XVIII
Następnego ranka dziewczyna od razu po przebudzeniu-spakowała się. Odświeżyła się i ubrała. Zaraz potem do domu wszedł około trzydziestoletni mężczyzna.
-Dzień dobry. Czy jest Jan? Nazywam się Marek Walkowiak, jestem jego przyjacielem.
Gospodarz zaraz się zjawił.
-Marku, zechcesz pożyczyć swój telefon, by ta Pani mogła zadzwonić po siostrę?-zapytał Jan, gdy już się przywitali.
-Oczywiście. Proszę bardzo.-rzekł, podając dziewczynie aparat.
Kamila wystukała numer, ale nie była gotowa na to, co usłyszy.
-Halo?-usłyszała głos Julii.
-Julka? To ja-Kamila. Możesz...
-Kamila? Kamilko, stało się coś strasznego. Za dwa miesiące zamykają stadninę. Pożyczyłam Pani Wandzie kasę na opłacenie wynajmu stajni. Wystarcza tylko na taki okres. Konie idą na sprzedaż. Ziemia i wszystkie budynki przejmie miasto. To koniec naszej stadniny...-dziewczyna rozpłakała się na dobre.
-Julka, nie płacz. Za sześć tygodni jest WKKW. Przygotujemy Nickę. Wystartujesz na niej. Zajmiecie na pewno pierwsze miejsce. Uratujesz stadninę.
-Wiesz dobrze, że Nicka nie słucha nikogo, oprócz Ciebie. Ze mną może zajęłaby drugie, trzecie miejsce. Inne nie wchodzi w grę.
To była prawda. Nicka tylko pod Kamilą zajmowała najwyższe miejsca na podium. Z innymi jeźdźcami nie była tak dobra.
Po namyśle dziewczyna odpowiedziała:
-Jeszcze nie wszystko stracone. Dwa tygodnie przed zawodami odezwę się do Ciebie. Do usłyszenia.-po czym rozłączyła się.
-Musimy w ciągu miesiąca postawić mnie na nogi i przygotować Nickę do WKKW. Muszę ratować stajnię. Jestem im coś winna.-zdecydowała w końcu, oddając telefon właścicielowi.
-Bardzo dobra decyzja.-powiedział Jan, po czym wyszli razem z Markiem na podwórze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top