XII
Kamila spędziła miłe chwile ze swoją nową znajomą. Po podwieczorku mała opowiedziała jej historię swojego kalectwa. Straciła rękę po pożarze ich stajni. Chciała uratować swojego ulubieńca-Diabla. Koń wybiegł z płonącego budynku, jednak ona nie miała tyle szczęścia. Jedną z beli podtrzymujących dach, runęła w momencie, kiedy dziewczynka była w środku. Gorący odłam popatrzył jej dłoń, której nie dało się już uratować. Koń stał się narowisty i bardzo niebezpieczny. Rodzice chcieli go uśpić lub sprzedać, jednak wtedy przyszedł z pomocą Pan Jan Rybak. Rodzina nie była zamożna, więc mężczyzna zajął się nim za darmo. Na szczęście udało się pomóc zwierzęciu i wrócił do swojego domu.
Po wysłuchaniu opowieści Wiktorii, Kamila zapytała:
-I nie chcesz przestać jeździć? Jak to jest możliwe, że tak młoda dziewczynka jak Ty, (Wiktoria ma jedenaście lat), nie załamała się po stracie ręki? Przecież przed Tobą całe życie, a dłoń nie odnośnie. I jak to możliwe, że dalej jeździsz?
-Nigdy nie trzymałaś wodzy jedną ręką?
-No tak, ale w zapasie miałam jeszcze jedną. W razie czego, mogłam się przytrzymać.
-Widzisz...Ja tak kocham to, co robię, że mi to wcale nie przeszkadza.
Tej nocy Kamila nie spała w ogóle, rozmyślając nad tą rozmową. W głębi duszy wiedziała, że gdyby tylko pękła psychiczna przeszkoda w jej umyśle, byłaby zdrowa. Mogłaby znów stanąć na własnych nogach. No i...znów wsiąść na konia. Z tego, co mówili lekarze, miała coraz mniej czasu, ponieważ mięśnie zaczynają zanikać. Kręgosłup jest coraz słabszy i zaczyna przyzwyczajać się do siedzącego trybu życia. Jeśli do końca tego roku nie zacznie ćwiczeń, już nigdy nie będzie mogła stanąć. Był koniec lipca. Czasu więc nie ma zbyt wiele. Nie chciała tego przyznać nawet sama przed sobą, ale pobyt tutaj zaczynał ją zmieniać. Tylko jedno pytanie-to dobre czy nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top