okno
- No i pięknie! - powiedziała blondynka i strzepała kurz z ubrania.
Mieszkanie Richarda Graysona nie było już tylko jego mieszkaniem. Teraz dzielił je, z pracującą w barze blondynką, Kate Crosse. Odkąd dziewczyna wprowadziła się do Graysona, w mieszkaniu było zdecydowanie czyściej.
- Co tam robisz? - zapytał Dick, spoglądając znad gazety na blonynkę.
- Posprzątałam. - powiedziała i się uśmiechnęła.
- Widzę... - powiedział zamyślony Dick.
- Coś nie tak? - zapytała Kate.
- Nie. Wszystko w porządku. - powiedział i wstał z kanapy. - Muszę już iść.
- Dokąd? - zapytała.
- Do pracy. A Ty o której wychodzisz? - zapytał, ubierając kurtkę.
- Będę musiała złapać autobus, więc za jakąś godzinę. - odpowiedziała blondynka i wlała do kubka kawę z ekspresu.
- Jesteś pewna, że chcesz pracować w Gotham mimo mieszkania w Blüdhaven? - Dick spojrzał jej w oczy.
- Przyzwyczaiłam się do pracy w tym barze... Rozejrzę się za czymś tutaj, ale nie mogę tak zostawić Phoebie.
- Rozumiem... No to do później. - powiedział Dick i zamknął za sobą drzwi.
Blondynka podeszła do dużego okna w salonie z kubkiem parującej kawy i rozejrzała się. Było widać prawie całe miasto. Samochody pędzące w każdym kierunku, ludzi mijających się na ulicach bez uśmiechu, bez słowa.
'Tutaj jest tak samo, jak w Gotham...' pomyślała.
Usiadła w dużym, szarym fotelu. Spojrzała na stojący przed fotelem szklany stolik i założyła na niego nogi.
- Chyba zrobię sobie dzisiaj dzień lenia. - powiedziała w przestrzeń i wyciągnęła komórkę z kieszeni wytartych jeansów. Wybrała numer Phoebie i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo? Phoebie... Nie przyjdę dzisiaj. Ale nie wściekaj się, mam zastępstwo.
/- Ah tak? Kogo takiego? - zapytała, próbując utrzymać spokojny głos, ale Kate domyślała się, że w blondynce się gotuje.
- Moja... stara znajoma, Gabriela, jest trochę młoda, ale mówiła, że potrzebuje pieniędzy. - powiedziała Kate, kręcąc kosmyk włosów na palcu.
/- No dobra, ale oby była tak dobra jak ty, bo na straty mnie nie stać. - powiedziała kobieta i rozłaczyła się.
- No to teraz do Gabi. - powiedziała blondynka i ponownie wystukała numer na klawiaturze. - Cześć mała! Zgadnij co. Załatwiłam Ci pracę.
/- Pracę? Co? Jak?! - powiedziała zdziwiona Gabi.
- Pamiętasz ten bar, w którym mnie kilka razy odwiedzałaś i pomagałaś po zamknięciu? - zapytała Kate.
/- Ten na końcu ulicy? Pamiętam. - odpowiedziała dziewczyna.
- No to dokładnie tam. Zaczynasz o 18, nie spóźnij się. - powiedziała blondynka.
/- Dzięki! To widzimy się tam? - zapytała szczęśliwa.
- Nie... Ja już nie będę tam pracować. Przeprowadziłam się. - powiedziała Kate i czekała na reakcję Gabrieli.
/- Daleko? - zapytała tylko.
- Nie aż tak... Przyjadę po Ciebie w weekend i zostaniesz u mnie na noc, co ty na to? - zapytała Kate z nadzieją.
/- A praca?
- W ten weekend nieczynne. Rozmawiałam już z Phoebie.
/- No to pewnie, że przyjadę! - krzyknęła do słuchawki.
- Dobra, już Ci nie zawracam głowy. Do później. - powiedziała i się rozłączyła
- Ale tutaj pusto. Jak on może tak żyć? - powiedziała blondynka w przestrzeń. - Czegoś tu z pewnością brakuje.
W głowie Kate wykiełkował pomysł, który postanowiła od razu zrealizować. Poszła do sypialni i wyciągnęła z walizki sukienkę koktajlową, całą w małe kwiatki, czarne, cienkie rajstopy, plecioną, skórzaną torebkę i czarny sweterek. Szybko się ubrała, założyła skórzane kozaki za kolano i wyszła z mieszkania, uprzednio zamykając je na klucz. Zbiegła po schodach, stukając drewnianymi podeszwami o metalowe zakończenia stopni. Kiedy była na trzecim piętrze, z mieszkania 8 było słychać burzliwą kłótnię sąsiadów.
'Dobrze, że Dick mieszka na samej górze, a pod nim nie mają mieszkania... oni.' Pomyślała Kate i zbiegła na sam dół.
Przywitał ją ciepły podmuch wiosennego powietrza, delikatnie podwiewając jej sukienkę. Ruszyła chodnikiem, przywdziewając swój najpiękniejszy uśmiech i podnosząc wysoko głowę. Szła, mijając małe sklepiki, place zabaw, aptekę, kilka klubów, aż dotarła do schroniska dla zwierząt. Stanęła przed drzwiami i przygryzła wargę, przemyślając jeszcze raz swoje postanowienie. Postawiła krok przed siebie i otworzyła drzwi.
Od progu było czuć zapach sierści i słychać było przytłumione szczekanie.
- Dzień dobry! - powiedziała pani, stojąca za ladą i uśmiechnęła się ciepło do blondynki.
- Dzień dobry. Chciałabym przygarnąć psa. - powiedziała Kate, podchodząc do lady.
- Bardzo się cieszę. Chodź, pokażę ci nasze psy.
Kobieta zaprowadziła blondynkę do pomieszczenia, gdzie były rzędy klatek.
- Interesuje Cię mały, czy duży pies? - zapytała z uśmiechem, który nawet na moment nie schodził jej z twarzy.
- Nie wiem... Nie zastanawiałam się nad tym. - powiedziała i rozejrzała się po klatkach. - Raczej niezbyt duży.
- W porządku. W takim razie zapraszam tutaj. - zaprowadziła ją do innego pomieszczenia, a Kate ukazał się kolejny rząd klatek. W co drugiej był szaro-bury kundelek, oprócz kundli były też podstarzałe pudle, jamniki i sznaucery miniaturowe. Z drugiego końca pokoju, było słychać hałas uderzania czymś o metalowe kraty klatki.
- Co sie tam dzieje? - zapytała Kate.
- Wczoraj przywieźli nam szczeniaka, jest bardzo żywiołowy. - wyjaśniła.
- Czy... Mogłabym go zobaczyć?
- Oczywiście! Chodź za mną. - powiedziała i pociągnęła za sobą blondynkę.
W ostatniej klatce kręciła się niespokojnie mała suczka. Kiedy zobaczyła, że ktoś jej się przygląda, zaczęła szczekać i wskakiwać na metalowe drzwiczki klatki.
- Jest śliczna. - powiedziała zachwycona blondynka. - To ona. To właśnie z nią chcę wrócić do domu.
- Bardzo się cieszę. Zaraz przygotuję potrzebne dokumenty. Za kilka minut jestem z powrotem. - powiedziała kobieta i wyszła drzwiami dla personelu.
Mały piesek był rasy cavalier king charles spaniel. Siedziała przed Kate i machała radośnie ogonkiem.
- Co taki śliczny, rasowy piesek robi w takim miejscu jak to? Oj, biedactwo. - mówiła do pieska i wyciągnęła dłoń w jej kierunku. Suczka podbiegła niezdarnie do dłoni blondynki i zaczęła ją gryźć małymi ząbkami.
- Jesteś przesłodka. - powiedziała Kate i pogłaskała ją po głowie.
Kate miała okazję bliżej przyjrzeć się małemu stworzeniu i zauważyła, że na lewym boku ma sporą bliznę. Nie przestawała głaskać malutkiej głowy i dotknęła palcem wskazującym małego zgrubienia na skórze. Suczka momentalnie zaczęła warczeć, co mimo wszystko było bardziej urocze niż groźne i odsunęła się od blondynki.
- Okej, okej, tam nie dotykamy. Rozumiem. - powiedziała do pieska i przez drzwi weszła uśmiechnięta pracownica schroniska.
- Chodź, mam już wszystkie dokumenty. - powiedziała, a Kate poszła za nią.
Po wypełnieniu papierkowej roboty kobieta dała Kate niebieską smycz i powiedziała, że to już wszystko.
- Chodź mała, idziemy na zakupy. - Kate przypięła smycz do obróżki pieska i wyszła z nim na ulicę, uprzednio żegnając się z miłą panią, która ją obsłużyła.
Pierwszym przystankiem był sklep zoologiczn, w którym dziewczyna zaopatrzyła się w miski, jedzenie, szelki i porządną smycz dla małego stworzonka. Potem wstąpiła do kawiarni, przed którą stało kilka stolików ogrodzonych białym płotem. Zamówiła białe wino i wodę.
- Proszę malutka. - powiedziała i przelała wodę do miseczki, następnie sadzając pieska na krześle obok siebie. Suczka spojrzała z wyrzutem na kieliszek, w którym był alkohol.
- No co? Jestem prawie pełnoletnia, to jego wina, że nie sprawdził, czy mam przy sobie dowód. - powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami i podniosła kieliszek do ust.
- Kate...? - dziewczyna odwróciła głowę w kierunku głosu i ujrzała... nastolatkę w wieku na oko 16 lat. Włosy miała białe niczym pierwsze zimowe płatki śniegu. Opadały jej delikatnie na ramiona i kończyły się fioletowymi, wyblakłymi i rozdwojonymi końcówkami w połowie pleców. Cerę, idealnie białą nie skalały żadne niedoskonałości. Była niska i szczuplutka. Tylko dzięki jej oczom, Kate udało się rozpoznać kim jest dziewczyna, która przed nią stoi. Piękne zielone, jak trawa tęczówki od razu nasuwały przed oczy blondynce małą szatynkę, z nigdy nie schodzącym z twarzy uśmiechem.
- Gabi?! O matko nie poznałabym Cię! Siadaj. - powiedziała blondynka i podeszła do Gabrieli, mocno ją przytuliła i wskazała jej miejsce przy stoliku.
- Dzięki. - powiedziała białowłosa i się uśmiechnęła. - Masz psa?
- Tak, od kilku godzin. - powiedziała zadowolona blondynka.
- Jak się wabi? - zapytała, wskazując małą sunię, która teraz grzecznie siedziała przy nodze swojej pani.
- Jeszcze nie wybrałam jej imienia... Zaraz, zaraz... czy ty nie miałaś być w pracy? - zapytała zdziwiona blondynka.
- Phoebie powiedziała, że nie zgadza się, żebym u niej pracowała. - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Ah, ta kobieta... Jej sprawa. Ja bym Cię tak nie potraktowała...
- To już nie ważne. Jak to jeszcze nie ma imienia? Zaraz coś wymyślimy. Hmmm.
- Naprawdę chcesz teraz wymyślać imię dla niej? - Kate zapytała rozbawiona.
- Oczywiście! Każdy musi mieć jakieś imię. Bella? - zapytała.
- Nie, nie pasuje do niej. - zaprotestowała i znowu podniosła kieliszek do ust. - Później coś wybiorę...
- Rozumiem, że teraz idziemy do mnie. - uśmiechnęła się Kate, a białowłosa na nią spojrzała z zastanowieniem, ignorując jej pytanie.
- Co z Tobą? - zapytała Gabi przyglądając się bliżej twarzy blondynki.
- O co Ci chodzi?
- Coś się stało? Chłopak Cię rzucił? Pokłóciłaś się z Zatanną? - wypytywała dalej.
- O czym Ty mówisz? Wszystko po staremu. - powiedziała zdezorientowana.
- Ale twoje oczy... To po prostu widać. - powiedziała i przybliżyła się na odległość centymetrów od twarzy blondynki.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - wzruszyła ramionami i odsunęła od siebie białowłosą. - Masz ubrania na jutro?
- Coś mam. - powiedziała zrezygnowana i podniosła z ziemi plecak ze sztucznej skóry.
- Wspaniale. No to idziemy! - powiedziała blondynka i ruszyła sprężystym krokiem.
Po powrocie do mieszkania Kate zaczęła przygotowywać kolację. Po kilkunastu minutach, wypełnionych przyjemnymi zapachami z kuchni, na stole stanął talerz z górą naleśników.
- To Ty umiesz gotować? - zdziwiła się nastolatka.
- Oczywiście, że umiem. - oburzyła się Kate.
- Już, już, spokojnie. Kiedy przyjdzie twój współlokator? - zapytała z uśmiechem, którego mógłby pozazdrościć niejeden chytry lis z bajkek dla dzieci.
- Powinien być za kilka minut. - stwierdziła po spojrzeniu na zegarek.
Jak na zawołanie przez drzwi wszedł Grayson. Zdjął buty i płaszcz, potem rozejrzał się i zdziwił się na widok Gabrieli.
- Witaj w domu Grayson. - powiedziała blondynka i stanęła przed brunetem. - To jest Gabriela, moja... młodsza siostrzyczka. - powiedziała z przeuroczym uśmiechem.
- Dick. - powiedział i wyciągnął rękę do dziewczyny z białymi włosami.
- Gabriela, ale dla przyjaciół Gabi. - uścisnęła dłoń mężczyzny i posłała do niego piękny uśmiech.
- Skoro już się znacie, to możecie zjeść. -powiedziała zadowolona Kate.
- A ty? - zapytał Dick.
- Ja jadłam w trakcie robienia... Pójdę zobaczyć, co robi Cyntia. - powiedziała i już wychodziła z pokoju.
- Jest tu ktoś jeszcze? - zapytał zdziwiony Dick.
- Ktoś baaardzo się ucieszy, że będzie mógł Cię poznać. - powiedziała tajemniczo Kate.
- ...Nick przyjechał? - zapytał zdziwiony Dick.
- Nie. Cyntia! - zawołała blondynka, a z kanapy zeskoczyła mała sunia.
Kate podniosła Cyntię i przystawiła ją Graysonowi do twarzy.
- Richardzie Grayson. Poznaj Cyntię. - powiedziała oficjalnym głosem Kate, a suczka polizała Dicka po twarzy.
- Mój Boże. - powiedział tylko Dick i zabrał pieska z rąk Kate.
'Czym ona jeszcze mnie zaskoczy?' zapytał sam, siebie Dick, a Cyntia, jakby czytając mu w myślach, polizała go po dłoni, żeby dać mu do zrozumienia, że będzie go wspierać.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
1640 słów.
No hejcia
Po dłuższej przerwie, ale jestem!
Ehh i jak zawsze proszę o komentarze, w których piszecie, co o tym sądzicie, wasze propozycje na rozdziały i inne pierdoły
No to tyle
Yo!
kejt ▪
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top