tropu. - C-co robisz? Puść mnie.
- Mam cię oznaczyć, żebyś zrozumiała, że mi na tobie zależy? - Spytał, odsuwając dziewczynę. Podniósł się i scałował łzy z jej twarzy. - Chociaż wolałbym zrobić to powoli. Może zaczniemy jako para?
- Czy ty mi właśnie proponujesz chodzenie? - Spytała z niedowierzaniem.
- Tak. I co powiesz?
Po jej policzkach zaczęło spływać jeszcze więcej łez. Spojrzał na nią z przerażeniem.
- Co znowu źle zrobiłem? Nie chciałem. proszę nie płacz.
Sheila objęła go jak najmocniej mogła.
- To są łzy szczęścia. Tak się cieszę, naprawdę. Myślałam, że nie jest mi pisane szczęście. - Chłopak oddał misia.
- Nie jesteś sama. Już więcej nie.
Odsunęli się od siebie i ponownie połączyli się w pocałunku.
- Chodź, trzeba ich odnaleźć. - Powiedział i pomógł jej wstać. Spojrzał w jej oczy i aż mu dech odebrało. Jej oko miało najpiękniejszy odcień złotego jaki kiedykolwiek widział, a w połączeniu z kontrastującym brązowym wyglądał po prostu nieziemsko. - Masz naprawdę nieziemskie oczy.
Czarnowłosa oblała się na jego słowa rumieńcem i posłała mu mały uśmiech.
- Idę do łazienki zmyć ten makijaż, co bym nie wyglądała jak zombie. W tym czasie zadzwoń do nich. Twoje urodziny miały się tu odbyć, więc wszystko jest tutaj.
- Nie potrzebuję urodzin, dostałem już najlepszy prezent jaki mogłem sobie wymyślić.
Na te słowa oblała się jeszcze większym rumieńcem, o ile to było możliwe i uciekła do łazienki. Levi zaśmiał się pod nosem i wyciągnął telefon. Wybrał numer do Hange.
- Możecie już wracać.
- Ustaliliście już wszystko? Jesteście razem.
- Nie twój zasrany interes, Czterooka. Po prostu tu wracajcie.
- Czyli tak. Będziemy za 5 minut.
Shei zdążyła już wrócić do pokoju.
- Wiesz, że ślicznie ci w tych ciuchach. - Powiedział, uśmiechając się pod nosem.
- Przestań mi dokuczać. - Zaczęła się dąsać, a jej policzki znów przybrały kolor dojrzałych pomidorów.
- Co ja poradzę, że słodko wyglądasz jak się czerwienisz. - Podszedł do niej i pocałował ją w czoło. - Powiedziała, że będą za 5 minut. Co robimy?
- Czekamy. - Powiedziała i usiadła na kanapie, a Levi obok niej. - Ale niczego nie próbuj.
- Gdzież bym śmiał. - Powiedział kładąc rękę na jej talii. Odskoczyła jak poparzona.
- Jesteś okropny...Jesteś moim pierwszym chłopakiem, więc proszę cię nie rób tak. Nie wiem jak mam się zachować.
- Żartujesz? Masz 17 lat i nie miałaś żadnego chłopaka.
- Nie chciałam innego od ciebie. - Znowu się zarumieniła.
- Cieszę się z tego powodu. A co do tego jak masz się zachować, to zrób tak jak ci się podoba. Do niczego cię nie zmuszę, chcę żebyśmy powoli posuwali się do przodu. Chciałbym cię od razu oznaczyć, ale nie chcę cię wystraszyć. Zrobimy to kiedy będziesz gotowa, zgoda?
Kiwnęła głową i wróciła na swoje miejsce. Levi objął ją w talii, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Czuła się wspaniale. W sercu czuła ciepło, a obok alfy czuła się bezpieczna.
Po chwili drzwi otworzyły się z impetem, a do środka wkroczyła Hange. Czarnowłosi odskoczyli od siebie jak poparzeni.
- Przerwałam w czymś?
- Nie, ale spóźniłaś się. - Jego drażliwa strona znowu się ukazała. Było to aż dziwne, że z opiekuńczego alfy zmieniał się we wnerwionego skrzata.
- Korki były. - Powiedział Erwin. Podszedł do czarnowłosej i rozczochrał jej włosy. - Co ustaliliście?
Levi chwycił Sheilę i przyciągnął do siebie, a następnie spojrzał na Erwina z takim mordem w oczach, że chłopak aż się cofnął.
- Chyba się pogodzili. - Powiedziała Isabel, przyglądając się jak Levi trzyma złotooką. - I chyba trafił jej się bardzo dominujący alfa.
- Chyba tak. - Erwin spojrzał na małego karzełka, który trzymał dziewczynę jakby od tego zależało jej życie. - Nie martw się nie zjem ci jej. Wcześniej nie miałeś problemu gdy ją dotykałem.
- Bo wcześniej nie byliśmy razem.
- Levi puść już. Nic mi nie zrobią. Jesteśmy przyjaciółmi od małego, a poza tym każdy ma już swojego mate. Tylko ja nie potrafiłam cię znaleźć.
- Ale już mnie masz, więc nie licz na to, że puszczę jakąś alfę w twoje pobliże.
- A jeśli będziesz obok? Nie licz na to, że zerwę z nimi kontakty.
- Nagle jesteś odważna?
- Nie należę do omeg, które się łatwo podporządkowują, chyba to już zauważyłeś. A teraz mógłbyś mnie puścić?
- Nie.
Pochyliła się i cmoknęła go w policzek. Chłopak puścił ją, ale pozostawił na jej talii rękę.
- Tak, zdecydowanie nadopiekuńczy. Będziesz mieć przerąbane.
- Co z tego? Biorę co dają, w końcu mam mate. - Powiedziała, przytulając go.
- Dobrze, to może wystarczy tych czułości i zaczniemy tą imprezę. - Zaproponowała Hange.
- Za. - Powiedziała czarnowłosa i ruszyła z Hange do kuchni, żeby przynieść przekąski i tort.
Impreza trwała kilka godzin i nie skończyła się zbyt dobrze, oczywiście dla Hange. Biedaczka tak się spiła, że wylądowała pod stołem, mamrocząc coś o tytanach. Chłopaki położyli ją do łóżka, a następnie opuścili jej mieszkanie.
- Podwiozę cię do domu. - Zaproponował Levi, na co Sheila z ochotą przystała. Zajęła miejsce pasażera w samochodzie, a po chwili chłopak usiadł za kierownicą i ruszył samochód.
- To co, do zobaczenia. - Spojrzał na nią, kiedy zaparkował przed jej domem.
- Tak, szkoda że nie mamy więcej czasu. - Czarnowłosa posłała mu smutny uśmiech.
- Może chcesz się jutro spotkać? Przyszedłbym po ciebie o 13.
- Czy ty mi proponujesz randkę?
- Nie wiem, proponuję? - Posłał jej mały uśmiech.
Zaśmiała się, a następnie objęła go. Chwycił ją za podbródek i połączył ich usta w namiętnym pocałunku. Trwali tak przez kilka sekund, aż zabrakło im powietrza.
- Do jutra. - Powiedziała i cmoknęła go w policzek, a następnie opuściła pojazd.
Miała otwierać już drzwi, gdy Levi odsunął szybę i ją zawołał.
- Dasz mi swój numer? Wolałbym mieć jakieś zabezpieczenie jakby się plany zmieniły.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem i podeszła do samochodu, a następnie wymienili się numerami.
Levi odjechał i dopiero, kiedy zniknął z jej pola widzenia odwróciła się i weszła do domu. Szczęśliwie dla niej, rodzice byli wciąż na wystawie z Historią, więc spokojnie mogła iść się wykąpać. Poszła do pokoju i walnęła się na łóżko, a po chwili dostała SMS-a.
Od: Zaborczy Alfa
Księżnisia jeszcze nie śpi?
Do: Zaborczy Alfa
A co księżulka to interesuje? Nie powinieneś sam iść spać.
Od: Zaborczy Alfa
Może tak, a może nie. Co robisz?
Do: Zaborczy Alfa
Piszę z tobą, nie widać?
A tak serio to rodzice są w galerii Doka, więc mogę w spokoju odpocząć.
Od:Zaborczy Alfa
Aż tak straszni są?
Do: Zaborczy Alfa
Straszni nie, ale upierdliwi tak.
Daj mi już spokój, chcę spać. Jeśli nie będę spała określoną ilość godzin, to zbrzydnę, a tego byśmy nie chcieli.
Od: Zaborczy Alfa
W żadnym wypadku. Miłych słów życzę damie.
Do: Zaborczy Alfa
Tobie też dobranoc, szajbusie.
Czarnowłosa wyciszyła telefon, położyła się i zasnęła ze spokojnym sercem oraz wielkim uśmiechem na ustach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2512 słów. Wena mi wróciła. Powinnam publikować trochę częściej. Postaram się znowu wrzucać 1 rozdział tygodniowo. ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top