Wścibstwo nie zna granic

- O mój malutki! Jesteś już! – unoszę brwi z rozbawienia na odgłosy dobiegające do mnie z korytarza. Gwendolyn używa tonu, jakby zwracała się do małego dziecka, a jak domniemam właśnie przyjechał jej trzydziestojednoletni syn. – Jak minęła ci droga? Pewnie jesteś przemęczony. Irene właśnie robi dla ciebie pożywne śniadanie... - no nie wiem, czy bułkę z masłem i parówki można nazwać pożywnym śniadaniem. – Zdejmuj buty i chodź do kuchni. Poznasz wnuczkę mojej najlepszej przyjaciółki. Irene jest urocza na swój sposób. Trochę wredna i irytująca, ale czasem bywa w porządku i nie jest upierdliwa.

- Mamo. – śmiech mężczyzny brzmi szczerze. – Dasz mi cokolwiek powiedzieć? Wiem, że nie widzieliśmy się od paru miesięcy, ale mamy czas, abyś mi o wszystkim opowiedziała. Zostanę przez dwa tygodnie.

- O rany! Jak cudownie. W końcu spędzimy trochę czasu razem. Ciągle jesteś w rozjazdach i ciężko cię złapać.

- Takie uroki pracy przedstawiciela handlowego. – docierają do mnie ciężkie kroki, więc unoszę wzrok znad talerza z parówkami, a wtedy dostrzegam wysokiego mężczyznę o bardzo przystojnej aparycji. Ma jasną karnację i blond włosy, a jego oczy są koloru krystalicznej wody w wodospadzie. Wygląda jak anioł w ludzkiej postaci. To możliwe, aby Gwendolyn miała tak przystojnego syna?

- Cześć – wypowiadam. – Ugotowałam dla ciebie parówki i posmarowałam kromki chleba masłem. Smacznego życzę! – szczerzę zęby w uśmiechu i podsuwam talerz w jego kierunku.

- Mamo, nie wspominałaś, że Irene tak wykwitnie gotuje. – naigrywa się.

- Raczej kiepsko. – kwituje Gwendolyn.

- Tylko parówki były w lodówce.

- No tak, zapomniałam wstąpić do sklepu. No nic, musisz się zadowolić parówkami, mój drogi.

- Spokojnie, mamo. – głaszcze ją pieszczotliwie po włosach. Ten gest jest uroczy i świadczy o dużym szacunku do swojej rodzicielki. Kto by pomyślał, że wychowała kogoś tak kulturalnego, biorąc pod uwagę jej niewyparzone usta i rozpowiadanie plotek na mój temat po całej wsi. – Zjem wszystko, co jest na talerzu. Nie mam wrażliwego podniebienia.

- Za dziecka byłeś bardzo wybredny.

- To było dwadzieścia parę la temu.

- Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem.

- Wiem, wiem.

- No dobrze. Porozmawiajcie sobie, a ja skoczę na zakupy. Na obiad zrobię coś lepszego niż parówki. Bawcie się dobrze. – dlaczego każdy dziś mi życzy dobrej zabawy? To dziwne. Prawdopodobnie to zbieg okoliczności, ale mimo wszystko jestem podejrzliwa. Bądź co bądź jestem mocno przebodźcowana, więc wszystko będzie wzbudzać we mnie powątpienie, a to doprowadzi do kwestionowania wszystkiego, co ktoś zrobi i powie.

Gwendolyn pozostawia nas samych, a ja nie za bardzo chcę spędzić wolny czas z Robertem. Wolałabym odwiedzić grób babci i rozejrzeć się po wiosce. Może udałoby mi się wejść do pubu i trochę wkupić się w łaski ludzi, abym mogła rozpocząć infiltrację środowiska od środka. Tylko jak tego dokonać?

- Mama mi wspominała, że w twoim domu znaleziono trzy ciała. Wiesz może co się stało?

- Niestety nie. Policja nie informuje mnie o postępach śledztwa. – pierwszorzędne kłamstwo, kobieto.

- Szkoda. – wzrusza ramionami. – Może powiedzą coś w wieczornych wiadomościach. Od wczoraj trąbią o tym we wszystkich wiadomościach. Nawet pokazali ciebie, jak rozmawiałaś z dwoma policjantami, dlatego myślałem, że coś wiesz. – chyba powinnam obejrzeć wiadomości, aby zobaczyć, jak media przedstawiają tą serię morderstw.

- Nie miałam pojęcia, że robiono mi zdjęcia.

- Więc o czym rozmawiałaś z policją?

- Dlaczego cię to interesuje? – pytam podejrzliwie.

- Jestem ogromnym fanem zagadek kryminalnych. – ekscytuje się, jakby opowiadał o ulubionym zestawie klocków LEGO. – Zawsze chciałem być świadkiem zbrodni, ale nie sądziłem, że jakakolwiek wydarzy się po drugiej stronie ulicy mojego domu. Ba! W Castle Combe grasuje morderca? To brzmi niedorzecznie. – parska śmiechem. – Zdradzisz mi jakieś szczegóły? Proszę?

- Niestety nie. – odpowiadam dobitnie. – Nie wiem niczego. Tego dnia po prostu poinformowano mnie, że nie mogę wrócić do swojego domu, ponieważ znaleziono kolejne dwa ciała. Nic więcej nie wiem.

- Lipa. – wzdycha przeciągle. – Ale może razem posnujemy teorie spiskowe? – szczerzy zęby w uśmiechu.

- Pozostawiam sprawę w rękach policji. W końcu odnajdą winnego.

- Posiadasz dużą wiarę w policję.

- A ty nie?

- Są nieudolni. – wzrusza ramionami, po czym sięga po talerz ze swoim śniadaniem. – Często gęsto nie potrafią wypisać porządnie mandatu.

- Zdajesz sobie sprawę, że policja, zajmująca się ruchem drogowym, a policja od spraw kryminalnych to zupełnie inna ranga?

- Wszyscy wyszli z tej samej szkoły policyjnej. – Cóż za ignorancja...

- Ale nie wszyscy skończyli odpowiednie studia kierunkowe.

- Z każdym dniem ich szanse na odnalezienie winnego są mniejsze. Ta osoba już dawno spakowała swoje manatki i uciekła z kraju.

- Niektórzy seryjni mordercy są na tyle popierdoleni, że obserwują rozwój wydarzeń zza taśmy policyjnej. Jako fan zagadek kryminalnych powinieneś to wiedzieć. – sugeruję z cwanym uśmieszkiem. Robert spogląda na mnie z zaskoczeniem, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że jego przykrywka właśnie została spalona. Nie wierzę w to, że jego pytania są zwykłą ciekawością. To byłoby zbyt oczywiste. – Jak to w końcu z tobą jest? Interesujesz się zagadkami kryminalnymi czy próbujesz wywąchać jak się sprawy mają?

- Podejrzewasz mnie o coś? – pyta z irytacją.

- Śmierdzisz kłamstwem na kilometr. Udajesz kogoś kim nie jesteś.

- Nie możesz tego wiedzieć.

- Intuicja mi podpowiada, że łżesz. Smacznego śniadania i miłego dnia. – wychodzę z kuchni, kierując się do swojej tymczasowej sypialni. Powinnam skontaktować się z Devlinem, aby poinformować go, że Robert Philips budzi moje podejrzenia. Nie twierdzę, że jest winny śmierci tych kobiet, ale być może wie o czymś, co ciąży na jego sumieniu. Może nie chce, aby jego mroczne sekrety ujrzały światło dzienne? Może wie kim jest seryjny morderca? Może sam nim jest? W gruncie rzeczy wątpię, że jest zabójcą, ale coś na pewno ukrywa. Być może rzeczywiście jest podekscytowany tym, co działo się po drugiej stronie ulicy, stąd jego pytania. Niemniej jednak były wścibskie i nachalne i nie mogę tego zbagatelizować.

Zabieram z pokoju telefon komórkowy, a następnie z powrotem zbiegam na dół. Nie zamierzam dzwonić do detektywa w domu, ponieważ ściany mogą mieć uszy, a mój kontakt z Devlinem powinien być tajemnicą. Nikt mi nie zaufa, jeśli moja umowa z policją wyjdzie na światło dzienne. Zaczynam myśleć, że odnalazłabym się w roli szpiega. Nie da się ukryć, ale podoba mi się to co robię. Zajmuje to moje myśli przez ciągłe skupienie się na drobnostkach, przez co nie mam czasu rozpamiętywać widoku martwego ciała spoczywającego na moim dywanie. Poza tym mogę się przysłużyć dla dobra sprawy i mogę w końcu poczuć się ważna w dużym przedsięwzięciu. Nie mogę też oszukiwać sama siebie. Powinnam się przyznać, że zgodziłam się na rolę konsultanta śledczego przez wzgląd na Devlina Lane. Ten mężczyzna ma w sobie nieodparty urok, dlatego też chciałabym go bliżej poznać.

- Irene, poczekaj! – woła za mną Robert, kiedy przemierzam ścieżkę w ogrodzie.

- Mam parę spraw do załatwienia.

- W tej dziurze zabitej dechami?

- Idę posprzątać na grobie babci. – odpowiadam posępnie. – Jeśli chcesz mi coś wyjaśnić to musisz poczekać do wieczora.

- Chodzi o to, że chciałem ci zaimponować!

- Że co? – niemal dławię się własną śliną. Nie takiego wyznania się spodziewałam. A czego oczekiwałaś, kretynko? Przecież nie wyjawi ci swoich grzeszków. Musiał coś wymyślić, aby uśpić twoją czujność.

- Sądziłem, że jeśli zagadnę cię o morderstwo, złapiemy nić porozumienia. – drapie się po ogolonej brodzie w geście podenerwowania. – Całą drogę z Londynu do domu myślałem jak zacząć z tobą rozmawiać.

- Niech zgadnę... Zobaczyłeś mnie w wiadomościach i trafiła cię strzała amora?

- Poniekąd tak było. – spuszcza spojrzenie na swoje obuwie. Mówi prawdę czy ściemnia? – Dałem ciała na starcie. Jest mi z tego powodu bardzo głupio. Przepracowałem w swojej głowie kilka scenariuszy. Zastanawiałem się, jak może potoczyć się rozmowa, aby mieć przygotowane kwestie na wszystkie ewentualności. Niestety nie przewidziałem, że jesteś bystra i tak szybko wyczujesz, że nie jestem sobą. Z resztą nie wziąłem pod uwagę, że zagadnięcie cię o morderstwa, które wydarzyły się w twoim domu to drażliwy temat. Przepraszam, że na starcie poczułaś do mnie odrazę. Nie powinienem kłamać, ale jestem nudnym człowiekiem, który nie ma zbyt wiele do zaoferowania.

Muszę przyznać, że tym razem jego wypowiedź jest spójna i może wyjaśniać wszystkie wścibskie pytania. Jest mi go nawet trochę żal, ponieważ potraktowałam go niezbyt życzliwie. Wprawdzie sam sobie na to zasłużył, więc musi przełknąć konsekwencje swoich kłamstw. Aczkolwiek nadal chcę poinformować Devlina o przyjeździe syna Gwendolyn Philips. Według mnie policja powinna go przesłuchać dla samej zasady. Kiedy wskaże, że ma niepodważalne alibi na każde z trzech morderstw, być może przestanę być podejrzliwa.

- OK. – odpowiadam, po czym odwracam się, aby odejść. Nie za bardzo wiem, co w ogóle powinnam odpowiedzieć. Nie jestem dobra w takich rozmowach, zwłaszcza wtedy kiedy ktoś budzi we mnie sprzeczne emocje. Na szczęście Robert nic więcej nie mówi, pozwalając mi zniknąć z zasięgu jego wzroku. Uznaję tą konwersację za zakończoną i w najbliższym czasie nie zamierzam do niej powracać. Syn Gwendolyn musi przełknąć moje odrzucenie.

Niewątpliwe jest przystojnym mężczyzną, który zapewne zwraca na siebie uwagę wielu kobiecych spojrzeń. Nie mogę być wykazać się ignorancją i udawać, że mój wzrok nie podąża po jego sylwetce i twarzy. To nic dziwnego jeśli stoi przed nami ktoś kogo dobrze jest podziwiać. Pomimo to mój umysł jest już spaczony i dostrzega jedynie detektywa Lane, który nie jest tak samo przystojny jak Robert, lecz ma w sobie pewien urok i tajemniczość, co zdecydowanie budzi we mnie zainteresowanie.

Gdy wchodzę na teren cmentarza, szybko rozglądam się dookoła, ale nie dostrzegam w pobliżu żadnej żywej duszy, dlatego prędko wybieram numer Devlina i czekam kilka sygnałów na odebranie połączenia.

- Czego? – jego głos emanuje wściekłością, aż odrzuca moją głowę w tył. Czy na pewno wybrałam dobry numer? Prędko zerkam na wyświetlacz komórki. Ja pierdole! Tylko nie to!

- Cześć, John. – wzdycham przeciągle. – Jak leci?

- Czego jeszcze ode mnie chcesz?

- Wybrałam twój numer przez przypadek. Wybacz.

- Nie sądzę. – prycha. – Nie masz prawa do mnie wydzwaniać. Podpisałaś cholerne papiery rozwodowe!

- Jesteś na mnie zły bo podpisałam dokumenty rozwodowe, które sam podsunąłeś mi pod nos? – dziwię się. Co tu jest grane?

- Wtedy byłem pewien, że tego nie zrobisz. – śmieje się bez rozbawienia. – Myślałem, że wpadniesz w histerię i zaczniesz mnie błagać o rozważenie jeszcze tej decyzji. Nawet nie wiesz jak ogromne było moje zdziwienie, kiedy bez zawahania złożyłaś podpis na tych przeklętych dokumentach.

- W co ty grasz, John?

- Chciałem na nowo wzniecić między nami ogień. – wypowiada z goryczą. – Wiedziałem, że moje pieniądze odegrały ogromną rolę podczas moich oświadczyn, dlatego wziąłem za pewnik, że dla nich zrobisz wszystko. A ty tak łatwo z nich zrezygnowałaś...

- Zrozumiałam, że w życiu ważna jest miłość. Między nami jej nie było. Nasze małżeństwo to zwykła transakcja biznesowa. Ja otrzymałam pieniądze, a ty piękny nabytek, którym mogłeś się chwalić przed swoimi wspólnikami.

- Czy to znaczy, że do mnie nie powrócisz?

- Nigdy. Życzę ci jak najlepiej, ale nasze wspólne życie dobiegło końca.

- Dziękuję ci za szczerość. – wypowiada z życzliwością. – Teraz wiem, że masz w sobie wartości, których nie dostrzegałem. Byłaś młoda, kiedy się poznaliśmy. Szukałaś szczęścia i chciałaś zaznać ekstrawaganckiego życia, a kiedy go zaznałaś zrozumiałaś, że nie tego pragniesz. Doceniam twoją szczerość i dziękuję, że zadzwoniłaś, nawet jeśli to przypadek.

- Powodzenia John.

- Żegnaj moja miła. – połączenie zostało przerwanie, pozostawiając mnie w głuchej ciszy. Ta rozmowa była bardzo dziwna, ale chyba właśnie jej potrzebowałam, aby zamknąć przeszłość. 

_____
Jeszcze jeden ?🤭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top