Późny powrot do domu
Zauważyła je od razu... Ledwie wyszła z tunelu pod torami, a czarne volvo rzuciło się jej w oczy. Odcinało się wyraźnie na tle śniegu, który pokrył zabrudzone ulice miasta. Patrzyło na nią zgaszonymi reflektorami, zupełnie jakby czekało. Było w nim coś niepokojącego, a przecież nie było niczym innym jak tylko zaparkowanym na chodniku samochodem.
Jedynym autem w zasięgu wzroku...
Może nie byłby to niepokojący fakt, gdyby nie to, że była godzina, o której zwykli ludzie już dawno wygrzewali się w fotelach przed telewizorem. W dodatku zazwyczaj ta ulica była gęsto zastawiona pojazdami. Tego dnia było inaczej.
Mimowolnie wzdrygnęła się, jednak nie zwolniła kroku. Śpieszyła się do domu, została po godzinach i naprawdę potrzebowała odpoczynku.
Z każdą sekundą zbliżała się do volvo, zaczęła głębiej oddychać, w duchu śmiejąc się z samej siebie. Czyżby bała się zaparkowanego auta? Wydawało się jej to irracjonalne. Znała tą okolicę i większość ludzi mieszkających na jej terenie. Potrzebowała wiele czasu, aby się zaaklimatyzować w nowym miejscu, dopiero niedawno poczuła się wreszcie bezpiecznie. Mimo to, jedno tajemnicze volvo wytrąciło ją z równowagi, którą tak długo próbowała odnaleźć.
Rozejrzała się nerwowo, niestety nikogo nie zauważyła. Była tylko ona i czarny samochód, oświetlony pomarańczowym światłem ulicznej latarni. Westchnęła ciężko, próbując unormować oddech.
Popatrzyła nieufnie w przyciemnione szyby, następnie skierowała wzrok na rejestrację. Pierwszy raz widziała tak dziwny ciąg liter i cyfr, nie kojarzyła, by kiedykolwiek wiedziała kogoś, kto jeździłby z takimi numerami.
Od auta dzieliło ją już mniej niż pięćdziesiąt metrów.
Zamknęła oczy. Spociła się, poczuła jak sweter przykleja się do jej pleców, nie lubiła uczucia tej wilgoci. Zrobiło się jej jeszcze chłodniej. Wcisnęła ręce głębiej do kieszeni i przyspieszyła. Chciała minąć te cholerne auto i w końcu odpocząć w ciepłym domu, gdzie czekały na nią jej kociaki.
Na myśl o maluchach uśmiechnęła się. Niedawno urodziła jej się szóstka młodych i ciągle nie potrafiła wyjść z zachwytu nad ich pięknem. Gdyby tylko mogła, spędzałaby całe dnie w domu z nimi. Potrzebowała jednak środków do życia, musiała pracować.
Przez swoje rozkojarzenie nie zauważyła, że znalazła się już tak blisko samochodu. Dosłownie na wyciągnięcie ręki... Przestraszyła ją ta odległość, nagle poczuła się zagrożona. Znowu przyśpieszyła. Chciała zacząć biec, ale śliska powierzchnia chodnika uniemożliwiała jej to. Minęła już maskę samochodu, kiedy poczuła silne uderzenie, spowodowane gwałtownym otwarciem się drzwi auta.
Przewróciła się, pomimo śniegu, który zamortyzował upadek, zderzenie z ziemią uwięziło jej oddech w klatce piersiowej. Zamarła w bezruchu, a z jej krtani wydobył się dziwny skrzek. Przestawała wyraźnie widzieć, jak przez mgłę obserwowała zbliżających się do niej mężczyzn.
To, co miało za chwilę nastąpić było nieuniknione. Jeden z napastników sięgnął do paska...
Był zbyt wolny, sekundę przed tym nim on zdążył wyjąć broń, ona już wyślizgnęła się ze swojej ludzkiej powłoki i odskoczyła na bezpieczną odległość.
-Ale paskudnie cuchniesz – skomentował inspektor B, który po raz pierwszy miał do czynienia z Zoklijską Gorgoną.
Stojąca przed nimi kreatura nie przypominała już w niczym zmęczonej brunetki, którą była przed chwilą. Popatrzyła na nich agresywnie jaskrawymi ślepiami. Podniosła się na muskularnym ogonie, który upodabniał ją do węża. Rozłożyła szeroko powykrzywiane kończyny, ukazując błonę rozpiętą pomiędzy nimi a jej tułowiem i zawyła przeraźliwie.
Agenci momentalnie opuścili głowy i zamknęli oczy.
-Pamiętaj, cokolwiek się stanie nie wolno Ci patrzeć na jej skrzydła – przypomniał inspektor A.
-Przyjąłem! - odkrzyknął B, biegnąc już w kierunku stworzenia. Strzelał na ślepo, właściwie nawet, gdyby mógł to, nie patrzyłby jak ginie istota przed nim. Był po prostu jednym z tych nielicznych śledczych, którzy mieli trochę za miękkie serca do pracy w terenie, ale nie mógł się sprzeciwiać. Rozkaz to rozkaz.
Powietrze przeszył bolesny pisk. B miał wrażenie, że ten dźwięk wdziera mu się do umysłu. Złapał się za głowę, jednocześnie zachwiał się i stracił równowagę, a siła rozpędu sprawiła, że zaczął ślizgać się w kierunku rozszalałej z bólu gorgony.
-Ty idioto! Spudłowałeś! - słyszał swojego partnera, jednak nie zwracał na niego uwagi. Właśnie poczuł jak zderza się z kreaturą. Przez cienki materiał garnituru wyczuł ciepło jej ciała, zszokowany otworzył oczy.
Spoglądała prosto na niego, jej ślina ściekała po owłosionym pysku, skraplała się na haczykowatej brodzie i spadała na jego twarz. Czuł smród jej oddechu, wiedział, że nie zmyje go z siebie przez co najmniej tydzień, a samo wspomnienie będzie jeszcze długo wywoływać torsje.
Otworzyła paszczę, odsłaniając kilka rzędów ostrych niczym brzytwy kłów. Nieludzki fetor nasilił się do tego stopnia, że B nie był w stanie oddychać.
Pomimo tego nie bał się. Było coś takiego w wyrazie jej oczu, co sprawiało, że mimo tego całego jej wyglądu, on nie chciał jej krzywdzić.
Wtedy rozległ się huk plazmowego pocisku, przebijającego twardą czaszkę gorgony. Szaro-niebieska posoka trysnęła na śnieg, a martwe cielsko padło całym swoim ciężarem na przerażonego B.
-Potwierdzam wyeliminowanie celu – B, usłyszał jak inspektor A zdaje raport. - Tak, ruszam po młode... - nastąpiła chwila przerwy – Tak, niestety potrzebuję nowego. Bez odbioru.
Po tych słowach inspektor B zaczął drżeć ze strachu, wiedział co go czeka. Właściwie spodziewał się tego od momentu przydzielenia go do tej misji. Niepotrzebnie wygłaszał te gorące przemówienie na temat wymierających gatunków w galaktyce. Powinien dawno zrozumieć, że dla większości funkcjonariuszy to były zwykłe potwory, nie fascynujące żywe istoty.
Zaczął płakać i rozpaczliwie próbował się wydostać spod cielska gorgony, był jednak za słaby. Usłyszał cichy pisk, który sygnalizuje gotowość broni plazmowej do użycia. Sekundę później otoczyła go cisza.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka c:
Już od pewnego czasu chodzi mi po głowie stworzenie zbioru opowiadań w takim klimacie, więc w końcu spinam tyłek i się za to biorę xD
Mam nadzieję, że spodoba Wam się koncept i będziecie tu zaglądać :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top