[12]
Czarnowłosa dziewczyna zerwała się z łóżka cała zlana potem. Jej oddech był szybki i rwący, a całym ciałem wstrząsały dreszcze. Znowu miała koszmar, znowu jej umysł płatał jej figle.
Zrzuciła z siebie pościel i ruszyła do łazienki, żeby zmyć z siebie pot. Kiedy skończyła poranną toaletę podeszła do szafy i wyciągnęła z niej czarne, poszarpane spodenki jeansowe, ciemne pończochy i czarną koszulkę do pępka, z krótkim rękawem. Do tego czarny kardigan, a jako zwieńczenie czarną obrożę, którą dostała od swojego chłopaka.
Wyszła ze swojego pokoju i udała się schodami na dół. Weszła do jadalni akurat, kiedy jej rodzina zasiadała do posiłku. Jej rodzice zmierzyli ją wzrokiem. Matka popatrzyła na nią z politowaniem, a ojciec zmierzył ją krytycznym wzrokiem.
- W co ty się ubrałaś, córko? - Spytał ojciec, a jego głos nie oznaczał, że był bardzo zadowolony tym faktem.
- W co mi się podobało. Chyba nie powinno cię obchodzić w co się ubieram? - Spytała, a na jej ustach igrał szatański uśmiech.
- Nie pozwolę mojej córce panoszyć się jak jakaś prostytutka. - Mruknął pod nosem, ale dziewczyna i tak go usłyszała. Momentalnie w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
- Siadaj córeczko, zjedz coś z nami. - Powiedziała Alma, wskazując na wolne siedzenie.
- Wiesz co? Podziękuję, straciłam apetyt.
Wyszła z pomieszczenia i udała się do swojego pokoju. Chwyciła za paczkę papierosów, która była ukryta w pościeli i plecak, włożyła glany, a później opuściła dom. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Ackrermanna.
- Słucham.
- Cześć, dasz radę przyjechać wcześniej czy nie masz czasu?
- Mogę być za 10 minut. Coś się stało? - W jego głosie można było usłyszeć nutę troski.
- Nie, nic. Dziękuję i do zobaczenia.
Rozłączyła się i otarła samotną łzę. Wyciągnęła papierosa i odpaliła go. Była w połowie, kiedy koło niej zaparkował czarny Chrysler. Szyba od strony pasażera została odsunięta i zobaczyła twarz Levia.
- Co się stało?
- Nic. Jedźmy. - Powiedziała, rzucając fajkę na ziemię i rozdeptując ją. Następnie wsiadła do samochodu.
- Mówiłaś, że nie palisz, chyba że coś się stanie. Gadaj. - Powiedział, spoglądając jej w oczy. Wzięła głęboki wdech i wyrzuciła to z siebie.
- Nic się nie stało. Po prostu ojciec nazwał mnie dziwką. - Wzruszyła ramionami, a w środku czuła jakby ktoś wbijał jej nóż w serce.
Czarnowłosy się nie odezwał, chwycił ją i mocno objął, zaczynając głaskać jej plecy. Sheila poczuła jak pierwsze łzy spływają, mocząc koszulkę bruneta. Po chwili z jej ust zaczął wydobywać się szloch.
Dał jej chwilę na uspokojenie, ale kiedy nic się nie zmieniło, odsunął ją od siebie.
- Uspokój się. - Powiedział surowo. - Myślałem, że jesteś silniejsza i byle co nie ma na ciebie wpływu.
Po jej twarzy zaczęło spływać jeszcze więcej łez. Teraz jej mate ją nienawidzi.
- Przestań ryczeć. Jeśli on cię nie docenia, to jego problem. Według mnie wyglądasz ślicznie.
Po tych słowach na twarzy dziewczyny przybrała różowy kolor, a jej łzy powoli znikały, zastąpione małym uśmiechem.
- Dziękuję. - Wyszeptała, spoglądając mu w oczy.
Mierzył ją przez chwilę wzrokiem, a po chwili chwycił z tyłu głowy i połączył ich usta. Sheila przez chwilę patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczyma, ale po chwili zaczęła oddawać pocałunki. Ich moment trwał kilka minut, a kiedy skończyli policzki czarnowłosej były całe czerwone. Na ustach Levia pojawił się uśmieszek. Usiadł wygodniej na siedzeniu i odpalił silnik, a następnie ruszył do szkoły.
Po kilku minutach byli już na miejscu i weszli ramię w ramię do budynku. Skierowali się pod swoja klasę i każdy poszedł w swoją stronę, dziewczyna do przyjaciół z klasy, a chłopak do Isabel i Farlana. Czarnowłosa zaszła od tyłu Armina i gdy już była dostatecznie blisko pochyliła się nad jego uchem.
- Bu.
Zapiszczał i podskoczył w górę, na co się zaśmiała.
- Shei! Przez ciebie zejdę na zawał! - Krzyknął i odwrócił się do niej, a jego twarz ukazywała prawdziwe przerażenie.
- Przepraszam. - Powiedziała, a na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
- Wcale nie jest ci przykro. - Powiedział pewnie.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Zaczęli gadać o imprezie sylwestrowej. Zaabsorbowało ją to tak bardzo, że nie zauważyła, kiedy ktoś ją zaszedł od tyłu i położył jej rękę na ramieniu. Pisnęła i odskoczyła do tyłu, przewracając się i powalając osobę stojącą za nią. Jej przyjaciele wybuchnęli na to śmiechem.
- Bardzo śmieszne. - Mruknęła.
- Nie wiedziałem, że potrafisz wydawać takie dźwięki. - Przy uchu usłyszała głęboki, niski głos. Od razu zerwała się na równe nogi, a jej policzki pokrył róż.
- Levi!
Na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech, a jej koledzy wciąż się śmiali. Miała zamiar coś mu powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek na lekcję, więc odwróciła się na pięcie, przez co nie zauważyła jak kruk rozmawia z Arminem. Weszła do sali i poszła zająć swoje miejsce na tyłach, ale zamiast małego blondynka, miejsce obok niej zajął niski brunet.
- Co tu robisz? - Starała się aby jej głos brzmiał groźnie, ale i tak chłopak zauważył, że oprócz złości słychać też ciekawość.
- Siedzę, nie widać? - Uniósł brew w zaczepnym geście.
- To spieprzaj, bo siedzę z kimś innym. - Mruknęła, a następnie skierowała swoją uwagę na tablicę.
- Co wstydzisz się mnie? - Usłyszała przy uchu. Od razu napięła mięśnie i wstrzymała oddech, na co chłopak zaśmiał się gardłowo. Czarnowłosa oblała się rumieńcem i schowała głowę w ramionach.
***
Minęło już kilka lekcji i zaczęła się przerwa śniadaniowa. Sheila jako ostatnia opuściła klasę z zamiarem udania się na szkolny dach, ale jej plany zostały udaremnione. Kiedy od jej celu dzieliły ją już tylko jedynie schody, ktoś chwycił ją za rękę i wciągnął do składzika na miotły. Chciała krzyczeć po pomoc, ale nawet nie zdążyła wydobyć z siebie dźwięku, kiedy ktoś przycisnął ją do ściany i agresywnie wpił się w jej usta. Próbowała się wyrwać, ale w chwili kiedy rozpoznała strukturę ust, które należały do jej ukochanego, postanowiła się oddać tej pieszczocie. Zaczęła powoli oddawać pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej gorące. Po chwili Levi oderwał się od niej. Oboje ciężko dyszeli, a kiedy dziewczyna spojrzała w jego oczy dostrzegła w nich coś, czego wcześniej nie widziała. Żądzę.
- Jak chętnie bym cię teraz wziął przy tej ścianie. - wymruczał jej do ucha, na co jej twarz pokryła się krwistym rumieńcem.
- L-Levi, p-przestań. - W jej głosie było słychać strach. Ackermann otrząsnął się i mocno objął Sheilę, na co dziewczyna się spięła.
- Już. Nie martw się, nic nie zrobię bez twojej zgody. - szepnął do niej i dopiero wtedy oddała uścisk. Po chwili oderwali się od siebie i kobaltowooki podszedł do drzwi, żeby sprawdzić czy nikt nie idzie, a następnie otworzył je.
- To co...do zobaczenia. - Powiedział i odwrócił się z zamiarem odejścia, ale udaremniła mu to jego dziewczyna, chwytając go za rękę.
- O nie, nie tym razem. Tym razem mnie nie zostawisz i albo weźmiesz mnie ze sobą, albo pójdziesz ze mną. Wybór zależy od ciebie.
- Chodź. - Powiedział, wyciągając rękę w jej stronę, którą dziewczyna chwyciła z uśmiechem.
***
Lekcje tego dnia się zakończyły. Sheila skierowała się jeszcze do biblioteki, ponieważ jedna z nauczycielek kazała jej tam zostawić jakieś papiery. Była już nie daleko swojego celu, kiedy ktoś chwycił ją za rękę i zaciągnął na tył szkoły. Chciała protestować, żeby Levi nie robił sobie znowu żartów, ale kiedy poczuła, że jej ręce są wiązane na plecach sznurem, zrozumiała, że to nie jest Levi. Zaczęła się szarpać i wyrywać, ale ich było trzech i do tego alfy, a ona jedna, skrępowana omega, więc jej szansę na ucieczkę równały się 0. Kiedy szarpanie się nic nie dawało, zaczęła wołać o pomoc. Nie mogła tego robić zbyt długo, ponieważ jeden z nich uderzył ją w brzuch tak mocno, że wytrącił jej całe powietrze z płuc, a po chwili uciszono ją kneblem. Każdy wdech był na wagę złota. Do momentu, aż jej dolna garderoba została z niej zdarta. Poczuła jak strach przejmuje nad nią kontrolę. Jej ciało zaczyna się trząść z przerażenia, a po jej policzkach zaczynają spływać łzy. Nie chciała tego, nie chciała stracić swojego pierwszego razu z kimś innym niż Levi, a na pewno nie chciała go stracić, będąc zgwałconą.
Ponownie podjęła próby wyrwania się, ale to zaowocowało tylko tym, że została boleśnie przypchnięta do ściany, a jeden z alf chwycił ją za biodra i wypiął w swoją stronę. Sheila myślała, że to już koniec, że nic jej nie ocali przed takim losem, więc przestała się wiercić.
- Grzeczna dziewczynka. - Usłyszała przy uchu, co spowodowała u niej odruch wymiotny, a równocześnie poczuła jak wzrasta jej chęć mordu.
Zanim któryś z nic zareagował zamachnęła się i uderzyła stojącego za nią chłopaka w krocze lecz po chwili znowu była mocno trzymana. Na twarzy poszkodowanego pojawił się szatański uśmiech i podszedł w kierunku omegi. Chwycił ją mocno za uda, przez co z jej ust wydobył się jęk bólu i uniósł ją, usadawiając się centralnie pod nią. Podjęła ostatnią próbę ucieczki, chociaż wiedziała, że nic jej to nie da. Była zbyt mocno trzymana.
Zamknęła oczy i czekała już tylko na ból związany z wtargnięciem chłopaka do jej wnętrzności, ale nie poczuła tego. Poczuła za to coś innego.
Chwyt chłopaka zniknął, a ona była trzymana pewnie, ale także delikatnie. Postanowiła otworzyć oczy i to co zobaczyła spowodowało jeszcze większy wodospad łez wypływający spod jej powiek. Przed nią stał Levi, który ją podtrzymywał, a w oddali widziała 3 chłopaków, którzy uciekali z prędkością światła.
Ackermann chwycił za chustkę, którą zakneblowali dziewczynę i wyjął ją z jej ust, a następnie rozciął sznury.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - Pytania zadawał szybko, z troską barwiącą jego głos. Czarnowłosa słabo się uśmiechnęła i rzuciła się na niego, mocno wtulając się w jego klatkę.
- Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję. Gdybyś nie przyszedł to oni by...oni by... - Poczuła jak po jej policzkach ponownie zaczynają spływać łzy. Levi objął ją i jeszcze bardziej do siebie przysunął.
- Kurwa, dlaczego nie przyszedłem szybciej. - Warknął, chwytając się za włosy i ciągnąc się za nie.
Sheila odsunęła się od niego i posłała mu największy uśmiech na jaki była w tamtym momencie zdolna.
- Przyszedłeś w najlepszym momencie, mój bohaterze.
Przysunęła się do niego i połączyła ich usta, namiętnie całując chłopaka. Na początku zaskoczyła go, ale po chwili zaczął oddawać jej pocałunki z taką samą namiętnością jak ona.
- Ubierz się. Jedziesz ze mną. - Powiedział, kiedy się od siebie oderwali.
- Odwróć się. - Powiedziała.
- Po co? I tak prędzej, czy później będę się widział nagą.
- Wolałabym, żeby to była niespodzianka. - Odpowiedziała, a jej policzki zrobiły się różowe.
- Skoro tak. - Odwrócił głowę i poluzował uścisk, pozwalając tym samym wstać dziewczynie.
Wciągnęła na siebie swoje ubrania i szturchnęła Levia w ramię.
- Gotowa? - Pokiwała głową. Levi podniósł się z ziemi i chwycił ją za rękę. - To chodźmy.
Zaprowadził ją do swojego samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera, wpuszczając do środka dziewczynę. Posłała mu mały uśmiech i wsiadła do samochodu. Czarnowłosy okrążył pojazd i zasiadł za kierownicą, a następnie odpalił samochód i ruszył. Jechali w milczeniu, aż dojechali do parku niedaleko domu chłopaka. Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi, wypuszczając ją. Następnie chwycił za rękę i zaczął prowadzić do parku. Co zdziwiło dziewczynę najbardziej było to, że Levi nie siadł na ławce tylko zaczął spacerować z nią po parku.
Przechadzała się z nim przez jakiś czas, aż w końcu nie wytrzymała i musiała się zapytać.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - Spytała i spojrzała na niego.
- Nie podoba ci się? - Uniósł do góry brew.
- Nie o to chodzi. Zastanawiam się tylko dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.
- Żeby odgonić myśli od tego co się stało. Kurwa. Wciąż nie mogę uwierzyć, ze pozwoliłem im to zrobić.
Zatrzymała się gwałtownie, objęła jego dłoń obiema swoimi i spojrzała w dół.
- Przestań o tym myśleć. Przyszedłeś i mnie uratowałeś, tylko to się liczy. Mogłeś w ogóle się nie pojawić, a wtedy...wtedy... - Poczuła jak w gardle powstaje jej gula, a w kącikach oczu zbierają się łzy. Zamrugała szybko oczami, żeby się ich wyzbyć, a później podniosła głowę i spojrzała z uśmiechem na swojego chłopaka. - Dla mnie najważniejsze jest to, że się pojawiłeś.
Levi zabrał rękę i objął mocno Sheilę, pozwalając jej rozładować emocje. Nie chciała płakać, chciała być silna, żeby pokazać Leviowi, że jest godna bycia z nim. Zagryzła wargę, żeby wyzbyć się łez i kiedy jej się udało odsunęła się i posłała mu uśmiech.
- Już okej? - Spytał, a w jego głosie słychać było niepewność. Wiedział jak słabą psychikę mają omegi, nie chciał, żeby Sheila się załamała.
- Nie będę płakać, przecież nic się nie stało. Nie jestem słaba, przecież dałam sobie radę bez ciebie przez 3 lata. Takie coś mnie nie złamie. - Posłała mu uśmiech, który tak bardzo kochał.
Przysunął ją do siebie i agresywnie wbił w jej usta. Zaskoczył ją tym, nie mniej, po chwili zaczęła oddawać pocałunki z takim zapałem z jakim on ją całował.
- Cieszę się, że to ty jesteś moją mate, a nie kto inny. W życiu nie widziałem silniejszej omegi.
Na jego słowa oblała się rumieńcem, a na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Ruszyła w stronę jeziorka, a Levia zaczął za nią podążać.
- Ja też się cieszę, że to ty jesteś moim mate. Jesteś bezduszny, chłodny, ale potrafisz być także czuły i troskliwy. Nie zależy mi na kwiatkach, ani na czekoladkach. Chcę po prostu abyś był przy mnie, kochał i bronił. - Odwróciła się do niego z wielkim uśmiechem, ale rzeczą która najbardziej go zafascynowała to jej oczy, które też się śmiały.
Podszedł i oparł się obok niej na barierce. Odwróciła się twarzą do jeziora i także się oparła. Stali tak w błogiej ciszy przez jakiś czas, aż zaczęło się ściemniać.
- Wracajmy, bo twoi rodzice będą się martwić. - Oderwał się od barierki i spojrzał na złotooką.
- Nie będą. Często wracam do domu późno. - Wzruszyła ramionami i spojrzała na niego. W jego oczach można było dostrzec złość. - Ty wiesz o tym, że na imprezy chodzę ze sparowanymi osobami, tak?
Od razu na twarzy szatyna pojawiła się ulga. Chwycił ją za rękę i zaczął prowadzić do wyjścia.
- Ale oni cię nie pilnowali, a ja tak.
- Czy ja ci wyglądam na 5-cio letnie dziecko? - Starała się, aby w jej głosie słychać było obrazę, ale nie udało jej się zatuszować wesołości.
- Nie, ale dla mnie wciąż jesteś bachorem.
- To tylko pół miesiąca. - Dziewczyna zaczęła się dąsać.
- Ale wciąż ja mam 19, a ty 17 lat.
- Już niedługo. - Szepnęła.
Ackermann otworzył samochód i wpuścił Sheilę do środka, zanim sam zajął miejsce za kierownicą. Odwiózł ją do domu i pojechał do siebie. Drzwi otworzył mu lokaj, którego ominął i udał się do swojego pokoju, ale nim wszedł do środka podszedł do niego wuj.
- Gdzie byłeś? - Spytał surowym tonem.
- W szkole. - Odpowiedział równie chłodno młodzieniec.
- Mam nadzieję, że nic ie kombinujesz. Wiesz ile kosztuje nas ten przetarg, nie możemy stracić tych ziem.
- Nie musisz się o nic martwić, wuju. Nie robię nic wbrew twojej woli.
- Ja mam nadzieję.
Odszedł, a Levi wszedł do pokoju. Trzasnął drzwiami i miał ochotę już coś rozwalić, ale powstrzymał go dźwięk SMS-a.
S: Jak tam? Lepiej ci beze mnie?
Na wyświetlaczu pojawił się napis „Sheila". Poczuł jak jego mięśnie się rozluźniają, a umysł uspokaja. Sięgnął po telefon z zamiarem odpisania.
L: Chyba nie. Wróciłem do domu i już mam ochotę stąd uciec...Najlepiej do ciebie
S: Trzeba było mnie nie odwozić. Teraz cierp
L: Cios prosto w serce
S: Przykro mi :p
L: Powinno być
S: Dobrze, koniec tego dobrego, bo jeszcze się nie wyśpię i zbrzydnę. Dobranoc.
L: Ty zbrzydniesz? Jest możliwe jeszcze bardziej?
S: Haha. Bardzo śmieszne. Przyjedziesz po mnie?
L: Dobrze. Dobranoc.
S: ;*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2573 słów.
No tak...Tak troszkę, ale tylko troszkę, zaszalałam w tym rozdziale. Po prostu wydawało mi się, że jest zbyt nudno i monotonnie dlatego dodałam trochę pikanterii. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Peace out
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top