XIV
Tej nocy, młoda kobieta, także nie mogła spać. Poczekała, aż Julka zaśnie i wykradła się na dwór. Pojechała do stajni, gdzie samotnie stała Nicka.
-Masz ochotę na spacer, koniku?-zapytała Kamila, przypinając uwiąz.
Po chwili koń był na zewnątrz,
gdzie dziewczyna wyczyściła go. Poprowadzała chwilę po podwórzu za stajnią, po czym wprowadziła do okrągłej zagrody. Przywiozła siodło z siodlarni i założyła na klacz.
-Teraz stój spokojnie, Nicka.-powiedziała i podjechała najbliżej jak się dało, po czym zaczęła się podciągać na rękach. Przewiesiła się przez siodło, ale mięśnie zaczynały odmawiać posłuszeństwa na dobre. W końcu dała za wygraną i puściła się, lądując pod koniem.
-O nie.-szepnęła, uświadamiając sobie, że naprawdę może zostać na wózku na stałe.
Wyczołgała się spod konia i próbowała usiąść z powrotem w wózku. Jednak nie zrobiła bardzo ważnej rzeczy. Mianowicie, nie zaciągnęła hamulca. Gdy tylko oparła się o pojazd, ten odjechał na znaczną odległość.
-Szlag!-zaklęła pod nosem i mozolnie, czołgała się w tamtym kierunku.
Wybieg był dość duży. Po chwili zmęczyła się i padła twarzą w dół na wydeptany kopytami piach.
Załkała krótko z bezsilności, ale zaraz poczuła na policzku ciepły oddech klaczy.
Spojrzała w górę. Koń z ciekawością i tak jakby lekkim współczuciem spoglądał na leżącą.
-Nicka. Pomóż mi.-powiedziała dziewczyna i wyciągnęła rękę do zwierzęcia.
Klacz podeszła jeszcze bliżej i nachyliła pysk. Kamila złapała za kantar i grzywę. Nicka, jakby rozumiejąc, czego jej Pani oczekuje, podniosła łeb w górę, podciągając tym samym dziewczynę. Ta przełożyła rękę przez jej szyję.
"Ostatni raz."-pomyślała i znów spróbowała stanąć chwiejnie na nogach.
Asekurowana przez konia, w końcu dopięła swego. Wisząc na szyi zwierzęcia, starała się ustać, choć na chwilę, na własnych nogach. Klacz nawet nie drgnęła. Kamila poprawiła chwyt, łapiąc się pewniej i zrobiła pierwszy, chwiejny krok. Jej mięśnie nóg nie zaniknęły całkowicie. Ucieszona pierwszym sukcesem, puściła klacz, po czym znów wylądowała na ziemi. Tym razem sama spróbowała podczołgać się do wózka, delikatnie pomagając sobie nogami. Udało się! W końcu znalazła się obok pojazdu, który zahamowała, złapała za belkę zagrody, drugą ręką trzymając fotel, w końcu usiadła w nim. Odprowadziła klacz z powrotem, na dobranoc pogłaskała i dała marchewkę. W ciszy umyła się w kuchni i poszła spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top