XXII
Obudziłam się w szpitalu, podłączona do rożnych medycznych ustrojstw. Zamrugałam gwałtownie oczami i poruszyłam się. Akurat w moim pokoju była pielęgniarka.
-Pani Kamilo? Słyszy mnie Pani?-zapytała.
Była to kobieta około pięćdziesiątki. Wyglądała na miłą, więc uśmiechnęłam się do niej i odpowiedziałam:
-Bywało gorzej. Długo tu jestem?
-Od wczorajszego popołudnia. Idę po lekarza. Musi Panią zbadać.-sprawdziła kroplówkę i wyszła na korytarz.
Po chwili przyszedł doktor.
On z kolei nie wyglądał na miłego człowieka.
Po wejściu do sali, po prostu się przedstawił i przeszedł do badania. Zajrzał mi latarką do oczu, osłuchał stetoskopem, po czym zajął się moimi nogami. Bez ostrzeżenia ukłuł mnie igłą w nogę.
-Ała!!!-wrzasnęłam, podkulając nogę.-Co Pan wyrabia?!?-zapytałam oburzona.
-Znakomicie. Odruchy prawidłowe, wygląda na to, że wszystko w porządku.-mruknął pod nosem, nie zaszczycając mnie żadną odpowiedzią.
Przekazał pielęgniarce jakieś polecenia, po czym wyszedł.
-Gbur.-mruknęłam, niezbyt cicho, na co kobieta tylko się zaśmiała.
-Pan Grzyb już taki jest. Proszę nie żywić do niego urazy.
-Nazwisko doskonale do niego pasuje. Może mi Pani powiedzieć, kiedy stąd wyjdę?
-Jak wszystko będzie w porządku, za trzy, może cztery dni.
Po jej słowach, do pokoju weszli Marek i Jan z bukietem kwiatów.
-Wszystko w porządku?-zapytał Marek.
-Tak...wychodzę dopiero za kilka dni.-powiedziałam, po czym wręczyli mi wiązankę.
Okazało się, że po moim zasłabnięciu, zaraz zadzwonił po karetkę i Jana. Marek pojechał ze mną do szpitala, a po kilku godzinach, przyjechali do mnie wraz z Janem. Poprzedniego dnia, cały czas spałam, budząc się dopiero teraz. Mężczyźni na zmianę czuwali w szpitalnym korytarzu.
-Czy zawiadomił Pan już Julię o tym zdarzeniu?-zapytałam z obawą w głosie.
-Jeszcze nie. Wolałem poczekać na Twoją decyzję.-odpowiedział Jan.
-To bardzo dobrze. Niech Pan jej nic nie mówi.
Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, po czym była kolacja, a po niej koniec odwiedzin.
Z Nicką było wszystko w porządku. Podobno już sama galopuje po pastwisku. Koń, który był rehabilitowany po złamaniu nogi, nazajutrz miał wrócić do właścicieli. Drugi też niebawem pożegna gospodarstwo. Cieszyłam się z tego powodu, chociaż zdążyłam się do nich przyzwyczaić.
Następny dzień zaczął się od wizyty lekarzy, po której było śniadanie. Popołudniu odwiedził mnie tylko Marek i to na chwilę. Cały dzień przenudziłam się w sali, od czasu do czasu chodząc, samodzielnie do toalety. Uznałam to za wielkie zwycięstwo nad samą sobą. Wcześniej poszłam spać, ponieważ lekarze stwierdzili, że nic mi nie jest i mogę wracać do domu. Z tą myślą zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top