Trzy trupy to już tłum

Devlin Lane

Poprosiłem Rowana, aby pozostał z Irene, a sam udałem się do piwnicy, w której zgromadziło się co najmniej dwudziestu policjantów. Wśród nich szybko dostrzegam Jasmine, której blond włosy odznaczają się na tle ciemnego otoczenia.

- Co mamy? – pytam, a blondynka nawet na mnie nie spogląda. Jedynie wskazuje na odkopany szkielet, który jest właśnie układany w czarnym worku na zwłoki. Gdybym powiedział, że jestem zszokowany, skłamałbym. Tak naprawdę jestem przerażony, ponieważ w tym domu doszło do trzech makabrycznych morderstw. To będzie głośna sprawa, która zyska rozgłos w całej Wielkiej Brytanii, jaki i na świecie, a to oznacza presję czasu, nacisk mediów i szefostwa.

- Na moje oko szkielet należy do młodej kobiety. Na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. – mamrocze pod nosem. – W ciągu trzech dni znaleźliśmy zwłoki trzech kobiet. Ten dom to jebane cmentarzysko!

- Przeszukaliście resztę powierzchni? – rozglądam się dookoła, a rozkopana ziemia pod domem odpowiada na moje pytanie. Mamy trzy ciała i wszystkie należą do kobiet, więc seryjny morderca musiał mieć do nich osobisty uraz. Jeśli te kobiety nie są ze sobą powiązane, mąż Vanessy Taylor zniknie z mojej listy podejrzanych. Do diabła!

- Tak. Nic więcej nie znaleźliśmy. – wzdycha z ulgą. – To była długa noc. Powinnam się przespać zanim zajmę się identyfikacją zwłok.

- Jasne. – posyłam jej pokrzepiający uśmiech. – Informuj mnie, gdy coś ustalisz. – między nami zapada niezręczna cisza. Wokół nas słychać jedynie szepty kolegów z pracy oraz szelest worka na zwłoki. Także ten...czas stąd iść. Kiedy decyduję się odejść bez słowa, cichy głos Jasmine rozbrzmiewa za moimi plecami.

- Mógłbyś mnie podwieźć do domu? Przyjechałam z kryminologami, a im zejdzie tutaj do rana.

Jeśli odmówię, wyjdę na nieczułego kutasa. Jeśli się zgodzę, będę narażony na niezręczne pytania, na które nie mam ochoty odpowiadać. Poza tym prywatne uczucia powinny odejść na drugi plan, kiedy na tapecie mamy schwytanie seryjnego mordercy. Niemniej jednak Jasmine wygląda na zdesperowaną, by zostać ze mną sam na sam, więc powinienem jej odmówić, aby rozwiać jej wszystkie nadzieje na związek ze mną. Czuję się rozdarty, ponieważ chcę również zachować się po przyjacielsku, ale jestem pewien, że droga powrotna do Londynu będzie dla mnie udręką. Rozmowa o emocjach i uczuciach zawsze jest trudna, zwłaszcza kiedy ktoś, kogo się kocha, rozdarł naszą duszę na wiele odłamków. Co gorsza, te odłamki nie chcą się ponownie ze sobą scalić.

Jasmine jest piękna, miła i inteligentna. Poza tym widzę w niej anioła, który nie mógłby mnie skrzywdzić tak samo, jak dokonała tego Annie. W tym związku, osobą, która zadawałaby ból, byłbym ja, ponieważ nie potrafię pokochać nikogo innego. Annie jest dla mnie wszystkim, lecz ja dla niej stałem się nikim. Dlatego też nie mogę zatruć sobą nikogo tak dobrego jak Jasmine. Zresztą, kiedy na nią spoglądam, widzę w niej kogoś w rodzaju przyjaciółki. Mam dwie opcje do wyboru. Odmówić i okazać się palantem albo zgodzić się i otwarcie jej wyznać, że nie jestem nią zainteresowany. Choć raz bądź z nią szczery, dupku. Zerwij ten plaster zanim jej nadzieje staną się obsesją.

- Okej. – odpowiadam. – Tylko daj mi jeszcze chwilę. Muszę się tutaj rozejrzeć. Może coś da mi jakiś punkt zaczepienia.

- Zaczekam na zewnątrz. – posyła mi promienny uśmiech, po czym wymija mnie i kieruje się w górę do wyjścia z domowej piwnicy. Jej biodra poruszają się w kokieteryjny sposób, jakby miała pełną świadomość tego, że ją obserwuję. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jestem nią zainteresowany w taki sposób.

- Devlin! – wrzask Rowana mógłby obudzić nasze zmarłe ofiary. Po chwili jego sylwetka pojawia się na schodach, niemal wpadając w Jasmine i zrzucając ją ze schodów. Chwyta ją swoimi dłońmi, gdy blondynka staje niestabilnie na jednym ze schodków. – Wybacz, moja pięknotko. – cmoka ją w policzek. – Devlin, mam problem! – zwraca się do mnie spanikowany. – Twoja panienka mi zwiała! – o czym on pieprzy, do licha!?

- Co?

- Nagle dostała zastrzyk adrenaliny we krwi, zerwała się z fotela i zdarła z siebie koc. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, ta wariatka była już kilometr dalej. Biega szybciej od geparda, ale to pewnie przez te jej długie nogi. Dosłownie długie...Jak u żyrafy.

- Co ty kurwa zoo otwierasz? – pytam zirytowany. – Flirtowałeś z jakąś emerytką, że nie zorientowałeś się, że Irene ucieka? – czuję jak we mnie gotuje się krew. Miał jedno pieprzone zadanie i jak zwykle zew jego fiuta przywołał go do kolejnej zdobyczy. Co prawda, Irene mogła odejść w każdym momencie, ponieważ nie jest podejrzaną w sprawię, więc nikt jej nie aresztował, ale ktoś w stanie tak głębokiego szoku i przerażenia nie myśli racjonalnie i zaraz może dojść do jakiegoś niekontrolowanego wypadku.

- Mogłeś sam ją pilnować! – oburza się. – Tobie to lepiej szło, ponieważ ciebie nie obrażała.

- Obrażona księżniczka się znalazła. – wyrzucam ręce ku górze. – Aż tak boli cię ego!?

- Żebyś wiedział. – oburza się. – Kpiła ze mnie.

- Miała rację, więc radzę sobie przemyśleć przekaz jej wypowiedzi, kretynie.

Nie wiem, dlaczego jestem zdenerwowany. Nie rozumiem reakcji swojego ciała, ale naprawdę jestem wkurwiony, ponieważ wolałbym, aby Irene Holder nie zrobiła sobie krzywdy. Jest żywą ofiarą całego tego gówna i teraz błąka się sama po Castle Combe. Ja pieprzę! A co, jeśli seryjnym mordercą jest ktoś z tej małej społeczności i właśnie za nią pobiegł!? Do kurwy nędzy!

- Co on jest taki wkurwiony? – Rowan kieruje swoje pytanie do Jasmine, która obserwuje naszą dwójkę z dziwnym wyrazem twarzy. Wygląda tak, jakby jej serce rozpadło się na tysiące małych odłamków. Rozpoznaję to, ponieważ tak samo wyglądało moje spojrzenie w lustrze, gdy dotarło do mnie, że Annie już nie wróci.

- Najwidoczniej martwi się o kogoś kto nie jest mną. – wypowiada Jasmine. – Przepuścisz mnie? Chciałabym się stąd wydostać. – sylwetka mojego przyjaciela tężeje, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że jego własne słowa: „twoja panienka mi zwiała", zerwały plaster, który był jej nadzieją na związek. Spogląda na mnie przepraszająco, na co wzruszam ramionami. W końcu ktoś to musiał zrobić.

- Rowan, odwieź Jasmine do domu, okej? – mówię spokojniej.

- Jasne. – wypowiada potulnie i chwyta ją za ramię. – Chodźmy. – wychodzę zaraz za nimi, a blask fleszy na moment mnie oślepia. Rany, potworne hieny mają pożywkę.

- W którą stronę pobiegła Irene? – pytam.

- Tam – przyjaciel wskazuje w prawo, gdzie droga prowadzi w kierunku rzeki By Brook River. Zamykam na moment oczy, aby odliczyć do trzech. Jeśli Irene nie myśli racjonalnie to przechadzka nad rzekę to bardzo kiepski pomysł. Kiedy otwieram powieki dostrzegam komendanta policji, zmierzającego w moją stronę. Szlag! Nie mam teraz czasu, aby z nim omawiać postępy w śledztwie, których tak naprawdę nie ma. Dopóki dwa pozostałe ciała nie są nam znane personalnie, mamy związane ręce. Nie wiemy, gdzie szukać ani z kim rozmawiać. Pozostaje nam jedynie poznanie Vanessy Taylor za jej życia.

- Zagadaj go. – mówię do Rowana. – Ja muszę się na chwilę ulotnić. – nie czekając na odpowiedź przyjaciela, czmycham w bok, kierując się do swojego samochodu. Prawdopodobnie zbiorę za ucieczkę niezłą reprymendę, ale w tym momencie wolę się upewnić, że Irene nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Nie mam pojęcia, dlaczego jest to dla mnie takie ważne, ale nie chcę tego rozbierać na czynniki pierwsze. Uznaję po prostu, że zrobiło mi się szkoda kobiety, która po powrocie do rodzinnego domu, wpadła w wir koszmarnych przeżyć. Poza tym poprosiłem ją o pomoc w śledztwie i nie wiem, czy to był dobry pomysł. Jeśli zacznie wypytywać o te morderstwa może sprowadzić na siebie kłopoty...

Wsiadając do BMW i zamykając za sobą drzwi, kładę głowę na kierownicę, aby uspokoić galopujące stado myśli. Początkowo morderstwo Vanessy Taylor mogło być prostą sprawą. Zazdrosny i zraniony mąż mści się na niewiernej i nieczułej żonie. Dziś sprawa nabrała inny obrót, a trzy ciała wskazują na działania seryjnego mordercy, który zapewne w tym momencie wybiera swoją czwartą ofiarę. O ile ukrywał ciała tylko w tym jednym domu...Niestety nie mogę jasno stwierdzić, że te trzy morderstwa są jedynymi, do jakich dopuściła się ta osoba. Niemniej jednak seryjny zabójca nigdy nie przestaje dokonywać mordów. Dlaczego dwa ciała zakopano w piwnicy domu, a jedno pozostawiono w salonie? Ktoś go wystraszył? Nie miał czasu go ukryć? Czy morderstw dokonano w tym domu, czy tylko podrzucono tutaj te ciała?

Do kurwy nędzy!

Jakby tego było mało, moje życie prywatne to istny koszmar. Ranię ludzi, których nie chcę krzywdzić, a kobieta, którą kocham niedawno zaręczyła się z maklerem giełdowym. Nie wiem co jest gorsze...Kochać kogoś, kogo nie możemy mieć czy być obojętnym dla kogoś, kto znaczy dla nas tak wiele. Zdaję sobie sprawę, że nie byłem dla niej idealnym partnerem, ale starałem się być dobry dla niej, nawet jeśli dla reszty świata byłem skończonym sukinsynem. Na dobitkę skrzywdziłem Jasmine, dla której znaczę wiele, a ja jestem obojętny dla jej uczuć. To oznacza, że kocham kogoś, dla kogo jestem tylko przeszłością i jednocześnie nie jestem zainteresowany kimś, kto ukazuje mi, że jestem dla niej ważny. Dlatego miłość jest dla głupców, którzy wierzą, że ona jest łagodna, piękna i łaskawa. Za to ja już odrobiłem swoją pracę domową i moje serce nigdy tak mocno nie zabije.

Unoszę głowę znad kierownicy, biorąc jeden uspokajający oddech. Muszę skupić swoje myśli na odnalezieniu Irene, aby móc spokojnie wrócić do swoich obowiązków. Nie chcę, aby zrobiła sobie krzywdę, a będąc w szoku mogłaby podjąć złe decyzje. Przekręcam kluczyk w stacyjce, a kiedy silnik budzi się do życia, wbijam bieg, aby ruszyć na poszukiwania ognistowłosej damy w opałach. 

________
Miłego wieczoru 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top